Mam ochotę wykrzyczeć wszystkim w twarz, że się rozpadłam, że wszystko jest źle, bardzo źle ale nie mogę, nie potrafię. Potrzebuję pomocy a słowa więzną w gardle. Na wszelkie moje stwierdzenia, że jestem chora słyszę nie wymyślaj .
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.
To chyba największy minus tego cholernego pisania... Ktoś musi wydobyć to z Ciebie.
P.s. Czasem myślę, że nie ma chorób czy zaburzeń psychicznych w naszym społeczeństwie, jest lenistwo, pojęcie, które wszystko ogarnia
Wiek: 30 Dołączyła: 20 Mar 2014 Posty: 61 Skąd: lubelskie
Wysłany: 2015-05-07, 12:05
Lullaby, a byłaś u lekarza? Rodzina czy przyjaciele zazwyczaj zaprzeczają naszej chorobie, ciężko im uwierzyć w to, że możemy mieć problem. A lekarz jest osobą postronną, której zadaniem będzie Ci pomóc.
Czym byłoby życie bez nadziei? Iskrą odrywającą się od rozpalonego węgla i gasnącą natychmiast.
Akyrp Ratavuli, tak, ja to wiem. Zależy też od choroby i jej podłoża. Zdaję sobie z tego sprawę. No ale częściej chyba jest tak, że leki są jedynie wspomagaczem w leczeniu. A ludzie oczekują cudów już po tygodniu brania.*
nevermore, zdziwiłabyś się jak bardzo człowiek jest "chemiczny" i jak wpłynąć na niego za pomocą różnorakich środków. Oczywiście samo branie leków nie rozwiązuje problemów, ale pomaga pokonać strach, poprawić nastrój lub ukoić nerwy.
wisielec, dobrze wiem jak te leki działają, bo nieraz studiowałem ich wpływ na biochemię w mózgu. Po prostu nadal nie widzę sensu w pokładaniu nadziei w lekach, gdy, zakładając, że depresja nie jest endogenna i nie mamy tutaj do czynienia z urojeniami/psychozami. Leki mogą pomóc, ale do czasu i w sytuacjach, gdy takie leki nie są potrzebne na całe życie, wiecznie narzekanie, że nie działają, tamte też nie jest bez sensu. Wtedy leki są jedynie wspomagaczem, a najważniejszą rolę gra psychoterapia i własne nastawienie. Ale gdy nie ma się tego nastawienia i narzeka się, że leki nie działają, no to ja się nie dziwię, że nie można z tego wyjść.
nevermore, zmarnowałam dwa lata na psychoterapię, na której po każdej wizycie było tylko gorzej mimo, że była to ostatnia deska ratunku więc i nastawienie miałam dość pozytywne. Od tej pory ciężko mi uwierzyć, że rozmowa może wyleczyć.
nevermore napisał/a:
Ale gdy nie ma się tego nastawienia i narzeka się, że leki nie działają, no to ja się nie dziwię, że nie można z tego wyjść.
To w takim razie co można zrobić? Jak pomóc takiemu człowiekowi?
Od leków nie oczekuję cudów tylko poprawy nastroju, a nie popadnięcia w myśli samobójcze.
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.
Od leków nie oczekuję cudów tylko poprawy nastroju, a nie popadnięcia w myśli samobójcze.
Leki z początku działania mogą pogłębiać myśli autodestrukcyjne, jest to napisane w każdej ulotce.
Może zmiana lekarza, źle dobrane leki pod złym kątem leczenie? Może diagnoza zła?
Leki z początku działania mogą pogłębiać myśli autodestrukcyjne, jest to napisane w każdej ulotce.
Mam tego świadomość, jednak doprowadziło mnie to do próby samobójczej.
Cytat:
Może zmiana lekarza, źle dobrane leki pod złym kątem leczenie? Może diagnoza zła?
Wypada chyba w końcu zapytać jak człowieka zaszufladkowali...
Nie zmienia to faktu, że przychodnia psychiatryczna to jedyne miejsce gdzie można jakąkolwiek pomoc uzyskać.
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.
Mam tego świadomość, jednak doprowadziło mnie to do próby samobójczej.
O próbach samobójczych również jest mowa w niektórych ulotkach.
Nie wiem do jakiego lekarza chodziłaś, ale nie wydaje się kompetentny po tym, co piszesz. No to wtedy nawet pomimo dobrych chęci i pozytywnego nastawienia, nie dziwię się, że było tylko gorzej. Źle dobrane leki też mogą zabić. Zła diagnoza i zły lekarz nie pomogą.
lullaby napisał/a:
Wypada chyba w końcu zapytać jak człowieka zaszufladkowali...
Ano właśnie. Nie pomyślałaś by zmienić przychodnię? Jak w Twoim miasteczku nie ma, to może coś w okolicach?