Hmm. Ja Twoje słowa "rozwiązanie zaburzeń osobowości" interpretowałam jako pozbycie się ich, co jest niemożliwe. Dlatego to, co pisałaś, wydawało mi się bardzo dziwne. A Ty miałaś na myśli po prostu nauczenie się (np. poprzez terapię) względnie normalnego funkcjonowania z nimi, tak? Czyli, idąc w interpretacji dalej, można być szczęśliwym, nawet mając zaburzenia osobowości.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 15:25
aga_myszka napisał/a:
A Ty miałaś na myśli po prostu nauczenie się (np. poprzez terapię) względnie normalnego funkcjonowania z nimi, tak? Czyli, idąc w interpretacji dalej, można być szczęśliwym, nawet mając zaburzenia osobowości.
Nom.
I tak, ale te zaburzenia muszą być rozwiązane. Zresztą szczerze mówiąc, nie rozumiem, czemu niby dalej masz zaburzenia osobowości, skoro zwalczyłaś wszystkie te cechy? Dla mnie to jest równoznaczne z nieposiadaniem już tych zaburzeń, tylko posiadaniem już 'prawidłowej', zdrowej dla Ciebie samej i autentycznej już osobowości.
edit: Tak btw., jestem bardzo ciekawa, co w takim razie napisałabyś w wątku 'Dojrzałość', który założyłam, ale to taka prywatna prośba.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 15:34
Musiałam szybko obczaić, co to jest xD Ale normalnie żyć, to znaczy, że jesteś bardziej wyrozumiała wobec siebie i innych? Dopuszczasz odstępstwa od wyznawanych zasad itd.? Gdy pojawiają się natarczywe/impulsywne myśli, potrafisz im już się nie poddawać? Bo jeśli tak, to czy to nie jest w pewnym sensie zwalczenie tych cech?
edit: w sensie załóżmy, że ktoś całe życie jest masakrycznym bałaganiarzem. Czy jeśli wbrew swojej naturze, nauczy się porządku w takim stopniu, żeby bałagan nie utrudniał mu życia, nie znaczy to, że zwalczył tę upierdliwą xd dla siebie cechę charakteru?
edit 2: może używam złego słowa. Nie tyle zwalczył, co obłaskawił, nie poddaje się jej.
Ale normalnie żyć, to znaczy, że jesteś bardziej wyrozumiała wobec siebie i innych? Dopuszczasz odstępstwa od wyznawanych zasad itd.?
Tak, tak, chociaż nie zawsze przychodzi mi to łatwo.
Fearless napisał/a:
Gdy pojawiają się natarczywe/impulsywne myśli, potrafisz im już się nie poddawać?
Myśli zawsze są jakimś objawem, na przykład tego, że jestem przemęczona. Wtedy trzeba wsłuchać się w swoje ciało, zobaczyć czego potrzebuje i mu to dać. Wtedy myśli mijają same.
Fearless napisał/a:
Bo jeśli tak, to czy to nie jest w pewnym sensie zwalczenie tych cech?
Nie, ja tych cech nie zwalczam, bo one są częścią mnie. Po prostu nie pozwalam, żeby wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 15:49
No to tylko pogratulować Właśnie coś takiego w swoim słowniku uważam za rozwiązanie zaburzeń osobowości. Choć teraz już też rozumiem, co masz na myśli, pisząc, że one są na zawsze. Ale dalej uważam, że skoro obłaskawiłaś te cechy, to ciężko tu mówić dalej o zaburzonej osobowości, w sensie bardziej chyba należy mówić o osobie, która ma zbiór cech tej zaburzonej osobowości, które utrudniają życie, ale umie sobie z nimi radzić i respektuje swoje potrzeby wbrew temu, co jej te cechy 'każą'. Czyli jest zdrowa.
Jak jest ten schemat:
nieświadoma niekompetencja świadoma niekompetencja świadoma kompetencja nieświadoma kompetencja
To według niego osoby z zaburzeniami osobowości ze względu na pewne ich 'trwałe wrycie w osobowość' mogą poprzestać tylko na świadomej kompetencji? Tak rozumiem to, co piszesz
edit: to, co mnie nurtuje: dla takich osób niemożliwe jest dotarcie do nieświadomej kompetencji, kiedy nauczenie się obłaskawiania tych cech wchodzi tak bardzo w nawyk, że w zasadzie ich nie ma?
Ostatnio zmieniony przez Fearless 2016-05-22, 15:51, w całości zmieniany 1 raz
To według niego osoby z zaburzeniami osobowości ze względu na pewne ich 'trwałe wrycie w osobowość' mogą poprzestać tylko na świadomej kompetencji? Tak rozumiem to, co piszesz
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 15:52
W takim razie uważam, że osoby z zaburzeniami osobowości mogą być szczęśliwe zgodnie z moją definicją szczęścia, gdy dotrą już w każdej sferze życia, którą te cechy zaburzały, do świadomej kompetencji.
Ale to dotyczy według mnie wszystkich właśnie, tyle że osoba bez zaburzeń osobowości może wbić na jeszcze jeden, najwyższy poziom.
W takim razie uważam, że osoby z zaburzeniami osobowości mogą być szczęśliwe zgodnie z moją definicją szczęścia, gdy dotrą już w każdej sferze życia, którą te cechy zaburzały, do świadomej kompetencji
Cieszę się, że Myszy udało się wyjaśnić Tobie o co mi chodziło. To teraz wracając do relacji - skoro osoba z osobowością schizoidalną, może być szczęśliwa, to rozumiesz już, że można nie cierpieć z powodu braku relacji międzyludzkich?
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 17:47
Scarlet Halo, jeśli jest co najmniej świadomie kompetentna we wszystkich sferach życia, to teoretycznie tak. Ale coś mi się w tym bardzo nie zgadza. Na pewno po moich postach widać, że przykładam dużą wagę do uwarunkowań biologicznych. Patrząc czysto biologicznie na człowieka nie da się zaprzeczyć, że jest to zwierzę stadne, istota społeczna.
Jak piszesz: "osoba, która nie utrzymuje relacji międzyludzkich", widzę kogoś, kto nie ma znajomych, nie ma przyjaciół, nie ma partnera, nie utrzymuje kontaktu z rodziną. Coś tu dla mnie jest nie halo.
Żeby uwierzyć, że może być szczęśliwa, musiałabym poznać taką osobę po skończonej terapii, która ma potwierdzenie od terapeuty i od psychiatry, że jest zdrowa i nie musi już nad niczym pracować u siebie, żeby uwierzyć że jej stronienie od ludzi to nie jest skutek jakichś problemów.
edit: bo jeśli jej stronienie od ludzi wynika z zaburzeń osobowości, to jest to jedna z tych zaburzonych cech. W takim razie świadomą kompetencją w przypadku tej cechy będzie nauczenie się budowania relacji międzyludzkich pomimo swoich barier, a stronienie od nich będzie świadomą niekompetencją.
Patrząc czysto biologicznie na człowieka nie da się zaprzeczyć, że jest to zwierzę stadne, istota społeczna.
Patrząc czysto biologicznie ludzie istnieją by się rozmnażać, więc zgodnie z Twoją logiką ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci nie istnieją lub należy ich leczyć, bo są chorzy.
Cytat:
ma potwierdzenie od terapeuty i od psychiatry, że jest zdrowa i nie musi już nad niczym pracować u siebie
Czyli terapeuta według Ciebie wystawia zezwolenia na bycie 'naprawdę' szczęśliwym i bez błogosławieństwa terapeuty nikt na własną rękę nie może być ani szczęśliwy ani zdrowy?
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 21:25
Istnieją. Nie tyle, że chorzy, ale jakieś problemy ze sobą mają, bo to zaprzeczenie swojej istoty i dla mężyczny, i dla kobiety. No chyba że warunki nie pozwalają na potomstwo, ale to nie znaczy, że chęci posiadania potomstwa nie ma.
Jest co prawda udowodnione, że w społecznościach wysoko rozwiniętych, instynkt rozmnażania się znacznie maleje, co ma zapobiegać przeludnieniu. Ale ogólnie kobieta, która nie ma instynktu macierzyńskiego kłóci się z biologią, instynkt musiały zblokować jakiejś jej doświadczenia, prawdopodobnie związane z jej własną matką. Moja przyjaciółka właśnie zaszła w ciążę i jej chłopakowi dosłownie odbiło. Mówi, że nie chce tego dziecka, ćpa i pije prawie codziennie, odkąd się dowiedział, że wpadli, w końcu wyjaśnił, że nie czuje się gotowy na ojcostwo, bo jego własny ojciec był patologicznym sku****em.
Nie chodzi o zezwolenie, tylko o stwierdzenie, czy ktoś przepracował źródła swoich problemów, tak, żeby te problemy nie przekszadzały mu w funkcjonowaniu. Ktoś z głębokimi problemami odbiera rzeczywistość przez pryzmat tych problemów, więc może uważać za szczęście np. toksyczny związek. Jeśli ktoś jest zagubiony, ciężko mu stwierdzić, czy patrzy przez ten pryzmat, czy nie, terapeuta zajmuje się oceną tego fachowo.
Ale ogólnie kobieta, która nie ma instynktu macierzyńskiego kłóci się z biologią, instynkt musiały zblokować jakiejś jej doświadczenia, prawdopodobnie związane z jej własną matką
Rozumiem, czyli dla Ciebie każdy, kto nie zachowuje się zgodnie z Twoim schematem 'normalności' jest chory i należy go leczyć. Nie ma czegoś takiego jak wolny wybór ani wolna wola. Nie można czegoś po prostu nie chcieć albo po prostu nie lubić. Jeżeli nie jesteś taki jak większość to jesteś chory i trzeba koniecznie Cię dopasować do schematu. Straszną masz tą wizję świata. Rozumiem, że każdy ksiądz i każda zakonnica według Ciebie z miejsca nadaje się wyłącznie do leczenia, bo celibat nie jest ich wyborem, a zaburzeniem związanym z traumą dzieciństwa.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-05-22, 21:34
Nic takiego nie piszę. Mam przemyślany światopogląd, to nie znaczy, że nie mogę go zmienić, ani tym bardziej, że nachodzę kobiety, które nie chcą mieć dzieci i gadam im, żeby wybrały się do terapeuty. Niech robią, co chcą. Pytasz, to piszę, co myślę Co Ci w tym przeszkadza? To przecież jest fakt, że to się kłóci z biologicznymi uwarunkowaniami kobiety.
Czemu ta moja wizja świata jest taka straszna? Nie zabraniam nikomu niczego, nie oceniam tych ludzi. Poza tym nie skomentowałaś drugiej części mojego poprzedniego posta, a o to się chyba toczy dyskusja?
No właśnie w tym rzecz, że cały czas oceniasz, że są chorzy.
Fearless napisał/a:
Nie chodzi o zezwolenie, tylko o stwierdzenie, czy ktoś przepracował źródła swoich problemów, tak, żeby te problemy nie przekszadzały mu w funkcjonowaniu.
Tylko, że Ty twierdzisz, że ktoś po 'przepracowaniu problemów' zmieni swoje postępowanie i już będzie postępował inaczej, bo postępowanie w sposób 'atypowy' wynika jedynie z zaburzenia. Uważasz, że wyrocznią jest opinia terapeuty, który arbitralnie stwierdza, że ktoś 'problemy przepracował', a do uzyskania tej jakże kluczowej opinii każde odstępstwo od normy postrzegasz w kategoriach choroby. Mnie na przykład terapeuci przekonali, że jest mi dobrze tak jak jest i ja wcale nie chcę niczego zmieniać.