Najwięcej problemów związanych jest z autoagresją, z wyładowywaniem się na sobie.
Jednak rodzi się w mojej głowie pytanie - czy zdarzyło się Wam wyżywać na innych?
W sensie zarówno fizycznym jak i psychicznym.
Jeśli tak, to w jaki sposób i czy takie odreagowanie pomagało?
Osobiście, niestety prócz problemu z samookaleczeniem i ogólnie autoagresją, mam też problem z rozładowywaniem swych emocji na ludziach.
Potrafię się drzeć, krzyczeć, wyzywać, nawet kogoś uderzyć. Przede wszystkim jednak odczuwam czasem dziwną satysfakcję gnębiąc kogoś psychicznie.
Tak... Biłam młodszego chłopaka bo mnie wkurzył.
Nie był całkowicie bezbronny i bez winy.
Szanse były wyrównane... Starał się odwinąć, ciągnął za moją apaszkę... podduszał... ale mnie to jeszcze bardziej rajcowało.
Po tej bijatyczce omija mnie szeeeeeeeeeerooookim łukiem. Nie wiem czemu.
:htsz:
Ostatnio zmieniony przez Sadist 2010-12-20, 11:28, w całości zmieniany 2 razy
quietis... byłam takim dzieckiem jak Twoja siostra.
Pewnie dlatego teraz mam ze sobą kłopoty.
To nie jest dobre... to co robisz. Wiem, przyganiał kocioł garnkowi. Tylko, że ten chłopak to była chwila, a to przecież Twoja siostra.
Gdyby nie mój brat to może... nie cięłabym się i byłabym normalna, jak każdy?
Ostatnio zmieniony przez Sadist 2010-12-20, 11:28, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 30 Dołączyła: 29 Lis 2010 Posty: 3155 Skąd: Europa
Wysłany: 2010-12-18, 18:30
Mój brat kiedyś wyładowywał się na mnie. Już na szczęście tego nie robi, bo wie, że potrafię oddać. Kiedyś prawie w przypływie złości wbiłam mu widelec w dłoń, to było przerażające.
"Nie możesz kontrolować wszystkiego, co cię spotyka, ale możesz postanowić, że nie będzie cię to ograniczać".
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10440 Skąd: świat
Wysłany: 2010-12-19, 11:06
W okresie, kiedy choroba mi strasznie dokuczała wyżywałam się na wszystkich dookoła, nawet w internecie. Ale najbardziej obrywała moja młodsza siostra.
Dzisiaj już potrafi się obronić a ja też już nie jestem taką wredną suką znęcającą się nad słabszymi.
Na porządku dziennym był szantaż emocjonalny czy bójki.
No, ale ten etap mam za sobą i oby nie wrócił.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Nie wiem co się ze mną dzieje.
Nigdy taka nie byłam, tzn zawsze potrafiłam naskoczyć na kogoś gdy sobie zasłużył, jednak teraz to wielka przesada co robię.
Od jakiegoś czasu jestem bardzo agresywna. Bardzo.
Rzucam się o wszystko (naprawdę o wszystko). Wyzywam, rzucam czym popadnie. Trzaskam drzwiami. Jeśli ktoś wejdzie mi w drogę - zbesztam, zrównam z ziemią, zgnoją.
Nie panuję nad sobą, albo krzyczę albo wybucham płaczem.
Wczoraj myślałam że przegięłam - wydarłam się na męża o głupotę mając małą na rękach - bardzo się wystraszyła... Ale dziś pobiłam siebie - nakrzyczałam nie miłosiernie na Amelię. Bez powodu.
Widzę, że kiepsko ze mną. Dziś stłukłam butelkę octu balsamicznego (teraz cuchnie w całym domu) - zrobiłam to specjalnie - mężowi prosto pod nogami - bo dostałam dziś żółte tulipany - JA NIE CIERPIĘ TULIPANÓW!!!
Nie wiem co robić, jestem nie do wytrzymania - widzę to, czuję a nie mogę sie powstrzymać.
Nie potrafię z nikim normalnie gadać, na wszystko odpowiadam: 'odwal się', 'spier*alaj'.
Mam ochotę rzucić się na ścianę i trzaskać głową.
murango, pewnie masz rację, jednak to jest dla mnie tak przerażające, że nie panuję nad sobą, że chwilami mam najgorsze myśli w głowie.
Mam też wrażenie, że im bardziej powstrzymuję się przed autoagresją tym bardziej jestem agresywna wobec innych.
No masakra jakaś...
Mam też wrażenie, że im bardziej powstrzymuję się przed autoagresją tym bardziej jestem agresywna wobec innych.
Dokładnie takie same obawy przerwały moją abstynencję po ostatniej terapii. Stwierdziłam, że skoro nie mogę opanować własnego gniewu to lepiej żebym wyrażała go "bezpiecznie" na sobie i nie zagrażała innym.