To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Depresja - Brak sensu istnienia

pan_da - 2017-09-23, 01:49

UniqueOrgasm napisał/a:
Wówczas odczuwałem pewną potrzebę mobilizacji, wzięcia się w garść. Takie okresowe stany wzmożonej mobilizacji trzymały mnie przy życiu. Kiedyś jednak musiał nastąpić moment otrzeźwienia i płynący z niego wniosek, że nadzieja która umiera ostatnia właśnie umarła. Ten dzień jest dzisiaj. Na więcej nabrać się już nie dam. Pamiętam jak sam kiedyś próbowałem wlać w Was odrobinę pokrzepienia, wiary w siebie. Dziś chciałem przeprosić za kłamstwo.


Przykro mi to mówić, ale często czuję to samo.
Jednak walczę, by to zagłuszyć obowiązkami życia codziennego i świadomością, że MUSZĘ być, bo jestem opowiedziana za kilka istnień.

Alessa - 2017-09-23, 07:14

UniqueOrgasm napisał/a:
Wówczas odczuwałem pewną potrzebę mobilizacji, wzięcia się w garść. Takie okresowe stany wzmożonej mobilizacji trzymały mnie przy życiu. Kiedyś jednak musiał nastąpić moment otrzeźwienia i płynący z niego wniosek, że nadzieja która umiera ostatnia właśnie umarła.

Mam dokładanie to samo. Też mam momenty, że wszystko się ułoży, że dam sobie radę, że będzie dobrze. A później właśnie przychodzi ten moment otrzeźwienia, myśli, że już nigdy nic się nie ułoży i, że życie nie ma sensu...

UniqueOrgasm - 2017-09-23, 07:42

pan_da napisał/a:
Przykro mi to mówić, ale często czuję to samo.
Jednak walczę, by to zagłuszyć obowiązkami życia codziennego i świadomością, że MUSZĘ być, bo jestem opowiedziana za kilka istnień.


Również walczyłem, próbowałem zagłuszać na różnorakie sposoby począwszy od spędzania każdej wolnej chwili na graniu w gry komputerowe, poprzez oglądanie głupawych filmów na YT, aż po objadanie się słodyczami z nadzieją na skok poziomu serotoniny. To wszystko jednak z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się takie pozbawione sensu. Jak próbuję sobie wizualizować moją przyszłość to widzę jedynie ciemną przestrzeń, w którą zostałem rzucony by błąkać się po niej samotnie do grobowej deski. Strach przed tą samotnością i jednoczesna jej nieuchronność powoduje, że rozpadam się na drobne cząsteczki nie mając nawet siły na płacz. Ratunek nie nadejdzie, wiem.

pan_da - 2017-09-23, 22:32

UniqueOrgasm

Mam nadzieję, że to nie zabrzmi żałośnie. Ale mi pomogło znalezienie kogoś, kto podzielił ze mną poczucie bezsensu istnienia.

Czy masz kogoś lub coś takiego?

UniqueOrgasm - 2017-09-24, 00:14

pan_da napisał/a:
UniqueOrgasm

Mam nadzieję, że to nie zabrzmi żałośnie. Ale mi pomogło znalezienie kogoś, kto podzielił ze mną poczucie bezsensu istnienia.

Czy masz kogoś lub coś takiego?


Ludzi mających rozterki takie jak my są krocie, ale mi ta myśl jakoś w ogóle ulgi nie przynosi. Świadomość tego, że są na ziemi problemy po stokroć większe od moich również nie jest ukojeniem, a wręcz sprawia, że jest mi za siebie wstyd. Ja się tu przejmuję sobą, a w tym samym czasie na świecie z głodu umiera jakieś osierocone dziecko, inne zaś dokonuje przedwcześnie żywota w hospicjum cierpiąc na nowotwór. Brzydzę się więc sobą, że taki słaby psychicznie ze mnie mężczyzna.
Pytasz czy mam z kim podzielić poczucie bezsensu istnienia... Nie mam. Dlatego właśnie wspomagam się substytutem przyjaciół w postaci obcych ludzi takich jak Wy w internecie. W żaden jednak sposób nie zastąpi to realnej rozmowy w cztery oczy z kimś kto potrafi wysłuchać, okazać zrozumienie.
Bezpośrednio rzecz ujmując moje problemy emocjonalne wyrastają tylko z jednego korzenia. Mam za dobre serce i zbyt ogromną potrzebę podzielenia się miłością z kobietą żeby żyć samotnie, a jednak tak właśnie żyję. Ładunek uczuć, którymi nie mam kogo obdarzyć jest tak duży, że z biegiem lat przerodził się metaforycznie mówiąc w bombę atomową, która rozsadziła mnie od wewnątrz.

Zakręcona - 2017-09-24, 12:16

Samara napisał/a:
UniqueOrgasm napisał/a:
Wówczas odczuwałem pewną potrzebę mobilizacji, wzięcia się w garść. Takie okresowe stany wzmożonej mobilizacji trzymały mnie przy życiu. Kiedyś jednak musiał nastąpić moment otrzeźwienia i płynący z niego wniosek, że nadzieja która umiera ostatnia właśnie umarła.

Mam dokładanie to samo. Też mam momenty, że wszystko się ułoży, że dam sobie radę, że będzie dobrze. A później właśnie przychodzi ten moment otrzeźwienia, myśli, że już nigdy nic się nie ułoży i, że życie nie ma sensu...


U mnie też są momenty, gdzie myślę: "wszystko będzie dobrze", "ułoży się". A później przychodzi taki czas, gdzie wiem, że to nie wyjdzie (i jest tak nie raz źle, że już nie podejmuje żadnych działań). A najgorsze jest w tym, że nawet gdy mam kogoś co może mi pomóc nie cieszy mnie nie, nie zmienia to mojego podejście z tego, że nie wyjdzie na może coś z tego będzie. Nienawidzę teraz siebie, bo mam możliwość naprawienia jednej sprawy (co już myślałam, że jest przegrana) i otrzymałam od kogoś pomoc, ale dalej nie wierzę, że to się naprostuje: jedyne co chce to płakać, leżeć w łóżku i zapomnieć, że coś się działo. Wstyd mi po prostu.

Anonymous - 2017-09-24, 23:12

Muszę się wypowiedzieć w temacie, ponieważ wszystko straciło sens i cały świat jest zepsuty. Mój chory mózg tak twierdzi. Powtarzam sobie, że świat jest w porządku, ale ciężko się przekonać...
pan_da - 2017-09-25, 12:31

UniqueOrgasm

UniqueOrgasm napisał/a:
Świadomość tego, że są na ziemi problemy po stokroć większe od moich również nie jest ukojeniem, a wręcz sprawia, że jest mi za siebie wstyd. Ja się tu przejmuję sobą, a w tym samym czasie na świecie z głodu umiera jakieś osierocone dziecko, inne zaś dokonuje przedwcześnie żywota w hospicjum cierpiąc na nowotwór. Brzydzę się więc sobą, że taki słaby psychicznie ze mnie mężczyzna.


Mam dokładnie tak samo. Jest mi wstyd i mam wrażenie, że sama sobie "tworzę" problemy. Bo co to za problem, że jest się "pustym w środku", "nie widzi się sensu swojej egzystencji", czy "pomimo ludzi wokół, jest się cholernie samotnym", kiedy ludzi chorują, głodują, umierają... Do tej pory nie umiem sobie z tym poradzić, bo są dni, w których moje problemy mnie przytłaczają i jestem w stanie leżeć cały dzień w łóżku i płakać, a są dni, w których mówię do siebie w lustrze "babo, weź się w garść, właśnie ktoś w tym momencie dowiedział się, że ma raka i za kilka miesięcy umrze, a Ty jesteś silna, zdrowa, masz dach nad głową i co jeść, więc przestań narzekać i weź się do roboty"...

UniqueOrgasm - 2017-09-27, 11:56

pan_da napisał/a:

Mam dokładnie tak samo. Jest mi wstyd i mam wrażenie, że sama sobie "tworzę" problemy.


Czyli nie zupełnie "dokładnie tak samo" ponieważ ja nie mam wrażenia jakobym sam był kreatorem mojej samotności i problemów z nią związanych. Staram się robić wiele ale jestem nieustannie odrzucany. Natomiast w roli kolegi czy przyjaciela wiele dziewczyn bardzo chętnie by mnie widziało... Walka z wiatrakami dobiegła jednak już końca ponieważ więcej starać się o dziewczynę nie zamierzam. Od najmłodszych lat wychowywałem się w poczuciu osamotnienia i samotny zdechnę.

pan_da - 2017-09-27, 20:38

UniqueOrgasm

Proszę, nie odbierz tego źle. Mam nadzieję, że uda mi się to napisać w taki sposób, żebyś dokładnie zrozumiał o co mi chodzi.
Mam przyjaciela, który ma bardzo podobnie. Bardzo emocjonalnie podchodzi do tematu miłości i w każdą relację bardzo się angażuje. Bardzo mu kibicowałam, kiedy wreszcie znalazł kogoś bliskiego swemu sercu, jednak po kilku miesiącach związek się "rozpadł". Z tym, że nie wiem, czy rozpadł to odpowiednie słowo, bo ona pewnego dnia po prostu stwierdziła, że nie może z nim być, bo on się za bardzo angażuje i kocha ją mocniej.
Być może właśnie to, że jesteś/byłeś osobą bardzo mocno angażującą się, która od samego początku stawiała się w pozycji przyjaciela (np. od samego początku nie mówiąc wprost o swoich uczuciach, nie okazując jakiegokolwiek pociągu seksualnego), byłeś zawsze w potrzebie, wspierałeś, wysłuchiwałeś i nie chciałeś niczego w zamian - sprawiało, że kobiety nawet nie myślały o tym, żeby móc kiedykolwiek stworzyć z Tobą związek?

Castro - 2017-09-27, 22:44

UniqueOrgasm napisał/a:
nie mam wrażenia jakobym sam był kreatorem mojej samotności i problemów z nią związanych.

Być może faktycznie masz po prostu pecha. To się zdarza. Może jednak być tak, że do pewnego stopnia sam na tą sytuację wpływasz. Może jesteś zainteresowany niewłaściwym typem kobiet (czyli kobietami, które nie szukają takiego mężczyzny jak Ty). Może też być tak, że pewne Twoje cechy bądź zachowania sprawiają, że kobietom trudno dostrzec w Tobie potencjalnego partnera. Nie wiem jak jest, ale może warto się nad tym zastanowić?
UniqueOrgasm napisał/a:
Walka z wiatrakami dobiegła jednak już końca ponieważ więcej starać się o dziewczynę nie zamierzam.

Mój obecny partner można powiedzieć, że wcale się o moje względy nie starał. Powiedział, że się zakochał i ja mu odpowiedziałam, że to fajnie, bo ja w nim też. Tyle było 'zdobywania'. Czasem takie rzeczy wychodzą same z siebie.

UniqueOrgasm - 2017-09-28, 09:35

Castro napisał/a:

Być może faktycznie masz po prostu pecha. To się zdarza. Może jednak być tak, że do pewnego stopnia sam na tą sytuację wpływasz. Może jesteś zainteresowany niewłaściwym typem kobiet (czyli kobietami, które nie szukają takiego mężczyzny jak Ty). Może też być tak, że pewne Twoje cechy bądź zachowania sprawiają, że kobietom trudno dostrzec w Tobie potencjalnego partnera. Nie wiem jak jest, ale może warto się nad tym zastanowić?

Jestem niedoskonały, głównie od strony wizualnej, a mówcie co chcecie ale wygląd ma znaczenie i to duże. Podejrzewam, że to bardzo zawęża mi grupę docelową pośród której mogę wybierać kobiety. Jednocześnie sam posiadam dość precyzyjne wymogi poniżej których nie zejdę. Całość sprawia, że nie mogę od kilku lat znaleźć drugiej lepszej połówki.
Bylejakość - spoko jeśli chodzi o sprzątanie w mieszkaniu czy ozdabianie choinki, ale nie jeśli chodzi o związek.

pan_da napisał/a:
UniqueOrgasm
Być może właśnie to, że jesteś/byłeś osobą bardzo mocno angażującą się, która od samego początku stawiała się w pozycji przyjaciela (np. od samego początku nie mówiąc wprost o swoich uczuciach, nie okazując jakiegokolwiek pociągu seksualnego), byłeś zawsze w potrzebie, wspierałeś, wysłuchiwałeś i nie chciałeś niczego w zamian - sprawiało, że kobiety nawet nie myślały o tym, żeby móc kiedykolwiek stworzyć z Tobą związek?


Możesz mieć sporo racji ale ja taki całkiem chłopiec na posyłki to nie jestem. Niejednokrotnie w zadziorny ale nieagresywny sposób odmawiam różnych drobnych rzeczy. Nie pozwalam się wykorzystywać. Zawsze jestem miły i uprzejmy, darzę dziewczyny dużym szacunkiem bo taki mam charakter. To powinno teoretycznie przyciągać potencjalne partnerki a nie czynić ze mnie jedynie przyjaciela, ale może ja czegos nie rozumiem...

Anonymous - 2018-05-03, 22:35

Nie wiem po co mam żyć.
Zadużo tego.
Nikogo już nie obchodzę.
Nikt mnie nawet już nie uratuje.
Po co mam w takim razie żyć?

Chorowity - 2018-05-16, 18:08

Zamordowana, może porozmawiamy, popiszemy? Sądzisz że tak jest, a może jednak jest inaczej?
Flamaster - 2018-05-18, 15:53

od rana myślę o śmierci
***

Wycięłam sposoby. Zło.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group