Jakiś czas temu (kilka miesięcy temu, więc niestety źródła nie podam) czytałam jakiś 'list do redakcji', w którym ktoś się żalił, że nie miał wrodzonego talentu sportowego i mimo najszczerszych chęci nie był w stanie zaliczać sprawdzianów z WFu na dobre oceny. Temat za czasów szkolnych był mi bardzo bliski, więc zabolał mnie komentarz pod tym artykułem. Ktoś stwierdził oczywistą oczywistość, że jedni są zdolni w fizyce, inni w muzyce WFie albo historii i jakoś na innych przedmiotach nikt nie wymaga, żeby oceniano chęci, tylko postępy w nauce niezależnie od predyspozycji.
I tak sobie teraz myślę o tym jaką formę ma WF. Jaką daje szansę takiemu nieusportowionemu uczniowi na poprawę kondycji? Czego go uczy?
Najgorzej wspominam ze szkoły bieganie. Zawsze wyglądało to tak, że szliśmy do parku (bez zapowiedzi choćby dzień wcześniej, więc zdarzało się, że były niektóre osoby zdecydowanie za lekko ubrane) i biegaliśmy kilka kółek wyznaczonego tym krzakiem i tamtym drzewem toru. Na następnej lekcji był sprawdzian.
Czego to mnie nauczyło? Że nie ma sensu się starać, bo i tak dostanę góra 2 i to z wielką łaską. Jakie poczyniłam dzięki temu postępy w bieganiu? Żadne. Przez 12 lat edukacji szkolnej nie było ANI JEDNEJ lekcji o tym w jaki sposób biegać (od postawy ciała począwszy na planie treningowym skończywszy), gdzie biegać, w czym biegać, co jeść,, ile pić itd. itp.
A grubo po zakończeniu szkoły usiadłam przed komputerem i się naczytałam dość, żeby z kogoś, kto nie był w stanie przebiec w jakimkolwiek tempie 300m bez kolki (co robić jak dopadnie mnie kolka też się w szkole nie dowiedziałam) stać się kimś, kto truchta sobie 5km bez zadyszki.
Z innymi sportami było zaledwie odrobinę lepiej. Jednak, żeby grać w kosza trzeba te zasady choć minimalnie znać. Ale też nie przybierały te lekcje formy jakiegoś składnego treningu, który by się przyczynił do robienia jakichkolwiek postępów.
I tak marudzą pedagodzy, że zwolnienia z WFu, że lenistwo, że dupy rosną. Ale czego właściwie ten WF uczy poza tym, że nie ma się na nic wpływu?
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5528 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-08, 14:12
Chochlik, w wielu szkołach nawet nie przeprowadza się rozgrzewki, więc "wychowaniem fizycznym" jest tylko z nazwy. Bo dlaczego uznaje się, że ktoś potrafi grać, np. w piłkę nożną, będąc "sportową kaleką", i wymaga się od tej osoby umiejętności nabywanych na różnego rodzaju treningach?
Na w-f'ie nauczyłem się jednego - ustaw się tak, żeby nie było Cię widać.
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
WF to bardzo fajna sprawa dla osób, które chcą choć trochę poprawić swoją kondycję. Po za tym to zawsze jakaś forma rozładowania energii, choć nie wiem jak u was wyglądały WF-y.
Ja na wfie grając w gry drużynowe nauczyłem się pracy w zespole, wywiązywania się z powierzonej mi roli, może nawet wiary we własne siły i przez to chęci ryzykowania.
Ostatnio zmieniony przez Axxie 2015-07-08, 17:50, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5528 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-08, 15:00
wisielec, wydaje mi się, że WF nie ma zbyt wiele wspólnego z poprawianiem kondycji i promowaniem sportowego trybu życia. W mojej szkole więcej wysiłku mam idąc na WF (1,5 km) niż będąc na nim.
Dodatkowy argument przeciw: idź na dwie godziny wuefu, później masz 5 minut na powrót do szatni, przebranie się i powrót do szkoły (1,5 km) i siedź w zapachach na lekcjach. Nie da się "ogarnąć" - tj. umyć, wziąć prysznic - w tym czasie. Druga sprawa, że w większości szkół uczniowie nie mają dostępu do pryszniców. No i miło jest, jak w-f masz na drugiej/trzeciej lekcji, po której idziesz na cztery kartkówki, 2 matematyki i 3 lekcje teoretyczne zawodowe.
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
My wieśniaki musieliśmy sobie jakoś radzić. Ciuchy na zmianę i "prysznic w sprayu". Ja miałem bliżej do szkoły, a bieganiem przez pół godziny za piłką idzie się zmęczyć.
Wiek: 30 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3154 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-08, 15:33
Mnie wuef nauczył jak manipulować nauczycielem, by nie musieć chodzić na basen i nie zaliczać np. skoku w dal...
A poza tym, to z wuefu pamiętam jedynie dużo ukrywanego płaczu po każdych zajęciach, często również przed. Oraz śpiew chłopaków z klasy wyżej: O Ela, o Ela, twoje ciało mnie onieśmiela, twoje ciało przysłania mi cały świat, od morza aż to Tatr.
Przez szkolny wuef, znienawidziłam sport. A z tego co pamiętam, w klasach I-III uwielbiałam biegać, skakać, pływać...
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Wiek: 33 Dołączyła: 21 Sie 2013 Posty: 1831 Skąd: małopolskie
Wysłany: 2015-07-08, 17:33
A to myślisz, że w dużych miastach jest lepiej - prysznica też nie ma. Na sali gimnastycznej trza było być równo z dzwonkiem (czyli czekać pod drzwiami, przebierać się na przerwie), wf do dzwonka (czyli znów przebierasz się na przerwie.
Na wf najbardziej bolało mnie to, że potrafili wymyślić sobie 3h pod rząd o 7.30, a później człowiek i tak do 17 siedział na lekcjach - dla mnie z dyskomfortem. A później jedź taki przez 1,5h w zatłoczonym autobusie. Inna sprawa, że nauczycielowi często zdarzało się nie przyjść i o 8 dzwonić do dyrektora, że go nie będzie.
Oczywiście, nikt teorii czegoś tam nas nie uczył - pamiętam moją batalię z wfistką, gdy co jakiś czas przez 40 minut wymyślała zadania w kuckach, gdzie przez tydzień nie mogłam wchodzić po schodach. A o rozciąganiu po ćwiczeniach to nigdy nie słyszała.
Niestety wf często kończy się na tym, że gramy w to co woli większość, czyli przez 3 lata liceum w kosza zagrałyśmy może ze 2-3 razy, za to siatka na każdych zajęciach.
Inna sprawa - system oceniania. Zazwyczaj polegał on na tym, że mierzyli czasy/osiągi wszystkich i robili skalę. Cóż, nigdy nie byłam dobra z wfu i przez cały czas znacząco zaniżał mi średnią.
Dopiero na studiach trafiłam na naprawdę spoko gościa, który postanowił zrobić nam test sprawnościowy (coś podobnego jak do policji wstępny) na samym początku semestru i na koniec. Niby oceny wystawiał z tego, ale i tak powiedział, że najważniejsza jest frekwencja i nie grzanie ławy. Dużo treningów, niestety nadal z siaty.
To trochę jak lekcje muzyki i plastyki - czasami nauczyciele potrafią rozwijać, a czasami to tylko na zasadzie 'macie piłkę/kredki/tekst i się bawcie'. (Przez 9 lat edukacji podstawowej + gimnazjalnej nikt nie nauczył mnie nawet podstawowego rozróżniania nut i taktów).
Przez 9 lat edukacji podstawowej + gimnazjalnej nikt nie nauczył mnie nawet podstawowego rozróżniania nut i taktów
Serio? Ja to miałam. Znaczy jak na papierze wygląda półnuta, ćwierćnuta itd. A odróżnić ze słuchu nie umiem, bo noo... mam fatalny słuch.
antymon napisał/a:
A to myślisz, że w dużych miastach jest lepiej - prysznica też nie ma. Na sali gimnastycznej trza było być równo z dzwonkiem (czyli czekać pod drzwiami, przebierać się na przerwie), wf do dzwonka (czyli znów przebierasz się na przerwie.
Nie pamiętam jak było w podstawówce, ale w liceum nauczyciel po 3 minutach od dzwonka zaczynał sprawdzać obecność. Jak kogoś nie było, to miał nieobecność, a jak dotarł minutę później z szatni, to miał spóźnienie. Dyskryminacja ze względu na nazwisko. Tak samo wychodziliśmy z sali 3 minuty przed dzwonkiem. A prysznice były, tylko nikt nigdy nie używał, bo niby jak?
W sumie to często się pisze o tym, że w kółko to samo na tych lekcjach, że system oceniania, że zniechęcenie, ale nie słyszałam, żeby ktoś postulował o wprowadzenie do programu jakiejś teorii.
Adriaen, pamiętaj, że post powinien wnosić coś do tematu. W dziale takim, jak ten nie powinien się on składać jedynie z emotki i nicku innego użytkownika.
Post został usunięty.
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5528 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-09, 07:11
wisielec napisał/a:
U nas oceny wystawiali za aktywność albo za reprezentowanie szkoły w jakichś olimpiadach.
Tylko, że szkoła nie bierze udziału we wszystkich konkurencjach i np. ja, mimo że przez 6 lat "trenowałem" lekkoatletykę, nie mogę tego wykorzystać, bo nie ma takiej możliwości. Ten sam problem ma kilkanaście innych osób.
Naamah, :htsz:
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
Wiek: 26 Dołączyła: 15 Cze 2015 Posty: 63 Skąd: Europa
Wysłany: 2015-07-09, 11:39
Sama nie wspominam wfu najlepiej. Od dziecka miałam wykrytą wadę serca, więc kardiolog prowadzący wydał zaświadczenie co mogę czego nie mogę, jak kontrolować moje ćwiczenie podczas wfu itd. W Anglii nie miałam z tym problemu, nauczyciele patrzyli, i było jasne to rób, tego nie. W Włoszech już odrobinę gorzej ale nadal nie było to to co działo się w polskim gimnazjum. W pierwszej klasie przestawiłam Pani zaświadczenia od kardiologa, onkologa i diabetologa o wszytskich moich shorzeniach, nikt nie chciał na siłę mnie "usadzić w miejscu" skoro lubiłam teoretycznie aktywność fizyczną, to czemu z jakiś powodów mi to ograniczać. Bądź co bądź opieka Pani od WFu skończyła się moją wizytą w szpitalu. O ocenianiu na "ledwie 2" oraz "2-" nie wspomnę. Wydaje mi się oczywiste, że skoro mój stan zdrowia pozostawiał wiele do zyczenia to nie mogę biegać tak szybko jak równieśnicy itd.
Dziś mam zwolnienie z WFu od lekarza, jednak ćwiczę na wlasną rękę, gdzie wiem, że przez Panią rozmawiającą przez pół lekcji przez telefon nie trafię do szpitala albo cokolwiek w tym stylu.