Już od dłuższego czasu nie czuję potrzeby mówienia o tym, jak się czuję... To dlatego, że odnoszę wrażenie, że prawie każdy, komu do tej pory mówiłam o tym, że chcę się zabić tak naprawdę mnie nie słuchał. Tutaj nie chodzi właściwie tylko o myśli samobójcze. Przyjęłam postawę mówienia, że czuję się dobrze, nawet, jeżeli jestem bliska załamania. I tak jest dla mnie najlepiej.
odpowiada Ci to, czy jednak chciałabyś to zmienić?
Czasami jednak chciałabym komuś powiedzieć prawdę, jednak strach przed niezrozumieniem jest silniejszy. Chociaż wiadomo, duszenie w sobie niektórych emocji czasami dobre też nie jest.
Ale tak, chciałabym nauczyć się mówić o tym, jak się czuję.
Ja nawet, jak mówię prawdę o moim samopoczuciu to nic to nie zmienia. Mama traktuje mnie, jak psychiatrzy tylko jest milsza. Mówi: "Weź leki, położ się spać. Dam Ci może większa dawkę
Marek, zostałeś sam na lodzie nie masz komu o tym powiedzieć, to tak wnioskuje odwrócili się wszyscy ale nie wiem przypuszczam tylko. Zdemontuj sznurek z klatki schodowej, pobądź z nami, jest dużo tu ludzi, super fajnych osób które zrozumieją i będą się starać jakoś pomóc może i ty komuś pomożesz. Poczekaj, odłoż, zwiń. Daj się poznać.
Ale tak, chciałabym nauczyć się mówić o tym, jak się czuję.
Mnie to niby dobrze idzie, bo umiem szczegółowo to opowiedzieć, ale różnie to u mnie wygląda z opowiadaniem tego co czuję swoim przyjaciołom.
Bo za każdym razem gdy chcę powiedzieć np swojej przyjaciółce co czuje pojawia mi się myśl: a jak na ten problem nie będzie umiała mi zaradzić? To się zasmuci, że nie wie jak mi pomóc...
I w efekcie dalej większość wszystkiego tłumię w sobie, albo nie śpię sobie po nocach...
"Mam w sobie tyle ładu i porządku co przedszkola."
Mam całe życie by umrzeć, więc nie będe się spieszyć."
Wiek: 27 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5179 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-02-13, 22:16
Teraz wiem, że powiedzenie matce wprost o aa i myślach było... Po części strzałem w kolano, bo się teraz czepia i interesuje, nie pomagając ani nie wspierając. A przyjaciółce mogę powiedzieć, choć czasem martwię się, że może ją jej bezsilność zdołować... przynajmniej z ludźmi stąd mogę o tym po prostu rozmawiać.
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.
A przyjaciółce mogę powiedzieć, choć czasem martwię się, że może ją jej bezsilność zdołować...
Też tak mam, że martwię się, że mogę zdołować bezsilnością przyjaciółkę...
Owszem, nawet jak powiem co i oco chodzi, to zostanę wysłuchany, ale po tym zaczyna się poprawianie mi humoru... Tak, skuteczne, ale problem dalej nie zostaje rozwiązany ani nic.
"Mam w sobie tyle ładu i porządku co przedszkola."
Mam całe życie by umrzeć, więc nie będe się spieszyć."
Wiek: 27 Dołączyła: 14 Lis 2014 Posty: 265 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-02-14, 20:21
Nie powiem ani znajomym, ani bliskim. Jedni i drudzy nie będą wiedzieć, jak zareagować. A chwilowe pocieszenie nic nie da. Człowiek zostaje na moment sam i wszystko wraca. Nie byłam z tym nigdy u lekarza, więc nawet nie wiedziałabym, co miałabym powiedzieć... Łagodzić możliwie jak najbardziej, że jestem smutna, że brakuje mi energii, że nic mi się nie chce, że boję się odbierać telefon, że mam problemy z pamięcią, że nie widzę dla siebie perspektyw.
Albo niczego nie ukrywać, nie łagodzić i wyjechać z tekstem, że non stop myślę o samobójstwie. Że raz już próbowałam sobie zaszkodzić. I że to uczucie, gdy połknęłam tabletki było tak cudowne. Jakby cały ciężar ze mnie uleciał. Ale wzięłam za mało... To dopiero byłaby pogawędka. Wiem, co bym wtedy usłyszała. I wiem, że po tym skończyłabym ze sobą. Choćby dlatego, żeby uświadomić, jak bardzo się mylili.
Kochana, nie wiem, jak i co miałabym Ci powiedzieć. Jak odejdziesz, to zaczekaj na mnie, tam, po drugiej stronie. Dołączę do Ciebie. Znów się spotkamy. I znów porozmawiamy.