Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10450 Skąd: świat
Wysłany: 2010-12-09, 14:33 Próba samobójcza
Ja mam za sobą 2 próby nieudane.
Jedna w psychozie, druga, nazwijmy ją, świadoma.
Od tamtego czasu wiele się wydarzyło, chodzi mi głównie o mój pobyt w szpitalu, 2 pogrzeby na których byłam i to się wszystko zwaliło na ten cholerny rok, razem z próbami.
Do tego, że mi się nie udało podchodzę obojętnie - skoro mam żyć, to żyję ale nie wiem, czy jeszcze kiedyś nie spróbuję popełnić samobójstwa. Różnie to w życiu bywa.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Ostatnio zmieniony przez Ella 2016-01-30, 21:44, w całości zmieniany 2 razy
Ja też mam dwie.
Jedną - można powiedzieć - sama przerwałam. Drugą mi przerwano.
A szkoda.
Jedyne co mnie cieszy, że żyję, to fakt, że mogłam poczuć co to prawdziwa miłość. Bezwarunkowa. I co to znaczy kochać. Myślę, tu o mojej Żabci. O córeczce.
Gdyby mi się udało, odeszłabym bez świadomości, co to znaczy Miłość.
A tak poza tym, to nie mam powodu by się cieszyć, że mi nie wyszło.
Ostatnio zmieniony przez Camaleao 2010-12-09, 15:20, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 33 Dołączyła: 18 Sie 2010 Posty: 2282 Skąd: zachodniopomorskie
Wysłany: 2010-12-09, 20:32
Dwa razy... I oba mi ktoś przemówił do rozsądku by zrobić płukanie żołądka.
Są plusy i minusy- nie musiałabym się użerać z dziwnymi ludźmi ale plus jest że pokochałam i mnie pokochano. I może uda mi się stworzyć normalny dom dla mojej rodzinki, mam nadzieję, że będę ją mieć.
"Nie jest łatwo oddać słowami... czym jest prawdziwa zabawa. Ale ogólne wrażenie z obserwacji niemal wszystkich gatunków ssaków, to wir nieskrępowanej, beztroskiej żywiołowości"
dr Jaak Panksepp
Jedna.
Nie powiodła się ze względu na forumowiczów, ale gdyby nie było tego zamieszania, też by się nie powiodła. Za mało...
Na obecną chwilę szkoda, że się nie udało.
Ogólnie rzecz biorąc się cieszę.
Rok temu, w listopadzie usiłowanie podcięcia żył.
Wczoraj, dokładnie to samo. Tym razem, jednak skończyło się na przyjeździe pogotowia, jednakże nie zabrali mnie do szpitala. Odmówiłam.
Po pogotowie zadzwoniła mama. Odmówiłam, gdyż nie chciałam wylądować w Szpitalu im. Babińskiego czyli tzw. Kobierzynie (z tego co słyszałam dosyć nieciekawy szpital).
Mój kuzyn w zeszłym roku się powiesił, równo o północy w sylwestra.
Co czuliście kiedy chcieliście odebrać sobie życie? Co wami kierowało? Chodzi głównie o wasze problemy?
Wiek: 33 Dołączyła: 18 Sie 2010 Posty: 2282 Skąd: zachodniopomorskie
Wysłany: 2011-01-19, 12:13
baziak napisał/a:
Co czuliście kiedy chcieliście odebrać sobie życie? Co wami kierowało? Chodzi głównie o wasze problemy?
Co czułam? Wielką pustkę i brak wsparcia, nie możność nawet płakania i krzyku. Wiele emocji, nie dokończonych zdań. Wiele rzeczy które przerastały mnie i czułam się beznadziejnie i wielki strach?
Nie wiem co mną kierowało, te wszystkie uczucia i to, że nie miałam komu albo jak powiedzieć o tym wszystkim co siedzi w mojej głowie,a nasilały to kłótnie w domu.
Nie koniecznie o problemy ale też o nie. W dużej mierze chodzi o jeden problem: nie umiejętność znalezienia się w tym świecie, który ciągle gdzieś biegnie.
"Nie jest łatwo oddać słowami... czym jest prawdziwa zabawa. Ale ogólne wrażenie z obserwacji niemal wszystkich gatunków ssaków, to wir nieskrępowanej, beztroskiej żywiołowości"
dr Jaak Panksepp
duszka, dobrze Cię rozumiem. Czuję się tak mała pod natłowkiem własnych myśli. Tak bardzo staram się uciec,a wielka kosmata postać ciągle mnie goni. Już nie raz bezwiednie chciałam to zrobić. Nic nie czułam, nie myślałam,ale ciągle coś sprawia,że nie jestem w stanie tego wszystkiego skończyć. Nie wiem, czy lepiej jest płakać, krzyczeć, czy po prostu milczeć i zabijać się od wewnątrz? Nie umiem się odnalezc w życiu. Swojego miejsca, drogi, którą mam iść.
Ja nie żałuję tego, co zrobiłam. Nie mam powodu, by żałować. Ewentualnie żałuje, że kiedyś nie pocięłam się odpowiednio głęboko i cięłam się w poprzek ręki, a nie wzdłuż....
Ja mam za sobą jedną próbę. Ale żyje tylko dlatego, że to był mój pierwszy raz z nożykiem w ręku i nie dałam rady mocniej się pociąć. Po prostu stchórzyłam. Ale nie żałuje tego. Niektórzy walczą o życie z całych sił, a ja chciałam sobie je tak po prostu odebrać... troche to żałosne. Dlatego nie ponowiłam próby nawet wtedy, gdy już byłam ''wyspecjalizowana'' w cięciu . A teraz już wyprostowałam sobie w miarę życie, więc nawet nie mam powodu