Żurawek, bardzo fajne te artykuły. Zdziwiło mnie tylko jedno:
Uwaga – fruktoza czy brązowy cukier wcale nie jest lepsza od zwykłego cukru. Tak samo podnosi poziom cukru we krwi i wzmaga naszą ochotę na słodkie. Zajadanie ochoty na słodkie dużą ilością owoców (które zawierają fruktozę) trochę mija się z celem.
Ale znalazłam takie coś:
Często uważany za zdrowszy i bardziej naturalny w porównaniu z białym, a ze względu na swoją barwę często mylony z cukrem nierafinowanym. Jednak znacznie bliżej mu do tego pierwszego. Proces produkcji brązowego cukru jest dokładnie taki sam jak białego, a brązową barwę nadaje mu się poprzez dodanie wcześniej usuniętej melasy i ponowne osuszenie kryształów. http://badania.net/cukier-brazowe-nieporozumienie/
Paulina - debil (chemik!) myślała, że brązowy jest lepszy.
Zgadzam się też z tym, że ruch pomaga - naprawdę po solidnym treningu nie ma się ochoty na słodkie.
Wiek: 27 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5179 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-09-06, 10:30
Niedotykalna, brązowy pakowany jest w mniejsze, ładniejsze opakowania i ma wyższą cenę, przecież myślimy, że to lepsze i zdrowsze. Swoją drogą tam na blogu jest też 5 "zdrowych" nawyków, które spowalniają metabolizm, ale to już na inny temat. Mam nadzieję, że komuś ten sposób pomoże.
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.
Fizjologicznie tak powinno być, ale u mnie jest zupełnie inaczej.
O, a mogłabyś to rozwinąć? Pytam o to, bo w sumie kiedyś wydawało mi się, że ze mną jest podobnie, dopiero po nabraniu głębszej świadomości tego jak splątana byłam mechanizmami ED uświadomiłam sobie, że chora psychika blokowała i uciszała sygnały z ciała.
Mustela Nivalis, chodziło mi o to, że rzeczywiście po dużym wysiłku organizm chce uzupełnić to, co zapewni mu pokarm w jak najszybszym czasie - czyli glukozę, którą zazwyczaj otrzymuje z dwucukrów. A zatem człowiek powinien mieć ochotę na węglowodany - choćby słodzony napój.
U mnie jednak jest inaczej. Po wysiłku nie jem. Albo jem z rozsądku rzeczy typu pomidor z cebulą. I wcale nie mam ochoty na cukier typu sacharoza. Być może to kwestia psychiki i ED... Być może tą ochotę wypieram. Nie wiem. Ale tak czy owak, po wysiłku nie czuję najmniejszej ochoty na żadne jedzenie. Ale muszę zaznaczyć, że węglowodany proste i dwucukry to było to co wyeliminowałam z "diety" jako pierwsze. Więc im więcej ćwiczę tym mniej jem. Ale jak luzuję z dietą to... piję Mirindę bądź Fantę.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Jestem uzależniona od jedzenia do tego stopnia, że nie jestem w stanie wytrzymać dnia bez porządnego objadania się. Niczym alkoholik bez alkoholu, bez kilku tabliczek czekolady, 300 gramowej paczki chipsów, pizzy, 400g Monte (i innych, długo by wymieniać) czuję się okropnie. Rozdrażniona, zła na cały świat, bez energii do życia, smutna, bezradna - myślę tylko o jedzeniu. Już nawet nie wiem jak mam z tego wyjść, bo prób było mnóstwo i za każdym razem przegrałam - czy to po kilku godzinach czy po kilku dniach (maksymalnie udało mi się wytrzymać 9 dni).
Wiek: 23 Dołączyła: 23 Mar 2014 Posty: 547 Skąd: podkarpackie
Wysłany: 2016-11-17, 16:10
Mam problem z jedzeniem słodyczy. Często jest tak, że wydaję wszystkie pieniądze na czekolady... Nie umiem sobie z tym poradzić. To samo z energetykami Nie wiem co zrobić, ale codziennie jem słodycze i średnio co 2-3 dni muszę wypić litrowy energetyk.
Czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie.
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2016-11-17, 16:27, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1083 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-11-17, 16:29
Trzy lata temu miałam taki okres, że pochłaniałam kosmiczne ilości czekolady i innych słodyczy. Potrafiłam kupić 3 czekolady i zjeść je jak batony jeszcze przed powrotem do domu . Przeszło mi, w sumie nie pamiętam jak. Może zaczęłam się przejmować swoim zdrowiem.
Sen jest iluzją śmierci.
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2016-11-17, 16:38, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 23 Dołączyła: 23 Mar 2014 Posty: 547 Skąd: podkarpackie
Wysłany: 2016-11-17, 16:33
kelpia, ja też jem czekolady jak batony Chociaż zaczyna mnie to martwić, bo jem ich na prawdę dużo i ciągle nie mam pieniędzy bo wszystko wydaję na czekoladę lub pizzę
Wiek: 27 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5179 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-08-31, 15:02
Czy ktoś z Was znalazł skuteczny sposób na poskromienie kompulsów? Poza terapią oczywiście, bo na nią wciąż czekam. Picie morwy, prowadzenie dziennika? Cokolwiek? Bo znowu jestem w tym bagnie i już nieraz miałam ochotę po prostu zwymiotować...
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.
Tak doraźnie w czasie kryzysu to może opcją byłoby wychodzenie z domu (bez pieniędzy)? Ze słuchawkami na uszach na przykład, by odciąć się od świata zewnętrznego i pomyśleć z dala od lodówki, co ma kompensować/co powoduje ten pęd. I raczej przezornie nieposiadanie w domu rzeczy, po które w kompulsie się sięga w pierwszej kolejności. Wtedy nawet, jak się noga powinie, to powinie się na marchewce, owocach, ryżowych waflach a nie na czekoladzie zagryzanej masłem orzechowym, pudełkiem lodów i batonami.
Jak nie znacie, to może pomoże lektura bloga http://wilczoglodna.pl ?
Sporo osób chwaliło metody sugerowane przez autorkę.
Mnie dużo pomogło przewartościowanie podejścia do jedzenia. Zauważyłam, że kompulsy zawsze występowały w kombinacji: sytuacja stresowa/kompensowanie braków emocjonalnych + restrykcyjne podejście do swojego ciała i odżywiania, liczenie kalorii, podejście "muszę schudnąć" etc... Wyzbycie się myślenia typowo skoncentrowanego na utracie masy ciała poskutkowało... jej spadkiem a następnie ustabilizowaniem (z drobnymi wahnięciami w jedną i drugą stronę). Kompulsów praktycznie brak lub występują sporadycznie, nie przemieniają się w ciągi, silne stresory raczej też nie stymulują chęci wyczyszczenia szafek, a jak stymulują - łatwiej to ogarnąć.
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2017-11-01, 22:09
Mam siebie dosyć. Ciągle jem i jem. Nie umiem się pohamować będąc w sklepie, jakbym była jakaś opętana, nie jestem w stanie racjonalnie pomyśleć i biorę sterty niezdrowego żarcia i oczywiście wszystko natychmiast pochłaniam. Jak to powstrzymać? Rzadko kiedy jest dzień, żebym nie zjadła czegoś słodkiego, a jak jest, to cały czas o tym myślę, nie mogę sobie znaleźć miejsca. Aż cud że jeszcze nie przytyłam, ale to chyba kwestia czasu. Nie mogę do tego dopuścić, ale czuję się jak więzień jedzenia.
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."