Nie widziałem tutaj takiego tematu, a myślę, że jest to dość ciekawy problem.
Cieszę się, że jestem anonimowo, bo chciałem napisać o ciekawym fenomenie, w którym biorę udział...
Otóż, mam wieloletnią przyjaciółkę (przyjaciółka w pełnym tego słowa znaczeniu), ale w jednym się nie dobraliśmy... ona też ma problemy z depresją... a wygląda to tak, że mamy na zmianę doły...kiedy ona ma to ja ją pocieszam,kiedy ona wychodzi z tego to ja opadam z sił, następnie ona ma gorsze dni i tak dalej i tak dalej... Jest to jeszcze sytuacja komfortowa, bo już był taki okres, gdzie nasze doły się zbiegły w czasie i razem planowaliśmy skończyć ze sobą (jak widać nie doszło to do skutku )... według pani psycholog i kilku osób, które znają ten problem, uważają, że nie powinniśmy ze sobą się przyjaźnić, jednak nie jest to takie proste... Sądzę, że zostaniemy w takiej przyjaźni (toksyczna to zbyt silne słowo bo teraz wyciągamy siebie nawzajem z dołów)
azazello88, Witaj
Ja mam podobne doświadczenie...
Niby toksyczna znajomość a jednak one dodaje ci sił i odwrotnie....
Myślę ze dopóki nie będziecie chciały się po raz 2 zabijać to przyjaźń może wam pomoc w wyjściu z depresjii...
Trzymaj się :]
Wiek: 34 Dołączyła: 20 Sie 2012 Posty: 401 Skąd: świat
Wysłany: 2012-08-21, 08:07
Ja mam trochę inną sytuację. "Przyjaciółka" stała się moim sobowtórem, co naprawdę nie dodaje sił, wprost dobija. "Przyjaciel" okazał się tylko rozpieszczonym bachorem, który zarywa do każdej dziewczyny, robi jej jakieś nadzieje, a potem olewa. Nie kontaktuję się z nim od jakiegoś czasu, okazał się chamem. Zero empatii, dla mnie jest skończony. Drugi "przyjaciel" poznany przez internet, kuzyn tego pierwszego, dziwne były z nim sytuacje. Stwierdził, że się we mnie zakochał, mimo że mnie nie znał. Obarczył mnie winą za swoje nieszczęście razem z tym pierwszym. To była główna przyczyna mojej autoagresji. Pokłóciliśmy się jakiś czas temu, pisał do mnie chyba tylko po to, by znowu ulżyć sobie w cierpieniu, nie chcę wskrzeszać tej ani pozostałych ''przyjaźni". Mam jedną dobrą koleżankę, nie wie o aa, jest cholerną optymistką, trochę szurnięta, altruistka. Nie wie o mnie zbyt wiele, ale się lubimy
Poprzednie przyjaźnie, jeszcze z podstawówki, okazały się tylko jakąś próbą dowartościowania się przez obgadywanie mnie, ubliżanie, niekiedy zadawanie bólu fizycznego. Nie powiem, że byłam słabym dzieckiem. Ulegałam tym ludziom, którzy chcieli dobra tylko dla siebie. Wcześniej nie przejmowałam się tymi obgadywaniami "Boże jaka ta Wiolka jest głupia", pogodziłam się z tym, że ktoś wali mi pustą butelką po Cisowiance w łeb, śmiech z mojej osoby był na porządku dziennym. Dopiero teraz to wszystko wróciło, dowaliło klęsk do kontenera porażek, a potem wypływało co dzień z krwią. Nie chcę, żeby ktoś odbierał to jako użalanie się nad sobą, bo już byłam tak pojmowana, bezpodstawnie, bez starania się zrozumienia mnie. Ulżyło mi
Ludzie w naszym życiu przychodzą i odchodzą. Większość z nich a nawet zaryzykowałabym że wszyscy z tych podstawówkowo-gimnaznajlnych lat okazują się zupełnie inni niż wtedy i odwracają się plecami oczywiście pozostawiając za sobą popalone mury bo przecież nie mogą odejść bez dokopania nam, jedni mniej a drudzy bardziej...
Ale trzeba wierzyć, że kiedyś spotka się szczere osoby które nię będa od nas chcieli tylko brać lecz i dawać
Moim skromnym zdaniem to w życiu jest tak że my i wszyscy dookoła z biegiem czasu się zmieniamy. Może być więc tak ze pięć lat temu dana osoba była naszym najlepszym przyjacielem ale po jakimś czasie i my i ona zmieniła się na tyle że stajemy się sobie obcy. Myślę, że trzeba na takie sytuacje patrzeć świeżym okiem. Przyjaźń może się zmieniać, ewoluować, kończyć i zaczynać na nowo- to że teraz się z tym kimśnie dogadujesz i dajmy na to ograniczycie kontakty wcale nie znaczy że za 10 lat znów nie będziecie przyjaciółmi. Tak mi się wydaje.
Wiek: 26 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 70 Skąd: podlaskie
Wysłany: 2012-09-03, 19:47
Ja mam przyjaciółkę, która niestety nie jest w pełnym słowa znaczeniu przyjaciółką. Ostatnio zebrałam się na to, aby powiedzieć jej o tym, że mam myśli ss i jestem aa. Po prostu pomyślałam, że zasłużyła na to, żeby wiedzieć. Powiedziała po tym jak jej oznajmiłam to, że chce skoczyć i bla bla bla, że ona na to nic nie poradzi, choć chciałaby, że będzie jej mi brakowało, że nie zrozumie nawet jak jej wytłumaczę, że ona tego nie czuje, więc nie ma pojęcia jak o jest. Czasem ja dla niej tyle robię, a ona prawie nic... im dłużej czasem z nią przebywam, tym dłużej czasami źle się czuję... Ale lubię jej poczucie humoru, może dlatego się z nią zadaje, no i tylko ona jakoś się mną interesuje w szkole
Bezsenność to taka rzecz, że nie możesz spać, bo za dużo myślisz i za dużo myślisz, bo nie możesz spać...
Czasem ja dla niej tyle robię, a ona prawie nic... im dłużej czasem z nią przebywam, tym dłużej czasami źle się czuję... Ale lubię jej poczucie humoru, może dlatego się z nią zadaje, no i tylko ona jakoś się mną interesuje w szkole
O losie! Przez 4 lata miałam taką samą sytuacje, identyczną wręcz! Ale jakoś na początku ubiegłego roku, pod koniec lutego zerwałam wszelkie kontaktu. I mimo, że jesteśmy razem w klasie jakoś udało mi się odizolować. Znalazła sobie inną i praktycznie nie zauważyła, że mnie nie ma Tzn któregoś dnia przestałam z nią przesiadywać i nawet nie zapytała co się stało. Poczułam się jak zużyta zabawka, która nagle się gdzieś zapodziewa i nikt tego nie zauważa...
Teraz jestem "sama", w szkole gadam ze wszystkimi, ale przyjaciółki nie mam. Jest smutno, czasem lepiej czasem gorzej, ale żyć się da...
Wiek: 26 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 70 Skąd: podlaskie
Wysłany: 2012-09-14, 21:17
SoSad, też tak często mam... któregoś razu wzięłam i strzeliłam focha, bo się mną prawie wgl nie przejmowała, ja do niej zagadywałam, a ona non stop z taką dziewczyną siedziała, nawet nie zauważała, że mnie nie ma z nimi, a kiedy się wreszcie zapytałam, dlaczego nic nie mówiła, powiedziała, że myślała, że ja się obraziłam... Normalna przyjaciółka, to by chyba podeszła i się spytała co się stało, jak by ktoś się wziął i obraził, a tak raptem nic jej to nie obeszło... Czasem, aż biała gorączka strzela...
Bezsenność to taka rzecz, że nie możesz spać, bo za dużo myślisz i za dużo myślisz, bo nie możesz spać...
Mam pewną koleżankę w klasie. To chyba przez nią w pewnym sensie, moja choroba miała lepsze szanse, by się rozwinąć. Jej siostra jest anorektyczką, która powoli wychodzi z choroby i ostatnio przytyła, przez co wygląda bardzo dobrze. Gdy ją zobaczyłam,nie mogłam wyjść z podziwu. Miałam ochotę przestać wymiotować raz na zawsze. Powiedziałam koleżance, że jej siostra wspaniale wygląda.
"Ale przytyła." - jej mina... zdegustowana. Zniesmaczona. Jakby ze wstrętem.
To było... straszne.
Jestem więźniem. Zamkniętym w klatce mego ciała. A jednak nazywam się wolnym jak sokół.
Wiek: 29 Dołączyła: 03 Maj 2010 Posty: 1080 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2012-11-18, 21:44
Doszłam ostatnio do wspaniałego wniosku, że 3/4 moich znajomości to znajomości toksyczne w pewnym sensie, a w szczególności to już 2 kolegów. Nie wiem dlaczego, ale mam taką tendencję. Chcę za wszelką cenę pomagać innym i nie ważne, że ktoś mną manipuluje, ważniejsze jest dla mnie, by ten ktoś miał lepiej. Teoretycznie gdyby nie to byłabym nadal czysta. Te 2 znajomości powinnam zerwać. Obie wykańczają mnie psychicznie, a przez jedną z nich mogę mieć kłopoty z prawem, gdyby coś się stało. Tzn nie do końca kłopoty z prawem, ale mogę odpowiadać przed sądem.
"Ale zaprawdę, chcąc się spodobać
śmierci, ja ciągle muszę fałszować
Słowa ogromnej tej zapowiedzi." - Rafał Wojaczek
Od kilku dni wydzwania do mnie kilka razy kolega. Zakochał się we mnie bez wzajemności pare miesięcy temu. Nie przejmowałam się tym, olewałam go. Dowiedziałam się, że aktulanie chodzi do psychologa, tnie się, ma za sobą próbę samobójczą, jest agresywny. Z jednej strony wiem, że to nie moja wina, ale z drugiej tak jakby zaczęło się ode mnie. Dzwoni do mnie, płacze do słuchawki, czasami krzyczy. Chce się spotkać, ja tego unikam. Mówi, że jeżeli nie będę z nim rozmawiać umrze na pewno. Boję się urwać z nim kontakt, ale bardzo tego chcę.