Makaron, wiem, że samo nic się nie zmieni. Po prostu mam tygodnie w których mogę wszystko i jestem pozytywnie nakręcona po czym przychodzi parę tygodni, że mam wszystkiego dosyć i jestem negatywnie nastawiona do wszystkiego. I tak na zmianę.
Wszystko wali się a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
minie ten sen
i będzie okay
Przepraszam że pisze,ale chciałbym trochę opisać moje posrane życie wiem że nikogo to nie będzie obchodziło ale już nie mam sił chce zakończyć swój żywot, urodziłem się dystonią miokloniczną (choroba genetyczna polegająca na niekontrolowanych tikach rąk nóg i twarzy) ludzi wiecznie kpili sobie ze mnie i śmiali się ze mnie ,potem doszła epilepsja jak ludzie się dowiedzieli nazywali mnie padakiem ,tym bardziej zniechęcało mnie to do życia,nie mając znajomych przyjaciół popadłem w głęboką depresję na chwilę obecną już nie mam celu w życiu,nigdy się nie zakochałem ( chociaż mocno chciałem ale tym bardziej co szukałem) z czasem zwątpiłem też w miłość że istnieje ,jak wychodzę na miasto i widzę parę zakochanych to dostaje wścieklości plus moja sytuacja życiowa doprowadza mnie do tego że nie mam sił już żyć
,,Gorąca woda przelana do wielkiej kadzi,stygnie bardzo wolno.
Ale wystarczy porozlewać ją do mniejszych naczyń,
A wychłodzi się błyskawicznie.
Wiek: 33 Dołączył: 15 Gru 2014 Posty: 21 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-05-03, 15:20
No i znowu nadeszły mnie te myśli. Mam chęć to rzucić wszystko pod grom. Po co żyć i dla kogo jak nie mam nikogo. Nie jest to chyba efekt mojej choroby, ale chyba moja świadoma decyzja, bo mimo lekarstw, mam ochotę to zrobić, czuję że nie pasuję do tego świata. Niby jest lepiej, nie mam lęków, ale jednak nie chce tak żyć. Czuję że nic dobrego w życiu mnie nie spotka. Znowu się na kimś zawiodłem, na osobie dla której byłem wstanie zrobić wszystko. Czuję się jak śmieć, czuję się jak żywe zombie, która poza najprostszymi czynnościami podrzemujące życie, nie czuję nic. Tak bardzo pragnę być wśród ludzi tak bardzo potrzebuję bliskości drugiej osoby, ale jak to ja zwykle jestem odrzucany. Nie wiem czemu tak jest; to jest chora pętla z kolejnym niepowodzeniem coraz bardziej zamykam się w sobie. Ciągle mam te myśli, wieczory są najgorsze, jedynie co mi pomagało mi uciec od tych myśli było piwo, ale nie chce już uciekać, nie chce już pić, skoro samozagłada jest moim przeznaczeniem niech tak się stanie. Czemu to wszystko jest takie chore, mam chęć rozpłynąć się w powietrzu, zniknąć, przespać to całe życie
"Mówią, że świat poszedł naprzód. No tak! Poszedł naprzód, poszedł naprzód, i to bardzo... zawędrował po drodze do piekła." Stephen King- Czarnoksiężnik i Kryształ
qń, jeżeli na siłę będziesz próbował zdobyć kontakt innych ludzi - nic z tego, nic się w Twoim życiu nie zmieni. Pracuj nad sobą to Ci inni, bliscy w końcu sami się pojawią. Żyj dla siebie. Skoro nie pasujesz do świata, dopasuj świat do siebie.
qń, sama po sobie wiem, że szukanie kontaktu z ludźmi na siłę nic nie daje. U mnie przyniosło to efekt odwrotny od zamierzonego - ludzie zaczną Cię unikać.
Tak jak napisał Ryba, dopasuj świat pod siebie.
Wszystko wali się a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
minie ten sen
i będzie okay
Wiek: 33 Dołączył: 15 Gru 2014 Posty: 21 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-05-03, 19:08
Staram się, zacząłem się leczyć, chce odstawić używki. Chcę być szczęśliwy, patrząc teraz przez pryzmat lat nie wiem czy to jeszcze jest możliwe, tak długo byłem w dołku, no ale cóż czas pokaże co będzie. Choć naprawdę czasami jest cholernie ciężko żyć i uwierzyć w to wszystko. No cóż czas pokaże gdzie mnie to wszystko zaprowadzi...albo całkiem upadnę i się nie podniosę, albo powstanę wkońcu z kolan
"Mówią, że świat poszedł naprzód. No tak! Poszedł naprzód, poszedł naprzód, i to bardzo... zawędrował po drodze do piekła." Stephen King- Czarnoksiężnik i Kryształ
Znowu wróciły do mnie myśli samobójcze. Po spotkaniu z koleżanką naszła mnie taka melancholia, apatia... Co ja mam z mojego życia większość czasu siedzę w domu, nie mam hobby, większość osób, które mnie zna uważa, że jestem nienormalna ( tym większość mojej rodziny) Z jednej strony sama się izoluje, mogłabym z kimś wyjść, ale myślę po co a jak już znajdę jakieś wydarzenie, na które chciałabym pójść to nikt nie chce ze mną na to iść.... co ja tu robię... za dużo chyba wypiłam albo za mało... trzeba iść spać
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2017-05-08, 01:14
Tak mnie wszystko męczy... Te myśli wciąż nachodzą jako jedyne rozwiązanie. Co jeśli leczenie i tak nic nie da? Co jeśli też dowiem się, że tylko histeryzuję? Przecież można prościej wszystko załatwić. Jest tyle sposobów na to, chwila i wieczny spokój. Tylko co z tymi nielicznymi osobami, co się mną przejmują? Ze względu na nich jeszcze tu jestem, ale nie wiem ile dam radę. Czuję się jakby mnie przygniatał wielki głaz i nie mam już siły trzymać go, żeby nie zmiażdżył mnie doszczętnie.
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."
Wiek: 27 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5179 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-05-08, 02:07
shady, masz dwie możliwości. Możesz siedzieć nadal w tym samym miejscu i gdybać najgorsze scenariusze, dając się pochłaniać chorobie/zaburzeniom. Albo podjąć leczenie i przekonać się, co Ci to daje. Ruszyć z miejsca, wyjść poza strefę komfortu. Raczej nic nie stracisz, nawet jeśli nie zyskasz, to nie poniesiesz większych strat.
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2017-05-08, 12:45
Żurawek, Chcę właśnie spróbować, ale czasami mam już ochotę się poddać. Na szczęście jakoś potem te myśli częściowo przechodzą. Ogólnie jednak ta nadzieja, że może będzie lepiej jest ciągle coraz słabsza.
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."
Wiek: 34 Dołączył: 14 Maj 2017 Posty: 4 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-05-14, 03:54
Wczytałem się w ten temat dosyć mocno, aż założyłem konto.
Mam myśli samobójcze od przeszło 15 lat...
Walczę z tym, bo wiem, że teraz żyję aż do śmierci,a potem co? No właśnie, to mnie chyba przeraża bardziej.
Jak sobie z tym radzę? Nie radzę...
Szukam zawsze jakieś pozytywów, nowych znajomych... i nowych możliwości końca. Ale też jak zabezpieczyć moją rodzinę, aby nie została beze mnie z niczym, a tylko długami (w sumie to już zrobiłem).
Nie mam siły ciągnąć tego dalej, żyć... Zatracam się w pracy(pracuje po 15h dziennie 6 dni w tygodniu), alkohol i inne używki są normą u mnie, nie sypiam od bardzo dawna.
Nie wiem skąd mam w sobie tyle siły że tego nie zrobiłem, a może skąd mam w sobie tyle odwagi? Albo jestem po prostu tchórzem.
Nie wiem wiele, ale wiele mam za sobą, chciałbym się z kimś tym podzielić, porozmawiać.
Nie wiem czy można, ale 535__674__467__
siemq.
Zdanie zaczynamy dużą literą. | Sourlie
Ostatnio zmieniony przez Sourlie 2017-05-14, 13:46, w całości zmieniany 1 raz
bobek_666, mnie w sumie też trzyma przy życiu myśl, że później może być gorzej. Chciałabym, żeby po śmierci nie było nic. Żebym po prostu przestała istnieć, bo wiem, że gdziekolwiek bym nie była, nadal będę sobą... Poza tym, głupio mi też tak odchodzić, bo nic po sobie nie zostawiłam. Przeżyłam te dwadzieścia kilka lat i... no właśnie i co? Zmarnowałam tylko czas, pieniądze i nerwy mojej rodziny i innych ludzi, którzy byli w moim otoczeniu... Nie pomogłam nikomu, niczego nie osiągnęłam... Niszczyłam się tylko przez cały czas. To jedyne, w czym kiedykolwiek byłam dobra.
Też zastanawiam się, czy wybranie śmierci jest odwagą, czy tchórzostwem...
rzucam się w wir koszmarów wszechświata
cudowne to skrzydła - znów mogę latać!