chyba w zdarzeniu, gdy dziecko po prostu zapyta o termin swojego narządu płciowego.
Ja tam nigdy nikogo nie pytałam. Dowiedziałam się we własnym zakresie, dokładnie z biblioteki Ale może ja jestem inna
Sharnathos napisał/a:
W mojej opinii leży stwierdzenie, iż nazewnictwo typu "cipka", "penis" czy "wagina" nie jest niczym nieprzyzwoitym lub nagannym, a nie wprowadza - według mnie - zbytecznej infantylności czy niepotrzebnej kreacji eufemizmów.
Wg mnie też nie ma w tym nic nieprzyzwoitego, to są naukowe terminy, które pojawiają się później w podręcznikach, więc oczywiście nie ma w tym nic dziwnego. Myślę po prostu, że nie warto robić z tego jakiegoś wielkiego problemu, bo przecież wiadomo, że jak dziecko pójdzie do szkoły, to uprzejmi koledzy niewątpliwie nauczą je stu różnych synonimów, określających to, co ma pod spodniami.
Ah, to zanim nauczyłaś się czytać, to nie nazywałaś swoich części ciała?
Szczerze mówiąc, to nie W wieku sześciu lat zwyczajnie nie odczuwałam takiej potrzeby.
KrólowaSzczurów napisał/a:
W szczególności tych wulgarnych.
Właśnie dlatego nie wiem, po co zastanawiać się, czy nazwiecie penisa członkiem, czy siusiakiem. Jak koledzy już podzielą się z dzieckiem określeniami z własnego zakresu, to na co się zda Wasze szukanie przyzwoitych terminów?
Szczerze mówiąc, to nie W wieku sześciu lat zwyczajnie nie odczuwałam takiej potrzeby.
Innych części ciała tez nie nazywałaś?
Empiria napisał/a:
Właśnie dlatego nie wiem, po co zastanawiać się, czy nazwiecie penisa członkiem, czy siusiakiem. Jak koledzy już podzielą się z dzieckiem określeniami z własnego zakresu, to na co się zda Wasze szukanie przyzwoitych terminów?
Po co w ogóle uczyć dziecka kultury, skoro spotka w życiu chamów, tak?
Nazywałam, ale akurat o tej części ciała nie miałam w zwyczaju opowiadać innym.
Chochlik napisał/a:
Po co w ogóle uczyć dziecka kultury, skoro spotka w życiu chamów, tak?
Nie, ale chyba nie wierzysz w to, że kultura młodzieży nagle wzrośnie i słowo cipka zastąpią waginą. Raczej póki co wszystko idzie w tę drugą stronę i za pewne akurat w tej kwestii będzie gorzej, a nie lepiej.
Właśnie dlatego nie wiem, po co zastanawiać się, czy nazwiecie penisa członkiem, czy siusiakiem. Jak koledzy już podzielą się z dzieckiem określeniami z własnego zakresu, to na co się zda Wasze szukanie przyzwoitych terminów?
Nazywanie penisa członkiem, czy prąciem jest normalne. Nazywanie waginy kroczem, czy sromem też jest normalne. Chodzi o te eufemizmy, o wszytkie ptaszki, siusiaki, pisiorki, cipki, myszki, broszki, dziureczki itp.
Ręki nikt jakoś pisadełkiem nie nazywa.
Empiria, to może po domach zacząć od razu ch...ami i pi...ami rzucać?
Nazywałam, ale akurat o tej części ciała nie miałam w zwyczaju opowiadać innym.
I co robiłaś jak "coś" cię bolało bo np. się uderzyłaś?
Empiria napisał/a:
chyba nie wierzysz w to, że kultura młodzieży nagle wzrośnie i słowo cipka zastąpią waginą
Wzrośnie, chociaż "nagle", to może nieodpowiednie słowo, bo przyswojenie nowego słownictwa trochę trwa. Otóż wyobraź sobie, że jak wiesz które słowa są "normalne", a które "niegrzeczne", to nie powiesz do nauczyciela w szkole, że Krysia Kopnęła Januszka w ch*, tylko np. w krocze.
Może byłam dziwnym dzieckiem, ale w w wieku podstawówkowym klęłam jak szewc... póki w pobliżu nie było dorosłych. W ich obecności po prostu wypadało mówić inaczej. Jak? Cóż... to już zależy o tego czego się od tych dorosłych nauczyło.
KrólowaSzczurów napisał/a:
Ręki nikt jakoś pisadełkiem nie nazywa.
Gdyż ręka służy do drapania! Powinna być nazywana drapadełkiem!
I co robiłaś jak "coś" cię bolało bo np. się uderzyłaś?
Nic, bo się nigdy tam nie uderzyłam; przynajmniej nie przypominam sobie takiej sytuacji.
KrólowaSzczurów napisał/a:
Empiria, to może po domach zacząć od razu ch...ami i pi...ami rzucać?
Chochlik napisał/a:
Otóż wyobraź sobie, że jak wiesz które słowa są "normalne", a które "niegrzeczne", to nie powiesz do nauczyciela w szkole, że Krysia Kopnęła Januszka w ch*, tylko np. w krocze.
No dobrze, ja nie mówię, że macie tych dzieci nie wychowywać i nie uczyć kultury. Chodzi mi o to, że żeby nastąpił przełom językowy, to potrzebna by była większość ludzi myślących tak, jak Wy, wpajająca dzieciom właściwe formy wyrażania się. A takiej większości póki co brak.
Chodzi mi o to, że żeby nastąpił przełom językowy, to potrzebna by była większość ludzi myślących tak, jak Wy, wpajająca dzieciom właściwe formy wyrażania się. A takiej większości póki co brak.
Gdzieś pewnie jest, ale na razie nie mam dzieci, więc nie mogę się w żaden sposób wykazać. Właściwie, patrząc na to prawnie i formalnie, to sama jestem jeszcze dzieckiem
Chodzi mi o to, żeby nie robić z tego na siłę wielkiego problemu, bo tak, czy siak, Wasze dzieci przejmą część słownika swoich przyszłych znajomych i owszem, można i należy wpajać dziecku prawidłowe, niewulgarne formy, ale trzeba po prostu liczyć się z tym, że wpływ społeczeństwa jest spory i na pewne rzeczy nie będziecie mieć wpływu.
Tyle z mojej strony.