Od pewnego czasu unikam ludzi w swoim otoczeniu. Nie mam ochoty na wizyty znajomych, ani nawet spacer pośród ludzi. Niestety jestem zmuszona wychodzić z domu, bo dziecko chce na dwór, a zakupów krasnoludki za mnie nie zrobią. Czuję się jak odmieniec. Mam niemiłe uczucie, że każdy patrzy na mnie jakby wiedział, że jest coś ze mną nie tak Taki stan mam prawie cały czas, z ewentualnymi, jak ja to nazywam, przerwami na normalność i potrzebę towarzystwa. Najchętniej zaszyłabym się w swoim pokoju z laptopem i książkami i wychodziła z niego tylko "za potrzebą" - tak jak parę lat temu. Ciężko mi prowadzić z kimś rozmowę twarzą w twarz. Tu jestem anonimowa i nikt na mnie nie patrzy, więc z przyjemnością rozmawiam z Wami. W świecie realnym rozmowa przynosi mi cierpienie.
Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? - Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
Niestety ja, bo partner pracuje poza miastem na jedną zmianę. Wyjeżdza po 7, wraca o 17stej. A gdy potrzebuję coś to muszę sama wyjść po to, ew. gdy sklep jest czynny tylko do 17stej. Więc z reguły jak już kupuję coś "na już" to za jednym zamachem kupuję wszystko i on już nie musi. Chyba, że to bardzo ciężkie.
Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? - Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
Wiek: 42 Dołączyła: 14 Paź 2013 Posty: 192 Skąd: Polska
Wysłany: 2013-10-17, 14:28
Ja całe życie miałam głęboko w poważaniu, co inni myślą o mnie. Chochlik ma rację: ludzie zawsze będą oceniać, będą patrzeć na ciebie przez pryzmat swoich doświadczeń, przez swoje okulary rzeczywistości. Jednym się spodobasz, innym nie. Jedni będą cię akceptować, inni wyśmiewać/obgadywać za plecami. Przed tym nie da się uciec. Z drugiej strony, można nie interesować się tym, co inni mówią o tobie, ale też jednocześnie nie dając im za bardzo powodów, żeby mówili.
Ja jestem dość specyficzną osobą. Ze względu na pracę znam bardzo dużo ludzi, każdego dnia poznaję kolejnych. Z większością dogaduję się bez problemu. Wiem, że o mnie gadają, bo - jak pisałam - jestem specyficzna. Myślę, że robią to bardziej na zasadzie: poznałem/am dzisiaj X, ona jest dziwna, bo... Ale mogę się tylko domyślać.
Tak czy inaczej, mam mniej więcej to samo, co Wy, tylko chyba z innych powodów. Unikam zatłoczonych miejsc, na zakupy (żywność) chodzę z samego rana lub późnym wieczorem, resztę rzeczy kupuję przez internet; nie ma mowy, żebym weszła do restauracji/baru sama, itd. Dawno nie byłam na żadnym koncercie, mimo że uwielbiam hałas koncertów. Nie nazwałabym swojej niechęci lękiem przed ludźmi. Bardziej nienawiścią do ludzi. Nie lubię ludzi i tyle. Życie z takim nastawieniem jest trudne.
Imprezy rodzinne były koszmarem. Zwłaszcza, gdy była to impreza u rodziny mojego partnera. Byłego partnera. Zbierało się z 10 osób, siadali przy jednym stole i każdy mówił przez każdego, każdy pier..głupoty, a ja siedziałam, jadłam i piłam. Jak już wszyscy byli podpici, zaczynało się zwracanie uwagi na mnie: X, dlaczego nic nie mówisz? Źle się bawisz? Źle się czujesz? Powiedz coś'. Tłumaczenie, że 'nie przejmujcie się, ja taka jestem' to jak rzucanie grochem o ścianę. Ludzie nie rozumieją inności. Nawet nie starają się zrozumieć. Bardzo lubiłam jego rodzinę. Ale te imprezy były jednym z powodów, dla których zdecydowałam się odejść.
A autobusy... niestety jestem jedną z tych, którzy nie powinni nigdy mieć prawa jazdy (i nie będę mieć), więc pozostaje mi poruszanie się autobusami po mieście. Jak mogę to chodzę. Niestety nie zawsze jest to możliwe, a znowuż nie zarabiam tyle, żeby jeździć za każdym razem taksówkami Więc autobusy... Wiecie, jak to jest jak ktoś zbliża się do Waszego dystansu personalnego, tego najbardziej intymnego? Nie znoszę tego. Teoretycznie dystans ten jest mniejszy, gdy znajdujecie się w tłumie i podświadomie wiecie, że obcy ludzie będa bliżej niż normalnie. Bo tego wymaga sytuacja. U mnie to nie działa. Jeżeli ktoś staje blisko mnie, zbiera się we mnie agresja. Na razie jeszcze to kontroluję. Nie lubię autobusów. Ludzie wożą siekiery w reklamówkach.
Wielokropek to 3 kropki. Drobne błędy w pisowni. | Muszkieterka
Ostatnio zmieniony przez 2013-10-17, 21:46, w całości zmieniany 1 raz
Sama nie wiem co myśleć o swoich lękach. Uwielbiam koncerty, otwarte przestrzenie, wielkie miasta, masę kolorowych strojów i nieznajomych twarzy, bo wiem, że wtedy nikt nie będzie mnie postrzegał jako dziwaka, po prostu przejdzie bokiem i nie zauważy w tłumie innych. Mogę być sobą bez obaw, że ktoś zjedzie mnie za to od góry do dołu. Nienawidzę natomiast małych powierzchni; pokoje, autobusy, bary, sklepy, restauracje, klasy szkolne. Mam wrażenie, że wszyscy się gapią, obgadują i oceniają. Kiedy wchodzę, przykładowo, do KFC, czuję wzrok wszystkich na sobie, jakbym mogła czytać im w myślach i słyszeć jedno wielkie "Hahahahahaha". Wiem, że wcale tak nie jest, bo ludzie zwykle tylko patrzą, by potem wrócić do swoich zajęć i średnio interesuje ich to co robię. Mimo wszystko, żołądek wywraca mi się na każdą stronę, a śniadanie podchodzi do gardła. Jestem najzwyczajniej w świecie przerażona i najchętniej uciekłabym do domu. Cholernie boję się o to, "co inni pomyślą", choć nie daję tego po sobie poznać, wszyscy uważają mnie za osobą, która zdanie ludzi ma głęboko i daleko w poważaniu.
Cause life, it hits so hard that I couldn't breathe.
Ja chyba już gdzieś to pisałam, ale sama nie wiem. Ja nie wychodzę z domu poza szkołą i przyjaciółką, w sumie siostrą. Moje liceum jest bardzo małe ludzi znam od zawsze dlatego mi łatwiej ale poza tym jeśli gdzieś idę to bokiem chodnika, jak mija mnie ktoś to wstrzymuję oddech, w tłumie czy grupie kilku osób zaczynam się dusić, gorąco mi i słabo, zaczynam odsuwać się jak najdalej i zaczynam jakby płakać wewnętrznie, nie rozmawiam przez telefon chyba że dzwoni babcia, wszędzie chodzę osobiście, żeby nie dzwonić ale to i tak męka bo zwlekam żeby tylko nie iść czegoś załatwić. Najgorsze jest chyba to że nic z tym nie robię tylko się męczę.
redath, ja się staram w mojej szkole, udzielać się zaczęłam, prowadzę szkolną kronikę więc jak trzeba coś w klasach ogłosić to zgłaszam się do tego albo na akademiach bo na scenie jakoś ten lęk udało mi się zawsze opanować dostatecznie. Ale to i tak mało bo cały czas boję się wychodzić z domu, a nawet z łóżka.
redath, zrezygnowałam z psychologa bo stwierdził że tnę się i chcę się zabić bo zmienia się pogoda i że jestem zbyt pogodna żeby mieć problemy, dosłownie.