O mój ... Patrzę na wpis z czerwca z 2023 i powinno wkleić tą samą wypowiedź. Jak bardzo nienawidzę swojego życia i swojej pracy... Tyle czasu a nic się nie zmieniło... choć zmieniło się na gorsze... Naprawdę myślę, że zostało mi tylko jedno rozwiązanie... Nie wytrzymuje już... W domu nie ma żadnej poprawy... A pracy tak nienawidzę, że chce ją rzucić: nie ważne, że nie mam nic innego na boku... Już mam dość... Nie wiem ile jeszcze wytrzymam...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Wiek: 44 Dołączył: 19 Mar 2023 Posty: 172 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2024-08-17, 01:53
MortyConnor napisał/a:
Nie można się poddawać
Ja nie walczę z myślami samobójczymi. Jestem coraz zużyty, zdrowie coraz bardziej szwankuje. Nic dobrego mnie już w życiu nie czeka. Im krócej będę żył, tym lepiej dla wszystkich. Wiem jednak, że nie jestem już w tak złym stanie psychicznym, aby podjąć kolejną próbę samobójczą. Czekam na śmierć z przyczyn naturalnych.
Chyba nigdy nie przestanę sobą gardzić. Przybywa mi lat, a moje anomalie nie stają się wcale mniejsze. Już nie czuję potrzeby, by pisać jak dawniej, dając jakiś zaczątek retoryce czy tworząc logiczny sens. Nadal jestem tą samą gówno znaczącą brzydką osobą, która nie ma szans i sił na to, by wydobrzeć.
Niektórzy wiedzą, niektórzy widzą, słyszą. Teraz nie mam już po co udawać i dla kogo się starać. Jeśli znowu bym miała, to już i tak bym nie potrafiła.
Mniej mówię o śmierci, jednak to coraz bardziej stabilne myśli. Czuję się mała i bezbronna. Tak jak wówczas, gdy pierwszy raz poszłam do psychiatrycznego, tak jak wówczas, gdy z niego wyszłam, po to, by wrócić jeszcze mocne kilka razy. Jednych ludzi straciłam przez los, drugich od niego dostałam. Przemieliło mi się wszystko przez głowę. Może za wcześnie się to działo, by usłyszeli mój krzyk.
Teraz nie mam siły. Jestem sama. Jest cicho. Nikogo ze mną nie ma. Ja sama nie mam już nikogo. Nikt nie widzi. Nikt. Nikt. Nikt. Też bym tak chciała. Móc nie patrzeć na moje stracone życie. I gdzieś mam słowa wszystkich, którzy ku pocieszeniu nawarstwiają słowami, że wszystko jeszcze przede mną. To za bardzo boli.
Ostatnio czuję się tak bardzo upokorzona. Nie mam siły, by walczyć ze sobą. Wszystko było na darmo.
Wszystko brzmi tak delikatnie, podczas gdy naprawdę nie wytrzymuję. Naprawdę już nie wytrzymuję.
Nikogo ze mną nie ma. Nikogo nie będzie. Nikomu nie pozwolę.
<<< Dodano: 2024-08-30, 21:00 >>>
Naprawdę chyba wymiękam. Nie chcę już dłużej tego ciągnąć. Teraz i tak nikt by nie zauważył. Zbyt wiele razy czołgam się w tym bagnie, by ot tak aprobować zmianę. Nikt by nie zobaczył. Nikomu nie pozwolę się zbliżyć. Nigdy więcej. Mojej przestrzeni nikt już nie dotknie.
śpiewały ptaki, gdy wracałem nad ranem
i nie czułem euforii, tylko to,
że przegrałem.
atrophia, ludzie przychodzą i odchodzą. Czasami to my sami nie potrafimy puścić ich z głowy i serca, choć dawno nie są już częścią naszego życia. Nie możemy utożsamiać jednak ich obecności z rozwiązaniem własnych problemów. Domyślam się, że jest Ci bardzo ciężko, ale myślę, że warto próbować i walczyć o siebie. Wiem, że z Twojej perspektywy ten argument nie przekona Ciebie, ale masz zaledwie 20 lat.
If you want me to go
Just ask me to go, I'll go...
Czuje obojętność po lekach. Nie ma ataków paniki i stany lekowe są mniejsze, mogę jeść chociaż staram się za dużo nie jeść. Rano staje na wadze zadowolona, że nie tyje albo że trochę spadło. W nocy się budzę, ale lekarz dopisał mi nowy lek.
Czasami bardzo chciałabym mieć myśli samobójcze, ale nie mam. Czasami chciałabym ten gniew, który jest we mnie i mnie nienawidzi opętał mnie i żebym zabiła się pod wpływem jakiejś... Nie wiem jakie tu słowo pasuje. Niepoczytalności. Mój gniew to taki potworek, jeśli ktoś mnie krzywdzi to ja tym bardziej nienawidzę siebie.
Bywa, że krzyczę w myślach ale nikt nie słyszy. To życie to pułapka i cierpienie, a ja nie umiem nic z tym zrobić. Starałam się często i bardzo. Może niewystarczająco albo za bardzo. Każda moja decyzja jest błędem, prowadzącym mnie do cierpienia. Każda relacja to ból i cierpienie.
Tak bardzo chciałabym końca tego wszystkiego. Nie umiem jednak nic z tym zrobić. Moge tylko zabijać czas i czekać aż minie. Licząc na to, że strach nie wróci, że pewnego dnia nie zostane bezdomna lub umieszczona w jakimś gorszym miejscu.
Bez celów, bez marzeń i bez przyszłości tak trwam. Muszę teraz się w sobie zebrać umówić się na badania, które zlecił internista. Na rodziców nie można liczyć jak zwykle. Mam ochotę się położyć, zwinąć w kulkę i już nigdy nie wstać.
Nie chce nic. Nie mogę czytać i granie nie jest ciekawe. Tylko ten telefon został okno na falszywy świat i kłamliwe życie.
Dzisiaj czuje jak małe ostrza wbijają mi się w serce – rozpaczy. Chce wrzeszczeć i zasnąć ale jeszcze za wcześnie na sen.
Jutro będzie to samo być może jutro emocje znowu pójdą spać i pojawi się obojętność.
Najgorsza jest ta paląca nuda, gryząca od środka, rozrywająca dusze, że życie moje jest bezsensu, że nie ma znaczenia, że jest cierpieniem. Czym sobie na to zasłużyłam jako dziecko, a potem dalej... Byłam zbyt naiwna? Wrażliwa? Słaba? Nieśmiała? Lękliwa? Jaka?
Może nigdy nie miało to znaczenia.
<<< Dodano: 2025-09-24, 20:00 >>>
Ale boli mnie bycie.
"Czasami celowo upuszczam filiżankę, aby rozbiła się na podłodze.
Nie jestem zadowolony z tego, że nie może wrócić do pierwotnej formy.
Być może pewnego dnia filiżanka znów będzie cała."