I tu moja refleksja taka. Zauwazyłam, że w dzisiejszych czasach dużo osób z tym zwleka. A przecież albo się tego chce, albo nie. Nad czym tu się zastanawiac?
Zwkleka w sensie, że obiecuje ślub, ale przekłada prawdopodobną jego datę? Sporo moich rówieśników, jak i osób parę lat młodszych ma to za sobą. Nie u każdego było dziecko w drodze, ale u większości owszem.
Gdy ja znalazłam się w związku, usłyszałam od paru osób pytanie, czy coś planujemy... Ledwo zaczęłam się z kimś spotykać i mam planować ślub? Sorry, ale do mnie takie coś nie przemawia. Owszem, kocham i chcę spędzić resztę życia z tą osobą, ale to nie znaczy, że po paru miesiącach znajomości mam szukać sukni ślubnej.
Niedawno w jakimś programie kobieta stwierdziła, że każda dziewczyna od dziecka wie, w jakiej sukni pójdzie do ślubu . To ja akurat nie jestem "każda", bo długo byłam sama i nie szukałam chłopaka. To samo tak wyszło, że kogoś spotkałam.
Co mi da papierek? Informację dla rodziny, że nie żyjemy na kocią łapę? Nie mam zamiaru robić czegoś, bo inni tak chcą (wspominałam w innym temacie o pytaniach w rodzinie odnośnie tego). Jak będę miała kiedyś brać ślub, to na pewno nie kościelny. Nie marzy mi się żadna suknia ślubna, welon i te sprawy. Nie wyobrażam sobie tego w ogóle. Nie cierpię rodzinnych imprez, więc własnego ślubu nie chcę w ten sposób zrobić. Nigdy o tym tak nie myślałam. Może jeszcze nie dorosłam do tego, nie jestem gotowa. Ale dla mnie jest śmieszne takie planowanie, jak się wszystkiego nie poukładało, nie zna dobrze człowieka itd. Nie zabraniam robić tego ludziom po roku, dwóch znajomości. Ich sprawa.
Ostatnio zmieniony przez dead_eternity 2011-02-09, 22:57, w całości zmieniany 2 razy
Niedawno w jakimś programie kobieta stwierdziła, że każda dziewczyna od dziecka wie, w jakiej sukni pójdzie do ślubu .
Chyba raczej nie... Bo ja przy planowaniu ślubu - nie wiedziałam jaką chcę suknię, teraz już wiem, ale ciężkie to było
dead_eternity napisał/a:
Co mi da papierek? Informację dla rodziny, że nie żyjemy na kocią łapę?
Papierek daje status prawny (np. któreś z was ma wypadek, a w szpitalu informują rodzinę) jak i też większe zobowiązania, odpowiedzialność.
dead_eternity napisał/a:
Jak będę miała kiedyś brać ślub, to na pewno nie kościelny. Nie marzy mi się żadna suknia ślubna, welon i te sprawy.
Ja biorę w Urzędzie i będę miała suknię ślubną
dead_eternity napisał/a:
Nie cierpię rodzinnych imprez, więc własnego ślubu nie chcę w ten sposób zrobić.
Ja także ich nie lubiłam, na początku nie bardzo chciałam mieć wesele, a i ono będzie
dead_eternity napisał/a:
Ale dla mnie jest śmieszne takie planowanie, jak się wszystkiego nie poukładało, nie zna dobrze człowieka itd.
Wiesz, tu można stwierdzić, że nawet po 20 latach możesz nie znać dobrze człowieka.
Niektórzy uważają, że dopiero po ślubie, naprawdę człowieka poznajesz.
Znam takich, co po paru miesiącach - biorą ślub, jak i takich co biorą po 10 latach.
Jednak robienie czegoś, bo inni tak chcą, bo inni wymagają, bo "wszyscy" inni już są po ślubie, albo "wszyscy" inni mają już dzieci, bo według innych powinnaś to i tamto - jest, moim zdaniem, prostą drogą do zniszczenia sobie życia, i to z własnych wyborów.
Papierek daje status prawny (np. któreś z was ma wypadek, a w szpitalu informują rodzinę) jak i też większe zobowiązania, odpowiedzialność.
Akurat o tym zapomniałam .
ekspresja napisał/a:
Ja biorę w Urzędzie i będę miała suknię ślubną
Fajnie . Nie wiedziałam, że tak można.
ekspresja napisał/a:
Wiesz, tu można stwierdzić, że nawet po 20 latach możesz nie znać dobrze człowieka. Niektórzy uważają, że dopiero po ślubie, naprawdę człowieka poznajesz.
Masz rację, ale mi bardziej chodziło o branie ślubu po roku znajomości. Przecież bez tego też można być razem, mieszkać itd. Rozumiem, że się ktoś bardzo kocha, ale nie wiem, po co to przyspieszać. Widocznie mam inne rozumowanie .
ekspresja napisał/a:
Jednak robienie czegoś, bo inni tak chcą, bo inni wymagają, bo "wszyscy" inni już są po ślubie, albo "wszyscy" inni mają już dzieci, bo według innych powinnaś to i tamto - jest, moim zdaniem, prostą drogą do zniszczenia sobie życia, i to z własnych wyborów.
Ty wiesz swoje, rodzina wie swoje. Nie mam zamiaru robić czegoś wbrew sobie. Partnera też nie zawlekę siłą do ołtarza . Rozmawiałam z nim o tym i on nie czuje się gotowy na branie ślubu, ja również. I nie mam zamiaru tego robić, bo rodzina sobie życzy, ale denerwuje mnie fakt, iż oni by tego chcieli.
Kiedyś uważałam, że ślub to największa głupota, i że jeśli będę miała faceta to właśnie będziemy żyli bez ślubu
A dziś uważam całkiem inaczej. Przy moim facecie zrozumiałam, że tak naprawdę ślub jest ważny a takie mieszkanie ,,na kocią łapę" to jedno wielkie dziadowanie. ?lub daje jakąś gwarancję, poczucie stabilizacji, pewnośc... a takie wspólne mieszkanie do niczego dobrego nie prowadzi, w każdej chwili jedna ze stron może zostawic drugą osobę i np po prostu wyrzucic ją na bruk...i nic za to nie będzie miała, zero odpowiedzialności. W razie niechcianej ciąży, jeśli facet jest tchórzem, może zwyczajnie spier... i też zero odpowiedzialności niemalże. A ślub daje poczucie stabilizacji i pewnośc.
Kiedyś miałam właśnie takie poglądy że ślub to głupota itp itd, a dziś mi głupio się do tego przyznawac, bo to było takie szczeniackie
Generalnie bardzo chciałabym miec taki ślub, zazdroszczę parom które mają ten natłok obowiązków zwiążanych z ceremonią, typu wybór sali, zespołu, menu, ubrań...też bym chciała miec takie ,,problemy"
,,Wenn sie war Gott und sie konnte den freien Platz auf der Welt, wahrscheinlich auswählen Paris."
Zależy kto, bo nie zawsze tak jest.
A nawet jeśli jest się bez ślubu, to po pewnym czasie ludzie też stają się dla siebie jak tzw ,,stare małżeństwo". I wtedy dopiero jest chu...
,,Wenn sie war Gott und sie konnte den freien Platz auf der Welt, wahrscheinlich auswählen Paris."
Zaq napisał/a:
poza tym w związku na kocią łapę trzeba dbać o partnera, a w małżeństwie często osiada się na laurach.
Wyjąłeś mi to z ust . Dokładnie, człowiek się mniej stara itd. Wiadomo, że nie każdy. Ale znam dużo takich przypadków .
Mi to pachnie stereotypem, albo odczuciami osób, które nie są w związku małżeńskim, takim "dobrym" ich argumentem by ślubu nie brać.
Przeciwwagą jest to, o czym pisze Skorpion.
Skorpion napisał/a:
?lub daje jakąś gwarancję, poczucie stabilizacji, pewnośc... a takie wspólne mieszkanie do niczego dobrego nie prowadzi, w każdej chwili jedna ze stron może zostawic drugą osobę i np po prostu wyrzucic ją na bruk...i nic za to nie będzie miała, zero odpowiedzialności. W razie niechcianej ciąży, jeśli facet jest tchórzem, może zwyczajnie spier... i też zero odpowiedzialności niemalże.
Skorpion napisał/a:
A nawet jeśli jest się bez ślubu, to po pewnym czasie ludzie też stają się dla siebie jak tzw ,,stare małżeństwo". I wtedy dopiero jest chu...
Że w takim związku "na kocią łapę", to prostu łatwiej odejść, rozstać się, zostawić wszystko, o czym dead_eternity wspomniała.
Skorpion napisał/a:
Generalnie bardzo chciałabym miec taki ślub, zazdroszczę parom które mają ten natłok obowiązków zwiążanych z ceremonią, typu wybór sali, zespołu, menu, ubrań...też bym chciała miec takie ,,problemy"
Tiaaa, zwłaszcza gdy jeszcze masz ograniczoną ilość pieniędzy...
Gdybyśmy nie musieli się martwić o pieniądze, to byłoby super, mniej stresu związanego ze wszystkim.
Organizacja wesela nie jest fajna, jest stresująca jak cholera.
Mi to pachnie stereotypem, albo odczuciami osób, które nie są w związku małżeńskim, takim "dobrym" ich argumentem by ślubu nie brać.
Trochę masz rację, ale znam takie przypadki. Choćby moi rodzice .
Dla mnie to nie jest jakiś wielki argument, że nie wezmę ślubu, bo przestaniemy o siebie nawzajem dbać. Ale dla niektórych dobry .
Dołączył: 02 Gru 2010 Posty: 126 Skąd: biorą się dzieci ?
Wysłany: 2011-02-15, 02:10
Ja bym chcial slub jakbym mial wybranke swojego serca
Ale taki skromny bez żadnej imprezy weselnej na 200 osob tylko slub w kosciele i cywilny skromny obiadek dla rodzicow w domu ale oczywiscie nie chcialbym pozbawic zony mozliwosci kupna sukni slubnej Wiem ze kobiety o tym marza
Ja bym chciała kiedyś mieć rodzinę. Ale tylko wtedy jeśli poradziłabym sobie ze swoimi problemami. W przeciwnym razie nie zamierzam nikogo nimi obarczać. Przede wszystkim swoich dzieci.
Poza tym boję się małżeństwa i tego, że okaże się, że to nie to. Wiem jedno - nie chcę się męczyć i nie chcę męczyć tej drugiej osoby. A chyba nie potrafię być szczęśliwa...
[ Dodano: 2011-02-15, 05:57 ]
Zaq napisał/a:
poza tym w związku na kocią łapę trzeba dbać o partnera, a w małżeństwie często osiada się na laurach.
A moim zdaniem wszystko jest kwestią poznania się/dogadania/ustalenia. Małżonkowie przestają o siebie dbać często dlatego, że mają zupełnie odmienne wizje tego, co będzie po ślubie. Problem w tym, że nigdy o tym nie rozmawiali... Każdy ma własne oczekiwania, ale też to, co może dać. Najważniejsze to wypracować kompromis, ale tak, by nie było nieporozumień w tych kwestiach, by nagle nie okazało się, że wszystko było super dopóki nie mieszkali razem, a potem nagle przeszkadzać zaczynają porozrzucane skarpetki.
Uważam, że małżeństwo może również, tak jak okres narzeczeństwa, być codziennym zdobywaniem siebie nawzajem Wiadomo, że są różne trudności, kryzysy i "szara rzeczywistość". Ale jeśli się chce, to wiele można pokonać, tylko trzeba szacunku, rozmowy i zaangażowania.
Mój ostatnio ulubiony temat do rozmyślań. ?lub.
Chociaż mam niecałe 19 lat, to bardzo zazdroszczę dziewczynom które są zaręczone lub po ślubie. Naprawdę, Ja bardzo chciałabym chajtnąc się z moim Byczkiem a nawet miec z Nim dziecko. Przecież to świetna sprawa miec dziecko z kimś, kogo się kocha.
Często rozmawialiśmy o tym,i niedawno nawet pytałam go o to. On twierdzi, że przyszłośc normalnie sobie wyobraża, ze mną. Ale na razie nie jest gotowy na ślub, dziecko.W sumie nie dziwię się, bo jesteśmy na to za młodzi, Ja mam niecałe 19 jak wspominałam,on niedawno skończył 22. Właściwie od zawsze snuliśmy takie wizje, że kiedyś tam pobierzemy się i będziemy miec dzieci. Ale Ja chyba chciałabym miec takie poczucie stabilizacji, tę pewnośc, że on kocha mnie nad życie i stąd te marzenia o ślubie.
I tu moja refleksja taka. Zauwazyłam, że w dzisiejszych czasach dużo osób z tym zwleka. A przecież albo się tego chce, albo nie. Nad czym tu się zastanawiac? Czemu faceci tyle czekają z oświadczynami, i kiedy nadchodzi ,,ten" właściwy moment? Konkretnie to chciałabym poznac męski punkt widzenia,ale zapraszam wszystkich do wypowiedzi.
Niby piszesz, że jesteście jeszcze za młodzi i w sumie jeszcze czas na takie decyzje, ale zdajesz się być jeszcze nie zbyt dojrzała do takich kroków. Oczywiście można się zaręczyć i to od razu nie oznacza ślubu za miesiąc. Dziecko też można mieć bez ślubu. Ja tak miałam. Po roku bycia ze sobą zaręczyliśmy się. Po 6latach wzięliśmy ślub. W międzyczasie urodziłam syna (ma prawie 6 lat). Drugie dziecko zrobiliśmy po bożemu po ślubie . Może sprawię Ci tym przykrość, ale masz złudne wrażenie, że ślub da Ci poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Piszę, że to może być złudne ponieważ sama też myślałam, że poczuję się stabilnie i bezpiecznie gdy wreszcie będziemy legalnym związkiem. Kocham mojego M. i wiem że chce z nim być do końca swoich dni, ale ślub tak naprawdę nie dał mi niczego oprócz nazwiska i sytuacji że w razie 'w' w szpitalu udzielą mi informacji w szpitalu bo jestem rodziną a nie konkubiną. Trochę smutne prawda? A mojej głowie się coś dzieje niedobrego i bardzo się boję
[ Dodano: 2011-02-17, 02:33 ]
P.S. Jeśli się żyję na ' kartę rowerową' to rzeczywiście łatwiej wyjść i nie wrócić, po ślubie trudniej bo dochodzą po prostu formalności. Uważam, zarówno ja jak i mój mąż, że ślub wcale nie gwarantuje bycia ze sobą do końca życia, niestety. Ja myślałam, że poczuję się bezpieczniej a tak się nie stało. A jest tak dlatego, że mam nierówno pod sufitem po prostu. Zyliśmy bez ślubu i też było nam dobrze. W końcu stwierdziliśmy, że w sumie możemy wziąć już ten ślub. Mieliśmy kameralny ślub w USC i małe przyjątko, gdzie było kilkanaście osób z rodziny i delegacja z pracy i byłam cała szczęśliwa, że o 21 wszyscy sobie pojechali . A wszystko kręci się wokół kasy. A niby pieniądze szczęścia nie dają, ale gdy ich nie masz musisz się martwić czy zapłacisz rachunki i nakarmisz dzieci. Dzień ślubu był dla mnie szczęśliwym dniem, ale nie najszczęśliwszy. Najszczęśliwsze dni były to dni narodzin moich dzieci i kiedy było wiadomo już, że są zdrowe (oboje byli wcześniakami). Przepraszam za elaborat, ale emocje wzięły górę.
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2012-12-17, 19:53
Mnie się nie marzy biała sukienka. W zasadzie, to sama do końca nie wiem dlaczego. Może to jest to, że mam w sobie wewnętrzne przekonanie, że i tak nie wytrzymam z kimś do końca życia (albo ktoś ze mną). Może mi się kiedyś odmieni, ale jak na razie nie chciałabym.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.