Nie błagam, ja to wałkowałam na Speakingu przez 3 tyg... xD Usłyszałam i przeczytałam chyba wszystko co możliwe na ten temat, a przynajmniej jeśli chodzi o opinie ludzi :< Mam nawet materiału po angielsku, jakby ktoś chciał
Czy moralne? Moralność ma to do siebie, że jest względna. Zależy od człowieka. Trzeba by zawęzić pytanie, określić, czy kobieta robi to dla pieniędzy czy z dobroci serca.
Przedstawiłaś to w bardzo niekorzystnym świetle, praktycznie tylko z jednej perspektywy - że jest to sprzedaż (handel ludźmi jest zabroniony, sou...), że surogatki to jakieś rozpijaczone potwory ...
Cytat:
Jednak przez dziewięć miesięcy musi się dobrze prowadzić – zapomnieć choćby o alkoholu czy papierosach.
...A to jest bullshit. Bo żadna para pragnąca dziecka nie zdecyduje się na kobietę, która pije, czy pali, czy prowadzi wątpliwy zdrowotnie tryb życia. Na zajęciach dużo czytałam na ten temat: surogatki to zazwyczaj matki, które kochają być w ciąży lub kochają dzieci (często swoich mają aż nadto). I które przede wszystkim chcą pomagać innym parom. So I've heard.
Tak więc żadna "usługa", żadne "potwory".
Jak dla mnie a niech se robią co chcą. W końcu dzieci są "wyczekane" i trafiają do kochających rodzin. Jeśli "surogatce" to nie przeszkadza i dobrze się z tym czuje, then feel free. Nikt tu nikogo nie zabija/gwałci/dręczy or whatever. Taka jest moja opinia.
Jeśli surogatka dobrze czuje się z tym, co robi, to czemu nie? Dziecko, które urodzi, odda w ręce dobrej matki, która od zawsze marzyła o dziecku. A to, że ona przy tym zarobi... inni zarabiają w gorszy sposób.
A ja się pytam po co?
Mało to dzieci czeka w domach dziecka? Jaka jest różnica w takim wypadku adopcji małoletniego? Owszem zawsze jakieś geny może przekazać dziecku ojciec ( o ile jest płodny i surogatka zgodzi się na zapłodnienie jego nasieniem ), ale w przypadku jego bezpłodności dziecko i tak biologicznie jest nam w takim samym stopniu bliskie jak każde inne..
Wszystkim którzy chcą skorzystać z takich usług proponuję zejść na ziemię - dla mnie jest to forma pewnej dla nich przyjemności oczekują jak zdrowa para 9 miesięcy na dziecko, poczynają przygotowania, a na koniec odbierają malucha prosto ze szpitala ( taka nienaturalna imitacja bycia w ciąży i szczęśliwego rozwiązania, mająca na celu umocnienie więzi obojga partnerów - dla mnie jest to egoistyczne sprowadzanie nowego życia na ten cholerny świat, gdy i tak jest ich nadmiar na tym padole ).
Reasumując, osoby korzystające z takich usług są egoistami, nie potrafiącymi odnaleźć się we własnej sytuacji.
Wiele rodzin nie kwalifikuje się do tego, aby wziąć małe dziecko, bo na ich wiek, zarobki, sytuację mieszkaniową kwalifikują się ewentualnie nastolatki.
Nie każdy ma też wystarczającą wiedzę, siłę, aby adoptować dziecko, które zazwyczaj ma już spory bagaż negatywnych doświadczeń.
Adopcja to nie jest taka łatwa sprawa.
Co do "brzucha do wynajęcia", ostatnio kojarzy mi się z tym:
Cytat:
Surogatka urodziła bliźniaki. Rodzice odrzucili chłopca z zespołem Downa.
Dziecko z zespołem Downa i wadą serca urodziła surogatka. Chłopiec o imieniu Gammy miał też zdrową siostrę bliźniaczkę, ale tylko ją zdecydowała się zabrać para, która zapłaciła surogatce za urodzenie dzieci.
Bliźnięta przyszły na świat w Tajlandii w grudniu tego roku. Ich biologiczną matką jest 21-letnia Tajka, której pochodząca z Australii para zapłaciła 16 000 dolarów australijskich za urodzenie dzieci. Kiedy okazało się, że jedno z nich jest poważnie chore - małżeństwo zdecydowało się na zabranie ze sobą do Australii jedynie zdrowej dziewczynki.
Chłopiec o imieniu Gammy, prócz zespołu Downa ma zagrażającą życiu wadę serca. To właśnie na operację zbierali poruszeni tą historią Australijczycy. Porzucenie dziecka w Tajlandii przez parę Australijczyków, krytycznie ocenił też premier Australii. Biologiczna matka nie zamierza jednak oddawać chłopca. Chce, aby był leczony w Tajlandii.
Sprawa rozbudziła na nowo dyskusję o aspektach prawnych oraz odpowiedzialności moralnej przy wynajmowaniu surogatek.
To co piszecie jedynie potwierdza moje przekonania, że pójście drogą surogactwa jest przyjemniejsze i łątwiejsze, a problem nadmiernego miotu, który mógł by być rozwiązany dalej zostaje nietknięty.. Nie chcę nikomu mówić jak ma żyć, ale warto czasem pomyśleć wpierw o innych, a później o sobie - niestety luksusy w których żyjemy w XXI wieku na tyle nas do siebie przyzwyczaiły..
Szczerze nie chciał bym mieć za rodziców osób, które nie był w stanie przejść "dla mnie" urzędowych procedur - sami jeszcze za dużo mają mleka pod nosem.
To co piszecie jedynie potwierdza moje przekonania, że pójście drogą surogactwa jest przyjemniejsze i łątwiejsze,
Myślę, że dla pary, która nie może mieć swojego (poczętego przez siebie) dziecka, nie jest to przyjemniejsze, łatwiejsze też nie, bo kobieta mająca urodzić dziecko - zawsze może się rozmyślić. Nie wiesz też ile lat taka para mogła się leczyć pod kątem zajścia w ciążę.
Oceniasz dość jednoznacznie, a ja uważam, że nie da się wszystkich wrzucić do jednego worka, bo ludzie są różni.
Narkomaniak napisał/a:
a problem nadmiernego miotu, który mógł by być rozwiązany dalej zostaje nietknięty.
Ciekawych słów użyłeś "nadmiernego miotu". Uważasz, że to ludzie chcący (którąkolwiek drogą) dziecka, powinni rozwiązywać problem dużej ilości dzieci w domach dziecka?
Narkomaniak napisał/a:
Nie chcę nikomu mówić jak ma żyć, ale (...)
Aż mi się skojarzyło:"Egoizm nie polega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy." - Oscar Wilde
Narkomaniak napisał/a:
Szczerze nie chciał bym mieć za rodziców osób, które nie był w stanie przejść "dla mnie" urzędowych procedur
Szczerze nie chciał bym mieć za rodziców osób, które nie był w stanie przejść "dla mnie" urzędowych procedur - sami jeszcze za dużo mają mleka pod nosem.
Mam blizny po autoagresji i historię zaburzeń psychicznych - nie ma takiej opcji bym kiedykolwiek przeszła procedury weryfikacji rodziców adopcyjnych, więc gdyby się okazało, że jestem bezpłodna, a chciałabym mieć dziecko, to adopcja by nie wchodziła w grę. Jeżeli prawo blokuje szereg ludzi przed adoptowaniem dziecka, to tacy ludzie znajdą inny sposób.
Poza tym... większość dzieci z Domów Dziecka pochodzi z rodzin patologicznych, a skłonność do pewnych patologii może być dziedziczona - dzieci z problemami nie są atrakcyjne.
Poza tym... większość dzieci z Domów Dziecka pochodzi z rodzin patologicznych, a skłonność do pewnych patologii może być dziedziczona - dzieci z problemami nie są atrakcyjne.
A rodzice z problemami są atrakcyjni? Jednak nie odmawia się im (prócz adopcji) prawa do posiadania dziecka.
Ja bym się raczej nie zdecydowała na opłacenie surogatki. Tak mi się jakoś kojarzy, że kupić można psa, ale nie dziecko. z drugiej strony rozumiem rodziców którzy pragną mieć dziecko...
Tak naprawdę, wyrażamy swoje opinie na tu i teraz, ale nie wiemy jak byśmy postąpili w danej sytuacji. Możemy tylko zakładać, z mniejszym, lub większym prawdopodobieństwem. W końcu "tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono"
A co do adopcji, to istnieje jeszcze opcja adopcji ze wskazaniem, co trochę przypomina procedury adopcyjne noworodków w USA. Wtedy formalnie łatwiej jest dostać dziecko, niż w zwykłej adopcji, a jednocześnie nie kupuje się go, jak w przypadku surogatek.
Można też się ubiegać o rodzicielstwo zastępcze - w tym wypadku dziecko nie musi mieć uregulowanej sytuacji prawnej, ale też wtedy my nie mamy pełnych praw rodzicielskich.
Ostatnia z opcji - chyba moja ulubiona - to rodzinny dom dziecka.
Oczywiście wadą tych dwóch ostatnich opcji jest to, że nie zostajemy formalnie rodzicami....
o adopcji ze wskazaniem dość rzadko się słyszy, bo zazwyczaj dziewczyny, które zachodzą w niechcianą ciążę, a wiedzą, że nie chcą tego dziecka mieć, wolą usunąć ciąże niż szukać rodziców adopcyjnych... a szkoda...
Ogólnie nasza "polityka prorodzinna" jest w Polsce strasznie pokręcona. Odbierają dzieci nie tym rodzinom co należy, dają często też nie tym, a o tragediach, gdzie nikt nie zainterweniował dowiadujemy się z telewizji. Np: byłej wychowance z mojej placówki odebrano dziecko, ponieważ się przewróciło i złamało rękę, a sąsiedzi zeznali, że to rodzice je pobili "bo to patologia". Od biedy do patologii daleko... 2 lata walczyła o synka, bez skutku, zwłaszcza że nie stać jej było na dobrych adwokatów, a ci z urzędu są różni. Nie mogła się z tym pogodzić. Niedługo po sprawie potrącił ją samochód ze skutkiem śmiertelnym. W domach dziecka jest dużo dzieci, które byłby szczęśliwe we własnej rodzinie, gdyby na czas ktoś tej rodzinie pomógł.
Zajrzyj: moje badanie dotyczące autoagresji, kontroli emocji i lęku przed śmiercią: