Też jestem DDA. Mój ojciec zaczął pić jeszcze przed moim urodzeniem, Ale mama myślała, że po ślubie z miłości to się zmieni, a było gorzej. Nie bije nas, ale narąbał się w pracy (jest nauczycielem) i moja mama z bratem wynosili go na oczach wszystkich. Wiele osób myśli, że moja rodzina jest normalna, a rodzice nauczyciele nie mogą mieć takiego problemu. Pamiętam zdarzenie, gdy bardzo się upił w piątek, a skończył w niedzielę i w poniedziałek poszedł do roboty. Pobili się trochę z matką. Ojciec się kłócił z wszystkimi i poszedł spać na węgiel do piwnicy. Ostatecznie skończyło się tym, że spadł ze schodów i poszarpał plecy. Mama zamknęła go na klucz w pokoju to walił pięściami jak dzikie zwierzę. Jak nie chciałam mu kupić alkoholu to zwyzywał mnie od świń. Strasznie się wtedy czułam.
Czujecie coś takiego , że z jednej strony chcecie tej osoby bronić przed agresją innych domowników, bo to wasz ojciec czy ktoś inny, a z drugiej strony sami chcecie tym kimś potrząsnąć czy mu dać nawet w twarz. Ja tak za każdym razem mam.
A DDA, tak silnie jest we mnie zakorzenione, że zaczynam swój wstręt do alkoholu przenosić na narzeczonego, który prawie nic nie pije, a jednocześnie tak mnie ciągnie do alkoholu. Choć go nie lubię. Sama siebie nie rozumie i nie umiem sobie z tym poradzić co mam w głowie.
Polecam wszystkim DDA książkę Janet K. Woititz Dorosłe Dzieci Alkoholików. Terapeutka kazała mi ją przeczytać i naprawdę można trochę zrozumieć siebie.
Wiek: 31 Dołączył: 02 Cze 2013 Posty: 295 Skąd: Południe
Wysłany: 2013-07-01, 08:37
U mnie też picie ojca było na porządku dziennym, po alkoholu był jeszcze trudniejszy. Trwało to i zakładam mając kontakt z siostra, że dalej trwa. Przeważnie wyzywal się na mnie psychicznie, zdarzyło się i gorzej, mając 12 lat nie wiedziałem jakich rozwiązań szukać. Na szczęście nie utrzymuje z nim kontaktu już kilka lat, jednak wiele z tego złego okresu we mnie zostało. Jako osoby go nienawidzę, nie wiem co on miał w środku i pewnie nigdy się nie dowiem. Wiem jednak, że z pozoru zarobiony i przykładny człowiek może mieć drugie, fatalne oblicze. Wiem, że z sporym stopniu zaraził mnie wieloma złymi cechami, z którymi zmagam się z życiu codziennym.
Żadna rzecz zewnętrzna nie może uszczęśliwić
człowieka, który wewnątrz siebie
nie posiada szczęścia.
Ostatnimi czasy też usłyszałam że mam zachowania typowe dla DDA. Fakt co prawda rodzice nie piją, ale już dziadek od taty strony i babcia od strony mamy sobie nie żałowali. Moja mama też się na z kolei swoich dziadków i rodziców w takim stanie napatrzyła, więc coś tam przejęłam. ;/ I tu moje pytanie, co prawda nie wiem jak to będzie ale, czy ktoś może polecić jakąś grupę w tym kierunku w Warszawie właśnie i najlepiej na NFZ?
Takie grupy z reguły są darmowe Są to grupy samopomocowe. Byłem kiedyś na takim spotkaniu, ale nie w Wawie. Wystarczy wygooglać "DDA Warszawa" i coś tam musi wyskoczyć.
Czy Twoi rodzice posiadali jakieś cechy typowe dla DDA?
I tu moje pytanie, co prawda nie wiem jak to będzie ale, czy ktoś może polecić jakąś grupę w tym kierunku w Warszawie właśnie i najlepiej na NFZ?
Ja znam tylko Centrum Psychoterapii na Dolnej 42, byłam na innej terapii, ale chyba jest tam też coś pod kątem DDA. (Aby zarejestrować się do psychologa, trzeba mieć skierowanie.)
Czy Twoi rodzice posiadali jakieś cechy typowe dla DDA?
W mojej rodzinie alkohol był zbyt częstym gościem, rodzice nie piją, ale się napatrzyłam i naprzeżywałam i niestety mam sporo zachowań typowych dla DDA. Dzięki za pomoc
Chyba jestem DDA. Ojciec jest alkoholikiem, wyjechał ale nadal dotyka mnie to że ma problem, siostra babci nadużywa alkoholu. Ojciec już tego dawno nie kontroluje, jak jeszcze przyjeżdżał do mnie to wolał iść się opić z "kumplami". Nieraz leżał w domu poobijany i nieprzytomny. Nieraz trzeba było go wnosić do domu, jak robił awantury to wrzeszczał tylko na matkę ale nigdy nikogo nie uderzył chociaż walił pięściami ścianę, prawie by się zaczadził. Raz matkę pijaną widziałam.
polecam wszystkim DDA książkę Janet K. Woititz Dorosłe Dzieci Alkoholików. Terapeutka kazała mi ją przeczytać i naprawdę można trochę zrozumieć siebie.
Chyba wywołała u mnie odwrotny skutek, bo właśnie dotarło do mnie jak bardzo mnie to zmieniło.
Nie chcę ciągle się bać, zgadywać co jest normalne itd.
Chce być normalna cokolwiek to znaczy, ale im bardziej próbuje coś zmienić tym bardziej nie wychodzi. Czasem wydaje mi się, że to sprawiło, że z góry skazana jestem na porażkę.
Mój ojciec też dużo pił, właściwie ograniczył się dopiero kilka lat temu, gdy wątroba zaczęła odmawiać posłuszeństwa. Zawsze w domu brakowało pieniędzy na wszystko, ale nie na alkohol i papierosy. Do dziś reaguję alergicznie, kiedy ojciec wraca do domu pijany. Jest wtedy taki głośny, rozbija się i non stop coś gada. Mam swoje lata, a mimo wszystko mówię wtedy sam do siebie, żeby poszedł spać i zamykam się na górze, włączając jakiś film, puszczając muzykę, czy odpalając konsolę. Robię cokolwiek, żeby skupić na tym swoją uwagę. Pragnę miłości, normalnej rodziny, ale nie umiem tego stworzyć, nie umiem zbudować normalnych relacji i czasami zastanawiam się, czy to po części może nie z tego powodu, ale z drugiej strony alkohol obecny jest wszędzie, w niemal każdej rodzinie.
We are not your kind of people
...
We are extraordinary people
Wiek: 42 Dołączyła: 14 Paź 2013 Posty: 192 Skąd: Polska
Wysłany: 2013-11-28, 19:54
XOF napisał/a:
Do dziś reaguję alergicznie, kiedy ojciec wraca do domu pijany.
Jak słyszałam, że ktoś stoi pod drzwiami i próbuje włożyć klucz do zamka, niepokój rósł we mnie. Bo wiedziałam, że zaraz uda mu się otworzyć te drzwi i wtoczy się do mieszkania, podpierając się ścian. I tu bywało różnie... Albo poszedł do swojego pokoju i całą noc miałam z głowy, bo chrapał niemiłosiernie, albo miał ochotę na kłótnie z matką, co oznaczało dla mnie znowu niespanie całej nocy i pilnowanie, żeby nic jej nie zrobił, jak będzie spała. Miałam taki dziwny obraz w głowie, że wbije jej nóż w serce.
Do dnia dzisiejszego, jak widzę, że mam minąć jakiegoś najebanego starszego gościa, to staram się zachować dystans. Nie raz coś takiego 'czepiało się mnie', teraz jest we mnie tyle agresji, że obawiam się, że to by nie skończyło się dobrze dla tej osoby.
XOF napisał/a:
Mam swoje lata, a mimo wszystko mówię wtedy sam do siebie, żeby poszedł spać i zamykam się na górze, włączając jakiś film, puszczając muzykę, czy odpalając konsolę. Robię cokolwiek, żeby skupić na tym swoją uwagę.
Też tak kiedyś robiłam - głośna muzyka, zamknięte oczy, 'nie ma mnie'. A u mnie w pewnym momencie coś pękło. Nie wiem, nie potrafię tego wyjaśnić. Ale przestałam się chować w pokoju, unikać jego wzroku, udawać, że nie istnieje. Jak był pijany - ok, nie rozmawiałam z nim. Ale jak tylko wytrzeźwiał... W rezultacie wyrzuciłam go z domu. Ja. Nie moja matka. Nie mój o 7 lat starszy brat. Ja. Byłam z siebie dumna.
Oczywiście u mnie była inna sytuacja - rodzice byli po rozwodzie, tylko on z jakiegoś powodu w dalszym ciągu mieszkał z nami. Przez wiele lat.
W każdym razie, XOF, jest mi tak cholernie przykro... Wiem, przez co przechodzisz. Znam to nieprzyjemne (mało powiedziane) uczucie, gdy ojciec wraca pijany do domu zbyt dobrze.
XOF napisał/a:
Pragnę miłości, normalnej rodziny, ale nie umiem tego stworzyć, nie umiem zbudować normalnych relacji i czasami zastanawiam się, czy to po części może nie z tego powodu, ale z drugiej strony alkohol obecny jest wszędzie, w niemal każdej rodzinie.
Zbudować normalnych relacji z rodzicami? Czy z ludźmi ogólnie?
Zbudować normalnych relacji z rodzicami? Czy z ludźmi ogólnie?
Z rodziną już raczej nie. Tego po prostu się już nie da poukładać w jedną całość. Również z mojej winy. Nie rozmawiam praktycznie z bratem i ojcem. Z mamą różnie, ale nigdy o swoim życiu, o swoich problemach, marzeniach, natomiast nadal załatwiam przez nią sprawy z ojcem.
Z ludźmi tak, ale musiałbym zacząć od nowa. Z czystą kartą. Zawsze się wszystko pieprzy po 4-5 latach. To takie moje charakterystyczne etapy. Angażuję się, wspieram, pomagam, staram się stworzyć zdrowe relacje, oparte na wzajemnych potrzebach, ale zawsze coś się rozpierdala. Im dalej w las, tym więcej drzew. Tylko jedna znajomość przetrwała to wszystko, nic więcej nie mam. Chciałbym mieć znajomych, przyjaciół, własną rodzinę. Szczęśliwą, bez problemów, biedy, ale to tylko ogromna chęć, potrzeba, nic co mogę osiągnąć. Umrę w biegu, w walce, w tym szaleństwie, bo nic innego nie znam.
We are not your kind of people
...
We are extraordinary people
Ja? Po części. Po prostu tyle lat problemów musi odcisnąć na człowieku swoje piętno. Choćby w relacjach damsko-męskich kolejne odrzucenia, niepowodzenia, samotność, zerowa samoocena, człowiek coraz bardziej dołuje, staje się zgorzkniały, ironiczny, zamknięty w sobie, przerażająco smutny, a to wszystko odbija się na relacjach z innymi. Nie oszukujmy się, komu zależałoby na takim wraku jakim jestem ja. Niestety ten mechanizm można przełożyć również na inne sfery życia. Rozmijam się z ludźmi, ze światem.
We are not your kind of people
...
We are extraordinary people