Mam skomplikowaną relacje z Bogiem. To znaczy nie wiem jak go postrzegać. Wiem, że jest jakaś Siła Wyższa, ale widzę też że zwykłe modlitwy i błagania nie są skuteczne bo po prostu ludzi nie nauczono, jak się modlić w odpowiedni sposób. Sprzedano nam katolikom Boga, który karze i jest mściwy. Ogólnie ciągle myślę o nim jako o mężczyźnie co jest błędne bo w końcu Bóg to nie tylko męskość, ale też kobiecość — jest wszystkim. Bywa, że złorzeczyłam na niego. Nienawidziłam go i mam przekonania, że jestem postawiona na pastwę złego losu, ale z tego co czytałam i dowiadywałam się poczuć Boga można poprzez właśnie prace nad sobą, miłość do siebie podobno wtedy można poczuć tę energie dobra i ciepła, kiedy się na nią człowiek otworzy w najlepszy dla siebie możliwy sposób czyli zaopiekuje się sobą. Przemawia do mnie ta koncepcja jednocześnie czuję się bezradna wobec swojej obojętności i nienawiści do siebie, ale czasami znajduje w tym chaosie jakieś współczucie dla siebie. Niemniej bardzo pragnę poczuć te dobre uczucia i bycia wspieraną i zaopiekowaną bardzo mi tego brakuje, czuje wręcz bolesny głód tych uczuć. Może dlatego zawsze szukałam Boga i wierze w wyższy cel.
"Czasami celowo upuszczam filiżankę, aby rozbiła się na podłodze.
Nie jestem zadowolony z tego, że nie może wrócić do pierwotnej formy.
Być może pewnego dnia filiżanka znów będzie cała."
Wiek: 28 Dołączyła: 26 Sie 2011 Posty: 2739 Skąd: łódzkie
Wysłany: 2025-07-13, 20:51
Heavenly, ja myślę że niektóre osoby po prostu nie wierzą w to, że Bóg naprawdę jest miłosierny i miłością.
Dla mnie Bóg jest sensem, miłością, przebaczeniem. W sumie jak się "nawróciłam" (proces nawrócenia ciągle trwa) to mój stan psychiczny się poprawił.
Cirilla, aż jestem ciekawa. W jakim sensie nawróciłaś? Chodzisz do kościoła? To znaczy... Nie wiem. Opowiedz o tym coś więcej, jeśli chcesz oczywiście.
No i jestem ciekawa, jeśli się nawróciłaś to musiałaś wcześniej stracić te wiarę? Jaka kryje się za tym historia?
Mimo swojego podejścia bardzo lubie słuchać o tym, że ludzie odnajdują spokój w Bogu nie ważne jakim czy katolickim czy postrzeganym jako Siła Wyższa. Sama uważam, że katolicka wiara ma pewne ograniczenia, ale jako nastolatka doświadczyłam też pozytywnych odczuć w kościele.
"Czasami celowo upuszczam filiżankę, aby rozbiła się na podłodze.
Nie jestem zadowolony z tego, że nie może wrócić do pierwotnej formy.
Być może pewnego dnia filiżanka znów będzie cała."
Wiek: 28 Dołączyła: 26 Sie 2011 Posty: 2739 Skąd: łódzkie
Wysłany: 2025-07-13, 21:22
Heavenly, miałam kiedyś wiarę, ale ją utraciłam. Staczałam się równią pochyłą w dół. W sercu miałam nienawiść i obrzydzenie do siebie i przekonanie że nikt mnie nie kocha, że jestem beznadziejna, że nawet Bóg mi nie wybaczy i mnie nie kocha. I tak to trwało... Latami. W końcu jesienią 2023 już nie mogłam wytrzymać sama ze sobą. Natknęłam się na pewną osóbkę, i się wygadałam że wszystkiego. I pomogło. Później podejmowałam próby modlitwy. Później poszłam do kościoła, i się rozpłakałam na mszy. I poczułam takie szczęście i jednocześnie wielką ulgę jak nigdy, tęsknotę za Eucharystią. Takiego kopa odwagi wtedy dostałam, że się umówiłam na spowiedzi generalna, tak twarzą w twarz. Bez konfesjonału, bez szeptania. Normalna rozmowa. Po wszystkim przytulenie. To chyba jedno z moich najlepszych wspomnień w życiu.
Co do ograniczeń... Nie odczuwam, żeby miała jakieś ograniczenia, żeby to było za karę. Wierzę że to jest dla mojego dobra. Osoby niewierzące mogą tego nie zrozumieć. Tak na dobrą sprawę przeznaczone jest dla nas życie w innym miejscu.
Wiem, że jest jakaś Siła Wyższa, ale widzę też że zwykłe modlitwy i błagania nie są skuteczne bo po prostu ludzi nie nauczono, jak się modlić w odpowiedni sposób.
Nie ma czegoś takiego jak "odpowiedni sposób modlitwy".
Poza tym wiara nie dzieli się na "katolicką" i "siłę wyższą". To religie są różne i właściwie każda jest ograniczająca dla kogoś kto w niej nie jest, bo ktoś kto w niej jest nie traktuje tego w kategorii ograniczeń.
Jest taki duży odłam nazwany chrześcijaństwem i mieści się w tym dużo wyznań wiary, kościołów przeróżnych, nauk, dogmatów, a przede wszystkim interpretacji tej jednej księgi jaką jest biblia.
Ja akurat od jakiegoś czasu przechodzę kurs biblijny dotyczący pojęcia wiary i ufności, ale nie jest w nurcie katolickim, zresztą dawno temu odeszłam z kościoła rzymsko-katolickiego.
I też zamiast jakiś fajerwerków emocjonalnych wolę coś na zasadzie wewnętrznego spokoju - czasem wpada to uczucie, gdy się odkopię ze spadku albo mam gorszy czas.
Niesamowitym jest, gdy ktoś się modli nad Tobą i to dosłownie, wtedy w sercu pęka gruba skorupa.
Cirilla, bardzo się cieszę, że odnalazłaś swoją drogę/wiarę i daje Ci to tak dużo wsparcia.
Sweden, zaczęłaś w dziale wiara od zdania "Nie ma czegoś takiego..." to trochę zabawne. Nie wymysłilam sobie czegoś takiego jak "odpowiednia modlitwa". Dzieła Neville Goddard o tym mówią, albo tak zwana Huna. Może to nieodpowiednia modlitwa, ale inna.
Nie wydaje mi się, żebym powiedziała, że wiara się dzieli na katolicką czy "siłe wyższą". Nie odnosiłam się do religi innych, ponieważ głównie byliśmy chowani w duchu katolicyzmu jako Polacy i napisałam ogólnie na zasadzie Bóg czyli kościół.
Akurat z tym, że każda jest ograniczająca, jak się w niej nie jest to się w zupełności z tym zgodzę.
Sweden, co masz na myśli odkopie ze spadków? Co do modlitwy, gdy ktoś to robi. Widziłam efekty czegoś takiego, ale na mszy świętej w kościele katolickim.
"Czasami celowo upuszczam filiżankę, aby rozbiła się na podłodze.
Nie jestem zadowolony z tego, że nie może wrócić do pierwotnej formy.
Być może pewnego dnia filiżanka znów będzie cała."
Heavenly, dla mnie to nie jest zabawne i nie widzę żadnej sprzeczności, a też ciężko przejść obok tak prowokujących teorii nawet w dziale o Bogu.
W moim odczuciu po przeczytaniu posta tak to podzieliłaś i w sumie to też potwierdziłaś, więc tak też się do tego odniosłam.
Może bezpieczniej w komunikacji też nie uogólniać za wszystkich Polaków i to w dawnych czasach, bo teraz to mam wrażenie nie ma już odniesienia, chociaż nawet i w przeszłości - zależało kto w jakim środowisku żył, jakich ludzi poznawał.
Heavenly napisał/a:
Nie wymysłilam sobie czegoś takiego jak "odpowiednia modlitwa". Dzieła Neville Goddard o tym mówią, albo tak zwana Huna. Może to nieodpowiednia modlitwa, ale inna.
Wiem, znałam teorie religijne - najczęściej w stylu "modlisz się źle, więc Twoje prośby się nie spełniają" albo "źle się modlisz, bo masz za mało pieniędzy i szczęścia w życiu". Kiedyś dużo nauk przekopałam i dużo się tym interesowałam, także losami takich mówców, którzy zostali wykluczani ze społeczności, bo "źle się modlili". Jednak jako pojęcie "Bóg" funkcjonuje głównie w chrześcijaństwie i niesie za sobą duże pokłady do zrozumienia "zła" i "dobra", to taka spójna całość, nawiązując wcześniej do tego co pisałaś o tym, że sprzedano Ci naukę o mściwym Bogu.
Dla mnie Neville Goddard czy inni podobni mówcy nie są żadnym wyznacznikiem. Wszelkie złote myśli "o czym myślisz to przyciągasz" przepuszczam i się nad nimi nie zatrzymuję.
Co do Twojego ostatniego pytania do mnie - kontekst jest we wcześniejszej mojej wiadomości, wiec nie będę rozwijać, znaczy dokładnie to co napisałam wcześniej.
Modlitwa to rozmowa z Bogiem. Jest jakiś określony sposób na dobrą modlitwę? Jaka jest zła? Taka, która nie przynosi efektów? Nie można tak myśleć. Prosimy o różne rzeczy, ale Bóg może mieć przecież inne plany.
Sweden, z ręką na sercu chce Ci powiedzieć, że nie chciałam w żaden sposób nawet sprowokować dyskusji. Tylko podzielić się tym, jak ja to postrzegam. Jeśli moje odnoszenie się do Polaków jako katolików kogoś mogłoby urazić nie było to moim zamiarem. Chowałam się w takim środowisku i dużo osób z mojego otoczenia też była chowana w wierzę katolickiej. Taki jest tylko mój punkt widzenia.
Dla niektórych mogą być wyznacznikiem. W końcu wiara to coś osobistego. Ludzie wierzą w przeróżne rzeczy czasem wręcz absurdalne.
R. de Valentin, tak modlitwa to rozmowa z Bogiem. Ogólnie zgadzam się z całą Twoją wypowiedzią.
Źle pewnie ujęłam swoją wypowiedź. Miałam coś innego na myśli. Nie umiem za bardzo formułować co chce przekazać.
"Czasami celowo upuszczam filiżankę, aby rozbiła się na podłodze.
Nie jestem zadowolony z tego, że nie może wrócić do pierwotnej formy.
Być może pewnego dnia filiżanka znów będzie cała."