Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Opowiadania
Autor Wiadomość
Green_girl_94 



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Maj 2010
Posty: 1080
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2011-02-19, 23:10   

Drakon, czuj się zaszczycony :P
A tak szczerze to tylko początek, a końca jeszcze nie mam choć mam już 122 strony rękopisu




"Ale zaprawdę, chcąc się spodobać
śmierci, ja ciągle muszę fałszować
Słowa ogromnej tej zapowiedzi." - Rafał Wojaczek
 
 
Opowiadania
Drakon
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-19, 23:21   

Green_girl_94 napisał/a:
122 strony rękopisu


Nieźle :P ja stanąłem na 10 i jakoś nie mam weny :P




 
 
Opowiadania
Green_girl_94 



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Maj 2010
Posty: 1080
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2011-02-19, 23:24   

no widzisz :) jak mi się uda to opublikuję jeśli nie to spłonie



"Ale zaprawdę, chcąc się spodobać
śmierci, ja ciągle muszę fałszować
Słowa ogromnej tej zapowiedzi." - Rafał Wojaczek
 
 
Opowiadania
Green_girl_94 



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Maj 2010
Posty: 1080
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2011-06-08, 22:01   

Stwierdziłam, że się pochwalę, chociaż nie mam za bardzo czym. Nudziło mi się w szkole i napisałam sobie list tak jakby od Lotty do kuzynki tuż po śmierci Wertera.

23 grudnia 1772

Droga kuzynko!
O jakże smutne wieści do Ciebie przesyłam przed tym nabożnym czasem.
Pewnie wraz z ciotunią zajęte jesteście ostatnimi przygotowaniami do świąt.
Pozdrów ją i ucałuj ode mnie serdecznie.
Z takim żalem piszę do Ciebie i sama nie wiem jak jestem do tego zdolna.
Wiedziałam, że to się tak skończy, lecz dlaczego nie powiedziałam o tym Albertowi?
Pewnie zastanawiasz się o czym piszę, co próbuję Ci przekazać.
Pan Werter, drogi memu sercu towarzysz, zabiwszy się wczoraj pozostawił nam smutek na święta.
Albert i ja nie poszliśmy na jego pogrzeb, bo to byłoby zbyt bolesne.
Od ostatniego naszego spotkania podejrzewałam, że coś się z nim dzieje.
Był pełen obłędu, szaleństwa, mówił tak pięknie do mnie.
Jego słowa były jak słodka muzyka, ożywiająca mą duszę, rozweselająca mą twarz.
Jednak zrobił coś przez co moje serce i godność została naruszona.
Powiedz kuzynko, czy to możliwe, że prawdziwie kochał?
Czy to nie był obraz jego żądz?
Sama nie wiem, co o tym myśleć.
Pisząc do Ciebie niemalże nie mogę powstrzymać łez.
Albert był i jest przy mnie, wciąż się martwi o mój stan.
Wczoraj, gdy służący Pana Wertera przybiegł, aż ciemność zawładnęła mną na chwilę.
Nie wiedziałam, czy to sen, żart. Zemdlałam.
Byłam w złym stanie emocjonalnym, nie chciałam widzieć mego towarzysza konającego.
Wciąż zapytuję się dlaczego.
Nie znam odpowiedzi, kochana kuzynko, nie znam.
A jeśli to była moja wina? Jeśli nie pomogłam mu tylko pogorszyłam jego stan?
Powiedz mi kuzynko, może Ty wiesz dlaczego.
Po co Cię o to zapytuję. Ty znasz go tylko z mych opowieści.
Może byłam zaślepiona jego urokiem, mową.
Co chwilę przerywam pisanie, by upewnić się, że nie śnię.
To boli, wszystko boli. Na wskroś przeszywa me serce.
Powiedział, powiedział, że kiedyś spotkamy się jeszcze, że dobry Bóg nam na to pozwoli, ale czy na pewno?
Niedawno odczytałam jego list, a czytałam wraz z mym ukochanym.
Wspominał dobrze nasze spotkania, tak jakby to był balsam na jego zranione serce.
Wciąż nie rozumiem jednak i pewnie nigdy nie zrozumiem dlaczego.
Mieliśmy spędzić razem dzień Wigilijny wraz z dzieciakami, które już po nim tęsknią, miał dostać od nas prezent, a tym czasem to on leży pod swoimi lipami. Przy pięknej naturze, którą tak wysławiał. Jego jedyna prośba została spełniona. Przynajmniej taki prezent mogliśmy sprawić mu na święta.
Zimny nagrobek, wśród lip będzie przypomniał mi każde nasze spotkanie, każdą naszą rozmowę.
Wybacz, że i Tobie smutek sprawiam przed świętami, ale musiałam poinformować Cię o takim strasznym zdarzeniu.
Napiszę do Ciebie, kuzynko, gdy pozbieram się w sobie.
Jeśli możecie przyjedźcie do nas z cioteczką na obchody Nowego Roku.
Wprawdzie nie będą tak huczne jak zazwyczaj, ale spędzone w rodzinnym gronie dają poczucie bliskości.




"Ale zaprawdę, chcąc się spodobać
śmierci, ja ciągle muszę fałszować
Słowa ogromnej tej zapowiedzi." - Rafał Wojaczek
 
 
Opowiadania
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-27, 17:06   

No dobra... jakiś czas temu natchnęło mnie na pisanie... Jak ktoś chce poczytać to zapraszam: http://www.strigiform.e-blogi.pl/
Ostatnio zastanawiam się czy by nie dokończyć tego co wtedy zaczęłam... miałam trochę planów i trochę pomysłów... jestem ciekawa co sądzicie o moich wypocinach i czy uważacie, że warto kontynuować tą zabawę.




 
 
Opowiadania
Gość

Wysłany: 2011-07-27, 17:40   

Emaleth, czytałem to już jakis czas temu i całkiem fajne jeśli ktoś lubi takie tematy. Ja osobiście jak widze date pomiędzy 1939 a 1945 to przestaje mnie to kręcić :)



 
 
Opowiadania
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-27, 18:23   

Nusquam napisał/a:
Ja osobiście jak widze date pomiędzy 1939 a 1945 to przestaje mnie to kręcić

Akcja miała dziać się współcześnie... to miały być flashbacki by przedstawić bohaterów... ale cóż... do akcji nie doszłam :D




 
 
Opowiadania
Duszka 
zamknięta



Wiek: 33
Dołączyła: 18 Sie 2010
Posty: 2282
Skąd: zachodniopomorskie

Wysłany: 2011-07-27, 18:42   

Emaleth, a mi się bardzo podobają i poczytam sobie wszystko na spokojnie :) Uwielbiam czas akcji w tych datach i taki lekki język pisany.



"Nie jest łatwo oddać słowami... czym jest prawdziwa zabawa. Ale ogólne wrażenie z obserwacji niemal wszystkich gatunków ssaków, to wir nieskrępowanej, beztroskiej żywiołowości"
dr Jaak Panksepp
 
 
Opowiadania
dexistence
[Usunięty]

Wysłany: 2013-05-06, 23:07   Krótkie formy.

Nie wiedziałem, gdzie mogę to dodać. Lubię krótkie formy, więc na początek coś takiego zaprezentuję. Krytyka mile widziana oczywiście. Jeżeli źle robię rozpoczynając nowy temat to przepraszam i proszę o poprawienie. Z góry przepraszam za błędy interpunkcyjne - zawsze miałem z tym problem.

Była kobieta, silniejsza od natury o te chwile, o to jak umiera, tak dalece wpasowuje się w ideały obłoków. Płacze codziennie do nieba, rozgwiazd pyłem kołysząc rzęsy i rzeźbiąc palcami w rzeczywistości. Wie doskonale, ponad rozgałęzieniami horyzontów spadające liście, celebracje - umysłu . Doskonale wie jak pachnie dziś atmosfera szeptów, wątpliwa pewność wtedy piękniejsza się staje. Chciałaby - nie może, pragnie - nie marzy, czas czas czas. Minął miesiąc odkąd wtopiła się w zapach, niemymi już oczami i uciekającym słuchem tak dalece. Tak chciałaby bardzo móc dotykać, czuć, powiewać na wietrze jak te nieuchwytne dziś rozlane w niebie wstęgi dotyku. I wtedy najbardziej, najsurowiej, tak gładko niewinnie i posłusznie, ckliwie przez niewzruszone ramiona - umierać. Tak dalece jeszcze od obojętności, chłodu , zapomnienia, tak dalece jeszcze od prawd najwyższych, wartości naznaczonych harmonią nienaruszoną - wtedy daleko jej od atrofii. Jest jeszcze. Pod żyłami jedynie gdzieś w nabłonku ukrywa cicho skryty żal. Wtedy jeszcze wpadała w rezonanse, mijała się rankiem z ciszą wzburzoną jedynie jego zapachem. Teraz chciałaby jeszcze przez chwile spojrzeć na te kości policzkowe, na strumień myśli wpuścić dotyki zakłócając je jedynie celebracją. Ostatnie święto. Jego ciało było dla niej domem, schronieniem, świątynią największą i w nim zawsze tliło się szczęście. Chciałaby jeszcze tylko obrócić skroń i ujrzeć ostatni błysk, namalować jego obraz i ukryć głęboko w sobie przed światem próchniejącym. Teraz nie żałuje. Teraz chce, pragnie, już, natychmiast. Ostatnie skinienie dłoni, ostatni ruch palcem, ostatni głęboki wdech. I wtedy właśnie najcięższy od zmysłów utraty - wydech. Tak cicho. Tak spokojnie. Białe plaże, ciemny porywisty wiatr, mnóstwo obłoków. A tam właśnie obraz z tej jedynej chwili. Kilka lekkich trzepotów rzęsami pochowanych gdzieś na dnie całej elokwencji tego podłoża, a w nie włożona - tęsknota. Tak bardzo chciałaby. ( Pozwólmy wierzyć, że właśnie ona była tak szczęśliwa . Ostatni raz dopasowała obraz do płótna w sercu, ostatni raz złapała błąkający ognik, wtedy uwierzyła, że nie ma już czego żałować.)




 
 
Opowiadania
Eternity
[Usunięty]

Wysłany: 2013-05-22, 00:31   

Może ja też dam swoje opowiadania, jedno jest przerwane z braku weny a drugie dopiero piszę, mam dopiero 1-szy rozdział.
1. http://dont-wanna-be-your.../?ticaid=610a10

2.
Obudzily mnie poranne promyki slonca, ktore delikatnie polaskotaly mnie w nos. Minelo pare chwil, zanim do konca sie wybudzilam. Promienie slonca zdazyly oswietlic mezczyzne, ktory lezal obok mnie. Jego czarne, dlugie wlosy rozsypaly sie w nieladzie na poduszce, a prawa reka znajdowala sie pod jego glowa. Mial na imie Severus, Severus Snape. Na poczatku byl moim nauczycielem eliksirow w Hogwarcie, lecz po zakonczeniu nauki wiele sie zmienilo. Z okazji zakonczenia szkoly, rodzice zabrali mnie na wycieczke do Egiptu, gdzie przypadkowo spotkalam mojego nauczyciela eliksirow. Na poczatku go nie poznalam w mugolskich ubraniach, zwykle nie rozstawal sie ze swoja szata. Zaprosil mnie na kremowe piwo do jednego z czarodziejskich barow, wypytywal mnie o plany na przyszlosc. Zanim skonczylismy rozmawiac, na dworze bylo juz calkiem ciemno, a to byl jednak Egipt. Po tym przypadkowym spotkaniu, spotykalismy sie codziennie i razem zwiedzalismy Egipt. Po powrocie do domu dostalam list, ktory przyniosla jakas niewielka plomykowka.
"Hermiono, nie moge przestac o Tobie myslec, wiem, ze to niedorzeczne, bo w koncu jestem od ciebie o 21 lat starszy i jestem Twoim bylym nauczycielem. Wiedzialem, ze ten wyjazd na wakacje zmieni moje zycie, mialem racje, bo spotkalem Ciebie. Po paru spotkaniach zaczalem cos do Ciebie czuc, a dopiero po powrocie do domu, zrozumialem ze Cie kocham.
Pozdrawiam,
Severus Snape"
Po przeczytaniu tego listu zatkalo mnie, bo to co on pisal, to sie odnosilo tez do mnie. Spotkalismy sie tydzien po przeczytaniu owego listu. Kiedy zaproponowal mi wspolne mieszkanie, od razu sie zgodzilam...
-Hermi, juz nie spisz ? - uslyszalam glos po mojej prawej stronie.
-Tak, obudzilam sie dziesiec minut temu i powspominalam troche dawne czasy. - powiedzialam usmiechajac sie.
-Mi sie wlasnie snilo, ze znowu jestem Twoim nauczycielem i odbieram Ci punkty za to, ze pomagalas Neville'ovi w eliksirach. - skrzywil sie.
-Tak, pamietam to. Sluchaj, jest juz pora sniadania, masz ochote na cos specjalnego zanim wyjdziesz do Hogwartu ? Nie zapominaj, ze dzisiaj jest rozpoczecie roku. - z usmiechem na twarzy wstalam i wyszlam do kuchni.
Postanowilam przygotowac mu jego ulubione danie - nalesniki z miesnym nadzieniem i warzywami. Zawsze je lubil, nawet za czasow mojej nauki w Hogwarcie. Kiedy skonczylam, odwrocilam sie, a on byl juz ubrany w swoja szate i czekal przy stole.
-Mniam, wyglada pysznie, dziekuje Hermiono. - schylilam sie i pocalowalam Severusa w policzek.
-Ide sie przebrac, bo zaraz wychodze do Ministerstwa, a Ty spokojnie zjedz, pociag odjezdza dopiero za dwie godziny. - powiedzialam i weszlam do garderoby w poszukiwaniu roboczej szaty.
Kiedy sie przebralam, on musial juz wyjsc, poniewaz nigdzie, w calym domu go nie bylo. Skoro wyszedl wczesniej, musial zajsc do Syriusza. Od smierci Czarnego Pana Severus zmienil sie calkowicie, stal sie bardziej przyjazny wobec Harry'ego, Syriusza i Lupina. Po pokonaniu Voldemorta wylapano wszystkich smierciozercow, w tym Glizdogona, ktory sie przyznal do wszystkich czynow zarzucanych Blackowi, dzieki czemu Syriusz przestal byc scigany przez Ministerstwo. Uslyszalam dzwonek do drzwi, byla to Katherine, pracowala ze mna w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Kiedy dotarlysmy na nasze pietro, ktos zawolal mnie po imieniu.
-Hermiono, zaczekaj ! - uslyszalam i odwrocilam sie.
-To Ty ? - krzyknelam z przerazenia i oparlam sie o drzwi do toalety.


Co do nr.2 to owszem, jestem wielką fanką Sevmione. ( wtajemniczeni wiedzą o co chodzi )




 
 
Opowiadania
Nightingale 



Dołączyła: 08 Maj 2013
Posty: 174
Skąd: Zakazany Las

Wysłany: 2013-08-28, 12:09   

Trochę długie, ale mam nadzieję, że się spodoba :) Napisałam to w 1 klasie gimbazjum. Miłej lektury :D


Dawno temu, w XIX- wiecznej Jerozolimie, w pięknym domu mieszkała bogata rodzina z córką. Pan i Pani Domu sporo zarabiali, dzięki czemu ich dziecko, Salome, otrzymywało wszystko, co chciało: zabawki, ubrania i wiele, wiele innych. Dziewczynka miała własną guwernantkę, która udzielała prywatnych lekcji. Mijały lata i Salome stawała się coraz bardziej przekonana o własnej idealności. Samolubna, zamknęła się we własnym świecie, gdzie autorytetem była nauczycielka i pieniądze.
Z chwilą osiągnięcia 13 roku życia, dziewczynka była przekonana, że im coś było droższe, to na pewno lepszej jakości. Jej rodzice, mocno zaniepokojeni zachowaniem córki, postanowili wprowadzić w jej życiu zasadniczą zmianę i posłać ją do szkoły, aby uczęszczała na lekcje religii. Pewnego dnia przywołali córkę do siebie.
-Moja mała- zaczął ojciec –Wraz z twoją matką mamy zamiar zapisać cię do szkoły. –dodał.
Pani Domu, widząc niezadowoloną minę córki, postanowiła zainterweniować:
-Będziesz spotykać się z rówieśnikami, znajdziesz koleżanki, zaczniesz uczyć się religii…
-Nie!- przerwała matce Salome – Chcecie odesłać Laurette! Nie zgadzam się! Ona pewnie też nie będzie zadowolona, tyle jej płaciliście za lekcje ze mną, szkoda byłoby tracić pracę, w której tak dobrze się zarabia!- dziewczynka wpadła w histerię. Oderwała z rękawa nowej sukienki kawałek koronki i przetarła sobie nim oczy.
-I w tym jest właśnie problem, mała!- powiedział Pan Domu, drapiąc się po brodzie-Uważasz, że pieniądze i bogactwa to wszystko, a wcale tak nie jest. Powiedz nam, czy nie jesteś tutaj szczęśliwa?
-Jestem.- odpowiedziała Salome.
-No więc, wyobraź sobie, że od urodzenia żyjesz w nędzy, ja i twoja matka nie mamy na nic pieniędzy, brakuje nawet na chleb. Potrafiłabyś tak żyć?- zapytał Pan Domu.
Salome zastanowiła się przez chwilę, po czym odpowiedziała z tłumionym szlochem:
-Tak, sądzę, że potrafiłabym.
-To dobrze. W takim razie jutro pójdziesz do szkoły.- padła ostateczna decyzja. Biedna Salome pobiegła do swojego pokoju, aby pożegnać się ze swoją guwernantką.
Następnego dnia, po wcześnie zjedzonym śniadaniu, dziewczyna wsiadła do powozu i po raz pierwszy od 13 lat opuściła rodzinny dom. Po godzinie jazdy ujrzała budynek szkolny – wielki, obcy
i tajemniczy. Z początku wydał się też trochę straszny. Gdy konie przystanęły i Salome zeszła
z siedzenia, przed drzwi wyszła jakaś kobieta- prawdopodobnie nauczycielka. Miała schludnie zaczesane włosy i tradycyjną sukienkę, taką, jaką noszą osoby ani biedne, ani bogate. Nic ekstrawaganckiego. Nowo przybyła zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem.
-Witam.- powiedziała nauczycielka uprzejmie.- Zaprowadzę teraz panienkę do sali, w której odbywa się pierwsza lekcja. Wściekła Salome oczami wyobraźni ujrzała salę pełną rozwrzeszczanych dzieci w wieku przedszkolnym, domagających się zabawy. Zamiast tego znalazła się w pracowni religijnej. Na ścianach wisiały krzyże, a na półkach leżały Biblie- Święte Księgi Chrześcijan. Kilkadziesiąt czarno ubranych chłopców i dziewcząt przypatrywało się nowej z ciekawością, wszyscy wyglądali na sympatycznych. Salome, przechodząc między ławkami, zauważyła jeden wstrząsający szczegół- każdemu obecnemu w tej sali dziecku brakowało którejś części ciała i wszyscy byli bardzo zaniedbani. W kącie stał chłopiec opierający się na kulach, a jego jedyny ubiór stanowiła mocno już zużyta lniana toga, w pierwszej ławce siedziała dziewczynka o twarzyczce aniołka, ale bez nogi. Miała niesamowicie przetłuszczone włosy i żółte zęby. Salome z obrzydzeniem zamknęła oczy i usiadła jak najdalej od reszty dzieci. Nie chciała przebywać w jednym pomieszczeniu z tymi zapuszczonymi kalekami, miała pretensje do rodziców, że ją tu przenieśli. Zakryła dłonią oczy i zamartwiając się cały czas, nie zrozumiała ani słowa a tego, co tłumaczyła nauczycielka. Gdy wieczorem kładła się spać, marzyła tylko o jednym- o powrocie do domu, do swojego ciepłego, czystego łóżka, do Laurette… Ze swojej torby podróżnej wyjęła koszulę nocną i poszła szukać łazienki. Na korytarzu natknęła się na jedną z nauczycielek.
-Tu nie ma łazienki, złotko.- usłyszała- Wszystkie dzieci kąpią się w rzece, rano. Zszokowana dziewczyna wróciła do pokoju i przebrała się. Dotychczasowe, dzienne ubranie złożyła w kostkę
i odłożyła na krzesło, obok walizek. Gdy się odwróciła, zauważyła ową dziewczynkę o anielskiej twarzy, gładzącej z zafascynowaniem rękaw jej jedwabnej sukienki. Dziecko natychmiast podniosło wzrok i na jednej nodze podskoczyło bliżej łóżka, aby na nim usiąść.
-Cześć, nazywam się Maria. Mam 7 lat. Ty musisz być Salome. Cała szkoła niecierpliwie czekała na twój przyjazd- zapiszczała mała.- Tak się cieszę, że cię poznałam! Masz takie piękne stroje…
-Których ty nigdy nie założysz, ba! Nawet nie dotkniesz!- syknęła wściekła Salome.- Jakim prawem bawiłaś się przy mojej najnowszej sukience? Pewnie mi ją zabrudziłaś. Zresztą, nawet, jakbyś ją kiedyś założyła, nie mogłabyś w niej chodzić, nie byłabyś w stanie…- zaśmiała się ponuro, złośliwie.
Na twarzy Marii pojawiły się łzy. Urodziła się kaleką, ale nie zwracała na ten fakt nigdy uwagi Była zawsze wesoła i szczęśliwa. Aż do teraz…
-Materiał tak mi się podobał. Nie mogłam się powstrzymać…- jęknęła z żalem. Nie tego się spodziewała. Salome spojrzała się na 7- latkę z tłumioną nienawiścią.
-Idź sobie, nie siadaj na tym łóżku, ja tu w końcu będę spać. Albo jeszcze lepiej- umyj się w rzece, dobrze ci zrobi!- wykrzyczała dziewczyna jednym tchem. Zdecydowanym ruchem ręki zepchnęła Marię z łóżka i zabrała się za czyszczenie kołdry. Nowa koleżanka podczołgała się na swoje posłanie
i Salome jeszcze przed zaśnięciem słyszała słowa: ,,Ojcze Nasz, Któryś Jest W niebie…”
Mijały miesiące. Mała bogaczka każdego dnia naprzykrzała się innym dzieciom; popychała słabszych, wyszydzała ich ubogie stroje. Odebrano jej wszystkie sukienki i dano czarną togę z barwionego lnu. W pełni sprawna fizycznie, szybko zaczęła przypominać inne dzieci. Pewnego dnia, za szczególną złośliwość wobec znienawidzonej Marii, Salome miała zostać upomniana przy wszystkich dzieciach. Wszyscy uczniowie zebrali się przed szkolą, na środek wyszła nauczycielka i mała bogaczka.
-Salome… Jest mi bardzo, bardzo przykro, że traktujesz inne dzieci tak, a nie inaczej. Twoi rodzice wysłali cię tutaj, żebyś nauczyła się prawdziwej wartości życia, wartości, która wynosi nie 100 banknotów, wartości, za którą kryje się coś więcej. W związku z twoim zachowaniem zapraszam cię na pewien pokaz. Mam nadzieję, że wyciągniesz z niego właściwe wnioski.- powiedziała nauczycielka, po czym, wraz z Salome znalazła się w Przepięknym Sadzie. Były tu setki drzew; jabłonie, wiśnie, grusze i wiele, wiele innych. Ale uwagę nowo przybyłej przyciągało drzewo rosnące po środku- Wielkie Drzewo. Tak ogromne, że ostatnie gałęzie sięgały nieba. Po chwili nauczycielka odezwała się znowu:
-Moja droga, czy na samej górze widzisz banknot?
-Tak, widzę.
-To bardzo dobrze. Wejdź teraz tam i przynieś mi go.
Salome, choć zniechęcona wizją utraty kolejnego bogactwa na rzecz nauczycielki, zaczęła się wspinać. Z początku szło jej nawet nieźle, ale już po jakimś czasie w rękach i nogach dziewczyny rozszalał się pożar- ból nie do opisania. Nie minęło 10 minut, a Salome poczuła, że nie ma już czym przytrzymywać się gałęzi. Wijąc się w agonii, spadła na wilgotną ziemię. Cały jej tułów pokrywała krew, a w miejscu, gdzie kiedyś znajdowały się nogi i ręce, nie było nic. Pustka… Tylko ból…
-Co ty robisz?!- krzyczała do nauczycielki.- Przestań natychmiast!
- Moja droga. Powiem co teraz coś więcej o miejscu, gdzie przebywałaś przez ostatnie kilka miesięcy: To jest Szkoła Tolerancji. Na lekcjach religii poznajesz Boga i Jego pomocników, a na zajęciach
z teorii ogólnej uczysz się, jak żyć i działać z osobami niepełnosprawnymi. Wbrew twoim przekonaniom, dzieci, które chodzą z tobą do klasy są takie jak ty, całkowicie normalne. Może i nie jesteśmy bogaci, ale twoi rodzice uznali, że doskonale zmienimy twój sposób patrzenia na świat.
A teraz wracamy.- powiedziała nauczycielka. Salome znów znalazła się na dziedzińcu szkolnym. Leżała na ziemi, w kałuży krwi. Spróbowała wstać, ale odkryła, że nie może poruszać rękami
i nogami. Ich po prostu nie było…
Przez kolejne miesiące Salome bardzo się zmieniła. Dzięki lekcji w sadzie zaczęła być miła dla koleżanek i kolegów, pomagała innym w lekcjach, jak tylko mogła najlepiej, a najważniejsze, już nie wyszydzała panującej w Szkole Tolerancji biedy. Gdy w wieku 15 lat wracała z powrotem do domu,
z nieba zstąpił Bóg.
- Salome. Jestem pod wrażeniem twojej przemiany. Widzę, że zrozumiałaś moją naukę. W nagrodę mam dla ciebie prezent.- Bóg dotknął rękoma zniekształconego tułowia dziewczyny, a ta w mgnieniu oka odzyskała utracone przed laty kończyny.
-Dziękuję Ci, Boże. Prowadź mnie dalej swoją Ścieżką Tolerancji.- powiedziała z wdzięcznością. Nikt już od tej pory nie słyszał, żeby kogokolwiek wyśmiała.




Natknąłem się na roztrzaskaną płytę
I twoje zwłoki z ziemi wyrzucone.
Szukałem spojrzenia, które tak kochałem.
Patrzę - oczy wypalone.
 
 
Opowiadania
Axxie 
introhippie



Wiek: 30
Dołączyła: 31 Paź 2013
Posty: 1809
Skąd: kujawsko-pomorskie

Wysłany: 2014-02-10, 22:48   

Green_girl_94, bardzo lubię "Cierpienia..." i niesamowicie podoba mi się Twoja stylizacja na ichniejszy język. :)
Ode mnie może nie opowiadanie, ale synopsis (dla niewtajemniczonych - streszczenie scenariusza, które ma nie więcej niż 1,2 strony, posiada zarysowaną fabułę filmu oraz życie wewnętrzne bohaterów - u mnie akurat z tym krucho). Taki ot sobie film wymyśliłam, wg mojego pana filmowego zakrawa pod skandynawski kryminał...

„Insomnia”

52-letni Jussi jest magazynierem w jednej z Helsińskich sieciówek. Przez większość życia prowadził firmę odziedziczoną po ojcu, która zapewniła mu wysoki status majątkowy. Teraźniejsza praca jest dla niego głównie sposobem na zapełnienie czasu. Ma trójkę dorosłych dzieci oraz żonę – Hannę, z którą są w trakcie procesu rozwodowego, Jussi podchodzi do niego bardzo emocjonalnie zwłaszcza, że Hanna zdecydowała się zakończyć ich związek ze względu na kochanka. Matti, jej nowy ukochany, pracujący w dość mało dochodowym zawodzie i pochodzący z niezbyt zamożnych warstw społecznych podjudza ją do walczenia o majątek za wszelką cenę.
Tryb życia Jussiego - problemy zdrowotne i rodzinne powodują, że zaczyna cierpieć na bezsenność. Z dnia na dzień staje się coraz słabszy, nie chce jednak ulec namowom przyjaciół i udać się do lekarza. Pewnego dnia, wracając zmęczony po pracy do domu nagle traci przytomność. Nad ranem Jussi budzi się w hotelowym pokoju, nie wiedząc co się stało. Zauważa jednak, że najwidoczniej bezsenność ustąpiła ze względu na to iż pamięta co mu się śniło. Po tym „szczęśliwym” wydarzeniu postanawia zapisywać każdy swój sen w specjalnym zeszycie. Szybko zauważa, że dominują w nim motywy morderstw.
Tymczasem w Helsinkach wybucha panika. Nieznany sprawca dokonuje mordów na młodych ludziach, mieszkańcach dzielnicy położonej niedaleko stacji metra. Policja szuka sprawców. Jussi w mgnieniu oka dostrzega, że opisy poszczególnych zbrodni idealnie komponują się z jego sennymi wizualizacjami. Postanawia jednak zataić ten fakt przed policją, a nawet własną rodziną z obawy przed przesłuchaniami i niechybną „sławą” w mediach. Pewnego jednak dnia decyduje się na powiedzenie o swoich snach jednemu z przyjaciół – Tonyemu. Ten radzi mu aby jak najszybciej udał się na policję i opowiedział o swojej przypadłości. Jussi jednak nie widząc głębszego sensu w takim postąpieniu odciąga tą chwilę i stara się jak najdokładniej analizować swoje sny, porównując je z opisami zbrodni.
W dwa tygodnie po pierwszym zabójstwie zamordowana zostaje Astrid, jedna z córek Jussiego i Hanny. Mężczyzna popada w obłęd. Obwiniając się o bierność i śmierć dziewczyny decyduje się udać na policję. Natychmiast wszczęte zostaje postępowanie lekarskie mające na celu ustalenie źródła snów mężczyzny. Lekarze jednak nie wskazują na motywy marzeń sennych – co więcej stwierdzają, że organizm Jussiego ma ograniczone możliwości produkcji melatoniny, a co za tym idzie nie możliwym jest by mógł spokojnie spać i miewać tak konkretne i realistyczne sny. Wskazują również objawy, które dowodzą iż mężczyzna nie spał co najmniej od kilku dni. Zszokowany tym faktem Jussi zostaje poddany nadzorowi. Prokuratura zleca kompleksowe przesłuchanie Jussiego oraz umieszcza go w areszcie. Mężczyzna myśli iż to on w akcie utraty świadomości dokonywał tych wszystkich morderstw. Następnego dnia jednak policja znów zostaje wezwana do zabójstwa.
Po dość krótkim czasie na policję przychodzi Hanna, która objaśnia, że to Matti, którym kierowała żądza odebrania majątku Jussiemu posuwał się do tak niewyobrażalnej praktyki. Po przesłuchaniu Mattiego przyznaje się on do zarzutów i wyjaśnia dlaczego Jussiemu rzekomo śniły się akty morderstw. Był hipnotyzerem. Dzięki swoim „sztuczkom” potrafił skutecznie sprawić, że mężczyzna nie pamiętał samego czynu hipnozy, a jedynie wizualizacje, które chciał zapisać w jego pamięci. Wiedział również, że jeśli zabije jego córkę Jussi sam odda się w ręce policji. Zostaje skazany na dożywocie, a Jussi, ze względu cierpienia na bezsenność skierowany na leczenie. Niestety Jussi i Hanna nie potrafią uratować swojego małżeństwa. Mężczyzna nie jest w stanie wybaczyć swojej żonie, którą obwinia za śmierć ich dziecka.




Gdzie odpłynęły Twoje okręty?


I met my soulmate. He didn't.[/size][/center]
:axel:
 
 
 
Opowiadania
biały królik 
odmieniec



Wiek: 28
Dołączyła: 09 Lut 2014
Posty: 855
Skąd: świat

Wysłany: 2014-03-01, 19:12   

Opowiadania pozwalają mi uciekać od świata realnego. Dobrze wiem, że nigdy w życiu nie uda mi się opublikować mojego małego świata, który jest gdzieś we mnie. A jeśli ktoś chciałby przeczytać to niech pisze na pw. Tak jest łatwiej.



Szuu - powiedział ręcznik, fan wielkich prędkości.
 
 
Opowiadania
sadsoul
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-26, 18:13   

Ja zajmuję się pisaniem już od niemalże sześciu lat, kształcę się w tym kierunku i wiążę z tym moją przyszłość. Jest to mój sposób na wyrażenie wszystkich, kłębiących się w mojej głowie myśli. Obecnie znaleźć mnie można tutaj http://welcome-in-brutal-world.blogspot.com/ Osobiście nie widzę w tym opowiadaniu nic ciekawego czy nadzwyczajnego, a jednak są osoby, którym się ono podoba. Jeśli znajdziecie się wśród nich - będzie mi niezmiernie miło. Nie gardzę również konstruktywną krytyką (;
Może zamieszczę tutaj chociaż fragment tego, co już jakiś czas temu wypełzło z mojej głowy:

Ciemno. Tak ciemno. Krople intensywnego deszczu rozbijały się z głuchym trzaskiem o brukowane uliczki. Niektóre z nich ginęły w odmętach brudnych kałuż. W tej ponurej atmosferze jeszcze jeden dźwięk mógłby przyprawić o dreszcze. Odgłos obcasów, stukających w szybkim tempie o mokry chodnik. Ich właścicielka biegła ile tchu w płucach. Tchu, którego powoli jej brakowało. Z dławiącym jej gardło szlochem pokonywała kolejne odległości, jednak z czasem przerwy między krokami wzrastały. Biegła wolniej i wolniej, aż w końcu oprócz ulewnego deszczu nie było słychać już nic. Kompletnie nic.

– Pani dyrektor, oto ci młodzi i dojrzali ludzie, o których tyle dobrego pani opowiadałem.
Lekko otyły mężczyzna wszedł przez białe drzwi do jasno oświetlonego słonecznymi promieniami pomieszczenia i spojrzał na siedzącą na ciemnym biurkiem kobietę. Na jego widok wstała i ze słabym uśmiechem przebiegła wzrokiem po wchodzącej za nim czwórce licealistów.
– Dzień dobry – powiedzieli równocześnie i stanęli w równym rządku.
– To Emma, Alice, Patrick i Mikael. Moi drodzy, to pani dyrektor Miranda Paper, która w akcie swej łaski i dobroci udzieliła nam zezwolenia na wolontariat.
– Atrhurze, niesnaski dorosłych powinny zostać tylko między dorosłymi – odrzekła kobieta surowym głosem, tak niepasującym do jej łagodnej twarzy. – Witam was w tym... tak wiele znaczącym dla mnie miejscu. Mam nadzieję, że będziecie prawidłowo spełniać swoje obowiązki wolontariuszy.
– Oczywiście, że będziemy – powiedziała wysoka blondynka, której na imię było Alice.
– Bardzo mnie to cieszy. Chodźcie. Pokażę wam co będzie należało do waszych obowiązków.

Oprowadzeni po całym budynku, tak bliskim sercu pani Paper już następnego dnia zaczęli swoją „pracę”. Starali się zachowywać swobodnie, jednak fakt, iż przebywają w Szpitalu Psychiatrycznym nieco ich krępował.
– Mike, co o tym wszystkim sądzisz? – zapytał blondwłosy Patrick, doganiając na jednym z korytarzy swojego przyjaciela.
– O czym?
– No... o tym całym wolontariacie. To trochę... dziwne – mruknął, krzywiąc się nieznacznie. Ci ludzie... oni mnie przerażają. Alice i Emma powiedziały to samo.
– Patrick... To są zwykli ludzie. Poza tym... nie widzisz ich tak często.
– No niby tak, ale...
– No ilu ich zobaczyłeś?
– Dwóch.
– Właśnie. Pani Paper postarała się o to, byśmy się z nimi nie widywali. Po prostu pomagamy pielęgniarkom.
Mikael uciął temat, nie chcąc się nawet w niego zagłębiać. Nie miał ochoty na sprzeczki z kolegą na temat ludzi chorych. Czy to była ich wina, że los zbiegł trochę z torów? Nie. Przecież wciąż byli zwykłymi ludźmi.
– Mike? Patrick?
Zza jego pleców rozległ się nieco zaniepokojony głos.
– Co jest Em? – zapytał czarnowłosy, odwracając się w jej stronę. Stała razem z Alice i obie wyglądały na nieco wystraszone. – Nie mówcie mi, że reagujecie jak on – powiedział, wskazując na kumpla.
– Nie, ale... tamta dziewczyna jakoś dziwnie patrzy w waszą stronę – szepnęła Alice i wzrokiem naprowadziła ich na stojącą nieopodal istotkę. Na oko osiemnastoletnia, wręcz chuda dziewczyna stała oparta o ścianę. Kiedy tylko zobaczyła, że jej się przyglądają spuściła głowę w dół. Rude, splątane włosy całkowicie zakryły jej twarz.
– Boże... Boję się jej – powiedział dość głośno Patrick i szybko odwrócił głowę w stronę swoich koleżanek. Mikael jednak pozostał nieruchomo.
– Jest straszna – dodała Emma.
Na dźwięk słów nieznajoma uciekła, potykając się o własne nogi.
– Jesteście beznadziejni – warknął brunet. – Idźcie lepiej do pielęgniarek. Sam zajmę się resztą.
Wyrwał Alice tacę z lekami i ruszył przed siebie korytarzem.
– Co go ugryzło?
– Nie wiem. Chodźcie.

Zagryzając z poirytowania zęby rozdawał napotkanym pielęgniarkom lekarstwa, które zabrał koleżance. Może i dla jego znajomych było to dziwne, ale on lubił te zajęcia. Czuł dziwną empatię do tych wszystkich ludzi. Nie współczuł im. On po prostu traktował ich jak równych.
Przystanął nagle w odległości kilku metrów od owej rudowłosej dziewczyny. Klęczała na środku korytarza, mrucząc coś do siebie. Z początku niezrozumiałe dla niego zachowanie nieznajomej zaczęło nabierać sensu, gdy po cichu podszedł nieco bliżej. Na podłodze leżało kilka kredek i długopisów.
– Pomóc ci? – zapytał, przyglądając się jej.
Kiedy usłyszała jego głos podskoczyła lekko i spojrzała na niego z przestrachem.
– Nie, nie, nie. Dziękuję – szepnęła i szybko zaczęła wkładać wszystkie rzeczy do kieszeni szarych, przetartych dresów.
– Poczekaj, spokojnie.
Kucnął obok niej i z lekkim uśmiechem spojrzał w jej twarz. Kiedy po raz drugi odwróciła się w jego stronę zauważył, że ma błyszczące, duże zielone oczy.




 
 
Opowiadania
Arya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-26, 22:07   

Przeczytałam ten fragment, więc odniosę się tylko do niego, nie zaś do całości. ;)
sadsoul napisał/a:
To Emma, Alice, Patrick i Mikael. Moi drodzy, to pani dyrektor Miranda Paper, która w akcie swej łaski i dobroci udzieliła nam zezwolenia na wolontariat.

Dlaczego używasz imion angielskich, a nie polskich? Nie jest to oczywiście błąd, z tym że zastanawia mnie taka tendencja wśród wielu osób, które zaczynają swoją przygodę z pisaniem. Polskie imiona jakoś gorzej brzmią, czy o co chodzi?
sadsoul napisał/a:
Zagryzając z poirytowania zęby rozdawał napotkanym pielęgniarkom lekarstwa, które zabrał koleżance.

Popracowałabym nad takimi zdaniami, albo lepiej - w ogóle starałabym się unikać takich konstrukcji, bo nie dość, że są składniowo niepoprawne, to i wprowadzają zbyt wiele informacji na raz. Ciężko mi sobie wyobrazić scenę, w której ktoś jednocześnie zagryzał zęby, był poirytowany, rozdawał lekarstwa, spotkał pielęgniarki i zabrał te lekarstwa koleżance, trochę wyszedł z tego taki misz-masz, i w połowie tego zdania się zgubiłam... Zamiast tego można to sformułować w taki sposób: Zagryzł zęby i poirytowany zajął się rozdawaniem ulotek napotkanym pielęgniarkom. Na przykład.
Ogólnie myślę, że całkiem fajnie się to opowiadanie czyta, i jest ok. Zastanawiałam się jeszcze czy nie napisać czegoś o sposobie wprowadzania kolejnych wydarzeń, ale nie wiem, jaką długość ma Twoje opowiadanie? To taka krótka, jednowątkowa historyjka czy coś dłuższego?

[ Komentarz dodany przez: Mustela Nivalis: 2014-05-26, 22:12 ]
Ja jestem lekko naćpana, więc tylko komentuję. :>
Czy zęby można zagryzać? Jakoś mi się to, nomen omen, gryzie. Wargi się zagryza, zaciska się zęby. Chyba. Ćpanie tag barso.



<<< Dodano: 2014-05-26, 22:17 >>>


I tak, nawet już nie zwróciłam uwagi na te zęby, rzeczywiście jest tak jak pisze Łasica. :roll3:




 
 
Opowiadania
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 12