Chciałabym zostać teraz sama w domu. Dla mnie samotność, wcale nie jest zła.
Chętnie bym z nią pobyła.
Czy do bycia samotną koniecznie jest Ci potrzebny pusty dom?
Samotność zależnie od sytuacji, od etapu/momentu życiowego, dla mnie bywa kojąca, potrzebna, dobrze się z samotnością czuję... a kiedy indziej staje się straszna, znienawidzona, nie do wytrzymania...
Ostatnio tak sobie myślę nad słowami:
"Prawdziwa samotność zaczyna się od chwili, kiedy człowiek nie może już dłużej znieść własnego towarzystwa." (Jacek Wejroch)
Tak. Dlatego, że gdy ktoś jest, za każdym razem mi ją zakłóca.
W jaki sposób Ci ją zakłóca?
Jak się zamkniesz na cały dzień w czterech ścianach, albo co lepsze - na cały dzień wyjdziesz sama z domu by pospacerować bądź połazić po sklepach... to też jakiś sposób by pobyt ze swoją samotnością, by nikt jej nie zakłócił...
samotność nie jest zła wtedy, gdy wiesz, ze zawsze możesz ją przerwać, jak cię się znudzi, bo czeka na ciebie ktoś, kto cię kocha, lubi, komu na tobie zależy... wtedy samotność jest odprężeniem, relaksem, wsłuchaniem się chwilowym w siebie... a jak samotność panuje w twoim życiu i nie masz gdzie się zwrócić, do kogo przytulić... wtedy dołuje bycie samym, samym, samym...
samotność nie jest zła wtedy, gdy wiesz, ze zawsze możesz ją przerwać, jak cię się znudzi, bo czeka na ciebie ktoś, kto cię kocha, lubi, komu na tobie zależy... wtedy samotność jest odprężeniem, relaksem, wsłuchaniem się chwilowym w siebie... a jak samotność panuje w twoim życiu i nie masz gdzie się zwrócić, do kogo przytulić... wtedy dołuje bycie samym, samym, samym...
samotność nie jest zła wtedy, gdy wiesz, ze zawsze możesz ją przerwać, jak cię się znudzi, bo czeka na ciebie ktoś, kto cię kocha, lubi, komu na tobie zależy... wtedy samotność jest odprężeniem, relaksem, wsłuchaniem się chwilowym w siebie... a jak samotność panuje w twoim życiu i nie masz gdzie się zwrócić, do kogo przytulić... wtedy dołuje bycie samym, samym, samym...
Tylko to może oznaczać już nie samotność, a osamotnienie.
Jest różnica między jednym...
W zależności czy samej odchodzisz od ludzi, czy ludzie odchodzą od Ciebie...
To zależy. Jeżeli zawsze było się samotnym, to najpierw ma się nadzieje, że się coś zmieni, ale się nie zmieni, wtedy się wie, że musi się polubić samotność, bo inaczej się oszaleje. Ale jej się nie da polubić. Bo to niszczy. Cholernie niszczy. Ale z biegiem czasu akceptuje się taki stan. Wmawia się sobie, że jest tak cholernie dobrze, że nikogo nie się potrzebuje. A potem jak jest tak źle, to ma się wrażenie, że człowiekowi dobrze, że to właśnie uczucie szczęścia, ta pustka... Pustka. Dusi się wszystko w sobie, radzi się sobie samemu. Nie, nie radzisię sobie. Ale przecież jest dobrze, nikt nie rani. I znowu się w to wierzy. To jeszcze nie jest takie złe. Wiesz co jest najgorsze? Że nagle dostrzega się, że są ludzie, wśród których nie jest się taki całkiem samotnym, ale czlowiek się boi, bo cięzko wyjść z tej skorupki, która się tylko umacniała prze tyle lat. Ale jak już jakimś cudem się wyjdzie z niej, oswoi się i jest dobrze, i po pewnym czasie - bum. Znowu jest się samemu. To jest straszne. Bo człowiek się nauczył już, że ma się ludzi. I nie potrafi się tak jak kiedyś. Samotność niszczy, choć ma się nadzieję, wmawia się sobie, że to tylko szczęście.
Zmieniłam, bo powinno być albo o sobie, albo o kims nieokreślonym, a nie tak bezpośrednio.
Sadu
Ostatnio zmieniony przez 2010-02-04, 18:04, w całości zmieniany 1 raz
Oct, ale wiesz, to nie tego rodzaju samotność, że potrzeba izolacji, tylko po prostu jest i pozostaje się ze wszystkim, co przytłacza w pojedynkę. Poza tym zbyt duża izolacja przynosi nam koszmarne rzeczy, o których chciałoby się zapomnieć.
Ale taka izolacja jest przydatna, sama czasem coś takiego robię, żeby spojrzeć na coś spokojniej, inaczej. Ale właśnie to nie jest samotność, tylko izolacja czasowa. Samotność to chyba wtedy, gdy wcale tego nie chcemy. A przynajmniej nie tak do końca.
Samotność to chyba wtedy, gdy wcale tego nie chcemy. A przynajmniej nie tak do końca.
To może jest to osamotnienie a nie samotność?
Samotność z wyboru także istnieje, dziwne - dla mnie - jest nazywać to "izolacją czasową", tak jakby na siłę chciano naciągnąć, że samotność to zło - tylko i wyłącznie zło, a jak chce się być samemu ze sobą, to nie jest to samotność, tylko izolacja czasowa...
W życiu nie słyszałam aby ktoś o samotności z wyboru mówił że jest to izolacja czasowa...
jest bardzo zła, jest okropna. lepiej, żeby jej w ogóle nie było, żeby zniknęła ta cholerna pustka, która jej towarzyszy. za każdym razem, kiedy zostaję sama, rozpada mi się na części psychika. składać jej nie ma sensu już, bo doszłam do wniosku, że tak po prostu być musi. że do końca sama już będę, bo z jednej strony za bardzo chcę, a z drugiej... zbyt mocno bronię się przed tym.