Psychosis, nie szkodzi. Nie rozmawiałam ponieważ jestem zbyt nieufna a jakoś nie "widuje" patrycji często na forum więc nie wiem czy to nie ktoś z mojego otoczenia. Przepraszam cię Patrycjo że tak pisze. Nie chce cię urazić...
A dziś, dziękuję. Troche lepiej. Wiesz te huśtawki nastrojów takie są, raz myślę tak jak wczoraj a raz jest w miarę dobrze. Takie już jest życie...musze z nimi walczyć bo zmieniają się dość często i sama ich nie ogarniam...
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-03-23, 07:33
czarną-linia, jak myślisz, co mogło by sprawić, że poczułabyś się lepiej? Chodzi mi o jakiś zdrowy sposób poradzenia sobie z tym całym stresem, jak to widzisz?
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Zdrowy sposób ?
To trudne pytanie bo jak wiadomo pierwsza myśl czyli spełnienie myśli S zdrowe raczej nie jest.
Tak więc może pomogło by mi w tym to może będę wymieniać sytuację i do nich coś co by mi pomogło... Przepraszam że się rozpisze znowu.
Przylot siostry z tym swoim -może pomogla by rozmowa z nią o tym że dalej mam uraz do jej chłopaka i wstręt więc nie chce żeby tu przychodził. Ale nie zrobię tego bo taka rozmowę już kiedyś przeprowadzałam dwa razy i więcej tego nie zrobię ponieważ się złe kończy.
Nie no nie będę tak wymieniać bo to głupie. Od razu napisze...
Napewno pomogło by mi to żebym w mogła mieć taka osobę z którą moge porozmawiać o wszystkim, wykrzyczeć się, powalić w coś, pożucać poduszka, chociaż krzyczenie jest najlepsze w moim przypadku lecz jak krzyczę to na całego a na następny dzień trace głos... Napewno pomogłoby wywalenie z siebie całej agresji, smutku, poczucia beznadziejności żeby wszystkie sytuację móc bez zbędnych emocji przeanalizować na spokojnie...
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-03-23, 07:49
czarną-linia napisał/a:
To trudne pytanie bo jak wiadomo pierwsza myśl czyli spełnienie myśli S zdrowe raczej nie jest.
Pewnie, że trudne, nawet bardzo. Dlatego to już duży sukces, jeżeli jesteś w stanie wyobrazić sobie to, jak konstruktywnie, krok po kroczku działać zdrowo. Na wstępie Ci napiszę: Brawo! to dobry znak.
Jeżeli chcesz, to możemy się przenieść do Twojego tematu Tam możesz pisać do woli.
A tutaj się tylko zapytam: udało Ci się wczoraj wygrać z pokusą pocięcia się?
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Beznadziejnie... mało się dzisiaj nie pocięłam... w pracy. Laski zaczęły rozmawiać o problemach ze znalezieniem roboty, o niskich zarobkach, złym traktowaniu ludzi w urzędzie pracy i ogólnie o tym jakie życie jest ch*jowe i prawie się rozpłakałam... musiałam wyjść do toalety, żeby się ogarnąć, ale kiepsko mi szło i chciałam się pociąć aby przestać histeryzować (a my tam mamy takie kuszące noże do mikrotomu), ale niestety nie miałabym czym opatrzyć... więc kaszanka... Szczęśliwie nikt nie zauważył moich zaczerwienionych oczu, ale na wszelki wypadek już miałam przygotowany wykręt o alergii...
Ostatnio zmieniony przez Scarlet Halo 2012-03-26, 18:20, w całości zmieniany 1 raz
To dobrze, ze jednak się powstrzymałaś. Widzę, ze jest na serio ciężko ... Nie wiem co Ci nawet napisać .;/ czuję się cholernie bezradna...;/ Chociaż ostatnio byłam w szpitalu u koleżanki i obok jest psychiatryk ... rozmawiałam z dziećmi ze schizofrenią, którzy się tną, piją, palą ćpają. Po prostu zauważyłam lęk i strach w ich oczach. Wydaje mi się, ze rozmowa z kimś o ich problemach pomaga. Może idź do psychologa... ?
Mam ochotę podciąć sobie tak głęboko żyły jak jeszcze nigdy tego nie robiłam, najsilniej jak potrafię...
Ale ochota swoją droga a czyny swoją... Szkoda ze nie jestem sama, mogłabym chociaż troche sobie ulżyć...
Czuję się jak idiotka... Po co ja w ogóle żyję? Mam ochotę zrobić sobie wielką krzywdę . Nie mam prawa istnieć na tym świecie... niczego nie potrafię zrobić dobrze
"Każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia."
Amelia
Dobra... szczerze... tnę się od 8 roku życia, jestem wielką jedną "mielonką" nawet mam pociętę cycki, brzuch, itd. i to są zrosty... jak już się tnę to tnę się do tętnic, żył, karetka przyjeżdża na sygnale...
Co robię jak chce mi się ciąć i mnie ciągnie?
Po 1. : oddaje ojcu wszystko ostre czym mogę to sobie zrobić <tutaj mam plus bo mu zaufałam, więc też inaczej to traktuje>
Po 2. : rozmowa z nim, "tato chcę się pociąć - dzidzia przestań" cóż, my jak dzieci czasami
po 3. : piszę... do przyjaciół, każdy wie, że to robię, nie lubię kłamać, ukrywać... za 5 minut jest przyjaciółka albo mam rozmowę na temat jak to jest źle jak się potnę, może za bardzo znowu i mnie zabraknie...
po 4. : dzwonię do matki... rozmawiam z nią, "no wiesz, mamo chcę się pociąć znowu"
jeżeli nie macie takich kontaktów z rodzicami, znajomymi
robię inaczej, też...
idę... biegnę... idę, biegnę, idę biegnę, głośno muzyka w słuchawkach... muszę się wyżyć...
piszę... wiersze, itd.
czytam książki...
sprzątam w domu...
chodzi o to, żeby zająć się czymś i nie myśleć o głupotach takich jak znowu pocięcie się... bo szczęścia to nam nie da... takie moje rady...
a i tak bez terapii i leczenia - to nie fantasy a życie, nie wyjdziecie z tego sami... trzeba solidnych podstaw aby z tego wyjść (czym jest terapia)
Ostatnio zmieniony przez Yoruichii 2012-04-22, 12:09, w całości zmieniany 1 raz
Yoruichii pogratulować relacji z najbliższymi Ci ludźmi. Ja kiedy mam ochotę się pociąć, a ostatnio mam tak bardzo często wynajduję sobie zajęcia aby mieć zajęte ręce i myśli. Rysuję, ostatnio sprzątam w ogrodzie, rąbię drzewo (kiedy się porządnie zmęczę, że nie mogę rękami ruszać a kręgosłup nie chce mi się wyprostować to i myśli o aa też się męczą i zanikają). Co prawda tylko do następnego dnia...Ale każdy dzień bez aa to dzień wygrany, no nie?
"Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"