Podobno u ponad połowy osób ze zdiagnozowaną kiedyś depresją występują nawroty po jej wyleczeniu.
Myślę, że spora część z Was zna to uczucie, kiedy po zakończeniu leczenia mijają dni, tygodnie, miesiąca, a może nawet lata, podczas których depresja nie daje o sobie znać. I żyjecie sobie jak zupełnie zdrowy człowiek, uczestniczycie aktywnie w życiu, sielanka. I przychodzi czas, gdy ten obrazek zostaje zniszczony, bo choroba powraca do Waszych głów.
Uważacie, że depresję można wyleczyć w 100% lub skutecznie zapobiegać jej nawrotom w przyszłości? Jak?
Obserwujecie u siebie nawroty depresji?
Jesteście w stanie zorientować się odpowiednio wcześnie, aby zdążyć działać? Jakich czynności się podejmujecie?
Myślę, że z depresji już nigdy się tak naprawdę nie wychodzi, zawsze już zostaje w głowie coś z tego syfu. Moim zdaniem nie da się tego wyleczyć w 100 %, bo wtedy trzeba by było pewnie zmienić całe swoje życie, a to raczej trudne do osiągnięcia.
Życie po depresji to po prostu trwanie w neutralnym stanie z przebłyskami jakiejś radości od czasu do czasu. Najlepiej zmienność tych nastrojów obrazuje ruch niejednostajny krzywoliniowy
Wiesz, ja mam nawroty depresji co parę tygodni, miesięcy zależy to od dobranych leków, niektóre wkońcu przestają na mnie działać i trzeba je zmieniać organizm się przyzwyczaja, chodzę również na terapię. U mnie najgorsze okrey na nawroty depresji to wakacje, a zaczyna sie to juz w kwietniu badz maju, zaczynam odczuwac coraz bardziej smutek, niechęć do życia, na jesieni i w święta Bożego Narodzenia jest ze mną również źle, dlatego proszę o skierowanie do szpitala, mam tendencję do okaleczania się jak to lekarz powiedział to moja choroba a jak czuje się źle to idę do szpitala, tam przynajmniej nie zrobię sobie krzywdy, jest mniejsze prawdopodobieństwo że to zrobię bo tam są wsz ędzie ludzie a w domu czy gdzieś na mieście w ustronnym miejscu to nie problem. Na początku staram się żeby ambulatoryjnie mi zmieniano leki jak to niedaje poprawy to dopiero szpital.
Od czasu jak wyszedłem z tego całego doła który mnie sprowadził na forum, silnych nawrotów nie miałem, czasem mam lepsze dni, czasem gorsze, tak ma każdy człowiek na ziemi. Na początku nie było łatwo, ale teraz czuję się pewnie w życiu. Muszę mieć nadzieję że słowa
Mimo że czuję się dzięki lekom naprawdę dobrze i liczę na to, że niedługo będę mogła je odstawić, to liczę się z możliwością nawrotu gorszego samopoczucia w przyszłości. Nawet lekarka powiedziała mi niedawno, że takie dołki lubią wracać w trudniejszych okresach w życiu. Cieszę się jednak, że wiem, jak sobie z nimi wtedy poradzić i dokąd się udać z prośbą o pomoc.
Kochani, wybaczcie, jeśli to zły temat, ale mam problem. Czy to możliwe, żeby po zaledwie kilku dniach zaprzestania brania leków nagle się pogorszyło? Dodam, że leków nie biorę ze względów finansowych. Od paru dni nie ma GODZINY, w której nie miałabym myśli samobójczych. Czy to w ogóle możliwe, żeby stało się tak po niecałym tygodniu odstawieniu leków?
Czy to w ogóle możliwe, żeby stało się tak po niecałym tygodniu odstawieniu leków?
To zależy jakie to leki, jaki mają okres półtrwania i jak szybko usuwają się z organizmu. No i zależy to też od tego jaka była to dawka - przy niskiej takie objawy występują rzadko, ale jeśli była to duża dawka to efekt może być skokowy. Więc teoretycznie po tygodniu bez leków jest to jak najbardziej możliwe, ale myślę, że tutaj znaczenie ma to, że człowiek - bojąc się panicznie pogorszenia - sam je nasila.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Myślę, że spora część z Was zna to uczucie, kiedy po zakończeniu leczenia mijają dni, tygodnie, miesiąca, a może nawet lata, podczas których depresja nie daje o sobie znać.
Ja marzę chociażby o tych miesiącach spokoju od choroby. Czuje że choroba wygra i zniszczy moje życie i mnie do końca. Pogodziłem się z tym że czasem tylko przegrana pozostaje i przekreśliłem moją przyszłość. Lepiej się pogodzić z tym. Ja sobie nie wyobrażam żyć z takimi atakami okropnego samopoczucia, gdzie i tak na co dzień czuję się wyprany ze szczęścia i energii i jeszcze dodatkowo stany koszmarnego napadają.
Pogodziłem się z tym że czasem tylko przegrana pozostaje i przekreśliłem moją przyszłość. Lepiej się pogodzić z tym. Ja sobie nie wyobrażam żyć z takimi atakami okropnego samopoczucia, gdzie i tak na co dzień czuję się wyprany ze szczęścia i energii i jeszcze dodatkowo stany koszmarnego napadają.
Godząc się z obecnym stanem rzeczy niczego nie osiągniesz i tak jak mówisz - przegrasz.
Tylko chęcią i ciężką pracą można wygrać z tym diabelstwem. A godząc się z chorobą, kładziesz głowę pod topór.
Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
Godząc się z obecnym stanem rzeczy niczego nie osiągniesz i tak jak mówisz - przegrasz.
Tylko chęcią i ciężką pracą można wygrać z tym diabelstwem. A godząc się z chorobą, kładziesz głowę pod topór.
Już dość z tym walczyłem. Czasem trzeba przegrać...