Dokładnie "nie możesz zrobić to popatrzysz". Kiedyś oglądałam. Nawet żeby się wyżyć zmontowałam filmik na temat. To było po to, żeby odwieść mnie od żyletki, przeżyć tę chwilę w sposób bezpieczny, z obrazem i czasem pomagało. Dziś jest zbędne.
Jeśli to popycha do aa, to jest niezdrowe i trzeba przestać. Zmusić się.
takie zdjęcia dają siłę ...
szczerze .. jak się potnę, czasami robię zdjęcie, dlaczego .. bo wtedy lepiej się uspokajam wiedząc, że to z mojej ręki krew wypływała i to jest moje itd ... bardziej pomaga niż czyjeś zdjęcia ..
Zdjęcia to ciekawy pomysł żeby sobie ulżyć. Oczywiście człowiek to jednostka indywidualna, nie każdemu by pomogła...
Czy oglądam takie zdjęcia? Tak. I to często. Miałam ich nawet masę w telefonie. Nie bałam się, że ktoś zobaczy, bo mojej komórki nikt nie miał prawa dotykać. Nie, nie są to moje zdjęcia.
Ostatnio zmieniony przez Naamah 2009-12-27, 16:52, w całości zmieniany 1 raz
Dawno temu zrobiłam dwa zdjęcia mojej pociętej ręki. Nie wyglądało to wtedy tak strasznie, nie cięłam się mocno. Sama nie wiem, czemu je zrobiłam. Rzadko je otwieram, jakoś nie czuję takiej potrzeby. A ogólnie rzecz biorąc zdjęcia autoagresji mnie zazwyczaj odpychają.
Właśnie przeglądam cały zbiór wideo, który wyszukałam wtedy w sieci. Kiedy zaczęłam się ciąć. Te wszystkie klipy z 2:37, Prozac Nation, Thirteen, Painful Secret, Rules of Attraction, oraz Numb, Slit wrist theory i The way she feels... Ryczę, aż miło. Nic nie zamierzam odwalać. Potrzebuję to "wyrzucić" z siebie, przerzucając na obraz. Wypłakać, to, przeżyć, pozbyć się tego. Pęka mi serce, gdy to oglądam. Ale i tak gorzej by było, gdybym wybrała aa zamiast.
Ostatnio jakoś mnie tak nachodzi, że włączam sobie takie filmiki i zdjęcia... Znów pościągałam sobie autodestrukcyjne tapety...
A gdy leżę wieczorem w łóżku, przypominam sobie jak przejeżdżałam ładnie cyrklem od kostki do kolana... I rozkoszuję się dreszczem jaki mnie przechodzi.
Wiek: 40 Dołączyła: 25 Sie 2010 Posty: 412 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2010-08-26, 22:27
ja tak jak Nolcia, robię zdjęcia. jest jakaś ulga w tym, jak się widzi to tak jakby 'z zewnątrz'. i takie upewnienie się: "tak! to jest prawdziwe!" czy "mój ból jest realny!".
Wiecie sami, że na ludziach robią wrażenie takie widoki. Tzn. oczywiście nie chodzę dookoła i nie pokazuję. Właściwie tylko jeden jedyny raz zdarzyło mi się komuś pokazać fotkę (i do dziś żałuję - zły wybór osoby). Ale mam gdzieś z tyłu głowy świadomość, że jakby widzieli, to by zrozumieli, że JEST ?LE! że naprawdę jest (mi/w moim życiu/etc) ?LE!
Bo tak, to nie wierzą...
No i kończąc, ja robię zdjęcia swoich. Czasem oglądam w necie. I fakt, dreszcz przechodzi. Bo to wszystko jest takie... prawdziwe. Takie realne...
Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.