Wysłany: 2012-08-04, 03:03 Blizny - usuwać czy nie?
Życie podsunęło mi pytanie, które chciałabym Wam zadać: czy chcielibyście pozbyć się swoich blizn? Co one tak właściwie dla Was znaczą? są chlubą czy wręcz przeciwnie - przekleństwem? Jak czulibyście się bez nich?
Pytam, ponieważ sama stanęłam przed możliwością pozbycia się blizn, których (niestety) mam dość sporo na rękach. chociaż... "stanęłam" to nieodpowiednie słowo, moja mama zaproponowała mi takie rozwiązanie. za każdym razem, kiedy o tym pomyślę, czuję uderzenie gorącego powietrza. być może dlatego, że mam niezbyt dobre doświadczenia związane z laserem. po kilku miesiącach efekty były nieznaczne, a ból towarzyszący zabiegom wspominam z niezbyt dziarską miną. w dodatku za każdym razem, kiedy pojawiałam się w tym ośrodku, życie zamierało i wszyscy dziwnie mi się przyglądali (nic dziwnego, skoro pozostali klienci zgłaszali się z bliznami po pieprzykach czy po poparzeniach niedzielnym rosołkiem). ale nie o tym... jestem gotowa spróbować raz jeszcze, nie zważając na wcześniejsze nieprzyjemności. dręczy mnie bardziej problem natury moralnej - usuwać czy nie usuwać? z jeden strony - blizny to moja przeszłość, której już i tak w żaden sposób nie wymażę, są częścią mnie, mam je już od kilku lat i tak jakby... stanowią o mnie samej. z drugiej strony - często się ich wstydzę, mam opory przed wkładaniem sukienek odsłaniających ramiona, czasem czuję się przez to mniej atrakcyjna i popadam w kilkudniowe stany depresyjne, ponadto moja przyszłość wiąże się z pracą w szkole, a tam łatwo o utratę zaufania z tego powodu.
a jak Wy się na to zapatrujecie?
Ostatnio zmieniony przez 2015-07-25, 19:54, w całości zmieniany 4 razy
Mnie też czasem wstyd za moje blizny, zwłaszcza jak widzę, że ktoś się im przygląda, ale najczęściej udaję, że tego nie widzę, a ludziom głupio zapytać od czego to, pewnie się domyślają, ale nie obchodzi mnie to, ważne, że nie muszę się nikomu tłumaczyć. Nie mam zamiaru ich usuwać, chociaż nie raz myślę o tym, że bez nich byłabym atrakcyjniejsza i nie miałabym takiego problemu, że muszę się wstydzić. Ale tak jak napisałaś, one są już tak jakby częścią mnie i usuwając je nie wymażę przecież tego, co mam w głowie. A przypominają mi o tym jak było ciężko i o mojej głupocie.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-08-04, 09:32
Ja już nie raz pisałam, że usuwam blizny.
Dla mnie są niczym innym jak efektem choroby. Przekleństwo to szumne słowo - chociaż fakt, faktem nie znoszę ich.
Bez nich czułabym się o wiele lepiej - mogłabym założyć krótkie spodenki, pojechać ze znajomymi na wakacje i nie wstydzić się wyjść w stroju kąpielowym.
Skończyłam krioterapię i miałam robić zastrzyki z mezoterapii ale to kosztuje sporo, chociaż i tak moja dermatolog była tak poruszona moją historią, że robiła mi zabiegi za mniej kasy
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Psychosis, czy te zabiegi chociaż trochę pomogły?
Sniper, to nie jest najlepszy pomysł. poza tym blizny są wypukłe i byłoby je bardzo dobrze widać spod tatuażu.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-08-04, 14:47
kokosowa, pomogły, bo miałam okropne zrosty a teraz wszystkie są gładkie. Ale też nieprzyjemny zabieg to krio. Zamrażają blizny i to piecze jak cholera, wręcz pali. A potem w nich zbiera się woda i trzeba czekać i smarować maściami aż sama zejdzie, następnie zostają strupy, co mnie strasznie korciło, żeby skubać, bo swędzi, ale trzeba się powstrzymać.
Nie wiem jak ostrzykiwanie przy mezoterapii bo nie byłam na ani jednym zabiegu.
Ale teraz mam blizny "ładne" - bez zrostów, wszystkie dość jasne.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
kokosowa Rozumiem. Ale mniejsze chyba można zakryć choć może takie blizny są swego rodzaju talizmanami,taki manifest który potwierdza indywidualność i niezależność osoby. Ja tak traktuje swoje tatuaże,jak talizmany,samookreślenie się i nie pozbył bym się ich bezwzgledu na to że się na mnie patrzą albo szeptają-''Ciekawe ile i za co siedział ?''. Kiedyś mnie takie ''ocenianie'' drażniło ale teraz,nie obchodzą mnie opinie ludzi którzy mnie nie znają.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-08-04, 15:21
Sniper napisał/a:
może takie blizny są swego rodzaju talizmanami,taki manifest który potwierdza indywidualność i niezależność osoby
Ja rozumiem coś takiego w formie jakiegoś fantazyjnego tatuażu ale w postaci cięć skóry, które wiążą się z przykrymi odczuciami?
Bo zazwyczaj motywem samookaleczeń jest frustracja, złość, smutek, stres, niepokój etc. (wystarczy poczytać temat z o przegranych)
Gdzie tu miejsce na indywidualność i niezależność? Dla mnie to się nie wiąże.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
kokosowa Rozumiem. Ale mniejsze chyba można zakryć choć może takie blizny są swego rodzaju talizmanami,taki manifest który potwierdza indywidualność i niezależność osoby. Ja tak traktuje swoje tatuaże,jak talizmany,samookreślenie się i nie pozbył bym się ich bezwzgledu na to że się na mnie patrzą albo szeptają-''Ciekawe ile i za co siedział ?''. Kiedyś mnie takie ''ocenianie'' drażniło ale teraz,nie obchodzą mnie opinie ludzi którzy mnie nie znają.
Tatuaże - jasne, podkreślają indywidualność.
Jeśli chodzi o blizny... Okej, indywidualności można by się i gdzieś tutaj doszukać jeśli wystarczająco mocno by się pogrzebało, ale niezależność? Moje blizny to dla mnie pamiątki po przegranej, uzależnieniu od autodestrukcji i chorobie... Dlatego mam zamiar usunąć przynajmniej jedną największą, którą zrobiłam w takim miejsce, że w każdym ułożeniu ręki muszę na nią patrzeć. Poza tym jest obrzydliwa.
nutshell . To był przykład. Napisałem tak odnośnie moich tatuaży,jeśli chodzi o niezależność. A jeśli chodzi o blizny,itd..czy usuniesz czy nie to tylko twoja decyzja. Przepraszam jesli Cię uraziłem.
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2012-08-04, 17:08
Nie chcę usuwać blizn. Przyznam szczerze, że właśnie dzięki nim powstrzymuję się od robienia nowych ran.
Według mnie, blizny nie są oznaką słabości, patrzę na nie i... jestem dumna.
Jasne, w wielu sytuacjach bardzo mi przeszkadzają, ale to nic. Po prostu nic.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Dołączyła: 05 Maj 2012 Posty: 225 Skąd: dante's inferno
Wysłany: 2012-08-04, 17:27
nutshell napisał/a:
Moje blizny to dla mnie pamiątki po przegranej, uzależnieniu od autodestrukcji i chorobie...
moją są dla mnie dokładnie tym samym, tylko na szczęście, że mogę je łatwo ukryć. I właśnie przez to czym są dla mnie nie zamierzam ich usuwać. Czasami są dni kiedy mi się przykro robi, że one tam są, ale w większości czasu przypominają mi kim byłam, i kim jestem teraz, często powstrzymują mnie od załamania nerwowego i od przegranych. Jak jest bardzo źle patrze na nie a one wręcz na mnie krzyczą "popatrz na jakim dni byłaś, chcesz znowu tam wracać". Ciężko mi wytłumaczyć... moje odczucia
I'm not crazy. My reality is just different then yours.
Moje blizny i rany, nie są widoczne dla innych. Mimo to nie chciałabym się ich pozbyć. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki moment: będę mądrzejsza, popatrzę na nie i dotrze do mnie kim byłam i jak łatwo się poddawałam. Poczuję wstręt i nigdy więcej tego nie zrobię.
Bardzo chciałabym nie musieć oglądać moich blizn, ale nie byłabym w stanie ich usunąć, pomimo tego, że nienawidzę ich z całego serca. Chciałabym bez oporów założyć krótkie spodenki, nie martwiąc się o dziwne spojrzenia. Ale z drugiej strony blizny są częścią mnie samej. Nie będę się oszukiawac, że nie istnieją, że nie ma problemu.