Witam pomownie,
Dałam szanse mężowi bo myślałam że potrafię z tym zyć ale myliłam się. Nie potrafie się do niego przytulic, pocałowac go, nawet do seksu muszę sie zmusić. Cały czas mam ich przed oczami. On prosi o szansę o to bysmy dalej próbowali a ja po prostu juz nie chcę. Chyba w końcu zdobywam się na odwagę i mam w sobie siłę żeby móc odejśc, choc sama jeszcze nie wiem czy mi sie to uda. Może nie dzis nie jutro ale za miesiąc, za jakis czas napewno. Teraz robię cos głupiego,piszę z innymi facetami tak jemu na złośc, żeby zobaczył że w każdej chwili mogę znależć sobie innego, że jest wielu chętnych na jego miejsce. I wiecie że to działa, bo w końcu zaczął sie starać. Ale trochę zapóźno na to. Teraz musze tylko wytrwac w swoim postanowieniu że odejdę. Mam nadzieje że mi się uda. I dziękuje wam dziewczyny bo bez was bym nie dała rady
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-09-17, 10:12
zraniona napisał/a:
Teraz robię cos głupiego,piszę z innymi facetami tak jemu na złośc, żeby zobaczył że w każdej chwili mogę znależć sobie innego, że jest wielu chętnych na jego miejsce.
Głupie to jest to, jak do tego podchodzisz - "jemu na złość".
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Wiem że to jest głupie. Może będziecie mnie krytykowac ale dzięki temu czuję się trochę lepiej. Komplementy od innych facetów sprawiaja że moja samoocena rośnie, nieznacznie ale rośnie. Niby jestem atrakcyjna, mąż tez to mówi to jednak wiem( sam mi powiedział) że dla niego ona jest ładniejsza. Nie bardzo sobie z tym radzę i chociaz w ten sposób próbuje sie jakos dowartościowac. Głupie wiem, ale pomaga choc tylko na chwilę.
Pisz więc z tymi facetami dla siebie, a nie jemu na złość... Komplementy poprawiają nam samopoczucie, a pisać z kimś w pewien sposób nie jest niczym złym.
Szczerze mówiąc jakoś nie widzi mi się ten Wasz związek...
No to narobiłam bałaganu........
Spotkaliśmy się wczoraj, przyszedł z winem. Siedział do godziny 2 w nocy.
Wszyscy w domu byli, czyt. rodzice... Rano ojciec nie wiem czemu, zaczął się czepiać o byle gówno( z nim mam najlepszy kontakt, więc to było dla mnie szokiem), później zaczął mówić że co to ma być jakieś spotkania sam na sam itp... I że po niedzieli sobie porozmawiamy poważnie. Te słowa jeszcze bardziej mnie wystraszyły.
Kilka dni wcześniej umówiłam się z moim chłopakiem na ten weekend, że przyjedzie. Ale po tym wszystkim uznałam, że nie będę mogła mu spojrzeć w oczy i odwołałam. Chamsko, wiem. Wkurzył się i się nie odzywa właśnie.
Narobiłaś bigosu, to teraz czeka Cię ciężka przeprawa. Żal z powodu tego co się stało niczego nie zmieni, SoSad . Nie będę Cię pouczać, jesteś dorosła, musisz wziąć odpowiedzialnść za swoje postępowanie. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, ale z chłopakiem i tak musisz sobie poważnie porozmawiać, bo związek oparty na kłamstwie, nie ma sensu, a wszystko i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw.
"Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"
Tylko, że tamtego wieczoru nic się nie wydarzyło między nami. A mimo to, mam straszne wyrzuty sumienia...
Tego wieczoru coś się przełamało, uświadomiłam sobie, że tak chyba być nie może i że... kocham mojego chłopaka najbardziej na świecie.
Ale nie mogę mu powiedzieć, że się potajemnie z kimś spotykałam...
To jest właśnie czas byś się na coś zdecydowała. Jeżeli naprawdę kochasz chłopaka to musisz z nim wiele wyjaśnić. A co czujesz do tego drugiego chłopaka?
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-09-30, 20:21
nie wiem jakie relacje są między Toba, a Twoim chłopakiem, ale mój np. wie, że mam przyjaciela i go akceptuje. Ja na Twoim miejscu bym powiedziała chłopakowi, że po prostu przyszedł do Ciebie i siedział długo. I więcej bym w coś takiego nie wwalała się.
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
No i o to "chyba" tu chodzi. Musisz wyjaśnić tą sytuację jak najszybciej bo sama się zaplątasz. Ustal ze swoim przyjacielem zasady na jakich się spotykacie.
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-09-30, 23:38
Musisz odpowiedzieć sobie na zajebiście ważne pytanie - czy na pewno NIC A NIC do niego nie czujesz, bo mnie już krew zalewa. Przeczysz sama sobie. Tak jak już ktoś wyżej zauważył.
Cytat:
Tego wieczoru coś się przełamało, uświadomiłam sobie, że tak chyba być nie może i że... kocham mojego chłopaka najbardziej na świecie.
Cytat:
To przyjaciel [...]
Ogólnie rzecz biorąc nie czuję do niego nic, chyba...
kochana, musisz się ogarnąć, nie da rady żyć w przekonaniu - kocham chłopaka, a do temtego nie czuje nic, chyba. Poza tym - kiedyś czytałam taki mądry cytat dokładnie o taki
http://i.spiryt.us/445/c0...34b06efb4c4.jpg
niby nie kochasz swojego przyjaciela (nie mówię o miłości, która jest częścią przyjaźni), ale skoro masz wątpliwości, to powinnaś mieć wątpliwości, czy kochasz swojego chłopaka. Wobec jednego jak i drugiego nie jesteś fair.
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
Ostatnio zmieniony przez opcjonalna 2012-09-30, 23:40, w całości zmieniany 1 raz
Minęło trochę czasu. Kompletnie nie myślę o moim przyjacielu, żadnych myśli z jakimiś podtekstami.
To chyba tylko zauroczenie, a może przez to, że kiedyś się do niego zbliżyłam teraz jest mi po prostu bliski i dlatego tak się zachowuję?
Nie kocham go, tego jestem już pewna.
Jest tylko moją małą słabością, ale czy to musi przekreślać całe moje dotychczasowe życie z chłopakiem?
Jakiś czas temu w moim życiu wydarzyło się coś nie do końca zależnego ode mnie aczkolwiek było całkowicie moją winą i ja ponoszę za to odpowiedzialność. Zniszczyłam drugiego człowieka i to nie po raz pierwszy. Według moich zasad nie powinnam krzywdzić żadnej osoby - szczególnie tej, którą kocham.
Dlatego mam do Was pytanie.
Sądzicie, że naprawdę kogoś kochając jesteśmy w stanie coś mu zrobić? Chodzi mi o zarówno krzywdę psychiczną jak i fizyczną dającą długotrwałe, bolesne efekty ewentualnie "odpowiedzialność" za czyjąś śmierć.
Czy jeśli taka stacja miałaby miejsce dalibyście sobie radę psychicznie że świadomością, ze coś takiego w ogóle się wydarzyło?
Nie mam pojęcia czy ten temat tu pasuje. Jeśli nie to proszę o przeniesienie.
"Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy."
Ostatnio zmieniony przez Chloe 2012-11-11, 22:17, w całości zmieniany 1 raz
Sądzicie, że naprawdę kogoś kochając jesteśmy w stanie coś mu zrobić?
Tak. Szczególnie jeżeli jest się borderline.
Chloe napisał/a:
Czy jeśli taka stacja miałaby miejsce dalibyście sobie radę psychicznie że świadomością, ze coś takiego w ogóle się wydarzyło?
Nie wiem... zależy co by się wydarzyło i na ile skutki byłyby nieodwracalne... na pewno nie dałabym sobie rady z samobójstwem kogoś bliskiego w skutek mojego zachowania.