Jeśli to problem z nogą, to nie wiem, czy rowerek jest też dobrym wyjściem.
Sama odczuwam podobny przymus i rozmawiałam na ten temat z lekarzem, gdyż moje kolana są jedną wielką miazgą i powiedział, że rowerek, skakanka i inne takie rzeczy odpadają (co nie oznacza, że to jakoś respektuję restrykcyjnie). Przy tylu godzinach możesz szybko się załatwić tak, że zupełnie będziesz miała ograniczoną ruchomość przez dłuższy czas i wtedy, przy jednoczesnym przymusie ćwiczenia będzie przerąbane.
Co Tobie dokładnie dolega w tą nogę? To znaczy, wiem, że kontuzja, ale coś więcej? Bo nie wiem, ale mi się ubzdurało, że to również jakiś problem z kolanem.
Niedotykalna napisał/a:
Nie przemawia do mnie fakt, że przecież nie utyję bez ćwiczeń 10kg, po prostu intelektualnie to wiem, ale emocjonalnie zupełnie nie potrafię tego przyjąć.
A w drugą stronę przemówi? Za dużo ćwiczysz, obciążenie jest zbyt duże i organizm zaczyna się buntować i to prosta droga do tego, aby nie schudnąć i zacząć chorować.
Wiem, jak to teraz może brzmieć, ale da radę ograniczyć ćwiczenia, Z podobnych osiągów zeszłam do 3-4 godzin dziennie, obecnie pracuję nad tym, aby to ustabilizować bez szaleństw. Próbowałaś kiedyś je ograniczyć? Jeśli tak, do do ilu godzin zeszłaś?
A w drugą stronę przemówi? Za dużo ćwiczysz, obciążenie jest zbyt duże i organizm zaczyna się buntować i to prosta droga do tego, aby nie schudnąć i zacząć chorować.
Dłuższe całkowite unieruchomienie z powodu choroby, a tym samym nagłe obniżenie aktywności fizycznej spowoduje malownicze przyrosty masy ciała.
Niedotykalna, a leczysz jakoś ten patologiczny przymus ćwiczeń? Nie uważasz, że 8 godzin na dobę to za dużo? Ja rozumiem, ćwiczenia, by utrzymać wagę, dobre samopoczucie, kondycję, ale to już przesada. Chyba, że jesteś zawodowcem.
Uważam, że to stanowczo za dużo. Leczę się i już jest lepiej. Dawniej ćwiczyłam codziennie, teraz co kilka dni, czasem udaje mi się wytrzymać przez cały tydzień na ćwiczeniu tylko godzinę. Jest różnie. Najgorzej jest wtedy kiedy nie śpię - wtedy ćwiczę czasem całą noc.
[ Dodano: 2013-09-18, 18:37 ]
Mustela Nivalis napisał/a:
Co Tobie dokładnie dolega w tą nogę? To znaczy, wiem, że kontuzja, ale coś więcej? Bo nie wiem, ale mi się ubzdurało, że to również jakiś problem z kolanem.
To akurat staw skokowy, ale z kolanem też mam problem, więc chyba jesteś jasnowidzem ;-) Z tym, że kolano ucierpiało kiedy potrącił mnie samochód i do dziś daje o sobie znać.
[ Dodano: 2013-09-18, 18:39 ]
Chochlik napisał/a:
Dłuższe całkowite unieruchomienie z powodu choroby, a tym samym nagłe obniżenie aktywności fizycznej spowoduje malownicze przyrosty masy ciała.
Chochlik, aż mnie ciary przeszły
No ale u mnie i tak nastąpił malowniczy przyrost wagi przez leki na epilepsję. 17kg przytyłam od stycznia ;( Możecie sobie wyobrazić, jakie to ciężkie dla osoby z ED.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Znowu zauważyłam u siebie coś, co zaczyna zakrawać o patologiczny przymus ćwiczeń.
Niby jeszcze nie przekraczam 4 godzin ćwiczeń dziennie, nie wypłukuję się z elektrolitów i nie tracę przytomności, ale jestem na prostej drodze do powrotu na taką ścieżkę. Małe odstępstwo w dzisiejszym rozkładzie treningowym (zaniechanie hantelkowego zestawu na ramiona) najpierw przyprawiło mnie o ostry atak paniki, dało wrażenie roztycia się o kilka rozmiarów, wyzwoliło mnóstwo wyrzutów sumienia, złych myśli, by ostatecznie popchnąć do rozpaczliwego obżarstwa do granicy bólu. Wszystko to przez jakieś głupie piętnaście minut.
Ciągle planuję, jak tu jeszcze wzbogacić swój trening, kiedy wprowadzić kolejne ćwiczenia, mam też rozplanowany system "kar" za jedzeniowe grzeszki (które zapewne nimi nie są). Jak nie ćwiczę, to o tym czytam. I z niecierpliwością czekam, aż nabiorę więcej siły i kondycji, by wyciągać jeszcze dłużej i więcej, dopóki zdrowie i ból mnie nie unieruchamiają.
Pilates, joga, callanetics i inne tego typu aktywności są dla mnie zbyt statycznymi formami. Z tego też powodu bardzo często nie rozciągam się po ćwiczeniach, ponieważ drażni mnie spowolnienie tempa i mniej angażujące ruchy.
Potrzebuję zajechać się prawie do nieprzytomności, aby osiągnąć stan zaledwie "zaspokojenia" przymusu, relaks dzięki chorobliwej katywności* fizycznej jest dla mnie czymś nierealnym.
Potrzebuję zajechać się prawie do nieprzytomności, aby osiągnąć stan zaledwie "zaspokojenia" przymusu,
W taki właśnie sposób, bieganiem nawet do 7 godzin dziennie (a raczej nocnie) doprowadziłam do tego, że teraz czeka mnie operacja kolana. Mam zajechane stawy. A najgorsze - nie mogę już ćwiczyć, nie ma zaspokojenia podstawowej z potrzeb. ;(
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Dlatego z powodu kolan i upierdliwego bólu zmieniłam trochę styl działania. Rozkładam to teraz bardziej równomiernie, również na górne partie ciała, bo o wiele "wygodniej" było mi się męczyć kładąc nacisk na pracę swoich nóg zaniedbując korpus i ręce...
Póki co udaje mi się nie wychodzić poza 2,5 godziny ćwiczeń, co w sumie jest dużym sukcesem.