Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Opowiadania
Autor Wiadomość
Ella 
Vulnera Sanentur



Wiek: 29
Dołączyła: 04 Kwi 2011
Posty: 3178
Skąd: Polska

Wysłany: 2016-02-05, 18:55   

Scaliłam z Krótkie formy.




Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.

:ella:
 
 
Opowiadania
Rusłana 



Wiek: 34
Dołączyła: 08 Lut 2016
Posty: 286
Skąd: Polska

Wysłany: 2016-03-11, 23:30   

LISTY JAŚMINOWE


1.

11.03.16 r.
Dziś wieczorem znów Cię szukałam. Wydeptałam ponownie dobrze znane sobie ścieżki, wypaliłam trzy papierosy i wróciłam.
Nie znalazłam Cię.
Nie wiem już, gdzie Cię szukać. Nie wiem, gdzie iść. Boję się, że nigdy Cię nie odnajdę. Że Ty nie zdążysz odnaleźć mnie i moje życie skończy się bez Ciebie. Jest we mnie dławiący strach, przerażenie niemal, że może już Cię przegapiłam. Że Ty przegapiłeś mnie. Że może nie spojrzeliśmy w odpowiedniej chwili w tym samym kierunku.
Może pewnego dnia powiedziałam coś nie tak, nie spojrzałam wystarczająco namiętnie i już więcej Cię nie spotkam. Boję się. Tak cholernie się boję.
Nie wiem, w czyje oczy patrzeć. Czyich słów słuchać. Nie wiem, jak długo…
Jest tyle niewiadomych, o których chciałabym Ci opowiedzieć. Tyle tajemnic, których nie zdradziłam jeszcze nikomu. Tyle we mnie łez, które chciałabym wypłakać w Twoich ramionach. Mam w sobie smutek, który noszę jak żałobną suknię. Chciałabym go obnażyć i zrzucić przy Tobie. Powiedzieć Ci: czekałam…
Naprawdę.
Mam 27 lat. Żyję, jakbym miała lat tysiąc a myślę, jakbym narodziła się dopiero wczoraj.
Jeśli więc istniejsz- przyjdź. Wciąż jeszcze jestem.
Mówią mi, że nie powinnam czekać. Przytakuję im, pozornie zgadzając się z ich jakże logicznym myśleniem. Nie, nie czekam. Na pewno nie. Nie taka dziewczyna, jak ja.
Żyję, istnieję bez Ciebie. Czasami prawie o Tobie nie myślę. Zamazuję Cię płaczem, zapijam alkoholem, zagłuszam tęsknotę głośnym, wyuczonym śmiechem.
Ale ja czekam, wiesz…? Wciąż czekam.
Każdego ranka mam w sobie cichą nadzieję, że może to właśnie dzisiaj się zjawisz. Otwarcie powiek jest moim szeptaniem o Ciebie.
Ale już nie jestem pewna, że każdy mój oddech przybliża mnie do Ciebie. Płuca potrzymują życie i serce pompuje krew ale wszystko jest też nieuchronną drogą do śmierci. Ciągle, codziennie jestem jej bliżej. Krok za krokiem. Ona i ja.
Syczy, że Ciebie wciąż nie ma, a każdy dzień jest pezpowrotnie stracony.
Coraz mniej w nas życia. Coraz mniej mamy dla siebie czasu. Codziennie mniej mnie bez Ciebie.
Jestem uboższa o każdy Twój pocałunek. O dotknięcie dłoni, którego nie czuję. O przytulenie, którego nie ma.
Wypijam poranną kawę bez Ciebie i nie kocham się z Tobą nocami.
Czas odbiera mi Ciebie.
Jeśli więc jesteś, jeśli gdzieś tam na mnie czekasz- przyjdź…
Znajdź mnie, zanim umrę do końca. Zanim smutek przytłoczy mnie tak mocno, że stanę się jedynie skałą.
Zanim będę jedną, maleńką łzą na końcu drogi. Swoim własnym, ostatnim oddechem.
Znajdź mnie, zanim resztką sił wyszeptam w pustkę: żegnaj.
Zanim moje zmęczone powieki i spłowiałe rzęsy na zawsze przykryją oczy, w które nigdy nie spojrzałeś.
Znajdź mnie, bo moja miłość mnie zabija.
Umieram bez Ciebie. Ty jesteś moim oddychaniem, moim sercem, każdą policzoną kroplą krwi w żyłach.
Jesteś moim istnieniem.
Bądź szybszy niż śmierć.
Proszę.
Jestem.




Tak chora...
Z tym sercem wciąż na torach...
Czy słyszysz?
Jestem chora!
 
 
Opowiadania
Axxie 
introhippie



Wiek: 30
Dołączyła: 31 Paź 2013
Posty: 1809
Skąd: kujawsko-pomorskie

Wysłany: 2016-03-22, 13:46   

Na zajęcia mieliśmy napisać opowiadanie. Niestety zostałam przydzielona do grupy, która już wcześniej opracowała fabułę. Miał być kamień, artysta, który go maluje, biwakowanie przy kamieniu i lawina. Wstyd mi było za ten pomysł i za to, co powstało na zajęciach. Powiedziałam prowadzącej przy całej grupie, że wolę napisać coś swojego niż się podpisać pod tym, co napisali. Fabuła musiała zostać, a tak oto ubrałam ją w słowa.
PS. będę wdzięczna za wszelkie uwagi. :)


Dzień dobry. W dzisiejszym odcinku przygód z kamieniem opowiem wam o tym jak uśmierciłem Pana Malarza i jego wesołą gromadkę. Zatem, do dzieła!

Będąc szczerym nie pamiętam kiedy się poznaliśmy. Egzystowanie w ekosystemie od tysięcy lat w niemal niezmienionej formie (pomijając choroby erozyjne) lekko zaburza poczucie czasu. Mógłbym rysować na sobie białe, kryminalne kreski, ale... bądźmy poważni. Moja obecna lokalizacja nie jest miejscem szczególnie obfitującym w dwunożne stworzenia obdarzone czymś więcej niż zwierzęcym instynktem. Jeśli już pojawi się jakaś człekopodobna istota zazwyczaj albo zostawia po sobie niechlubne ślady wędrówki (czego jako urodzony pedant nie jestem w stanie zdzierżyć) albo robi mnóstwo zdjęć nie wyłączając flesza (na Boga, nawet w muzeum nie wolno, a przecież jestem nieco bardziej zapędzony w latach niż chociażby maski jerychońskie). Tak czy inaczej podczas tych sporadycznych sytuacji absolutnie nikt nie zwraca na mnie uwagi, co uważałem za ogromny plus, zważając na fakt iż niezaprzeczalnie jestem introwerykiem. Pan Malarz, o czym dowiedziałem się później, zaburzył moją nienaruszalną dotąd przestrzeń osobistą.
Zaczęło się od dotykania. Zwykle od tego się przecież zaczyna. Byłem niepewny, nikt wcześniej tego nie robił, jego dłonie były delikatne, w oczach błysk pasji i czegoś nieuchwytnego, co pozwoliło mi przypuszczać iż na jednym spotkaniu na pewno się nie skończy. Kolejnego dnia przyniósł płótno i farby. "Namaluj mnie jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn" myślałem, dopiero po chwili zastanowiłem się skąd znam ten cytat. Nie pamiętam. Jestem w podeszłym wieku, nie oczekujcie ode mnie pamięci absolutnej.
Malował mnie każdego dnia przez okrągły rok. Codziennie o tej samej porze, z tego samego profilu. Twierdził, że jest impresjonistą. Imponujące. Nie ukrywam, że gdybym miał rękę, pomyślałbym iż na nią mi nie jest. Podczas sesji malarskich opowiadał mi o swoim życiu. Dużo z tego wyniosłem, jednak w duchu zbyt wiele mnie to nie obchodziło. Chciałem jedynie usłyszeć magiczne słowo "finito". Nadzieja prysła wraz z wiadomością iż jestem jednym z najbardziej rozpoznawalnych, acz nadal anonimowych kamieni. Zorganizowali mu wystawę. Udała się. Byłby głupi gdyby przestał czerpać ze mnie korzyści, to normalne.
Pewnego dnia powiedział mi, że został nauczycielem plastyki i zamierza przyjechać ze swoimi uczniami aby podzielić się z nimi obiektem swojego artystycznego uwielbienia. Skrótem mówiąc – mną. Doprawdy, nie mógł zainteresować się jakimiś gołoborzami? Miałem nadzieję, że zaproponują mu kino albo jakieś wesołe miasteczko. Owszem, wesołe miasteczko wypaliło – jako jedno wielkie pole namiotowe nieopodal mojego miejsca pobytu. Tolerowałem bardzo dużo, jednak posunął się o krok za daleko. Wyobrażacie sobie jak to jest kiedy chcecie być sami i chronicie swoją samotnię, aż tu nagle zrzuca się wam na głowę chmara ludzi, których macie w zupełnym poważaniu? Chmara rozkrzyczanych ludzi? Chmara rozkrzyczanych ludzi w przedziale wiekowym 7-10? Między innymi dlatego zostałem bezdzietnym kawalerem.
Wracając jednak do meritum... Chciałem to zakończyć. Jestem tylko kamieniem, zwykłą skałą, która przecież nie potrafi nic poza snuciem przemyśleń na temat celowości swojej egzystencji. Jednak będąc skalnym wytworem, jestem również częścią czegoś większego, co ludzie zwykli nazywać naturą. Będąc obdarzonym darem logicznego myślenia nie trudno było mi wydedukować co się stanie kiedy zgraja dzieciaków zacznie krzyczeć zimą pośród wysokich, ośnieżonych zboczy. Początkowo wyczuwałem zaledwie minimalne drgania. Widocznie człowiek, choć ponoć na szczycie łańcucha ewolucyjnego, nie jest tak doskonały jak głupi głaz, który można dotykać, malować, niszczyć, mieć pod kontrolą. Lawina spadła błyskawicznie. Osłonięty drzewami szybko wynurzyłem się spod śniegowych zasp w przeciwieństwie do wesołej wycieczki.

I cisza. I spokój. I znów ja ze swoją samotnią. Kamień z serca.




Gdzie odpłynęły Twoje okręty?


I met my soulmate. He didn't.[/size][/center]
:axel:
 
 
 
Opowiadania
Nieokreślony 


Dołączył: 23 Sty 2015
Posty: 17
Skąd: małopolskie

Wysłany: 2016-05-08, 23:19   

W okolicach południa udałem się na dłuższy spacer. Włóczyłem się miejskimi uliczkami. Łagodne, zimowe słońce delikatnie opadało na zszarzałe twarze przechodniów, którzy mijali mnie w irracjonalnym pośpiechu, pędząc ku swym małym sprawom. Natomiast ja, wiedziony uczuciem i intuicją, zdecydowałem się nadać moim poczynaniom ton zgoła inny. Myśli moje dryfowały poprzez bezkresne oceany obłoków, które widziałem tylko oczyma wyobraźni. Szarzyzna miejskiej przestrzeni nie miała wstępu do osobistego strumienia świadomości, płynnego, lecz zdezorganizowanego miesiącami duchowej udręki. Nagle, przechodząc mimo jakiegoś baru, wpadła mi w oko złotowłosa niewiasta. Widziałem jak niezdecydowanym krokiem wchodziła do jadłodajni. W jej ruchach było coś uderzającego, rzadko spotykanego w fizjonomii tłumu miejskiego, nudnego w swej powtarzalności i nijakości. Jeszcze raz chciałbym podkreślić jej niepewność, albowiem właśnie ten atrybut zadecydował o tym, że zaklasyfikowałem nieznajomą do kategorii istot zupełnie niewspółczesnych.

Wahanie się często świadczy o bogatym życiu wewnętrznym, o pewnych antynomiach rozdzierających duszę od środka, toczących między sobą zażarte batalie, których ni oko, ni ucho ludzkie nie jest w stanie zarejestrować. Rozterki tego typu to również oznaki wzrastającej indywiduacji, dążenia ku wykrastylizowaniu się jaźni. Niestety, patrząc na nędzny żywot większości człekokształtnych, trudno oprzeć się wrażeniu, że zazwyczaj kończy się tylko na rozterkach, które niedługo zresztą przemijają, ponieważ – jak to mawiał – Kierkegaard – ludzie mają paskudną tendencję do małpowania papug. Gdy tylko budzi się w indywiduum jakakolwiek oznaka samodzielnego myślenia, w okamgnieniu chochliki starają się zawrócić statek psyche ku zdradzieckim wodom, gdzie może jest i więcej ryb, ale w mrocznych głębinach czają się prastare monstra, których wygląd wcale nie różni się od przedstawień oceanicznych kreatur na średniowiecznych mapach świata. Tak oto indywidualność jednostki roztapia się w masie, a głos takiego delikwenta przeradza się w bełkotliwe gdakanie, naśladujące paplaninę małp i papug w wielkim ogrodzie zoologicznym miejskich ulic. Lecz wyjście z każdej cul-de-sac jest jedno, a w tym przypadku oznacza zawrócenie ku śliskim i wąskim ścieżkom na skalistych wyżynach ducha. Tam jeden nieostrożny krok oznacza powrót do sac amniotique, ale już nie matki, tylko kostuchy.

Zamyśliłem się okrutnie, lecz taka ma natura – jedno maleńkie spostrzeżenie powoduje lawinę odległych skojarzeń i wspomnień. Niewiasta, której to obserwatorem stałem się podczas tych kilku sekund, weszła do baru, zamknęła za sobą drzwi i przystanęła w płomiennym bezruchu. Ja również przystanąłem i wpatrywałem się ukradkiem w jej zielony płaszcz, przywodzący mi na myśl rozkwitające gałązki brzozowe w kniejach Nimbrethilu. Nie jestem pewien dokładności mojej percepcji wzrokowej, jednak mógłbym przysiąc, że na szyi kobiety zawieszony był wisiorek w kształcie jednej z run w alfabecie ogamicznym. Odkrycie to sprawiło, że gdzieś w cichości moich marzycielskich rozmyślań rozbłysnęło niewyraźne światło.




 
 
Opowiadania
Hedum 
Kotoizm



Wiek: 28
Dołączył: 06 Cze 2015
Posty: 1164
Skąd: kujawsko-pomorskie

Wysłany: 2016-05-17, 20:40   

Jako że nie mogę wstawić tutaj swojej pracy(przekleństwa), to zostawię linka do swojego wattpada. Miło by było, gdyby ktoś zajrzał i wytknął błędy. :D
***




Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
Ostatnio zmieniony przez Hedum 2016-12-25, 16:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Opowiadania
Opuszczona
[Usunięty]

Wysłany: 2016-05-31, 17:19   

Również pisalam kiedyś opowiadania Kiedyś... Nawet nie wiem, czy jeszcze gdzieś coś mi się zachowało.
Za to teraz pisze bloga udając, że jest normalnie.

[ Komentarz dodany przez: Żurawek: 2016-05-31, 18:21 ]
Czy aby nie pomyliłaś tematów? ;)
Poprawiłam się Żurawek

[ Komentarz dodany przez: Żurawek: 2016-05-31, 18:26 ]
Miód na moderatorską duszę.
Z zasady staram się być grzeczna.




 
 
Opowiadania
Paulla 



Dołączyła: 30 Sie 2016
Posty: 18
Skąd: śląskie

Wysłany: 2016-09-01, 08:27   

Prolog

Dziewiętnastoletnia dziewczyna stała niedaleko głównych drzwi wiodących do dyskoteki. Podrygiwała. Nie były to rytmiczne drgnięcia dopasowane do muzyki roznoszącej się z rozświetlonej budy. Były to nerwowe, wstrząsające jej ciałem dreszcze. Uczucie dyskomfortu potęgowało ponad to zimno wdzierające się pod jej ubranie pożądliwie. Umówiła się z przyjaciółką. Prychnęła cicho uznając że stanowczo nadużywa tego słowa. Zerknęła na zegarek

- Miałaś tu być już pół godziny temu! – warknęła pod nosem. I tak jej nikt nie słyszał. Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, choć miała niezdrowe poczucie, że wszyscy jej się przyglądają i kpią sobie za jej plecami wiedząc, że stoi tu na darmo. Spojrzała na ludzi pchających się do środka by poczuć w swoich klatkach piersiowych silny, rozpierający rytm muzyki. Obrzuciła ich urażonym spojrzeniem jakby byli winni tego co ją spotkało. Wbiła głęboko dłonie w kieszenie bluzy i wtuliła głowę w ramiona. Nie wiedziała dlaczego dała się namówić

- Głupiutka Laura… – mruczała dalej kierując te słowa pod swoim własnym adresem rozglądając się uważnie na lewo i prawo. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości tego, że jej znajoma nie przyjdzie

- Dałaś się wykiwać jak mało która. – przestąpiła z nogi na nogę

- Mogła choć mi powiedzieć, napisać sms’a… – poczekała jeszcze pięć minut zbierając się do decyzji o odejściu. Nie umiała postąpić tak jak postąpiono wobec niej. Nie była taka. Wolała się połudzić. Kiedy już i ułuda się rozwiała, a Laura była zmuszona przyznać że nic z dzisiejszego wieczoru nie będzie, odwróciła się gwałtownie. Jej długie szare włosy najpierw podskoczyły i rozwiały się na następnie opadły na plecy.

Laura ruszyła w stronę domu. By być szybciej wybrała drogę na skróty. Rozżalona i zawiedziona dziewczyna poczuła się znów odtrącona i jakby znieważona. Nie wiedziała, że po drodze spotka swoje przeznaczenie. Osobę, która zmieni ją i jej życie nie do poznania. Osobę wobec której będzie zdolna poczuć cały wachlarz emocji. Od skrajnie negatywnych do pozytywnych. Osobę za przyczyną, której jej świat stanie na głowie.
Po prostu Anioła…


<<< Dodano: 2016-09-01, 09:33 >>>


I


Płoty, żywopłoty, siatki ogrodzeniowe. Ujadanie psów, rzewne miałki kotów. Tak wyglądała droga do domu, jaką wybrała Laura. Lampy uliczne, co chwila przygasały i znów się zapalały. Od tego bolały oczy. Dziewczyna szła bardzo szybko. Odgłos jej nerwowych kroków mieszał się z przyspieszonym i urywanym oddechem. Nie lubiła tutaj chodzić. Poszła, bo było bliżej. Nie lubiła, bała się, ale jednak poszła. Otarła jedną łzę, która zabłąkała się w kąciku jej oka. Była bardzo uczuciowa, wszelkie porażki brała do siebie. Wałkowała je później w głębi duszy, w każdej dopatrując się swojej winy

– No tak… – mówiła do siebie by szło jej się raźniej

– Kto by chciał przyjść i się z tobą pobawić na dyskotece? – nagle rozległy się wokół niej szydercze, ochrypłe śmiechy, a jakiś głos zawołał odważnie

– Ja! – zatopiona we własnych smutkach nie zauważyła że wyszła już z kręgów światła wokół lamp. Kroczyła teraz po nierównym kamiennym gruncie. Przed nią majaczyły ciemne zarysy mostów. Miejsca, gdzie gromadziło się wszelkie nowojorskie plugastwo. Zawsze przechodziła bokiem, zawsze jej się udawało

– No, co jest mała?! Chodź do nas! My z tobą zatańczymy. – śmiech. Znów ten ochrypły, pijacki śmiech. Przełknęła ślinę i utkwiła wzrok w ziemi pod stopami. Miała wielkiego pecha. Zawsze go miała, ale dziś przechodził on samego siebie w utrudnianiu jej życia

– Ignoruj Lauro. Tak. Ich tu nie ma. Nie bój się, nie ma nikogo… – szepnęła do siebie. Zignorowała ich zaczepki i odbiła w prawo. Miała zamiar ominąć grupkę, składającą się z trzech osób szerokim łukiem z nadzieją, że odpuszczą. Zacisnęła silnie dłonie w kieszeniach. Zatrzymała się gwałtownie i zaczerpnęła głębiej powietrza. Jeden z nich stanął przed nią. Nie wiedziała skąd się wziął. Krew zaczęła odpływać z członków dziewczyny. Poczuła jak robi jej się zimno. Słabo. Laura zbladła gwałtownie i cofnęła się nie mogąc oderwać wzroku od twarzy przed sobą. Zrobiła trzy kroki w tył i zesztywniała. Trafiła na coś twardego. Silne dłonie zatrzymały ją i tylko przez to nie upadła. Natknęła się na klatkę piersiową drugiego z grupki.

- Nawet ładna. – stwierdził ten pierwszy, ten który ją zaczepił. Był niski, ale za to szeroki w barach. Laura pokręciła głowa, nie mogąc wydobyć słowa ze ściśniętego przerażeniem gardła.

- Młoda. – zawyrokował ten za jej plecami – I słabiutka… – zażartował sobie zaciskając mocniej dłonie na jej ramionach.

- Masz rację. – odezwał się trzeci, którego do tej pory nie dostrzegła. Stał z boku po lewej stronie, będąc jakby biernym obserwatorem.
Dziewczyna stała jak skamieniała. Teraz! Nagle, jakby ktoś w jej mózgu zapalił światełko dostrzegła możliwą drogę ucieczki. Poczuła jak uścisk wokół niej się rozluźnia. Była w końcu uważana za słabą. Nogi się ugięły, serce zabiło mocniej, adrenalina podskoczyła i to pozwoliło zerwać się do biegu. Widziała tą wolną, niestrzeżoną przez żadnego z chłopaków przestrzeń z prawej strony. Trzy susy. Tyle zdążyła. Poczuła silne szarpnięcie w tył i zwaliła się na ziemię jak długa. Miała wrażenie, że pękła jej czaszka tam gdzie była potylica. Uderzyła o kamień. Wszystko stało się jednolicie czarne.

-Umarła? Nie. To dlaczego się nie rusza? Nie wiem! Sprawdź czy żyje. Jak? Ale jesteś głupi! Klepnij ją po twarzy.
Silny policzek, jaki został jej wymierzony ściągnął Laurę na ziemię. Otwarła oczy, w których natychmiast zabłysnęły łzy. Kilka się wymknęło. Pociągnęła nosem, nie chcąc stracić nad sobą panowania. Było już jednak na to za późno. Rozszlochała się. Próbowała odczołgać swe ciało, zejść im z oczu, zapaść się pod ziemię. Twardy grunt na nic jej nie pozwolił. Jej oprawcy przyglądali się z rozbawieniem nieudolnym próbą Laury. Znów usłyszała kpiące chichoty. Najniższy postąpił kilka kroków do przodu i stanął nad trzęsącą się ze strachu dziewczyną.

- No, ptaszynko. – zaczął z lubieżnym, obleśnym uśmiechem na ustach. Pochylił się bardziej a Laurze zrobiło się niedobrze, gdy poczuła od niego alkohol – Zabawimy się.
Oszołomiona dziewczyna, pokręciła gwałtownie głową i zaszamotała chcąc strząsnąć z siebie jego dłonie.

- Nie. – chłopak przestał i wyprostował się zdziwiony. Zapewne sądził, że to któryś z jego kompanów mu się sprzeciwił, ale był w błędzie. Z ciemności najpierw wyłoniły się oczy, dziwnie pałające, hipnotyzujące i przyciągające uwagę. Mogły więzić siłą swego spojrzenia. Po chwili, gdy już reszta sylwetki nowo przybyłego wyłoniła się z mroku, okazało się, że należą one do młodego mężczyzny o delikatnej, porcelanowej twarzy – Dziś się nie zabawicie.




Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości.
 
 
Opowiadania
Hedum 
Kotoizm



Wiek: 28
Dołączył: 06 Cze 2015
Posty: 1164
Skąd: kujawsko-pomorskie

Wysłany: 2016-12-06, 15:51   

:zlotalopata:

Wziąłem się za nowy projekt (znaczy "wziąłem się" za niego w głowie już dawno, a coś naklikałem dopiero dzisiaj :lol: ), więc zamieszczam tu co nieco, może kogoś zainteresuje, albo coś. :roll:



***




Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
Ostatnio zmieniony przez Hedum 2016-12-25, 17:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Opowiadania
Nightmare
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-08, 02:13   

Lewe, fajnie się czyta. Co dalej jest? :D



 
 
Opowiadania
Hedum 
Kotoizm



Wiek: 28
Dołączył: 06 Cze 2015
Posty: 1164
Skąd: kujawsko-pomorskie

Wysłany: 2016-12-08, 10:23   

Nightmare, jeszcze sam nie wiem. :lol: Ale jak się dowiem i napiszę to wrzucę na wattpada.



Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
 
 
Opowiadania
Misza
[Usunięty]

Wysłany: 2017-02-07, 02:10   

Wrzucę swoje dwa mini opowiadanka z komentarzem autora (tzn. mnie :P ) po tych kilku latach.


10 III 2011

"Samobójstwo w cenie"

Z cyklu opowiadań bezdusznych

- Witam Pana w naszym zakładzie,pańska godność? – zapytał mężczyzna w białym fartuchu

- Ych… Daniel… – zawiesił głos na chwilę licho ubrany mężczyzna – Daniel Krajevsky

- Och, jest pan ze wschodu? Jak miło.- powiedział biały fartuch, jego aparycja wyraźnie sugerowała, że zna się na tym co robi, cokolwiek to jest. Delikatnym ruchem poprawił okulary sygnalizując przejście do sedna sprawy.

- Co Pana do nas sprowadza? – przerwał na chwilę, zrobił zamyśloną minę – Mogę Ci mówić Danny? Mów mi Marty – uśmiechnął się

- Cóż… Proszę Pana… Marty…Chciałem…

- Rozumiem! Właśnie od tego jesteśmy!- przerwał entuzjastycznie Martin nawet nie czekając na odpowiedź- Dobrze wiesz, że to co robimy doprowadziliśmy do perfekcji i w tej branży nie mamy sobie równych. W czym mogę pomóc? Chcesz coś wiedzieć?

***

Danny, a właściwie Daniel już wiedział czego chce. Parę tygodni temu trafił na broszurę, której znalazł interesujące go ogłoszenie – ofertę dla samobójców umożliwiającą za przystępną cenę popełnić samobójstwo każdemu. Daniel zainteresował się tematem. W toku poszukiwań natrafił na mnóstwo ofert. Jedni oferowali śmierć przy pomocy cyjanku, jak pisali szybką i bezbolesną, inni przyciągali uwagę oferując gratis w postaci trumny dębowej dla każdego kto zachęci do samobójstwa również dwóch swoich znajomych. Wśród ogłoszeń nie brakowało zakładów samobójczych oferujących kremację na miejscu czy nawet wystrzelenie prochów w kosmos… Tylko wybierać i brać.
Niestety był jeden kłopot wszyscy chcieli pieniędzy. Daniel nie był bogaty, a nawet wręcz przeciwnie – nie posiadał ani grosza, w końcu jego egzystencja niebyła nic warta. Wszystko co miał przegrał w pokera, a jeśli coś kiedykolwiek wygrał, to przepił. Dlatego gdy ujrzał tę ofertę od razu zwrócił na nią uwagę, pisali:

„Tylko u nas! Taka okazja jakiej nigdy, nigdzie nie było. Zabijemy Cię za darmo – wystarczy tylko,że podpiszesz protokół przekazujący nam twoje ciało na własność.Zadzwoń!”

Danny bez wahania wykręcił numer.Umówił się na spotkanie.

***

- Rozumie Pan… Znaczy, rozumiesz Marty, Martin – odparł Daniel rozglądając się dookoła – czy szanujecie zwłoki?

- Pytasz się czy szanujemy ciała? -podniósł się z krzesła – choć coś Ci powiem

Wyszli drzwiami na zaplecze.

- Otóż jak już wspominałem jesteśmy ekspertami w dziedzinie samobójstw, u nas nic się nie marnuje. -poprawił fartuch jakby był dumny z tego co robi – nasi specjaliści opracowali doskonały system utylizacji ciał. Dzięki najnowszej technologii wykorzystujemy zwłoki w 17% na cele spożywcze, w 28% na mydło i klej, 35% urobku stanowią przedmioty codziennego użytku.Tylko 12% pozostaje nie spożytkowane, ale pracujemy nad tym.

- Err… – Danny nie wiedział co powiedzieć

- Pewnie zastanawia cię co się dzieje z pozostałymi 8% – otóż zaraz Ci odpowiem – to duma naszej firmy,chodź za mną!

Daniel właściwie nie zastanawiał nad tym ale poszedł za Martinem. Ten podszedł do ogromnej komody i zaczął grzebać w szufladzie.

- Będziesz zachwycony – powiedział entuzjastycznie mężczyzna w białym fartuchu – O! Są! Proszę oto one…

Daniel wyciągną doń rękę, Marty położył na jego dłoni dwie półtorej woltowe bateryjki.

- Czy to nie jest cudowne? W sam raz do zegarka, albo małej latareczki!

Gdzieś przeczytałem artykuł, że jakaś firma (?) opracowała technologię wytwarzania baterii z ludzkich zwłok. Wydało mi się to absurdalne i zabawne, że możesz wykorzystać np. swoją zmarłą ciocię do zasilania budzika, dzięki temu ukochana bliska osoba będzie w dalszym ciągu z Tobą. No i tak sobie to napisałem.

-------

31 XII 2010
„Spadająca gwiazda”

Gdy pragniesz miłości, wierzysz nawet, w to, że życzenie wypowiedziane przy spadającej gwieździe może się spełnić. W końcu, nawet najmniejsza nadzieja, że coś może wyciągnąć nas z zapyziałej samotni, jest warta zachodu. Tak samo właśnie wierzył Patryk. W wieku niespełna lat piętnastu co wieczór wychodził na wzgórze pobliskie jego domu i wypatrywał gwiazdy, która spadając łaskawa byłaby spełnić jego życzenie.Gdy któraś okazała się na tyle łaskawa, by rzucić się na ziemię, miał tylko jedno dobrze przemyślane życzenie.

„Niech ta jedyna, wybranka mojego serca, myśli o mnie, niech czeka na mnie” – wypowiadał w myślach.

Patryk nigdy nie był najbystrzejszym,chłopcem, ale nadrabiając sumiennością i starannością radził sobie w szkole całkiem przyzwoicie i tak za nim wszedł w wiek dojrzały i ukończył szkołę, ciągle kontynuował te wieczorne rytuały. Ciągle prosił, aby ta jedyna o nim myślała.

Potem przyszła kolej by wziąć przyszłość w swoje ręce. Patryk nie widział siebie jako absolwenta uczelni wyższej, dlatego postanowił szukać pracy, nie miał co prawda żadnego doświadczenia, ani wyuczonego zawodu, ale mając w zanadrzu zapas chęci i zapału do pracy, był gotów podjąć się każdej pracy.

Swoją szanse, dał mu kowal, który pracował w pobliskiej kuźni. Postanowił on przyuczyć Patryka do fachu i zarazem zyskać pomocnika. Młody chłopak bardzo chętnie chłonął wszelką wiedzę na temat zawodu. Praca pochłonęła jego czas i brakło już wolnych wieczorów na proszenie gwiazd o ukochaną.

Pewnego dnia, gdy pracował wraz ze swoim mistrzem do zakładu weszła pewna osoba.

Kowal miał córkę i to piękną córkę. Jej oczy zielone, a włosy złote, twarz smukła i usta malinowe. Gdy się uśmiechała w jej policzkach tworzyły się przepiękne dołki, które sprawiały, że jej twarz była najpiękniejszą jaką kiedykolwiek Patryk widział. Tego dnia spojrzała na niego tajemniczym wzrokiem, powiedziała coś do swojego ojca i wyszła.

- To pańska córka? – zapytał Patryk

- Tak. Ale uważaj – odparł Kowal -Niestety ta dziewczyna jest szalona. Ciągle bredzi coś o spadających gwiazdach. Niestety żaden lekarz nie mógł jej pomóc.

Gdy Patryk to usłyszał poczuł jak mu ścisnęło żołądek. Może to był znak od gwiazd? Może to była jego ukochana? Wtedy poczuł, że się zakochał.

* * *

Od dnia, gdy ujrzał córkę Kowala, było coraz więcej pracy w zakładzie, gdyż leciwy już rzemieślnik podupadł na zdrowiu i Patryk zaczął przejmowaćc oraz więcej obowiązków. Pewnego dnia ojciec dziewczyny żalił się młodemu pracownikowi.

- Ostatnio coraz gorzej z moją córką. Zaczęła mieć napady szału – mówił – wspominała także coś o tobie. Nie mam już zdrowia do tej dziewczyny.

Stracił przytomność i upadł.

Jeszcze tego samego dnia Kowal umarł na zawał serca.

Przygnębiony Patryk udał się na wzgórze, które niegdyś było miejscem wznoszenia modłów do gwiazd o partnerkę. Siedział na trawie i czekał, aż spadnie gwiazda.

Mijały godziny, zrobiło się zimno.

Nagle ujrzał, gwiazdę przecinającą nieboskłon i bez zastanowienia pomyślał.

„Chcę by ta, którą pokochałem była tu przy mnie”

Poczuł ciepły oddech na szyi, usłyszał szept.

- Wiesz, kim jestem? -zapytał głos.

- Wiem. – odparł Patryk.

- Wiesz kto mnie przysłał?

- Gwiazdy. – dreszcz przeszedł po ciele młodzieńca.

Czuł jak mu serce bije,nigdy nie był tak podniecony. Nie ważył się nawet odwrócić.Czuł jej słodki zapach.

- Gwiazdy mi mówiły o Tobie, myślałam o Tobie od bardzo dawna – mówił szept – dziś jesteś mój.

- Tak… – Patryk chciał się odwrócić, ale wtedy ujrzał, jakby dziesiątki gwiazd zaczęło naraz mknąć po niebie – Co to za blask – myślał.

- Nareszcie Cię dopadłam- w blasku gwiazd błysnęło ostrze brzytwy i, krótkim cięciem podrżnęła gardło chłopca.

"Uważaj na życzenia, mogą się spełnić", tak się mówi, nie? Z racji mojej pasji do oglądania nocnego nieba kiedyś zacząłem rozmyślać nad tym zdaniem i doszedłem do teorii, że jednak dużo poprawniej będzie powiedzieć "Uważaj na życzenia, bo one na pewno się spełnią i to w taki sposób, że będziesz żałował", stwierdziłem, że to zdanie idealnie nadaje się do moich ukochanych gwiazd i tak powstało to opowiadanie. Co więcej, z racji swej przekornej natury, zacząłem rozmyślać, że jeżeli to stwierdzenie jest prawdą, to jak można by "oszukać system" tak, żeby nie było opcji, żeby tego życzenia kiedykolwiek żałować. W końcu po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że należy postawić na prostotę, dumny z siebie, wybrałem życzenie "chcę być szczęśliwy". No przecież chyba taki jest cel ludzkiej egzystencji? Być szczęśliwym. Co mogło pójść nie tak? No to pewnego razu pewien swego, pomyślałem ów życzenie przy spadającej gwieździe. Czy patrząc z perspektywy czasu spełniło się?

Owszem.

BYŁEM szczęśliwy.


Ten drugi komentarz to trochę Licentia poetica, ale jednak na prawdę kiedy widzę "spadającą gwiazdę", to patrzę na nią zawistnym wzrokiem "nie ze mną te numery, nie pomyślę życzenia". No chyba, że ktoś ma pomysł na życzenie, którego nie można pożałować? :>

P.S. Opowiadania wrzucam w takiej formie w jakiej były, nic nie poprawiam, mimo, że widzę błędy, ale myślę, że takie same w sobie mają wartość.




 
 
Opowiadania
LadyRed 
Zamknięty pokój



Wiek: 32
Dołączyła: 17 Mar 2015
Posty: 514
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2017-02-09, 18:33   

abyss, Bardzo podobam mi sie opowiadanie : samobójstwo w cenie" Przerażające z nutka śmiechawki:) Czekam na więcej opowiadań bezdusznych :)



Tak strasznie się obwiniam Przyjacielu, że musiałeś umrzeć bym sobie o Tobie przypomniała!
 
 
 
Opowiadania
Chambers
[Usunięty]

Wysłany: 2017-02-14, 12:54   

abyss napisał/a:
P.S. Opowiadania wrzucam w takiej formie w jakiej były, nic nie poprawiam, mimo, że widzę błędy, ale myślę, że takie same w sobie mają wartość.

Zawsze lepiej wrzucić w formie poprawionej. Ewentualnie w pierwotnej oraz poprawionej, najlepiej wciśniętej w spoiler, można zobaczyć swoje postępy. Parę, bądź jedno powtórzenie, niektóre słowa zamieniłbym na inne (jak np "doszedłem do teorii"), niektóre przecinki wyglądają podejrzanie :P , ale generalnie nie jest źle. Jak to opowiadanka z 2011 i 2010 roku to chętnie bym zobaczył jakieś z 2017/2016.




 
 
Opowiadania
chiroptera 
bezmiar



Wiek: 28
Dołączyła: 23 Gru 2016
Posty: 3477
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-02-14, 22:41   

Prolog

To był ten zakręt. Do umysłu jeszcze nie dociera.
Nie, ja przejechałam tylko sarnę, to musiało być zwierzę, na pewno, to tylko sarna.
Pisk opon. Gwałtownie hamuję i wyskakuję z samochodu. Jest ciemno, przy ulicy nie ma latarni, ale księżyc świeci jasno. Widzę rancho po obu stronach jezdni, kilka samotnych drzew i…
— O matko…
Podbiegam, starając się nie przewrócić.
Chłopiec ma może jedenaście lat. Jasny T-shirt, wojskowe buty. Nie, nie, to nie moja wina, skąd on się tu wziął? Do najbliższego gospodarstwa są mile, stał na środku drogi za zakrętem, nie miałam szans go zauważyć, on…
Och, on jeszcze drży. Nie chcę tego widzieć, boję się na niego patrzeć, czemu księżyc świeci tak jasno?... Ale chłopiec jakby szuka mojego wzroku, jakby chce mi coś powiedzieć, tylko że już…
Przestaje się ruszać. Leży w kałuży czarnej krwi i patrzy prosto na mnie niewidzącymi oczami.
Wrzeszczę.
Próbuję uciec – nie, schować się – biegnę – biegnę, ale asfalt mam pod dłońmi, czołgam się.
Gdy docieram na brzeg ulicy, wymiotuję na trawę. Z całej siły wbijam palce w ziemię, łamiąc paznokcie.
Uspokój się. Biorę kilka głębokich wdechów.
Potrzebny mi telefon.
Samochód. Serce bije mi tak szybko, jakby miało mnie rozerwać od środka, ale drżącymi rękoma otwieram drzwi i wybieram numer.
— Monica? Monica! – płaczę w słuchawkę. Coś mówię.
— Lisa, spokojnie. Jadę po ciebie.
Wsiadam do auta, zamykam za sobą drzwi i je blokuję. Boję się wyjść na zewnątrz.
Jest cicho; słyszę tylko swój nierówny oddech. Żadnych aut na drodze. Komórka wyświetla dwudziestą trzecią dwanaście. Monica powinna tu być najpóźniej za kwadrans.
Jest za cicho. Włączam radio i podkręcam głośność do maksimum.

Well you can hide a lot about yourself,
But honey, what are you gonna do?
And you can sleep in a coffin,
But the past ain’t through with you.

‘Cause we are all a bunch of liars,
Tell me, baby, who do you wanna be?
And we are all about to sell it,
‘Cause it’s tragic with a capital ‘T’.

Zamykam oczy. Może to tylko mi się śni. Sny są bezpieczne. Ale nie będę próbowała się obudzić, jeszcze nie teraz. Mogłoby się nie udać. Lepiej wisieć jeszcze przez chwilę w niewiadomej, lepiej nie wypróbowywać nadziei.
Ściska mnie w żołądku, jakbym miała znowu zwymiotować. Staram się nie myśleć o tym, co się dzieje, ale wrażenie jest takie, jakbym stała pośrodku holu pełnego ludzi. Wszystko do mnie krzyczy.
Jasno. Nie, to nie ranek, to nie koniec snu. Na widok reflektorów zrywam się z miejsca i wychodzę autu naprzeciw. Zauważam, że moja koszulka jest brudna od wymiocin, ale wszystko mi jedno. Samochód zdaje się przybliżać w nieskończoność, ale w końcu zatrzymuje się i ze środka wyskakuje Monica.
— Lisa, nic ci nie jest?
— Nie, ale…
— Dziewczyno, masz rozcięte czoło! Siadaj tu natychmiast, mam apteczkę. Mój brat zobaczy, co się stało.
Z samochodu wychodzi jeszcze jedna osoba i biegnie na miejsce wypadku.
— Okay, Lisa, a teraz powiedz mi na spokojnie, co się stało. Czy coś jeszcze cię boli? Zadzwonimy po karetkę i policję. – Monica wyciąga plastry i zmusza, żebym usiadła na fotelu. Nawet nie wiem, kiedy się zraniłam. Nie uderzyłam o nic głową w czasie zderzenia, to musiało stać się później, kiedy upadłam.
— Ja… — zaczynam — jechałam właśnie do domu. Pojawił się znikąd na środku drogi, nie zdążyłam go zauważyć… Nie miał kamizelki odblaskowej, nic… I… I on nie żyje, przejechałam człowieka. Nie żyje, nie żyje…
Monica przez chwilę milczy. Opatruje mi czoło.
— Jaime go obejrzy – mówi w końcu. — To nie była twoja wina. Ale trzeba znaleźć jego rodzinę. Musimy wezwać karetkę, żeby go zobaczyli…
— On nie żyje.
— Lekarz musi to sam stwierdzić. I musi też zbadać ciebie. Pewnie wezmą cię do szpitala. Zajmę się twoim autem, dobrze? A Jaime pojedzie moim.
— Jaime?...
— Mój brat, nie znasz go. A teraz oddychaj, wszystkim się zajmiemy.
— Dziękuję wam bardzo. — Czuję łzy na policzkach.
W tym momencie podchodzi brat Monici.
— Nazywasz się Lisa, prawda? Czy mogłabyś mnie zaprowadzić do... poszkodowanego? Nie mogę go znaleźć.
— Leży zaraz tutaj...
Zdziwiona wstaję, chwiejąc się trochę na nogach, i przechodzę na tyły swojego auta, gdzie wcześniej leżał chłopiec.
Pusto. Zniknęły nawet ślady krwi.
— Ale… — Nie wiem, jak zareagować. – Był tutaj! W tym miejscu, słowo daję!
Betonowa jezdnia wygląda zupełnie normalnie. W świetle księżyca i reflektorów widzę kilka dziur, ale nic poza tym.
Monica wymienia spojrzenia z bratem. Jeśli wcześniej ze strachu mój żołądek wydawał się jak z ołowiu, to teraz mam wrażenie, jakbym w ogóle była go pozbawiona.
— Może — zaczyna moja przyjaciółka – potrąciłaś sarnę? Musisz być bardzo zmęczona po kilku godzinach jazdy. Reszta ci się pewnie wydawała.
— Niemożliwe! Pamiętam wszystko bardzo dokładnie!
— Lisa, tu nikogo nie ma.
Rozglądam się po drugiej stronie ulicy, sprawdzam rowy, szukam kilka metrów dalej. Musi gdzież tu być! Biegnę w przeciwnym kierunku, próbując znaleźć cokolwiek.
— Lisa! Przestań, proszę cię! — Monica wydaje się przestraszona i dopiero to sprawia, że się zatrzymuję. — Jesteś zmęczona, nie powinnaś w tym stanie jechać do domu. Dzisiaj nocujesz u nas, dobrze? Mieszkamy bliżej. Jaime weźmie moje auto. Ja jadę z tobą. Ale prowadzę.
Jestem zbyt zszokowana, by się czemukolwiek sprzeciwić. Wsiadam do samochodu i jedziemy za Jaimem. Oglądam się po raz ostatni.
Nic.
Zapinam pasy i włączam radio. Próbuję się uspokoić i poczuć ulgę, ale cały czas mam przed oczami spojrzenie umierającego chłopca.




– Where did you go, psycho boy?
– I felt like destroying something beautiful.
 
 
Opowiadania
EverPaiin 
wiedźma



Dołączyła: 04 Lis 2013
Posty: 3733
Skąd: podkarpackie

Wysłany: 2017-02-14, 23:02   

Hiroki napisał/a:
Jest ciemno , przy ulicy nie ma latarni, ale księżyc świeci jasno.

To jest ciemno czy jasno?
Hiroki napisał/a:
Widzę rancho po obu stronach jezdni, kilka samotnych drzew i… (...) Do najbliższego gospodarstwa są mile

Do gospodarstw są mile, czy jednak znajdują się po obu stronach jezdni? Ranczo według słownika jest gospodarstwem.

Jest w tym tekście jeszcze kilka błędów logicznych. Osobiście irytuje mnie wstawianie angielskich słówek. Mam również wrażenie, że używasz zbyt wielu przecinków tam, gdzie powinny być kropki i oddzielne zdania. Na przykład tutaj:
Hiroki napisał/a:
Do najbliższego gospodarstwa są mile, stał na środku drogi za zakrętem, nie miałam szans go zauważyć, on…
Och, on jeszcze drży. Nie chcę tego widzieć, boję się na niego patrzeć, czemu księżyc świeci tak jasno?


Ogólnie pomysł jest spoko, o ile nie jest żywcem zerżnięty z Pamiętników Wampirów, czy innych tego typu prac. ;) Chętnie przeczytałabym ciąg dalszy tej historii.




Sie ist die Königin der Käfer
Sie kommt über uns heut Nacht
Ihre Liebe wollten wir nicht haben
Ihr Zorn verfolgt uns tausendfach
 
 
Opowiadania
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,25 sekundy. Zapytań do SQL: 11