Jak nazwa tematu wskazuje - będzie tutaj o podróżowaniu stopem.
Ja mam mieszane uczucia co do takiego poruszania się. Sama autostopowiczów podwoziłam wielokrotnie, bardzo lubię rozmowy z nowymi ludźmi i zdobywanie nowych znajomości. Jechałam autostopem raz, i to za granicą, w Norwegii. Sporo się wtedy naczekaliśmy na kogokolwiek, kto chciałby nas podwieźć... dopiero po dwóch godzinach spotkaliśmy sympatycznych Polaków. Jeśli już wybieram stopa, to nigdy nie podróżuję w ten sposób sama (dla bezpieczeństwa).
W tym roku jednak dostałam propozycję wyjazdu stopem na... Węgry. Odległość trochę mnie przeraża i raczej wolałabym tam pojechać tradycyjnymi środkami komunikacji. W końcu... nie chciałabym tam jechać stopem przez kilka dni (przy mniejszym szczęściu do łapania samochodów).
Czy macie jakieś doświadczenia z tym związane? Podróżowaliśmy sami stopem, a może podwoziliście kogoś przy okazji? Na jakie najdłuższe trasy wybieraliście się w ten sposób?
A jeśli nie, to chcielibyście zaszaleć i spróbować?
Warto czy przeciwnie, istnieje zbyt duże ryzyko i raczej wybieracie tradycyjne środki komunikacji?
Jechałam stopem wiele razy, zawsze z kimś, zazwyczaj na jakimś wyjeździe związanym z harcerstwem, więc byłam w mundurze i ludzie bardzo chętnie się zatrzymywali. Poznałam naprawdę świetne osoby, zazwyczaj były to jakieś starsze małżeństwa, które całą drogę opowiadały o swoich przygodach jak byli młodsi. Najciekawsza podróż stopem to tirem albo... samochodem zakładu pogrzebowego. Przez całą drogę zastanawiałyśmy się z koleżanką, czy miejsce na trumnę jest zajęte... Na pożegnanie dostałyśmy wizytówki, co było trochę dziwne.
She always has a smile
From morning to the night
Ostatnio zmieniony przez Fenoloftaleina 2016-07-15, 20:31, w całości zmieniany 1 raz
samochodem zakładu pogrzebowego. Przez całą drogę zastanawiałyśmy się z koleżanką, czy miejsce na trumnę jest zajęte... Na pożegnanie dostałyśmy wizytówki, co było trochę dziwne.
Ojejku, jaka świetna historia. Rozumiem, że nie spotkałaś się nigdy z nieprzyjemnymi zachowaniami ze strony osób prowadzących samochód?
Arya, nigdy żadnego nieprzyjemnego zachowania, sama jestem zaskoczona, że zawsze trafiłam na ludzi bardzo chętnych do rozmowy, do opowiadania jakiś historii albo często o miejscu, w którym jesteśmy. Myślę, że to trochę kwestia tego, że my jako harcerki też im opowiadałyśmy, co ciekawego robimy na obozie.
Moim rodzicom średnio się podoba taki sposób podróżowania, ale sami też kilka razy podwozili autostopowiczów.
Arya, moja znajoma z pracy w kwietniu pojechała stopem do Włoch. Cała wycieczka, łącznie ze zwiedzaniem takich miast jak Wenecja, Florencja czy Padwa, kosztowała ją ok 200 euro. Wróciła uśmiechnięta, opalona,czy wypoczęta to nie wiem i szczerze wątpię.
Kiedyś byłem z bratem 500 km od naszego rodzinnego miasta i powieźliśmy dziewczynę, która łapała stopa, okazało się, że jest z tego samego miasta co my .
"Gdybym kiedyś odszedł stąd, nie obrażaj się na śmierć."
Mam znajomego który stopem przejechał Polskę, Litwę, Łotwę, Estonię, Rosję, Mongolię, Chiny, Laos, Kambodżę, Tajlandię, Birmę, Malezję, Singapur, Indonezję. Generalnie całą Azję
Cytat:
Pokonałem około 41 720 kilometrów. W tym 25 824 kilometrów autostopem, 4 346 kilometrów koleją, 390 kilometrów autobusem, 760 kilometrów morzem, 10 400 kilometrów powrotnych samolotem i niezliczoną odległość na własnych nogach.
Ja osobiście chyba bym się nie zdecydowała aż na taką wyprawę, ale na krótszą czemu nie.
W sensie, że to nie była... no, samoistna inicjatywa autostopowicza?
Nie mam pojęcia.
Zastanawiam się zawsze jak czytam o takich wyprawach nie tylko skąd miał taki pieniądze na wyposażenie, transport, jedzenie, wizy itd. ale też kto opłacał jego mieszkanie, kiedy stało puste, co z pracą, którą na pół roku porzucił, bo trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś sobie brał taki długi urlop, a potem szef go witał z otwartymi ramionami albo żeby zamykał firmę na tyle czasu i nie wypadał z rynku.
Nie wydaje mi się, żeby zbyt wiele osób było tak bogatych, żeby było skłonnych sobie pozwolić na coś takiego bez sponsora - czy to jakieś firmy, czy rodziny, kredytu, czy cholera wie czego.
Zastanawiam się zawsze jak czytam o takich wyprawach nie tylko skąd miał taki pieniądze na wyposażenie, transport, jedzenie, wizy itd. ale też kto opłacał jego mieszkanie, kiedy stało puste, co z pracą, którą na pół roku porzucił, bo trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś sobie brał taki długi urlop, a potem szef go witał z otwartymi ramionami albo żeby zamykał firmę na tyle czasu i nie wypadał z rynku.
Nie wydaje mi się, żeby zbyt wiele osób było tak bogatych, żeby było skłonnych sobie pozwolić na coś takiego bez sponsora - czy to jakieś firmy, czy rodziny, kredytu, czy cholera wie czego.
Może to kwestia czasu takiej podróży. Myślę, że taka wyprawa na 3 miesiące byłaby jak najbardziej wykonalna, chociażby dla studentów w okresie wakacji.
Uwielbiam jeździć autostopem na dłuższe czy krótsze odległości. Moja najdłuższa podróż to 1800 km do Włoch.
Często słyszę od ludzi, że "kiedyś to świetnie się jeździło autostopem, a teraz to jest niebezpiecznie". W mojej opinii jest to najbardziej absurdalna opinia o tym środku transportu, jakie może być. Żyjemy w najbezpieczniejszych czasach znanych ludzkości. 40 lat temu, gdyby ktoś mnie wywiózł i próbował mi zrobić krzywdę nikt nie byłby w stanie mnie namierzyć czy mi pomóc. W obecnych czasach jest to możliwe. W tym celu fajnie jest cały czas utrzymywać z kimś kontakt przez wiadomości tekstowe jeżeli mamy jakieś obawy. Typu: "Wsiadam do samochodu X. Kierowca ma mnie podwieźć do Y."
Co śmieszne mam wrażenie, że autostopowicze boją się kierowców w takim samym stopniu jak kierowcy autostopowiczów. Nie raz byłam świadkiem sytuacji, w której kierowca robił "wywiad" osobie, którą miał wziąć. Pytał o to skąd jest, w jakim celu jedzie - próbował sprawdzić, czy autostopowicz nie będzie zagrożeniem.
Aryo, Węgry są... Blisko. Zawsze warto wybadać kraj do którego się jedzie.
Np.: we Włoszech branie autostopowiczów jest karalne, jeśli dojdzie do wypadku, to kierowca nie otrzyma odszkodowania =praktycznie żaden Włoch nie chce brać autostopowiczów (do swoich zwykle dwuosobowych, malutkich samochodzików)
Np.: W Niemczech praktycznie wszyscy ludzie 40+ jeździli kiedyś autostopem, w związku z tym bardzo łatwo złapać stopa na bardzo duże odległości, poza tym mają świetne drogi, więc 100 km czy 500 km pokonuje się bardzo szybko w przyjemny sposób.
Cytat:
Odległość trochę mnie przeraża i raczej wolałabym tam pojechać tradycyjnymi środkami komunikacji.
Troszkę jest tak że bardzo przyjemnie jest nie płacić za przejazd. Autostop ma wiele plusów, natomiast chyba niczego nie powinno się robić na siłę. Jeśli czujesz, że nie jesteś gotowa na tak długą trasę, to może warto spróbować od czegoś krótszego?
Cytat:
Warto czy przeciwnie, istnieje zbyt duże ryzyko i raczej wybieracie tradycyjne środki komunikacji?
Ode mnie...:
- Nigdy nie dajcie się wysadzić na środku autostrady... Np.: w Niemczech można dostać za to olbrzymi mandat.
- Jeżeli jestem w jakiejś dupie, podchodzę do ludzi na stacji i pytam czy jadą w moją stronę. Czasami przejechanie jednej stacji dalej może skrócić podróż o kilka godzin.
- Kierowca, który mnie podwozi zawsze ma rację. Jeśli jest za równouprawnieniem bananów, to ja też.
- Generalnie kierowcy na stacjach benzynowych przy autostradzie są znacznie bardziej uprzejmi niż kierowcy na małych, podmiejskich drogach. Praktycznie zawsze można z nimi przejechać większe odległości
- Jeśli zastanie mnie noc, to spanie na stacji benzynowej też może być przyjemne.
- Im bliżej do stereotypowego wyglądu wprawionego podróżnika, tym łatwiej jest złapać...
Edit:
Cytat:
ale też kto opłacał jego mieszkanie, kiedy stało puste
Moja znajoma zawsze gdy wyjeżdża nawet na weekend w sprawach służbowych po prostu udostępnia swoje mieszkanie tu: https://www.airbnb.pl/ . Mimo że sama je wynajmuje, to uzgodniła to z właścicielką i nie ma w tym problemu. Ona ma pieniądze na spontaniczne podróże, a wszyscy są zadowoleni.
Kto nam to wszystko sfinansował? My sami. W sierpniu 2013 wyjechaliśmy na półtora roku do Niemiec. Marta pracowała w winnicy, potem sprzątała domy a na koniec trafiła do firmy eventowej. Damian był ślusarzem, nawigatorem dźwigów, magazynierem, budował ekologiczne domy, pracował w fabryce, handlował, a na koniec był operatorem maszyn w firmie recyklingowej. Wspólnie puszczaliśmy też bańki mydlane. Oszczędności starczyło, i na samą podróż, i na odnalezienie się w Polsce po podróży.
Poza tym istnieje Couchsurfing, zawsze można liczyć też w nagłych wypadkach na życzliwość ludzi. Np.: w Nepalu, na północ od Katmandu praktycznie każdy tubylca chętnie przyjmie "białego" u siebie, nawet jeśli miałoby go to kosztować dużo. Ludzie są niesamowici. Potrafią dać bardzo wiele, nawet jeśli sami mają mało.
"Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy."