Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
Autor Wiadomość
sentimenti 
Instruktor terapii



Wiek: 35
Dołączyła: 10 Lip 2011
Posty: 185
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2011-10-13, 16:56   "Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"

Rozpisałam się, lecz po krótce nie udałoby się opowiedzieć tego wszystkiego.
Jeżeli ktoś to przeczyta, to podziwiam
Historia mojej choroby zaczęła się tak dawno, że nawet nie jestem sobie w stanie tego przypomnieć. Najprawdopodobniej chorowałam całe życie i przez całe życie, byłam wychowywana w nieodpowiednich przekazach.
Jako dziecko swoje wszystkie uczucia zatapiałam w jedzeniu, oczywiście nie zdając sobie z tego kompletnie sprawy. W podstawówce poszłam do klasy o profilu sportowym, dużo pływałam, lecz pomimo to byłam „większa” niż moi rówieśnicy. Była to minimalna różnica (moja terapeutka nie widziała żadnego grubego dziecka, kiedy przyszła konfrontacja ze zdjęciami z tamtego okresu), ale jednak właśnie ją wytykali mi nauczyciele, trenerzy, rówieśnicy, jak i sama rodzina, w tym rodzice, babcia, wujkowie, ciotki a nawet bracia. Dla moich braci był to dobry sposób, by mnie zranić, bo to bardzo mnie bolało jako dziecko. Nocami płakałam z tego powodu, bo u moich rodziców nie mogłam szukać wsparcia, oni nie rozumieli, z czasem udawali, że tego nie widzą. Mama od moich najmłodszych lat, stosowała wobec mnie przeróżne diety, bym tylko wyglądała, tak jak inne dzieci w jej mniemaniu.
W wieku 10 lat zmarła babcia. Wtedy wszystko czego byłam świadoma i teraz również jestem się rozpoczęło. Mama wpadła w głęboką rozpacz, a ja zostałam sama sobie. Sama wstawałam na poranne treningi przed godziną 7:00, sama robiłam sobie śniadanie, sama przygotowywałam się do szkoły, sama do niej szłam, wracałam, odrabiałam lekcje, sprzątałam. Stałam się również odpowiedzialna za wszystko. Zapytana o to, w co bawiłam się w dzieciństwie, po śmieci babci, nie potrafiłam wymienić choćby 3 rzeczy i do dzisiaj nie potrafię. Kiedy wszystko nawarstwiło się, a obok mnie nie było nikogo dorosłego, wtedy również zaczęłam się okaleczać, miałam wtedy jakieś 12 lat, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po coś ostrego. I w taki oto sposób przez długi, długi czas radziłam sobie z uczuciami i emocjami, z odrzuceniem i samotnością.
Rodzice, kiedy byłam w liceum w końcu odkryli mój sekret, zobaczyli moje blizny, przyznałam się, obiecałam, że już tego więcej nie zrobię. Tak też było przez okres jakiś 6 miesięcy. Oni się zmienili, więc i ja też postanowiłam się postarać. Kiedy oni przestali, ja również stwierdziłam, że mogę moją obietnicę złamać. I wszystko zaczęło się na nowo.
Od tamtego czasu, więcej się o tym nie dowiedzieli. W tamtym też czasie poznałam wspaniałą osóbkę, tak tak fleur, to o Tobie. Przypadek (a może przeznaczenie) sprawił, że nasze drogi się skrzyżowały i tak już drepczemy sobie ładnie razem. Dzięki niej nie zostałam sama z tym. Liceum się skończyło, a rozpoczęły się studia, czyli jak dla mnie czas „jawnych zaburzeń odżywiania”. Z dnia na dzień zaprzestałam jedzenia, nie czułam potrzeby spożywania jakiegokolwiek pokarmu, picia jakiegokolwiek napoju. Przez długi okres tak właśnie funkcjonowałam, potem wszystko przerodziło się w bulimię. Po tym wszystkim mój organizm był osłabiony, a ja nie miałam najmniejszych chęci do życia. W międzyczasie uczęszczałam na grupę wsparcia gdzie poznałam dwie osoby, które z czasem stały mi się bardzo bliskie. Łączyła nas podobna historia, a raczej podobna choroba. Znów poczułam, że nie jestem z tym sama, że nie jestem dziwolągiem, że nie muszę być wychudzona, by ktoś uznał, że mam problem. Że nie tylko ja mam takie myśli, że nie tylko ja mam takie schematy działań. Było nas więcej. Jednak cały czas zapierałam się rękoma i nogami, że do psychologa ani innego lekarza od głowy nie pójdę. Nie chciałam komuś opowiadać tego wszystkiego co się ze mną działo, za co było mi ówcześnie wstyd. Minęło trochę czasu, a mi się nie polepszyło, właściwie to można uznać, że było tragicznie. Wtedy właśnie pojawiły się myśli samobójcze, nie chciałam istnieć, a wyobrażanie sobie mojej śmierci, dawało mi pewnego rodzaju ulgę. Urodziny przyjaciółki, dzień który bardzo dobrze zapamiętałam, ale nie przez to, że było fajnie, że super się bawiłam. Wręcz przeciwnie siedziałam w osobnym pomieszczeniu, przed komputerem i płakałam, pisząc na forum. Tam właśnie znalazła się osoba, kobieta, która załatwiła mi wizytę u psychiatry, która prosiła o moje przyjęcie w ciągu dwóch dni, która przedstawiła moja historię, przez co nie musiałam nic mówić, dobrze, bo i tak nie byłam w stanie. Ze mną poszła tam przyjaciółka ze studiów, którą poinformowałam co się dzieje, dopiero, kiedy otrzymałam skierowanie na oddział dzienny, kiedy to miałam przerwać studia lub rozpocząć je w trybie indywidualnym. Biegałyśmy po całym Trójmieście, by tylko zostać przyjętą, by tylko ktoś się mną zajął. Niestety, nigdzie nie było dla mnie miejsca. W jednym z oddziałów przeszłam konsultacje, raptem trzy spotkania. Potem zostałam znów z niczym, czekając na otworzenie grupy. Moi rodzice w międzyczasie dowiedzieli się o mojej chorobie, tata zaczął zadawać ”głupie” pytania, mama zaczęła płakać, a ja chora córka zaczęłam ją przytulać, pocieszać, zapewniać, że wszystko będzie dobrze. Trochę wszystko się uspokoiło, mój stan jakoś się unormował, jeżeli kiedykolwiek można było to tak określić, a termin terapii niestety nie był możliwy do zrealizowania. Ludzie na studiach zaczęli plotkować, zaczęli wtrącać się w moje życie, doszło nawet do tego, że „odwiedzali” moich rodziców, chcąc dowiedzieć się prawdy, czy choruje czy nie. Rodzice zapomnieli o tym czego się dowiedzieli, myśląc, że wszystko jest już dobrze, i tak jest do dnia dzisiejszego. Dzięki mojej znajomej poznałam ośrodek, w którym ona odbywała terapię, czasami jeżdżąc z nią. Zdecydowałam się zapytać o to czy istniała by możliwość mojego leczenia (nigdy tak daleko nie było mi do drzwi). Zdecydowałam się, czekałam na telefon, zadzwonili, i wtedy wszystko się zaczęło.
Rozpoczęło się od diagnozowania mnie, potem została przydzielona mi terapeutka. Cieszyłam się i bałam jednocześnie. Przez okres do rozpoczęcia wakacji spotkania odbywały się regularnie, dawały efekty. Niestety nagle wszystko, w moim mniemaniu, legło w gruzach. Moja terapeutka, musiała odejść. Wydawało mi się to końcem świata, jednakże zaznaczyła, że mogę kontynuować u niej terapię prywatnie lub też tutaj, w tym ośrodku. Zapewniła mnie, że po wakacjach, ponieważ wszystko musi się ułożyć, będzie ktoś tutaj na mnie czekał, kto zaopiekuje się. Chciałam pójść prywatnie, lecz brak funduszy i niewiedza moich rodziców sprawiły, że byłam w kropce. Jednak zdecydowałam się zadzwonić do ośrodka. Wizyta umówiona, kolejna obca dla mnie osoba, kolejne zwierzanie, wszystko od początku. Okazało się, że ona mnie kojarzyła, widziała mnie nieraz w poczekalni, oczywiście ja jej nie kojarzyłam, bo wiecznie siedziałam ze spuszczoną głową, bojąc się kolejnego spotkania.
Z G. przeszłam naprawdę całą najtrudniejszą drogę. Moje płacze, moje upadki, moje podnoszenie, powroty do choroby. Moje wykrzyczane bóle, moje wyznania, że nigdy nie czułam się dość dobra dla mojej mamy, że zawodzę, że nigdy nie spełniam oczekiwań. Był również moment, kiedy przestałam przychodzić. Niefartem było, że w kiepskim momencie dla mnie, G. zachorowała, a ja wykorzystałam moment i zaniechałam spotkań. Było bardzo źle, znów nie jadłam, odmawiałam jakiejkolwiek współpracy, zamknęłam się i nie docierało do mnie, że moje życie jest w zagrożeniu, że to co robię za niedługi czas doprowadzi mnie do drewnianej trumny. Myślałam, że to żart, a raczej po prostu nie brałam tego na poważnie. To dzięki przyjaciółce, która zaprowadziła mnie z powrotem do ośrodka, która ze mną była i pomogła mi wejść, i pokonać strach i wstyd, wróciłam. Kiedy otworzyłam drzwi gabinetu G., kiedy mnie zobaczyła, nie musiałam nic mówić, ona wiedziała. Powrót niczego tak szybko niestety nie zmienił, nadal robiłam to co robiłam, a właściwie nic. Przychodziłam na spotkania, cały czas nic nie jedząc. I wtedy nadeszła dla mnie najgorsza próba, kiedy G., zaczęła grozić mi szpitalem. Wiedziałam wtedy, że to nie jest żart. Było ciężko jak nigdy, bo przecież nie potrafiłam normalnie zjeść jednej suchej bułki dziennie. Moje cało było coraz słabsze, ludzie widzieli tylko kości, przeźroczystą jak papier twarz, szarą skórę, zmęczone oczy. Ja czułam wolniej bijące serce, odmawiające posłuszeństwa nogi, ręce, mdlałam. Wizja szpitala zbliżała się, na szczęście G., zawsze we mnie wierzyła i tym razem nie przestała.
Chyba właśnie od tamtego czasu moje życie, moje zdrowie, ja sama wewnętrznie zaczęłam zdrowieć tak na prawdę. Pomimo upadków, pomimo słabości, za każdym razem się podnosiłam. Nauczyłam się normalnie jeść, rozmawiać, wyrażać uczucia. Wybaczyłam sobie, odpowiedzialność za chorobę zdjęłam z dziecka jakim byłam, a przeniosłam na osoby za to odpowiedzialne – na dorosłych, którzy nie zaopiekowali się mną. Zaakceptowałam siebie, taką jaką jestem, z takimi nogami jakie mam, z takim tyłkiem jaki dostałam i ze wszystkim co tylko jest do mojej dyspozycji.
Po prawie 4 latach teraz terapia jest tak na prawdę zakończona. Wszystko co mogłam rozwiązać i uporządkować w sobie zrobiłam. Zostały mi tylko kosmetyczne rzeczy związane z moją rodziną, ale to już i tak niczego nie zmieni, nie cofnie zmian jakie zaszły we mnie, w moim życiu.

Pierwszy raz od na prawdę długiego czasu, niedawno spróbowałam.
Wszystko w tym momencie było dziwne, ponieważ w cięciu nie szukałam rozwiązania problemu.
Chciałam zwyczajnie poczuć coś, wyrwać się ze stanu otępienia.
Nie poczułam kompletnie nic, jedynie na chwilę przeraziłam się. To nie było to czego chciałam, czego oczekiwałam. Nic mi to nie dało. Nic co dawało przez około 10 lat.
Nie żałowałam tego co zrobiłam i nie żałuję do dzisiaj, i pewnie już nigdy tego nie pożałuję.
Co więcej, jestem zadowolona z tego co zrobiłam, choć może to zabrzmieć dziwnie.

Zadowolona, ponieważ jest to dla mnie jednoznaczny dowód, że to już mnie nie dotyczy. Absolutnie mnie to nie rusza. Potrafię sobie wybaczyć każdy upadek, potrafię wybaczyć sobie przeszłość. Rany się zagoją, ja o tym zapomnę, choć blizny będą mi o tym przypominać. Teraz już nie jest to częścią mojego życia, a ostre narzędzia nie są dla mnie żadnym zagrożeniem.

Jestem wdzięczna wszystkim za wsparcie. Przede wszystkim moim przyjaciółkom, były one ze mną zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Ludziom, którzy dodawali mi sił, którzy przypominali, że jestem silna i poradzę sobie, to niezwykle wiele dla mnie znaczyło. Największą wdzięczność mam do G., która nigdy mnie nie zostawiła, która uratowała moje życie, która nauczyła mnie żyć. Pozwoliła mi „dorastać na jej oczach”, dała mi drugie życie, pozwoliła żyć. Przekazała na prawdę wiele prawd o życiu, o świecie i o ludziach. Stała się na zawsze częścią mojego życia.





Ostatnio zmieniony przez 2013-10-19, 14:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
Euphoriall 



Wiek: 34
Dołączyła: 18 Gru 2009
Posty: 10445
Skąd: świat

Wysłany: 2011-10-13, 17:46   

Zwykle nie czytam tak długich postów, ale jeżeli chodzi o ED i schizofrenię to mam do nich sentyment, bo sama choruję od dzieciaka.
Fajnie, że wybroniłaś się przed szpitalem, super, że masz przyjaciółki, na które zawsze możesz liczyć, że wyszłaś z najgorszego i zakończyłaś terapię. To duży sukces.
:)




Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
Duszka 
zamknięta



Wiek: 33
Dołączyła: 18 Sie 2010
Posty: 2282
Skąd: zachodniopomorskie

Wysłany: 2011-10-13, 17:52   

sentimenti, oj... naprawdę dużo wysiłku kosztowało Cię wyznanie tego wszystkiego (mam takowe wrażenie). Cieszę się, że czujesz oczyszczenie i że terapia Ci dużo dała. Cieszę się, że miałaś takie oddane przyjaciółki. Mam nadzieję, że nigdy nie wróci Ci choroba i wszystko ułoży się dobrze.



"Nie jest łatwo oddać słowami... czym jest prawdziwa zabawa. Ale ogólne wrażenie z obserwacji niemal wszystkich gatunków ssaków, to wir nieskrępowanej, beztroskiej żywiołowości"
dr Jaak Panksepp
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
wirus
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-13, 19:38   

sentimenti, nie zdarzyło mi się nigdy czytać takiej długości posta, ale przeczytałam, cieszę się że pomimo tego wszystkiego wyszłaś na prostą, podziwiam.



 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
sentimenti 
Instruktor terapii



Wiek: 35
Dołączyła: 10 Lip 2011
Posty: 185
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2011-10-13, 19:52   

Psychosis napisał/a:
Zwykle nie czytam tak długich postów
Wiem, trochę mi się literek ponaciskało :P
Psychosis napisał/a:
Fajnie, że wybroniłaś się przed szpitalem

Tak na prawdę już nie miałam innej możliwości, bo każde kolejne spotkanie przybliżało mnie do niego. To było jedyne co mnie przerażało, tak samo jak to, że rodzina się dowie albo, że umrę.
Psychosis napisał/a:
że wyszłaś z najgorszego i zakończyłaś terapię

Sama w to jeszcze nie wierzę, bo kiedyś wydawało się to odległe, a dzisiaj ... dzisiaj jest przeszłością.
Duszka napisał/a:
naprawdę dużo wysiłku kosztowało Cię wyznanie tego wszystkiego

Powrót do tego wszystkiego, pomimo wszystko nie był łatwy, ale to przyniosło tak jak mówisz oczyszczenie :)
Duszka napisał/a:
Cieszę się, że miałaś takie oddane przyjaciółki. Mam nadzieję, że nigdy nie wróci Ci choroba i wszystko ułoży się dobrze.

Ja też się z tego cieszę, bo to osoby warte tej przyjaźni. I również mam nadzieję, że choroba już nie zagości.

Psychosis, Duszka, aśka., dziękuję dziewczyny :* :* :*





 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
megi-s 
piguła


Dołączyła: 29 Lis 2010
Posty: 2687
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2011-10-13, 19:56   

sentimenti, masz dużo szczęścia, że mimo tego że rodzina nie dała Tobie wsparcia, zostałaś sama ze wszystkim jako dziecko to potem znalazłaś przyjaciółki, które pomogły Ci się pozbierać. No i trafiłaś na dobrą terapeutkę. Ja ze swojej terapii znam motyw zrzucania nadmiernej odpowiedzialności z dziecka i przenoszenia na dorosłych i jeszcze naprawiania błędów dorosłych gdy to ja byłam dzieckiem i oczekiwałam wsparcia i pomocy. sentimenti, :tuli: powodzenia w walce o siebie i dalszych sukcesów życzę :)



AMOR OMNIA VINCIT
:piguła:
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
sentimenti 
Instruktor terapii



Wiek: 35
Dołączyła: 10 Lip 2011
Posty: 185
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2011-10-13, 20:07   

megi -s napisał/a:
sentimenti, masz dużo szczęścia, że mimo tego że rodzina nie dała Tobie wsparcia, zostałaś sama ze wszystkim jako dziecko
Za to jestem moim rodzicom paradoksalnie wdzięczna. Gdyby nie ten fakt, nigdy nie byłabym tak silna jak jestem teraz. Wiem, że mogę poradzić sobie ze wszystkim :)
Żałuję, że moją terapeutkę poznałam w takich okolicznościach, bo jest dla mnie kimś więcej jak osobą mnie leczącą. Przede wszystkim pomimo różnicy wieku, jestem z nią na 'Ty', rozmawiamy swobodnie, czasami opowiada mi o sobie, więc to takie wzajemne rozmowy, oczywiście nie zamieniamy się rolami ;)
megi -s napisał/a:
sentimenti, powodzenia w walce o siebie i dalszych sukcesów życzę

dziękuję megi -s, :*





 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
megi-s 
piguła


Dołączyła: 29 Lis 2010
Posty: 2687
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2011-10-13, 20:22   

sentimenti napisał/a:
Za to jestem moim rodzicom paradoksalnie wdzięczna. Gdyby nie ten fakt, nigdy nie byłabym tak silna jak jestem teraz. Wiem, że mogę poradzić sobie ze wszystkim

I ja moim te bym mogła być, zwłaszcza ojcu- pijakowi, ale mój ochronny mur runął po kilkunastu latach gdy wydawało mi się, że tamten rozdział zamknęłam dawno temu. I teraz jestem w takim momencie że nie daję sobie rady z niczym, a jeszcze rok temu byłam starościną grupy na roku, mało tego- byłam na ostatnich nogach z brzuchem i ze wszystkim sobie radziłam. I teraz mam ogromną nadzieję, że moje leczenie też odniesie skutek.




AMOR OMNIA VINCIT
:piguła:
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
sentimenti 
Instruktor terapii



Wiek: 35
Dołączyła: 10 Lip 2011
Posty: 185
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2011-10-13, 20:25   

megi -s, czasami tak bywa, że wszystko wraca do nas ze zdwojoną siłą :tuli:
lecz wierzę, że dasz sobie radę pomimo przeciwności losu :*





 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-13, 22:47   

sentimenti, piękny post i piękne zakończenie tej historii - wszystkim takiego życzę... Fajnie, że zdecydowałaś się tutaj o tym wszystkim napisać - myślę, że dasz nadzieję wielu ludziom.... a na pewno pewną nadzieję dajesz mi, a przyda mi się, bo zaczęłam trzeci już pobyt na oddziale dziennym.



 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
sentimenti 
Instruktor terapii



Wiek: 35
Dołączyła: 10 Lip 2011
Posty: 185
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2011-10-14, 13:53   

Emaleth, dziękuję :*
Tak też stwierdziłam, że kiedyś to mi brakowało nadziei i nigdzie nie mogłam znaleźć kogoś kto wyzdrowiał i napisał o tym, dlatego zdecydowałam się na to.
Emaleth napisał/a:
a na pewno pewną nadzieję dajesz mi, a przyda mi się, bo zaczęłam trzeci już pobyt na oddziale dziennym.

Ja w Ciebie wierzę, w każdego kto się nie poddaje, kto się podnosi i walczy :tuli:
Dasz sobie radę :*





 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
meme 
arytmia uczuć



Wiek: 33
Dołączyła: 11 Sie 2011
Posty: 1841
Skąd: Europa

Wysłany: 2011-10-16, 05:46   

sentimenti, dajesz nadzieję, wiesz? Zwłaszcza teraz.
Tak docierasz indywidualnie, po krawędziach myśli.

Dziękuję Ci za to, że jesteś, że się wybroniłaś, że dałaś radę, że dasz radę, że nie żałujesz, że żyjesz, tak przede wszystkim żyjesz, że jesteś świadoma, że jesteś w stanie..
Dziękuję.

Gratuluję. Dobra robota!




Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
sentimenti 
Instruktor terapii



Wiek: 35
Dołączyła: 10 Lip 2011
Posty: 185
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2011-10-16, 09:09   

ho napisał/a:
sentimenti, dajesz nadzieję, wiesz? Zwłaszcza teraz.
Tak docierasz indywidualnie, po krawędziach myśli.

Niezmiernie mnie to cieszy :) tego zawsze chciałam :)
ho napisał/a:
Dziękuję.

Gratuluję. Dobra robota!

To ja dziękuję :*
Tobie również się uda, wszystko kiedyś ma swój koniec :)





 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
meme 
arytmia uczuć



Wiek: 33
Dołączyła: 11 Sie 2011
Posty: 1841
Skąd: Europa

Wysłany: 2011-10-16, 14:26   

sentimenti, na razie to Ty budujesz szczęście innych na tym forum, bo dajesz nadzieję. ;)



Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
Skierka 
Aaa


Wiek: 25
Dołączyła: 19 Paź 2011
Posty: 58
Skąd: znikąd

Wysłany: 2011-10-19, 11:16   

Przywracasz nadzieję. Dziękuję



 
 
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 13