Wiek: 26 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5179 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-04-28, 15:40
Chochlik, nie, nie jesteś jedyna. W autobusie kilkukrotnie zdarzyło mi się zrobić sobie krzywdę. Ale tu chyba chodzi właśnie o ten wstyd i przebywanie między ludźmi. Częściej taka obecność postronnych osób może tę chęć zniwelować albo ograniczyć, niż siedzenie samemu w domu.
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.
Chyba dwa razy straciłem kontrolę, było to w ciągu około jednego miesiąca. Zawsze było to po kilku piwach i zawsze w silnych emocjach. Pierwszy raz chlasnąłem się nożem po przedramieniu bez żadnego zastanowienia, szybko i z dużym naciskiem. Została mi po tym głęboka szrama. Drugi raz był identyczny lecz trwał znacznie dłużej, objął już całą rękę i skończył się podobnymi tylko znacznie liczniejszymi cięciami. Nazajutrz rano cały bandaż i rękaw były przesiąknięte krwią a ja przez kilka dni czułem się słabo. Obiecałem sobie wtedy, że koniec z cięciem się ale i tak po jakimś czasie do tego wróciłem. Ale od tamtej pory każde kolejne sznyty były już tylko niewinną igraszką.
Kiniula, obecnie się trzymam, ale często nachodzi mnie ochota na zrobienie sobie krzywdy, cały czas uważam, że moje cięcia były za małe i potrzebuje większych, które zadają mocniejszy ból. Jednak jak mówiłem, póki co trzymam się...
Baby I will love you so hard like a seventies porno
Napełniona emocjami i alkoholem wpadłam jakby w trans. Na początku delikatnie z zainteresowaniem. Potem coraz szybciej i mocniej. Nie wiem ile czasu ale jak wtrącił mnie dźwięk sms, rany objęły całą rękę przedramie i ramie z obu stron na około na drugiej ręce tylko przedramie. Niektóre zniknęły całkiem inne lekko zblakly większość została. Nie potrafiłam się powstrzymać.
Ciekawe do czego bym doszła gdyby nie sms.
Demony co żyją we mnie. Szepczą krzyczą całe dnie. W nocy historie opowiadają. I nigdy mnie nie opuszczają. Moje ciało jest ich domem. Lub to ja jestem demonem
Z całą pewnością należę do tych osób. W sumie to nawet przestałam odczuwać, że robię coś złego (aż do momentu, gdy mój chłopak się o tym nie dowie i nie poczuję, że robię mu tym krzywdę, choć nie zawsze). Oczywiście, że staram się niby pilnować, ale już nie kontroluję "głodu". Wystarczy, że się odrobinę zagapię i już mam kolejne rany na ciele, a siniaki nawet nie wiem skąd się biorą. I może właśnie jestem po to na tym forum. Kilkanaście blizn każdego tygodnia nie robi mi różnicy (i tak nie widać ich w całym tym gąszczu), ale "głód" potrafi być naprawdę dręczący.
"Człowiek w ogóle tak potrafi: zastąpić realne iluzją. I żyć w całkowicie wymyślonym świecie.
To w zasadzie przydatna cecha"
Przestałam panować nad samookaleczaniem. Już nie czuję, że sobie szkodzę, zawsze jest za mało, by siebie ukarać. Potrzebuję większego bólu, zasługuję na niego.
Tnę się praktycznie dzień w dzień z małymi wyjątkami od przeszło dwóch tygodni. Już coraz bardziej tracę nad tym kontrolę. Już nie raz miałam takie rzuty samouszkodzeń, jednak teraz dosłownie muszę się siłą powstrzymywać przed podcięciem sobie całkowicie żył. A najbardziej żałosne jest to, że głównie powstrzymuje mnie przed tym fakt, że w ten sposób nie udałoby się tego zrobić skutecznie.Chyba sobie z tym nie radzę, ale czy przeszkadza mi to? No właśnie. Wszystko mam gdzieś i nic mnie już nie obchodzi.
Kiedy się tnę specjalnie robię większe opatrunki poza rany, by ciąć się pod plastrami i bandażem kolejny raz, i kolejny, i kolejny. Teraz już jednak skończyło mi się miejsce praktycznie. Niby to tak na wszelki wypadek, żeby matka nie pytała, ale wiem, że nie przejęłaby się zbytnio. Ani jakkolwiek. Wiem, że nie przestanę szybko. Chciałabym pieprznąć już tym całym swoim gównianym życiem, bo to i tak tylko bolesna wegetacja i odwlekanie. Staram się panować mówiąc na przykład chłopakowi, że to zrobiłam, choć i tak nie za każdym razem, myśląc, że przyznanie się do tego jakoś mnie powstrzyma na przyszłość. Łudzę się a jednak tak nie jest. No może bardzo rzadko.
Mam siebie dość. Mam dość, że moje problemy emocjonalne zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie. Przez co nie miałam w ogóle początkowej młodości, a to nigdy już nie wróci. Zupełnie nigdy i to okropnie boli. Zdałam sobie sprawę, że zaczęłam się okaleczać (poza cięciem się) jak miałam może 10 lat. Wszystkie zaczęło się wcześniej. Nienawiść do siebie i niewłaściwe podejście do jedzenia również.
Właściwie to aktualnie też już nie tylko się tnę, bo uderzam się, szczypię, czasami, choć rzadziej, strzelam recepturką w rękę. Wyzywam w myślach. Nie rozumiem jak inni mogą mnie jakkolwiek szanować.
Nikt nie umie mnie wesprzeć w zaprzestaniu samookaleczania. Ich słowa sprawiają, że bywa tylko gorzej, a ja nie panuję nad sobą naprawdę.
Nie martwi mnie to wcale, ale to dość dziwne uczucie jak masz gdzieś czy, a raczej kiedy to zrobisz.
śpiewały ptaki, gdy wracałem nad ranem
i nie czułem euforii, tylko to,
że przegrałem.