Ja chyba bym swoje usunęła. Chyba, bo mi w życiu nie przeszkadzają, ale odczuwam dyskomfort, gdy ktoś patrzy, pyta, plotkuje, dziwnie tak. Tylko wtedy staram się myśleć, co go one obchodzą i czy jego życie jest tak interesujące, że włazi w moje? Mądry nic nie powie, głupi pomyśli, że tak musi być.
Po ziemi gonimy mare, którą każdy nosi we własnym sercu, i dopiero gdy stamtąd ucieknie, poznajemy, że to był obłęd...
Ja swoich bym nie usunęła za nic. Owszem, nie są ładne, ale są częścią mnie, mojej własnej historii. A jak się komuś nie podobają, no to trudno. Mam to w d*pie! Chodze normalnie w krótkich spodenkach, odsłaniam ramiona i jakoś nikt mi uwagi nie zwraca. Co prawda widze, że się gapią, ale ja nie mam zamiaru wstydzić się samej siebie.
ale są częścią mnie, mojej własnej historii. A jak się komuś nie podobają, no to trudno. Mam to w d*pie! Chodze normalnie w krótkich spodenkach, odsłaniam ramiona i jakoś nikt mi uwagi nie zwraca. Co prawda widze, że się gapią, ale ja nie mam zamiaru wstydzić się samej siebie
To jest chyba istota tatuażu czy też blizn,żeby mieć gdzieś co ktoś o nas gada,nie znając nas. Oczywiscie trzeba też zrozumieć (akurat w tym wypadku nie mam na myśli tatuażu,bo na tatuaż się sami decydujemy i tylko idiota robi a pózniej usuwa) ludzi którzy mają blizny i chcą sie ich pozbyć Ale Ja bym tatuaży nie usunoł bo...
Osobiście nie mam takich ran. Jednakże gdybym miała i gdyby była możliwość usunięcia - zrobiłabym to. Po co sobie przypominać złe chwile, przywoływać złe wspomnienia... Być może jest to jakaś "część siebie", ale ta część zostanie na pewno w głowie, po co ją mieć jeszcze na ciele...
Jakbym miała możliwość, to bym usunęła.
Ale specjalnie się tym nie przejmuję. Kiedyś latem było ciężko, wstydziłam się założyć krótki rękaw. Teraz już mi się nie chce tym tak martwić. Niech ludzie patrzą, jak chcą. Nie obchodzi mnie to.
Czasami założę jakąś bransoletkę. Ale to przede wszystkim wtedy, kiedy mam świeże ślady...
Ja próbowałam, ale się nie udało. Dlaczego mam usuwać coś co jest mi tak bardzo bliskie? W końcu sama tego chciałam. Traktuję je jako karę do końca życia za własną głupotę.
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2012-12-12, 10:41 Niechęć do..
Zastanawiam się, czy to tylko ja tak mam, czy znów się okaże, ze to normalne. Oby to drugie, bo to dobijające '
Przez kilka ostatnich miesięcy sporo w swoim życiu zamknęłam. Pozbyłam się wielu rzeczy, nabrałam dystansu do pewnych okresów swojego życia, mocno analizowałam siebie i chyba się trochę poukładałam. Martwi mnie jednak trochę to, że nie mogę tak namacalnie zerwać z .. moimi bliznami. Myślę tylko jak je zakryć, a nie o tym, żeby się ich trwale pozbyć. Niby sobie mówię, że przecież ciągle mnie kusi, usunę całkowicie i.. i co? I znów to zrobię? I co wtedy? Po co to wszystko? Z drugiej strony czuję, że to jakaś ucieczka.
Odczuwa ktoś coś podobnego? Takie.. przywiązanie do blizn?
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2012-12-12, 11:56
Odczuwam ogromne przywiązanie do blizn. Inni uważają, że mnie szpecą, ale ja nie byłam sobą, gdybym ich nie miała.
Nie wstydzę się ich, ale staram się zakrywać, ze względu na 'poczucie estetyki' innych osób.
Nie chcę się ich pozbyć.
Może kiedyś zmienię zdanie - póki co, dobrze mi z nimi.
Gdyby zniknęły, obawiam się, że zrobiłabym sobie nowe. To ważne, aby najpierw wyzdrowieć, a potem pozbywać się blizn.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Usuwanie blizn to troche jak ukrywanie swojego cierpienia ja osobiscie swoje pudruje ale nie wiele to daje i wiele osob dziwnie sie patrzy na moje rece czuje sie wtedy niekomfortowo uwazam jednak ze lepiej usunac mimo wszystko
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10450 Skąd: świat
Wysłany: 2012-12-23, 15:10
Ja jak tylko odpuszczę oddział udaję się ponownie do dermatologa w celu usuwania blizn. Nie chcę ich, w niczym mi nie pomagają, na pewno nie w zdrowieniu.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Moje blizny ani mnie ziębią, ani grzeją. Kiedyś tak ich zazdrośnie broniłam przed ludźmi, którzy doradzali mi nawet nie usunięcie ich, a pomoc w gojeniu, czyli różne maści itd. Czasem faktycznie chciałabym ich nie mieć. Przeszkadzają mi w życiu codziennym, a gdy przeglądam się w lustrze to myślę, że bez nich miałabym dużo ładniejsze ciało. Jednak przyzwyczaiłam się do nich. Nie zwracam na nie uwagi, są one częścią mnie i bez nich nie byłabym tym, kim jestem teraz. Czasem myślę, że te blizny nie są brzydkie same w sobie, ale że źle je zrobiłam... Tak, to dziwne myślenie, ale patrząc kiedyś na ręce innych okaleczonych ludzi dochodziłam do wniosku, że oni zrobili to jakoś ładniej Chyba nie chciałabym się ich pozbyć w zupełności. Ale stosuję na nie różne specyfiki. Obecnie krem ze sterydami zapisany przez dermatologa, którego można używać przez krótki czas. Drażni mnie chyba tylko to, że te blizny są wypukłe, bardzo nieestetyczne. Chciałabym pomóc im zblednąć, żeby mniej rzucały się w oczy. Ale pozbyć się zupełnie? Nie, to chyba nie wchodziłoby w grę. Zresztą, laser by sobie z nimi nie poradził. Przeszczep skóry co najwyżej mógłby pomóc Ale i tak większość dni to nawet nie zwracanie na nie uwagi, zapominanie, że w ogóle je mam, chociaż na ręce patrzy się często