Potwierdzam. Znam te wypowiedzi dziewczyn... Bulimiczki, które żałują,że Ana ich nie wybrała... To tak tragiczne. Myślę,że to pragnienie zrozumienia sprawia,że tworzą się takie grupy.
nutshell napisał/a:
Cóż, to jest trochę jak z tym forum
Czytałam kilka blogów pro mia i pro ana. Ale nie mogłam tego znieść. Sama choruję na bulimię... ale nie mogłam wytrzymać tej paskudnie małej ilości kalorii jakie motylki spisują codziennie w swych notesach. Częściowo dlatego,że miałam odrobinę świadomości i się bałam,że wezmę z nich przykład.
Jestem więźniem. Zamkniętym w klatce mego ciała. A jednak nazywam się wolnym jak sokół.
Wiek: 34 Dołączyła: 20 Sie 2012 Posty: 401 Skąd: świat
Wysłany: 2012-09-07, 15:39
Aa działa podobnie jak wszystkie ed. O pro-anie słyszałam, ale o pro-mia nie. Kiedyś też chciałam być CHUDA, ale nie potrafiłam wytrzymać kilku dni bez jedzenia. Teraz, jak widzę dziewczyny chudsze ode mnie, w szkole, to im zazdroszczę, ale wiem, że nie dam rady wyglądać tak jak one. Dziewczyny pro-mia wywołują sobie świadomie wymioty, a my, dziewczyny i chłopaki z aa świadomie się tniemy/kaleczymy w inny sposób.
2 lata temu jak wpadałam w to bagno w ogóle nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak Pro-mia i Pro-ana. 2 lata temu również gwałtownie zaczęłam dietę, głodówkami. Byłam młodsza, głupia. Miałam 14 lat. No i to był początek wszystkiego. Nigdy nie utożsamiałam się z pro-ana. Nie uważałam nigdy tego za styl życia. Raczej, jak na początku była to forma chęci kontroli nad swoim ciałem, tak później przerodziło się to w autodestrukcję i autoagresję. A z tego to już z górki, wymioty, bulimia, szpital.
Teraz będąc bulimiczką i w żadnym razie nie utożsamiając się z pro-mia, pro-ana, czuję wstręt na myśl, że młodzież jest taka głupia (po części jak ja dwa lata temu), która głodzi się, uważa za tak poważne i szkodliwe dla zdrowia, a nawet życia choroby, za styl życia. To jest jakiś okrutny żart. Od głodówek nie da się uwolnić. Nawet jeśli zaczęło się je praktykować nieświadomie (tak jak ja). Ale, kurczę, motylki i ta cała reszta robi to świadomie, czerpiąc z tego satysfakcję, a co najgorsze, uważając to za styl życia. To nie jest styl życia, tylko jedno, wielkie bagno.
(...) czuję wstręt na myśl, że młodzież jest taka głupia (po części jak ja dwa lata temu), która głodzi się, uważa za tak poważne i szkodliwe dla zdrowia, a nawet życia choroby, za styl życia. To jest jakiś okrutny żart. (...) Ale, kurczę, motylki i ta cała reszta robi to świadomie, czerpiąc z tego satysfakcję, a co najgorsze, uważając to za styl życia. To nie jest styl życia, tylko jedno, wielkie bagno.
Racja - to bagno. Strasznie wciągające. Myślę, że dużo osób mających szansę na wyjście z choroby ostatecznie pogrąża się poprzez wejście w taki środowiska, bo po prostu szukają ludzi myślących podobnie.
Inną sprawą jest to, że zaburzenia odżywiania stały się w pewnym momencie trendy wśród pewnych grup. Może nie tyle zaburzenia same w sobie, ale ich efekty. Mało to przewija się zdjęć chudziutkich nóżek z zatkniętymi na nie creepersami? Ludzie je reblogują, zachwycają się nimi, wstawiają na swoje blogi i robią z nich kolejne thinspo. To tylko przykład, miłośniczki "koślawców" - nie linczujcie.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10440 Skąd: świat
Wysłany: 2012-12-08, 10:18
A propos mody na ED.
Koleżanka mi opowiadała, jak spotkała się kiedyś w pubie z dziewczyną która uparcie twierdziła, że ma anoreksję, bo jej idolką była Lindsay Lohan. I tak sobie siedzą w tym pubie, ta panna opowiada jak to nie je, jak się odchudza i nagle zamawia drinka (jak wiadomo, drinki są najbardziej kaloryczne, to nie nowość) przy którym był plasterek pomarańczy. Dziewczyna wypiła drinka, zjadła ten plasterek i nagle łapie się za głowę krzycząc: "O nie! przecież miałam dzisiaj nic nie jeść!".
Historia bardzo prawdziwa, poznałam tę dziewczynę i miała takie zagrania... ale po paru miesiącach jej się znudziło.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Tacy ludzie są żałośni... w sumie rozwalają sobie zdrowie, inni się martwią... w imię czego?
W imię zwrócenia na siebie uwagi. To smutne, żałosne, nie wiem... Od ponad roku męczę się z ED, raz jest lepiej, raz gorzej, raz nie jem w ogóle, a raz jem jak typowa bulimiczka. I co? I ostatnio usłyszałam od sąsiadki: chcę być taka jak Ty.
Ludziom się chyba serio nudzi...
Ja przez chwile (pół roku) "byłam" w Pro Mia , ale rodzice usłyszeli jak wymiotuje, a później w historii było hasło anoreksja. Na szczęście faktów nie połączyli, ale mnie strasznie pilnują, ale jak tylko trochę zluzują to wracam... Nienawidzę bycia grubą (ćwiczę oczywiście) nienawidzę jak mam pełen brzuch, a często mam napady głodu...
Nie powiedziałam, że to proste. Ja też, chociaż z bulimią nic wspólnego nie mam, czasami zjem coś czego nie powinnam (wczoraj np. zjadłam polewę do ciasta, wiesz taką w woreczku do podgrzania). To, że coś jest trudne nie znaczy, że jest niewykonalne.
No i pytanie: chodzi o niebycie grubą czy o bycie chudą? To dwie różne rzeczy.
Ostatnio zmieniony przez 2013-05-16, 13:20, w całości zmieniany 1 raz
Wykonalne, ale wymagające chyba bardzo dużo pracy nad sobą, samokontroli, i hm. takiej świadomości, że ciągle trzeba się pilnować, ciężko z tym raz na zawsze skończyć. U mnie przynajmniej tak było.
Cytat:
No i pytanie: chodzi o niebycie grubą czy o bycie chudą? To dwie różne rzeczy.
No właśnie, to jest chyba kluczowe pytanie. Ale z tego co wiem, to często dla osób z zaburzeniami jedzenia te dwie kwestie się na tyle zazębiają, że ciężko jest je od siebie oddzielić, niestety.