Poznalam chlopaka, tak wszystko jest ok. Tylko meczy mnie jedna rzecz. Jak odroznic milosc od zauroczenia. Niby te motylki w brzuchu, dreszcze. Ale moga one wystepowac i przy milosci i zauroczeniu. Nie wiem jak rozroznic te dwa uczucia.
Mam nadzieje, ze mi pomozecie.
int. lit. / Sadi.
Ostatnio zmieniony przez Ella 2015-06-30, 20:59, w całości zmieniany 3 razy
Mercy, może tak być. Miłość jest nie do zdefiniowania. Po prostu trzeba to czuć. Ja tego tak nigdy nie czułam albo raczej nie trafiłam na tą jedyną osobę. Dlatego wyobrażam to sobie tak jak napisałam powyżej.
Zauroczenie przemija, a miłość będzie istniała zawsze. Moim zdaniem potrzeba czasu. Jeśli nadal będziesz czuć do tego chłopaka to samo, nawet coś więcej, zaakceptujesz jego zalety, ale także i wady, poznasz go lepiej, jego charakter to można będzie mówić o miłości.
Przynajmniej ja tak to widzę, ale zawsze mogę się mylić. Każdy ma swoją definicję miłości. Osobiście to nie wierzę w miłość.
Miłość to zupełnie coś innego niż zauroczenie. Ale o tym większość ludzi dowiaduje się jak ma 40, 50 lub 60 lat. Do miłości trzeba dorosnąć. A to co się czuje wcześniej to zauroczenie, pożądanie, przywiązanie, przyzwyczajenie, endorfiny w mózgu itp.
Miłość to pragnienie szczęścia drugiej osoby. Jeśli ktoś kogo kochasz powie Ci że poznał kogoś innego i z nim jest i jest szczęśliwy, to skoro sie tego kogoś kocha to powinno się cieszyć jej szczęściem. Ale ile osób to potrafi? ile osób odróżnia prawdziwą miłośc od chęci posiadania partnera i zawłaszczenia jego uczucia tylko dla siebie? to nie jest miłość.
Jeśli ktoś kogo kochasz powie Ci że poznał kogoś innego i z nim jest i jest szczęśliwy, to skoro sie tego kogoś kocha to powinno się cieszyć jej szczęściem.
to wszystko tak wyniośle brzmi, ale... kto potrafiłby cieszyć się z czegoś takiego?
to wszystko tak wyniośle brzmi, ale... kto potrafiłby cieszyć się z czegoś takiego?
fakt to jest strasznie trudne ale do zrobienia oczywiście.. tylko potrzeba czasu żeby to najpierw zaakceptować w ogóle a dopiero po jakimś czasie się z tego cieszyć..
Bo ludzie nie kierują sie miłością, ale instynktem, a instynkt w takiej sytuacji nakazuje bycie wściekłym i chęcią rozwalenia wszystkiego dookoła - a zgodzicie sie że to nie ma nic wpsólnego z miłością.
Zgadzam się z kokosową. Taka w pełni altruistyczna miłość jest zwyczajnie masochistyczna. Zakochana osoba ma prawo walczyć o swoją ukochaną/ukochanego.
fakt prawo walczyć ma, ale jeśli nie ma się na to szans, jeśli ta osoba kocha kogoś innego i jest szczęśliwa to dlaczego nie pozwolić jej na to szczęście z kimś innym, patrząc z boku i przyglądając się na szczęście ukochanej osoby fakt cierpi się, bo to nie jest zbyt przyjemne uczucie jeśli ktoś kogo kochasz nie kocha ciebie tylko kogoś innego i ten ktoś inny jest jego całym światem, ale chyba to nie ma sensu jakoś mieszać się w to szczęście jeśli to nie ma szans bytu, bo ta osoba nie będzie nas kochać tylko tą inną osobę, trzeba jej pozwolić na szczęście z kimś innym.
no proste. nie miałam na myśli jakiejś heroicznej walki.
Mercy napisał/a:
Tak samo uważam. Może serce będzie się krajać no ale będzie się też cieszyć, że nasza ukochana osoba jest szczęśliwa.
więc wygląda na to, że jestem egoistką, bo coś takiego nie potrafiłoby wywołać we mnie radości. po latach na pewno. kiedyś. gdy jedynym uczuciem do tej osoby byłby sentyment.
więc wygląda na to, że jestem egoistką, bo coś takiego nie potrafiłoby wywołać we mnie radości.
Każdy z nas jest egoistą... Uczucie radości ze szczęścia ukochanej osoby z kimś innym jest bardzo trudne i ciężkie. Może właśnie, gdy nadejdzie czas na jedynie sentyment, uda Ci się na to uczucie... Póki co, nie masz co się biczować, jesteśmy tylko ludźmi...
Przed chwilą uświadomiłam sobie, że od 11 miesięcy jestem zakochana w jednej i tej samej osobie. Chyba trochę mi z tym dziwnie, bo nie wiedziałam, że to już aż tak długo...