Mówiłaś o tym komuś, że twoja mama mówi, że się zabije nie wiem tacie czy komuś z rodziny?
Nie, nie mówiłam: byłam pewna, że mi nie uwierzą, tym bardziej, że matka i tak by się wyparła, że coś takiego mówiła. Moje słowo przeciwko jej, a to ja byłam uważana za wariatkę, też nie miałam i dalej nie mam dobrych kontaktów z rodziną.
seta.czystej napisał/a:
Zakręcona napisał/a:
U niej to przeszło, ale u mnie strach pozostał, że pewnego dnia ją znajdę, w sensie jej ciała gdzieś tam dyndające na sznurze ...
Wydaje mi się, że jeśli ktoś zobaczy, usłyszy, wyczuje 'samobójstwo w oczach' u kogoś to strach pozostanie już na zawsze. Strach, obawy, niepokój, a gdyby się jednak zapomniało, to przypomni się zaraz po fakcie. Raz zauważone nie da się 'odzobaczyć', a szkoda.
Długo u mnie trwał nawyk, że gdy nie wiedziałam gdzie jest sprawdzałam wszystkie pomieszczenia. Najgorszy był strych, aby tam wejść i sprawdzić czy jej tam nie ma.
Wiek: 32 Dołączyła: 18 Lut 2015 Posty: 102 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-12-01, 20:51
Zakręcona, strach przed otworzeniem drzwi bo nie wiadomo co się zaraz zastanie, a wyobraźnia działa na pełnych obrotach. Nawet gdy z drugą osobą jest już wporzadku i ona o tym nie myśli to u nas już zawsze będzie ten niepokój z tyłu głowy. Takie moje przemyślenia, ale jak zawsze zależy kto jaki jest
Zakręcona, strach przed otworzeniem drzwi bo nie wiadomo co się zaraz zastanie, a wyobraźnia działa na pełnych obrotach. Nawet gdy z drugą osobą jest już wporzadku i ona o tym nie myśli to u nas już zawsze będzie ten niepokój z tyłu głowy. Takie moje przemyślenia, ale jak zawsze zależy kto jaki jest
Też jestem tego zdania, że pewne "rzeczy" z nami zostają na dłużej lub (o zgrozo) na zawsze, pomimo tego, że sytuacja się zmieniła itd.
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2016-12-04, 12:22
seta.czystej napisał/a:
Zakręcona, strach przed otworzeniem drzwi bo nie wiadomo co się zaraz zastanie, a wyobraźnia działa na pełnych obrotach. Nawet gdy z drugą osobą jest już wporzadku i ona o tym nie myśli to u nas już zawsze będzie ten niepokój z tyłu głowy. Takie moje przemyślenia, ale jak zawsze zależy kto jaki jest
Moja mama czesto mowila (po pijanemu), ze sie zabije. Wychodzila na ulice, chciala rzucic sie pod samochod, odkrecala gaz... Raz najadla sie tabletek... Pamietam jak lezala w przedpokoju... Pogotowie... 6 lat mialam...
A o moich myslach rozmawiam tylko z psychologiem. Tak lepiej.
Nie bójcie się, moje myśli są takie malutkie, że będę je i po śmierci rzucał wam na płatkach śniegu spadających z nieba. A w lecie? Namyślę się! Przecież nie umieram jeszcze.
----------
Bierny obserwator.
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2016-12-04, 19:35, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 23 Dołączyła: 06 Cze 2016 Posty: 274 Skąd: Europa
Wysłany: 2016-12-04, 12:58
Cytat:
Czy Wasi bliscy wiedzą o waszych myślach samobójczych?
Wiedzą i... mają to gdzieś. Powiedziałam raz na wizycie psychiatrze o próbie, pani powiedziała tacie, żeby mi dawkował leki "na wszelki" i że jakby coś mamy jechać do szpitala. W drodze powrotnej zapytał, czy to tak źle z tą pamięcią, że do szpitala aż trzeba? Nie chciałam mówić tego wprost, nie ma się czym chwalić. Próbowałam podsunąć, że chodzi o "złe myśli". Reszta drogi w ciszy.
Za to w domu... Wszedł do mojego pokoju i zapytał, czy ma mi zabrać nasenne i je dawkować. Powiedziałam, że nie trzeba. A on na mnie patrzy z takim wyrzutem i mówi "A może jednak? Co z nimi robisz? Bierzesz sobie pięć, żeby sobie ulżyć?"
Temat nigdy więcej nie był i nie będzie poruszony.
What if I left and it made no sense
And you tell your friends and they hold your hands?
Wiek: 42 Dołączył: 07 Mar 2017 Posty: 9 Skąd: dolnośląskie
Wysłany: 2017-03-08, 20:56
U mnie jest trochę inaczej, bo w silnym przypływie agresji skierowanej do innych, nie wyłączając w to wszystko siebie krzyczę i uderzam się pięściami po ciele, alb rzucam czym popadnie, a co do połykania tabletek to nie raz to robiłem ale to poskutkowało tym, że zmieniło się całkowicie moje życie i myślenie, a dokładniej nie mam motywacji do działania na co dzień tłumacząc się, że mam w sobie lenia. Bardzo dobrze, że Twój mąż zrozumiał to, żebyś żyła bo wsparci rodziny mam ogromne znaczenie jeśli masz problemy z emocjami
Prawie powiedziałam koleżance, że mam myśli samobójcze i nie wiem co mam zrobić. Prawie, jednak słowa nie wyszły z moich ust. Zostało tylko tyle powiedziane, że ostatnio złapała mnie jakaś apatia...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Coraz bardziej chce jednej koleżance powiedzieć, że chce się zabić... z kolejnymi spotkaniami ta myśl, nie daje mi spokoju (tylko jest to "powiedz jej") nie wiem jakby na to zareagowała to jedno a dwa nie potrafię z nią rozmawiać o sowich problemach w cztery oczy. Napisać wiadomość, że mam problem to bez problemu, opowiedzieć jej gdy ją widzę, to już nie (nie wiem dlaczego tak to jest). Koniec końców i tak pewnie nic nie powiem...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Każda rozmowa z mamą czy babcią kończą się na niczym. Olewaniem, bagatelizowaniem... Mówieniem: "Nic ci nie jest." Może nic mi nie jest. Z innymi nie da się gadać (tata, wujkowie, ciotki...). Nie jestem z nikim tak blisko, żeby ktokolwiek mi mógł zrozumieć. Jak L4 się skończy i nie będę chciała iść do pracy skonczy się to zapewne awanturami i krzykiem. Dla nich ważne żebym chodziła do pracy i nie robiła problemów. Dostarczała środki pieniężne na konto matki i jest dobrze. Wiem jestem żałosna... Muszę tak egzystować albo w końcu popełnić samobójstwo. Nie to, że się poddałam. Starałam się robić cokolwiek, ale nie umiem. Zresztą widzę, że ten system pomocy ludzią jest do niczego. W szpitalu psychiatrycznym karmią cie lekami i robią z ciebie roślinke a żeby pójść do ośrodka takiego w którym leczą zaburzenia osobowości czy coś to trzeba być "happy" pozytywnie nastawiony. No kuźwa jak?! Będą ze mną gadać i zmienią mi myślenie? Zresztą boje się ludzi albo są wredni albo kradną. xD Prywatnie trzeba dużo hajsu wybulić a moja "bogatsza" rodzina mi nie pomoże bo uważają, że chciałam tylko zwrócić na siebie uwagę a z pensji kilku stówkowej nie utrzymam się. Zresztą nie umiem nic załatwić. Suuuper.
Tak się zastanawiam: Jak rozmawiać o tym z ludźmi, którzy sami się zmagają z depresją i tym podobnymi?
Dziwnie się w moim życiu złożyło, że najbliższa osoba sama miewa myśli samobójcze i gdy poruszamy ten temat to wychodzi coś w stylu ,,Chcesz umrzeć? Ja też''.
I jak w ogóle powiedzieć komuś o myślach samobójczych? ,,Cześć, właśnie rozważam samobójstwo''. Wiem, że to głupie, ale serio, nadal nie wiem mimo 7 lat w temacie.
CurlyHead, ja ostatnio 'powiedziałam' o tym pewnej osobie w nietypowy sposób, a mianowicie wysyłając link do piosenki zatytułowanej 'samobójstwo', w odpowiedzi dostałam tylko: 'samobójstwo?', nic więcej. Taka jak gdyby totalna znieczulica.