Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Być albo nie być (w związku)

Generalnie lepszą opcją jest
być w związku
59%
 59%  [38]
być singlem
23%
 23%  [15]
nie wiem/wisi mi to
17%
 17%  [11]
Głosowań: 64
Wszystkich Głosów: 64

Autor Wiadomość
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-28, 02:10   Być albo nie być (w związku)

Jako, że kobieta już ze mnie wiekowa i jak ostatnio się często słyszy kończy mi się "termin ważności", to zastanawiam się czy jest sens otwierania się na związek... kiedyś założyłam temat partner tak dla picu... jak może wiecie testowałam tą opcję i... no nie jest dla mnie - szkoda życia ;) Zastanawiam się wiec czy podejść do sprawy poważnie... niestety obawiam się, że mam zbyt wygórowane wymagania i nikt im nie sprosta... lista jest naprawdę długa, a ja nie zamierzam rezygnować z żadnego punktu, bo inaczej nie ma to dla mnie sensu. Przede wszystkim jakimś cudem partner musiałby być w stanie mnie pokochać... już samo to wydaje się kryterium wykluczającym całą ludzką populację, a na dodatek musiałby posiąść rzadki dar rozumienia, że nie czytam w myślach i należy się ze mną komunikować... przede wszystkim należy mi komunikować swoje potrzeby i oczekiwania, a jakby i tego było mało to pragnę jeszcze bliskości emocjonalnej - tak z mężczyzną... w sensie, że tak, on ma przy mnie okazywać uczucia - wiem... niewykonalne. Na tym jednak nie poprzestaję - w końcu jak kraść to miliony, jak sypiać to z księciem, więc chciałabym aby mnie akceptował i szanował (teksty w stylu "ty durna, bezmyślna, zje*ana szmato" odpadają, rękoczyny tym bardziej), a do tego jeszcze był wrażliwy na moje potrzeby... czyli kiedy mu mówię, że mi smutno i potrzebuję żeby mnie przytulił, to on mi nie odpowiada "daj mi spokój, oglądam film", a jako, że ma to być książę z bajki to jeszcze bym sobie zamarzyła, żeby mnie nie zmuszał do seksu i był dla mnie jakoś tam atrakcyjny (fizycznie i charakterologicznie). Gołym okiem widać, że szanse nikłe... żeby nie powiedzieć, że niższe niż wygranej w Lotto... dlatego z dużym prawdopodobieństwem trafię po prostu na jakiegoś spatologizowanego typa i albo w porę się zorientuję i ucieknę albo będę miała karę za nierealistyczne podejście do życia (czyt. durne pragnienia). Dlatego tak siedzę i móżdżę czy jest sens w ogóle rozważać taką opcję, że jeszcze z kimś mogłabym się związać... i oczywiście analiza musi być, a więc i wszystkie za i przeciw trzeba skatalogować.

Co mi daje bycie singlem?
- dużo wolnego czasu
- pełną swobodę planowania wolnego czasu
- niezależność
- możliwość swobodnego popadania w skrajne stany emocjonalne bez ryzyka, że ktoś oberwie rykoszetem
- brak zjawiska wymuszania na mnie stosunku seksualnego
- brak problemów w związku

Co by mi dał związek?
- fizyczną i emocjonalną bliskość
- możliwość zaoferowaniu komuś miłości
- możliwość eksploracji nowego podejścia do codzienności uwzględniającego kooperację z druga osobą
- osobę do mordowania nastających na moje życie pająków, ewentualnie do łączenia się ze mną w głębokiej fobii przed tymi bestiami
- brak problemów singla

A Wy jak uważacie? Lepiej być czy nie być w związku? Jakie widzicie plusy obu sytuacji? Jeżeli jesteście wolni, to macie jeszcze nadzieję na znalezienie kogoś? Jakie macie wymagania i oczekiwania wobec potencjalnego partnera i czy są one do spełnienia?




 
 
Być albo nie być (w związku)
Bast 
Jestę kotełę.



Wiek: 32
Dołączyła: 16 Cze 2013
Posty: 1518
Skąd: lubuskie

Wysłany: 2013-06-28, 09:43   

Jedna opcja i druga ma swoje plusy i minusy jak wiadomo. W moim przypadku jest to bardzo skomplikowane, bo cenię sobie wysoko niezależność i poczucie odrębności. Wydaje się, że w takiej sytuacji żaden związek nie ma sensu, a jednak. 24lipca miną 5lat jak jestem w stałym związku. Choć wielokrotnie związek prawie się rozpadł, głównie z powodu mojego mega trudnego charakteru, to nadal jesteśmy razem, a od listopada 2012 jesteśmy szczęśliwymi rodzicami. Każdego dnia zmagamy się z jakimiś problemami. Ja jestem typem szefa, on dawcy. Chyba tylko dzięki takiej różnicy temperamentów jesteśmy w stanie przetrwać. Czasem mam wrażenie, że tylko nasz synek jeszcze nas scala. Kochamy się bardzo, ale jak wiadomo samą miłością nikt nie przeżyje.

Jeszcze kilka lat temu uważałam, że nie nadaję się do związku, że nikt ze mną nie wytrzyma, a ja nie będę w stanie odwzajemnić ewentualnego uczucia. Byłam przekonana, że bycie singlem to moje przeznaczenie. Myśl o związku na zawsze mnie wręcz przerażała. Bałam się ograniczeń, kontrolowania, ingerencji w moje decyzje i plany. Każdego faceta traktowałam jak zabawkę. Bałam się angażować w cokolwiek, by z racji mojego charakteru i nałogu nie zostać zraniona odrzuceniem.

Tak było dotąd, dokąd nie poznałam Jego.

Spodobał mi się od początku. To było coś jak miłość od pierwszego wejrzenia. Choć dwa miesiące go unikałam to on się nie poddał. W końcu zmiękłam i zaczęliśmy się spotykać. Po pewnym czasie z sercem na ramieniu wyjawiłam mu, że ćpam i uprawiam aa. Ku memu zdziwieniu on mnie nie potępił i został przy mnie. Dzięki niemu nie ćpam już 3lata, a aa to sporadyczność.

Czytając Twój post czuje się jakbym czytała swoje słowa sprzed kilku lat. Jestem pewna, że i Ty znajdziesz kogoś, kto jest Ciebie wart. Pomimo tego, że twierdzimy, że porządnych, czułych i wrażliwych facetów nie ma, bądź są na wyginięciu to oni na prawdę są i to w pokaźnym procencie ogółu :) Jedynym problemem jest nasze uprzedzenie i popadanie stereotypom. Czasem warto zaszaleć i dopuścić kogoś do siebie. Moja historia jest tego przykładem. :) A swoboda w związku i odrobina niezależności to kwestia dogadania się i zaufania. Ja np. wychodzę dwa razy w miesiącu na całą noc sama pobalować. On też ma "przepustki". Ufamy sobie i to jest najważniejsze.

Żeby się nie wydawało, że mam idealnego faceta bez wad i w ogóle trafiłam na wymarły gatunek (: P) to kłótnie też są, i to jeszcze jakie! Ale w 90% to moja wina, bo jak już wspomniałam mam okropnie trudny charakter, a on pomimo opanowania itd. też ma swoje granice wytrzymałości.

Jednego jestem pewna i powiem to każdemu: bycie singlem jest fajne, ale czy aby na pewno samotność do końca życia nas satysfakcjonuje? A kwestia dzieci, wnuków? Kto nas odwiedzi gdy będziemy mieli kilkadziesiąt lat? W młodym wieku jest nam dobrze samemu, ale potem nie będzie już tak kolorowo.




Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? - Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
:bastith: :bast: :bastith:
 
 
Być albo nie być (w związku)
EvenIfICould 
żałosny śmieć



Wiek: 38
Dołączył: 23 Lis 2012
Posty: 619
Skąd: się biorą dzieci?

Wysłany: 2013-06-28, 15:34   

Zarówno bycie w związku jak i bycie singlem ma swoje plusy i minusy, niezaprzeczalnie. Co dla kogo będzie lepszą opcją - kwestia indywidualna. Są osoby, które najlepiej całą dobę spędzałyby z partnerem i dobrze się z tym czują, są osoby, które mają tyle swoich pasji i zajęć, ze partner powinien być tylko z doskoku i też im to odpowiada, bardzo indywidualne to jest. Ja mając porównanie jak to jest żyć samemu a jak z kimś, nie mam najmniejszej ochoty spędzić reszty życia sam, ale znam też osoby, które męczą się będąc z kimś. Różnie to bywa.
Zgadzam się z Tobą Emaleth, że partner jakikolwiek, byle by był to słaba opcja, nawet bardzo. Ale z drugiej strony, takie moje ogólne obserwacje, nie skreślajmy się tak od razu z byle jakich powodów. Bastith ma rację, dajmy komuś szansę, jedno, dwa spotkania chociaż, nic nie wyjdzie, trudno, nic na tym nie stracimy, a jeśli wyjdzie - ile można zyskać! Przeraża mnie to czasami, ten nie bo nie, tamta nie bo coś tam, nie znamy ludzi w ogóle a już wiemy, że nie, słabe...

Wracając jeszcze do słów Emaleth, jeśli te Twoje wielkie wymagania to te, które wymieniłaś, to hmmm, albo ja jestem naprawdę jakiś dziwny albo nie wiem...

Cytat:
musiałby posiąść rzadki dar rozumienia, że nie czytam w myślach i należy się ze mną komunikować... przede wszystkim należy mi komunikować swoje potrzeby i oczekiwania

To chyba dość normalne w związku. Nie wyobrażam sobie żeby zgadywać czego chce partner w danej chwili, wszędzie zagadki i kalambury, po co to? Komunikowanie swoich potrzeb, w formie rozmowy oczywiście a nie wrzasków i krzyków jest chyba czymś bez czego nie da się stworzyć zdrowego związku.

Cytat:
a jakby i tego było mało to pragnę jeszcze bliskości emocjonalnej - tak z mężczyzną... w sensie, że tak, on ma przy mnie okazywać uczucia - wiem... niewykonalne.

Dlaczego niewykonalne? Gdy było mi bardzo źle, płakałem przy mojej partnerce, gdy było dobrze nie szczędziłem dobrych słów, czułe gesty, były na porządku dziennym. Nie bałem się też mówić o moich uczuciach do niej, okazywałem bliskość emocjonalną i słowami i czynami. Totalnie nie wiem, skąd się wzięła taka opinia, że prawdziwy mężczyzna to wyprany z emocji robot, który zawsze zachowuje kamienną twarz i nie rusza go absolutnie nic a i czasem tylko, od wielkiego święta przytuli lub wyduka jakieś byle jakie "kocham cię". Wszyscy jesteśmy ludźmi... Nie uwłacza mi w żaden sposób, to że jestem wrażliwy i emocjonalny od czasu do czasu (co nie znaczy, ze jestem od razu jakąś mażącą się na każdym kroku ciapą). Chociaż pewnie w oczach wielu osób nie jestem w takim razie mężczyzną czy też "prawdziwym mężczyzną".

Cytat:
więc chciałabym aby mnie akceptował i szanował (teksty w stylu "ty durna, bezmyślna, zje*ana szmato" odpadają, rękoczyny tym bardziej), a do tego jeszcze był wrażliwy na moje potrzeby... czyli kiedy mu mówię, że mi smutno i potrzebuję żeby mnie przytulił, to on mi nie odpowiada "daj mi spokój, oglądam film"

Masakra. Wracając do poprzedniego akapitu, jeśli już coś świadczy o znikomej męskości to właśnie chyba brak szacunku dla kobiet. Podniesienie ręki na kobietę to już w ogóle pozostawię bez komentarza... Nie rozumiem jak w ogóle można tak traktować kobietę a jeszcze tą, która jest naszą partnerką... Brak słów.
Co do wrażliwości na potrzeby wygląda to podobnie, nie wiem jak można być tak nieczułym i obojętnym. To chyba tylko jakieś skrajne przypadki... Albo to ja jestem skrajnym przypadkiem i tylko sobie wmawiam, że normalny związek nie powinien tak wglądać.
Zmuszania do seksu nie będę komentował nawet...

Także widzisz Emaleth, są tacy mężczyźni, których szukasz, serio. Może nie jest ich wielu ale gdzieś tam są. Ja chociaż spełniam Twoje kryteria najlepszym przykładem raczej nie jestem, jako, że mam zerowe powodzenie pewnie nie spełniam wielu innych kryteriów, ale skoro ja mogę mieć takie cechy usposobienia, może mieć też jakiś inny facet, dużo atrakcyjniejszy pod każdym względem ode mnie i może czeka gdzieś na Ciebie :)

Co do Twoich pozostałych pytań:

Cytat:
Jakie widzicie plusy obu sytuacji?

Bycie singlem:
- dużo czasu dla siebie
- nie trzeba się przed nikim z niczego tłumaczyć
- czas na rozwijanie pasji i zainteresowań
I ja tam nie dostrzegam już żadnych innych.

Bycie w związku:
- bliskość emocjonalna
- bliskość fizyczna
- świadomość, że ktoś czeka i myśli, że jest się dla kogoś kimś ważnym
- możliwość dzielenia z kimś pasji, dobrych i złych chwil
- bycie oparciem dla kogoś i posiadanie oparcia w tej drugiej osobie
- możliwość spędzania czasu we dwoje, nawet robiąc najbardziej błahe rzeczy, to zawsze smakuje inaczej
- możliwość ofiarowania komuś swoich uczuć, dbania o kogoś
- dbanie o związek to tak trochę jak pielęgnowanie ogrodu, może dać piękne owoce i kwiaty jeśli włoży się w to serce i pracę, a może nie dać nic, trzeba chcieć

Cytat:
Jeżeli jesteście wolni, to macie jeszcze nadzieję na znalezienie kogoś?

Ja nie mam już prawie żadnej. Musiałby się stać jakiś cud jak z tandetnych komedii romantycznych. Nie widzę tego już w ogóle. I szczerze powiedziawszy trudno tak żyć, dopóki jeszcze wierzyłem to nawet gdy byłem sam nie było tak źle, ale z czasem największa wiara upada, tak to już bywa. "Czekanie sprawia, że gorzknieje cała słodycz w nas..."

Cytat:
Jakie macie wymagania i oczekiwania wobec potencjalnego partnera i czy są one do spełnienia?

Lubię kobiety wrażliwe i czułe, lekko nieśmiałe może, takie o dobrym sercu, widzące więcej niż tylko czubek własnego nosa. Takie kobiece po prostu, nie lubię takich męskich kobiet, rozwrzeszczanych, przeklinających i plujących na chodnik ani też wypacykowanych, powierzchownych Barbie. Lubię też jeśli kobieta ma jakieś zainteresowania, pasje, coś co lubi robić, o czym lubić opowiadać, nawet jeśli to rzeczy zupełnie mi nieznane. Jeśli chodzi o wygląd podoba mi się bardzo wiele kobiet. Nie mam jakiś szczególnych wymagań. Mam słabość do tych wszystkich typowo kobiecych akcesoriów i dodatków, dodają uroku :)
Czy to realne wymagania? Nie wiem, być może... Nie ma to zbytnio znaczenia skoro ja nie spełniam niczyich wymagań ;)




"Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart, a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart..."
 
 
Być albo nie być (w związku)
XOF 



Dołączył: 19 Cze 2013
Posty: 955
Skąd: Polska

Wysłany: 2013-06-29, 02:14   

Może tak nie po kolei, ale zacznę od wykazu zalet i wad.

Zalety:
- mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, a nawet totalnego załamania
- nie muszę udawać kogoś kim nie jestem
- brać udział w sztucznych gierkach, ktróre mają pokazać jak bardzo ci na mnie zależy
- nie muszę organizować ciągle komuś czasu, zabawiając osobę, która sama ze sobą nie potrafi wytrzymać 5 minut
- mogę pracować po nocach, popadając nawet w skrajny pracoholizm
- siedzieć godzinami nad własnymi zainteresowaniami

Wady:
- dyskomfort wśród sparowanych znajomych
- konieczność wracania do pustego mieszkania
- samotne święta, Nowy Rok, itp.
- brak bliskości fizycznej i emocjonalnej
- brak tej nutki delikatności i kobiecości w życiu, kogoś kto rano biega po pokojach w samej bieliźnie lub w sobotę kładzie mi głowę na plecach i zaspanym głosem mówi, żebyśmy jeszcze nie wstawali

Gdybym mógł wybierać, chciałbym jednak być w związku, mieć możliwość sprawdzenia się i realizacji także na tej płaszczyźnie. Muszę jadnak trzeźwo spojrzeć na swoją sytuację, a ona jest tragiczna. Jestem emocjonalnym wrakiem, do którego wróciły stare demony, który walczy z narastającymi myślami samobójczymi, którego pogłębiająca się izolacja przekształciła wrodzoną nieśmiałość w silną fobię społeczną, co pociąga za sobą niemożność załatwienia najprostszych spraw w życiu codziennym. No dobrze, póki co z dużym bólem, ale jakoś sobie radzę. Podsumowując jednak, co taka osoba jak ja może zaoferować od strony emocjonalnej drugiemu człowiekowi. No co poza oczywistymi problemami?! Dodatkowo co się tyczy bardziej przyziemnych rzeczy prawda jest taka, że nie jestem również w stanie zapewnić utrzymania, dachu nad głową. Za mną idzie tylko bieda. Kwestie materialne dla ludzi w moim wieku są po prostu ważne, to zrozumiałe! Ja muszę zapewnić poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Przystojny raczej też nie jestem, na pewno nie dobrze zbudowany, szczupły ze mnie facet, żeby nie powiedzieć chudy. Nie jestem w stanie nic zaoferować, wiele rzeczy musiałbym budować niemal od zera, uczyć się od początku. Nikt normalny nie da mi szansy, w pierwszej kolejności musiałbym ułożyć własne sprawy, doprowadzić je do porządku, do pionu. To wymaga jednak czasu, którego juz nie mam, który właściwie działa na moją niekorzyść. Po prostu termin ważności wygasł. Ja się już nie łudzę, pogodziłem się z tym.

Teraz czysto teoretycznie. Jaka powinna być moja idealna partnerka? Ciężka sprawa, mogę wymienić pewne szczegóły, banały. Na te ważne rzeczy uwagę mogą zwrócić osoby po długoletnich związkach. Jednak dobrze po kolei, co się tyczy wyglądu, to powinna mieć duże oczęta i smukłe dłonie, powinna być szczuplutka, bo jak już wspomniałem sam jestem raczej drobnym facetem, a to kobitka powinna czuć się tą słabszą, delikatniejszą, a facet tym silniejszym, który się nią zaopiekuje, chodzi o zwykły komfort psychiczny obu stron. Żadna tapeciara, a naturalna, zadbana dziewczyna. Koniecznie niepaląca. Z własnymi zainteresowaniami, pasjami, może być nieśmiała, będzie nas dwoje, wyrozumiała, czuła, pełna uroku, inteligentna, może być kompletną nudziarą, byleby nie zakonnicą ze ślubami czystości. :D

Poniżej, tak jeszcze z włansego doświadczenia, odniosę się co do ciekawszych spraw.

Emaleth napisał/a:
(teksty w stylu "ty durna, bezmyślna, zje*ana szmato" odpadają, rękoczyny tym bardziej


Znałem takie masochistki i ich wybranków. :P Jeden stwierdził, że miałby ochotę ją uderzyć. Po dwóch latach opłakiwania i wracania wzięła sobie drugiego. Ten natomiast, żeby ją naprostować kazał jej kiedyś wracać piechotą do domu, bo nie chciał podjechać po nią autem, po tym jak będąc w pracy nie odbierała telefonów od niego. No nic, przespacerowała się te 3-4km. Bogu dzięki, że byłem na tyle asertywny, że nic więcej już nie chciałem wiedzieć. Chyba nawet wyszła za niego.

Emaleth napisał/a:
czyli kiedy mu mówię, że mi smutno i potrzebuję żeby mnie przytulił, to on mi nie odpowiada "daj mi spokój, oglądam film"


Teraz kamyczek do sąsiedniego ogródka, część kobiet grzecznie służy takiemu królowi domu, często na kolanach z głową między jego nogami. Zrozumienia i współczucia szuka natomiast gdzie indziej. Jaki jest tego sensu?! Czasami chciałbym, żeby jakaś dziewczyna mi to wytłumaczyła. Czego ona właściwie oczekuje i po co ciągnie takie relacje, w ktorych jest emocjonalnie, a często i intelektualnie niespełniona.

Emaleth napisał/a:
przede wszystkim należy mi komunikować swoje potrzeby i oczekiwania


Tego akurat nie potrafią obydwie strony. :D

A teraz gdy napisałem te trzy skromne akapity, to być może zmieniłbym swoje zdanie, a co najmniej jeszcze raz się poważnie zastanowił. :D




We are not your kind of people
...
We are extraordinary people
Ostatnio zmieniony przez XOF 2013-06-29, 02:28, w całości zmieniany 9 razy  
 
 
Być albo nie być (w związku)
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-29, 11:09   

XOF napisał/a:
Zalety:
- mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, a nawet totalnego załamania
- nie muszę udawać kogoś kim nie jestem
- brać udział w sztucznych gierkach, ktróre mają pokazać jak bardzo ci na mnie zależy
- nie muszę organizować ciągle komuś czasu, zabawiając osobę, która sama ze sobą nie potrafi wytrzymać 5 minut
- mogę pracować po nocach, popadając nawet w skrajny pracoholizm
- siedzieć godzinami nad własnymi zainteresowaniami

Ten wykaz zalet bycia singlem wskazuje, że zakładasz, że każdy związek to jakaś patologia. Zakładasz, że zarówno Ty jak i Twoja partnerka tak naprawdę nie będziecie sobą w tym związku, że będzie panowała sztuczność i odgrywane będą jakieś narzucone role z gotowym scenariuszem... tylko czy taki spektakl teatralny można nazwać związkiem?
XOF napisał/a:
- siedzieć godzinami nad własnymi zainteresowaniami
EvenIfICould napisał/a:
- czas na rozwijanie pasji i zainteresowań

Znałam taki jeden przypadek... facet lat 28, doświadczenie z kobietami praktycznie zerowe, wszyscy znajomi już dawno przestali wierzyć, że on sobie kogoś znajdzie... aż któregoś dnia pojechał realizować swoją pasję, którą są strzelanki ASG i dostał kulką w plecy... od niej. Teraz są po ślubie i na wszystkie strzelanki zawsze jeżdżą razem :D Można? Można. ;)
XOF napisał/a:
Tego akurat nie potrafią obydwie strony.
To niestety prawda... nie wiem dlaczego ludzie się uparli uważać partnera za jasnowidza. Kobiety pod tym względem są nie raz nawet bardziej przegięte niż mężczyźni - strzela taka focha, a on ma wiedzieć dlaczego i jak nie wie, to ona strzela jeszcze większego :lol:
XOF napisał/a:
Czego ona właściwie oczekuje i po co ciągnie takie relacje, w ktorych jest emocjonalnie, a często i intelektualnie niespełniona.
Najczęściej takie kobiety żyją fantazją, że uda im się takich mężczyzn "naprawić"... zazwyczaj miały ojca alkoholika (albo inaczej skrzywionego) i ta fantazja pojawiła się w nich jak były małymi dziewczynkami i ciągnie się za nimi przez wszystkie związki... szukają sobie problematycznych mężczyzn i roją sobie w głowie, że jak będą ich dostatecznie mocno kochać, to oni się zmienią.
EvenIfICould napisał/a:
jako, że mam zerowe powodzenie pewnie nie spełniam wielu innych kryteriów
Ja też mam zerowe powodzenie u mężczyzn... jeżeli jakikolwiek do mnie kiedykolwiek zarywał, to zazwyczaj był po n-tym piwie (R. bodajże po 10) :lol: Najbardziej mnie jednak dziwi to, że kiedy z kimś flirtuję, to mnie nigdy nie biorą na poważnie i myślą, że się tylko wygłupiam - chyba robię coś nie tak :P Tak naprawdę to nie mam bladego pojęcia, jak bym mogła zainteresować sobą faceta.

Jak sobie myślę o moim byciu singlem (brzmi lepiej niż określenie "samotna kobieta") to tylko jednej rzeczy tak na co dzień mi brakuje... zasypiania z kimś razem w łóżku... dziwne chyba :roll:




 
 
Być albo nie być (w związku)
XOF 



Dołączył: 19 Cze 2013
Posty: 955
Skąd: Polska

Wysłany: 2013-06-29, 15:32   

Emaleth napisał/a:
Ten wykaz zalet bycia singlem wskazuje, że zakładasz, że każdy związek to jakaś patologia. Zakładasz, że zarówno Ty jak i Twoja partnerka tak naprawdę nie będziecie sobą w tym związku, że będzie panowała sztuczność i odgrywane będą jakieś narzucone role z gotowym scenariuszem... tylko czy taki spektakl teatralny można nazwać związkiem?


Jak to będzie jakiś spektakl, to na pewno wyjdę jeszcze w trakcie pierwszego aktu. Jak to teraz czytam, to faktycznie ten mój wykaz zalet, to bardziej wyliczanka patologii, z którymi się spotkałem w życiu. Jestem osobą raczej empatyczną, która nie odmawia pomocy. Często pełniłem rolę takiego adwokata, terapuety, przyjaciela od wsparcia psychicznego. Przerabiałem różne skrajne sytuacje, zarówno te z punktu widzenia męskiej, jak i damskiej strony. Zabawne co nie? Ktoś tak samotny jak ja, starał się doradzać i wspierać ludzi w związkach.

Emaleth napisał/a:
Znałam taki jeden przypadek... facet lat 28, doświadczenie z kobietami praktycznie zerowe, wszyscy znajomi już dawno przestali wierzyć, że on sobie kogoś znajdzie... aż któregoś dnia pojechał realizować swoją pasję, którą są strzelanki ASG i dostał kulką w plecy... od niej. Teraz są po ślubie i na wszystkie strzelanki zawsze jeżdżą razem Można? Można.


O kurcze! To jest jeszcze szansa dla mnie, ja jestem chyba gdzieś pomiędzy szkołą podstawową, a gimnazjum. 8) A ja ze swojej strony mam taki przykład. Zanim wiosną rozsypała mi się ostatnia znajomość, to wypychałem pewną szatynkę na wcześniej umówione spotkanie, z którego w ostatniej chwili o mało co nie zrezygnowała. I co?! Po 2-3 tygodniach stwierdziła, że muszą poważnie porozmawiać, a on na dźwięk tak poważnie brzmiących słów nie tylko nie uciekł, ale doszedł do takiego samego wniosku jak ona. Czasami takie głuptaski udanie się dobiorą. :D

Cytat:
Najczęściej takie kobiety żyją fantazją, że uda im się takich mężczyzn "naprawić"... zazwyczaj miały ojca alkoholika (albo inaczej skrzywionego) i ta fantazja pojawiła się w nich jak były małymi dziewczynkami i ciągnie się za nimi przez wszystkie związki... szukają sobie problematycznych mężczyzn i roją sobie w głowie, że jak będą ich dostatecznie mocno kochać, to oni się zmienią.


A tym magicznym momentem jest ślub, po którym taki delikwent przemienia się z obrzydliwej ropuchy w pięknego księcia. Jeżeli cudowna metamorfoza nie zaszła zaraz po nocy poślubnej, pozostaje jeszcze jedna możliwość. Tak! Pierwsze dziecko. Jeżeli nadal nie widać poprawy, należy poprawić drugim, trzecim, ewentualnie czwartym.

Emaleth napisał/a:
Kobiety pod tym względem są nie raz nawet bardziej przegięte niż mężczyźni - strzela taka focha, a on ma wiedzieć dlaczego i jak nie wie, to ona strzela jeszcze większego


To jeszcze pół biedy. Ja kompletnie nie łapię tej mowy niewerbalnej. Kiedyś jedna powiedziała mi wprost, że ja nie wyłapuję jej sygnałów. Nic nie robię, a ona chce żebym ją przytulił. :D Ale ze mnie niemota.

Emaleth napisał/a:
jeżeli jakikolwiek do mnie kiedykolwiek zarywał, to zazwyczaj był po n-tym piwie


Bo my męźczyżni w rzeczywistości jesteśmy bardzo nieśmiali. :D Pamiętam, że swego czasu nie potrafiłem zaczepić obcej dziewczyny nawet przez neta. Najpierw jedno piwko, albo lepiej jeszcze drugie i dopiero wtedy potrafiłem napisać i wysłać jakiegoś zapoznawczego maila.




We are not your kind of people
...
We are extraordinary people
Ostatnio zmieniony przez XOF 2013-06-29, 15:43, w całości zmieniany 5 razy  
 
 
Być albo nie być (w związku)
EvenIfICould 
żałosny śmieć



Wiek: 38
Dołączył: 23 Lis 2012
Posty: 619
Skąd: się biorą dzieci?

Wysłany: 2013-06-29, 22:20   

XOF napisał/a:
Może tak nie po kolei, ale zacznę od wykazu zalet i wad.


No z tymi zaletami to pojechałeś ;P Nie bądźmy zaraz takimi pesymistami, to nie musi tak wyglądać, nie ma co grać i udawać bo to i tak prędzej czy później się wyda.

XOF napisał/a:
Dodatkowo co się tyczy bardziej przyziemnych rzeczy prawda jest taka, że nie jestem również w stanie zapewnić utrzymania, dachu nad głową. Za mną idzie tylko bieda. Kwestie materialne dla ludzi w moim wieku są po prostu ważne, to zrozumiałe!

Masz rację, ale to też nie do końca tak. Myślę, że spora część kobiet nie szuka jakiegoś milionera, który będzie wszystko sponsorował i tylko sypał kasę. Ważne, żeby mieć jakąś stałą pracę, jakiś dochód. Co innego siedzieć w domu i twierdzić, że żadnej pracy nie ma, albo "ja towaru w markecie nie będę roznosił". Facet, który boi się pracy raczej słabo wróży na przyszłość. Nie trzeba być od razu jakiś tam zarobasem, ważne aby coś robić, rozwijać się jakoś. Wśród moich znajomych 99% związków to takie gdzie na dach nad głową pracują obie osoby, takie czasy teraz.

XOF napisał/a:
Ja się już nie łudzę, pogodziłem się z tym.

A ja właśnie się nie pogodziłem i nie potrafię. Bo raz, że to jedno z moich największych jak nie największe marzenie a dwa, że wiem, że mógłbym być dobrym partnerem i dać komuś naprawdę dużo szczęścia, bliskości, oparcia, gdyby tylko ktokolwiek chciał...

Emaleth napisał/a:
Znałam taki jeden przypadek... facet lat 28, doświadczenie z kobietami praktycznie zerowe, wszyscy znajomi już dawno przestali wierzyć, że on sobie kogoś znajdzie... aż któregoś dnia pojechał realizować swoją pasję, którą są strzelanki ASG i dostał kulką w plecy... od niej. Teraz są po ślubie i na wszystkie strzelanki zawsze jeżdżą razem :D Można? Można. ;)

Hahah, niezła historia, ale powiedzmy sobie szczerze, jak często takie coś się zdarza? To dopiero było jak trafienie szóstki w lotka ;) Takie historie zawsze napawają optymizmem ale z drugiej strony czytając je mam dziwne uczucie "czyli albo cud, albo już nic".

Emaleth napisał/a:
Kobiety pod tym względem są nie raz nawet bardziej przegięte niż mężczyźni - strzela taka focha, a on ma wiedzieć dlaczego i jak nie wie, to ona strzela jeszcze większego :lol:

Heheh, to już chyba nieodłączny atrybut kobiecości, nie do przeskoczenia, trzeba zaakceptować i być czujnym jak ninja. Pamiętam jak moja była strzeliła kiedyś mega focha bo "nie zauważyłeś". Po dłuższej chwili przyglądania się od stóp do głów, straciłem już wszelakie pomysły o co niby chodzi. Gdy usłyszałem "wyregulowałam brwi"! :D

Emaleth napisał/a:
Najczęściej takie kobiety żyją fantazją, że uda im się takich mężczyzn "naprawić"...

Złudna nadzieja, ale najczęściej przekonują się o tym jak sprawy zajdą już bardzo daleko, czyli ślub, dzieci. Szkoda, bo najczęściej to naprawdę wartościowe i dobre kobiety, potrafiące kochać naprawdę mocno i dbać o związek. Niestety przelewają swoje uczucia na totalnie nieodpowiednie osoby, a gdyby tylko dobrze wybrały mogłyby zbudować taką fajną relację.

Emaleth napisał/a:
Ja też mam zerowe powodzenie u mężczyzn... jeżeli jakikolwiek do mnie kiedykolwiek zarywał, to zazwyczaj był po n-tym piwie

Jedna z największych zagadek ludzkości. Inteligenta, wrażliwa, ciekawa kobieta, na dodatek ładna. Po kilku privach, które kiedyś wymieniliśmy śmiało mogę stwierdzić też, ze dobra rozmówczyni, w czym rzecz, nie wiem... Jedyne co mi przychodzi do głowy to, to, że może Ty po prostu onieśmielasz mężczyzn Emaleth :) Serio, może po prostu sobie myślą "u takiej kobiety jak ona na pewno nie mam szans..." i jedynie znieczuleni alko decydują się zagadać... No chyba, ze faktycznie ci fajnie przebywają na północy :D

Emaleth napisał/a:
Jak sobie myślę o moim byciu singlem (brzmi lepiej niż określenie "samotna kobieta")

Brzmi lepiej, ale ja przestałem się nazywać singlem już dość dawno. Czułem trochę jakbym sam siebie oszukiwał. Singiel to dla mnie ktoś, kto może może być w związku ale nie chce z własnego wyboru. Samotna osoba natomiast chciałaby być w związku ale nie może. Zdecydowanie bliżej mi więc do bycia samotnym aniżeli singlem :\

Emaleth napisał/a:
tylko jednej rzeczy tak na co dzień mi brakuje... zasypiania z kimś razem w łóżku... dziwne chyba :roll:

Zupełnie nie dziwne. Dużo bym oddał żeby jeszcze kiedyś zasnąć przy kimś i obudzić się rano, poczuć oddech tej drugiej osoby, widzieć jej spokojną twarz podczas snu, wtulić się we włosy. Czasem tak bardzo brakuje mi najzwyklejszych gestów jak przytulenie czy pocałunek, że aż odczuwam ból fizyczny dosłownie :(

XOF napisał/a:
Zabawne co nie? Ktoś tak samotny jak ja, starał się doradzać i wspierać ludzi w związkach.

Spoko, mam to samo. Gdy tylko coś się sypie, ktoś się komuś spodoba, cokolwiek, wszyscy znajomi walą w do mnie jak w dym. Po poradę, po pocieszenie. Specjalista od związków od siedmiu boleści...




"Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart, a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart..."
Ostatnio zmieniony przez EvenIfICould 2013-06-29, 22:23, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Być albo nie być (w związku)
XOF 



Dołączył: 19 Cze 2013
Posty: 955
Skąd: Polska

Wysłany: 2013-06-30, 12:20   

Cytat:
No z tymi zaletami to pojechałeś ;P Nie bądźmy zaraz takimi pesymistami, to nie musi tak wyglądać, nie ma co grać i udawać bo to i tak prędzej czy później się wyda.


Przecież sprostowałem, że był to bardziej wykaz patologii. :D

EvenIfICould napisał/a:
A ja właśnie się nie pogodziłem i nie potrafię.


Rozumiem. Ponoć nadzieja umiera ostatnia i trzeba zawsze wierzyć. Ja dość mocno szukałem w czasie studiów. Starałem się korzystać z bardzo rzadkich zaproszeń od znajomych, zawsze kogoś nowego można było poznać. A to jakiś wypad do teatru, ognisko, koncert. Raz nawet na taką randkę w ciemno dałem się namówić. :P Jak nie szło w realu, to jakieś portale społecznościowe, ale zawsze z identycznym skutkiem. W pewnym momencie przemyślałem to wszystko i spasowałem, żeby nie obniżać i tak już niemal zerowej samooceny. Rzuciłem się w wir pracy i nauki.

Cytat:
Spoko, mam to samo. Gdy tylko coś się sypie, ktoś się komuś spodoba, cokolwiek, wszyscy znajomi walą w do mnie jak w dym. Po poradę, po pocieszenie. Specjalista od związków od siedmiu boleści...


I to jest w tym wszystkim najlepsze. :D




We are not your kind of people
...
We are extraordinary people
Ostatnio zmieniony przez XOF 2013-06-30, 12:23, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Być albo nie być (w związku)
Evi 



Wiek: 31
Dołączyła: 28 Gru 2011
Posty: 3504
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2013-08-27, 15:11   

Jeszcze jakiś czas temu napisałabym w tym temacie coś zupełnie innego i wychwalała zalety bycia singlem i wady bycia w związku. Zostałam singielką z wyboru, jednak teraz już nie jest mi tak łatwo. Choć usilnie się broniłam przed uświadomieniem sobie "czego w życiu mi tak naprawdę brak?", z dnia na dzień zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko opiera się na tym, że nie mam nikogo, kto byłby tylko mój i tylko dla mnie. Można mieć znajomych, koleżanki, kolegów, przyjaciół, ale to nigdy nie będzie to samo, co ukochana osoba. Koleżanka czy przyjaciółka, może chcieć pomóc, porozmawiać, ale nie musi, ma również swoje sprawy, swoje życie i nie zawsze rzuci wszystko i pobiegnie, żeby porozmawiać. Kiedy jesteśmy w związku, z założenia powinno być tak, że ta osoba jest dla nas najważniejsza, ważniejsza od czegokolwiek innego, bo to w końcu miłość, choć zastanawiam się czy ja faktycznie wierzę w miłość. W każdym razie, usilnie pragnę tej więzi z drugą osobą. Pragnę osoby, dla której będę najważniejsza, u której będę w centrum zainteresowania, która będzie moja, moja, moja i zawsze będzie miała dla mnie czas. Im dłużej to piszę, to uświadamiam sobie, że jest to borderowa teoria, potrzeba partnera idealnego, który pokocha mnie nad życie i nigdy, nigdy nie opuści, zaakceptuje wszystkie moje wady i zawsze będzie ze mną. Najgorsze, a zarazem najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że po pierwsze, to szukam osoby, która nie wiem czy w ogóle istnieje, bo szukam ideału bez skazy, zarówno pięknego zewnętrznie jak i wewnętrznie i ciężko mi taki ideał odnaleźć, jeśli już odnajduję, to oczywiście okazuje się, że ten ideał mnie nie chce, nic dziwnego. Poza tym, dochodzą jeszcze inne borderowe uprzedzenia, jeśli już trafia się osoba, która chce ze mną być i się mną zaopiekować, oczywiście zaczynam od niej uciekać. I nigdy nie mogę nad tym zapanować, blokada wewnętrzna jest tak silna, że nie mogę jej się sprzeciwić, bo męczy mnie obecność danej osoby. Usłyszałam już kiedyś, że jeśli takie blokady zaczynały u mnie występować, to znaczy, że nie trafiałam na właściwe osoby, ale czy rzeczywiście to prawda? Czy jest w ogóle coś takiego jak "właściwa osoba", zwłaszcza w przypadku sfiksowanego bordera? Jak już wspominałam, sama do końca nie wiem, czy wierzę w teorię i istnienie miłości.

Codziennie uświadamiam sobie, że pragnę czegoś nieosiągalnego, pragnę kochać i być kochaną, pragnę znaleźć partnera idealnego i żyć w idealnym związku i wiem, że w życiu nie uda mi się tego osiągnąć, bo wymagam za dużo, plus milion uprzedzeń, które rodzą się w mojej głowie uniemożliwiają mi zbudowanie jakiejkolwiek zdrowej i bliskiej relacji. Jak więc żyć z tak silną potrzebą miłości i bliskości i jednoczesnym uciekaniem od jakichkolwiek oznak bliskości? Człowiek paradoks, część kolejna.




 
 
 
Być albo nie być (w związku)
Chochlik
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-27, 15:41   

Evicka napisał/a:
Koleżanka czy przyjaciółka, może chcieć pomóc, porozmawiać, ale nie musi, ma również swoje sprawy, swoje życie i nie zawsze rzuci wszystko i pobiegnie, żeby porozmawiać.

To zupełnie jak każda inna osoba :)

Zakładasz, ze bycie w związku oznacza koniec życia poza nim?




 
 
Być albo nie być (w związku)
Evi 



Wiek: 31
Dołączyła: 28 Gru 2011
Posty: 3504
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2013-08-27, 16:01   

Nie. Zakładam, że dla takiej osoby jestem ważniejsza, niż dla zwykłej koleżanki i że stawia moje potrzeby trochę wyżej. Koleżanek można mieć kilka i można im poświęcać czas, ale nie trzeba i dziwne, kiedy koleżanka się obraża, że ma się dla niej za mało czasu. Natomiast, jeśli chodzi o bycie w związku, wtedy wygląda to trochę inaczej, jest się w centrum zainteresowania tej osoby.



 
 
 
Być albo nie być (w związku)
Chochlik
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-27, 16:06   

Evicka napisał/a:
Koleżanek można mieć kilka i można im poświęcać czas, ale nie trzeba

Właściwie, to twój ewentualny chłopak też nie ma takiego obowiązku.

Evicka napisał/a:
jest się w centrum zainteresowania tej osoby.

Niekoniecznie.




 
 
Być albo nie być (w związku)
SoSad 



Wiek: 30
Dołączyła: 23 Lip 2012
Posty: 550
Skąd: mazowieckie

Wysłany: 2013-08-27, 16:16   

Nie wierzę w to co czytam!!!

Ponad pół roku temu poznałam kogoś. Zaszło to dość daleko, bo znajomość trwa aż do dziś i nie jest ona na zasadzie kolega-koleżanka. I im bardziej staje się to poważniejsze, tym większe mam wątpliwości... Ostatnio pojawiło się ich multum dlatego postanowiłam to przerwać... :roll: Niedługo czeka mnie rozmowa z G. i nie wiem co z tego wyniknie.

Chcę mieć kogoś, ale jednocześnie coraz częściej dochodzę do wniosku, że to nie dla mnie, że ja nie nadaję się do życia z kimś... :roll:

Cytat:
jeśli już trafia się osoba, która chce ze mną być i się mną zaopiekować, oczywiście zaczynam od niej uciekać


Właśnie w tym momencie robię to samo... Moja relacja z G. zaszła tak daleko, że teraz mam ochotę to przerwać, uważając, że to jeszcze nie czas na poważny związek. U mnie to wygląda tak, że zwyczajnie boję się zaangażowania tak na maksa z mojej strony, boję się pewnych wyrzeczeń i wyborów, które dotyczą po prostu zrezygnowania z mojej osoby na rzecz "NAS". I pytanie czy warto?

Uważam, że mam czas jeszcze na poważny związek, bo jestem młoda i teraz powinnam skupić się na sobie...


...ale jednocześnie chce kogoś kto zawsze będzie na mnie czekał aż w końcu powiem 'dobra, możemy już być razem' :roll:

Evicka - :piątka:




 
 
 
Być albo nie być (w związku)
Evi 



Wiek: 31
Dołączyła: 28 Gru 2011
Posty: 3504
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2013-08-27, 16:20   

Chochlik, wiem, że niekoniecznie, ale ja właśnie szukam takiej osoby.

SoSad, :piatka: Jesteśmy je*nięte. :roll: Ale strasznie mnie to męczy.




 
 
 
Być albo nie być (w związku)
Chochlik
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-27, 16:23   

Evicka napisał/a:
wiem, że niekoniecznie, ale ja właśnie szukam takiej osoby.

Nikt ci nie da gwarancji, że to co początkowo wydawało się dokładnie takie jak sobie wymarzyłaś faktycznie takie będzie. Kojarzy mi się twoja postawa z planowaniem scieżki edukacji i kariery począwszy od kupienia kreacji, w której pójdziesz odebrać nagrodę Nobla.




 
 
Być albo nie być (w związku)
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,27 sekundy. Zapytań do SQL: 17