Każdego poranka, kiedy się budzę, czuję się fatalnie. Mam już tak od kilku miesięcy, tuż po przebudzeniu chce mi się płakać i czuje nienawiść do siebie. Potrzebuje pomocy, ale muszę jeszcze trochę wytrzymać
Śmierć nawet mi się śni...dwa razy powstrzymywałam psychoterapeutkę przed wezwaniem pogotowia w trakcie sesji...ale chyba jednak nie uda mi się uniknąć pobytu na oddziale zamkniętym. Już nawet nie mam sił próbować wyzdrowieć, śmierć wydaje się jedynym wyjściem
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Sie 2012 Posty: 1733 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2019-03-21, 16:01
Muff, skoro nie widzisz innych rozwiązań niż śmierć, to szpital będzie dobrą opcją. Będziesz pod całodobową opieką, dostaniesz wsparcie. Zawalcz o siebie.
Jeżeli śmierć bliskich czegoś nas uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością.
Nie mam sił już walczyć. Kiedy czuję się gorzej walczę z chęcią wyskoczenia przez okno. Kiedy jest lepiej i tak nie widzę sensu w dążeniu do szczęścia - w końcu i tak umrę i nic nie będzie
Wiek: 33 Dołączyła: 20 Mar 2019 Posty: 2077 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2019-03-22, 09:16
Exmit napisał/a:
Czemu znowu tonę, idę na dno. Dlaczego nie umiem oderwać się od tej kotwicy. Źle mi. Samotnie. Bezsensu. Żałośnie.
Czuję się dokładnie tak z samego rana, zawsze. I wieczorem. I w weekendy, jeżeli nie jestem akurat w pracy. Bo tylko praca odciąga mnie od tych wszystkich myśli.
Za głośno? Co jest za głośne? Tylko cisza. Cisza, w której się człowiek rozpada jak w próżni.
Czuję, że psychiatra mnie nie zrozumiał, przepisał leki, powiedział żeby trenować na terapii, i tyle. Ale co więcej miał powiedzieć. Mam już dość. Czterech psychiatrów, trzech psychologów, terapie, koktajl leków, mam dość. Po prostu. Ale rodzice tak mocno we mnie wierzą, że nie mogę się zabić, a zrobiłbym to. Czuję totalny bezsens, nic nie mogę zrobić, żeby zaraz tego nie odłożyć, nawet płakać już nie mam siły, Otoczony jestem przez osoby które mnie nie rozumieją, ale wiem, że jeślibym to skończyć, to nie wybaczyliby sobie tego do końca życia... takie życie nie ma sensu, nic nie ma. Dobranoc
Już trzy tygodnie bez żadnej poprawy, w następnym idę po skierowanie do szpitala, ale coraz mniej chce mi się leczyć. Myśli o śmierci towarzyszą każdej minucie w ciągu dnia. Nie mam sił jeść, myć się czy brać leków...chłopak zrobił mi kanapkę, ale po tym co wczoraj odwalił nie mam ochoty jej nawet dotykać...w sumie kot mi ją zjadł...tata dziś przyjeżdża się mną zająć, a ja nawet nie mam sił się umyć żeby iść na zakupy z nim, w których ma mi pomóc. Wczoraj sama wyszłam z domu, nie powinnam. Każdy samochód kusi, każdy tramwaj, każdy most. Przez "kłótnię" wyszłam z mieszkania w nocy, miałam nadzieję, że ktoś mnie zabije...niestety żyję dalej
Zauważyłam, że kiedy czuje się niepewnie to łatwo mnie sprowokować. I wybucham agresją a normalnych warunkach inaczej bym się zachowała. A później smutek i wyrzuty sumienia, że dałam się ponieś emocjom.
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.