Z własnego doświadczenia wiem, że prowadzi do momentu w którym strona uszczęśliwiana zaczyna traktować to jako normę i jakiekolwiek odstępstwo zaczyna uznawać jako akt wrogości.
Owszem, należy się starać dla drugiej osoby. Ale nie znaczy to "zgadzać się na wszystko". Bo może skończyć się źle. Sprawdzone info.
Jam blask wulkanów — a w błotnych nizinach,
Idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra, Kłębi się rajów pożoga,
I słońce — mój wróg słońce!... Wschodzi, wielbiąc Boga.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-06-05, 14:05
Ja powiedziałabym, że nadopiekuńczość nigdy nie jest czymś dobrym, bo pozwala osobie dotkniętej nadopiekuńczością nie starać się, a wręcz może wpychać ją w poczucie, że ona sama nie dałaby sobie rady bez tej nadmiernej opiekuńczości. Zwykła opiekuńczość jest jak najbardziej spoko.
Nadopiekuńczość w związku jest dla mnie przykładem jakiejś chorej zależności. Osoba nadopiekuńcza wchodzi w rolę rodzica, a ta druga strona w rolę dziecka. A przecież związek partnerski zakłada równość obu partnerów.
Ja ostatnio odbyłam bardzo ciekawą rozmowę ze znajomym właśnie na temat takiej nadopiekunczości,a wręcz nadskakiwaniu drugiej osobie w związku. On twierdzi,że chciałby spełniać kompletnie wszystkie życzenia swojej kobiety,że jej marzenia byłyby jego marzeniami ( na przykład - on chce mercedesa klasy c,a ona fiata pandę to kupują pandę,bo ona o tym marzy ) i tym podobne kwestie. Ja natomiast uważam,że takie zachowanie to zachowanie typowego pantoflarza,którym możnaby bardzo łatwo,zręcznie sterować. Ja,jako kobieta absolutnie nie chciałabym być w taki sposób traktowana,przeszkadzałoby mi to niesamowicie. Mężczyzna to musi być mężczyzna,musi mieć swoje zdanie,a nie być takim gamoniem,że gdybym nawet to ja go zdradziła,to on błagałby mnie o wybaczenie.
Mężczyzna to musi być mężczyzna,musi mieć swoje zdanie,a nie być takim gamoniem,że gdybym nawet to ja go zdradziła,to on błagałby mnie o wybaczenie.
Interesująca definicja męskości, doprawdy. A więc jeśli chcę zrobić wszystko dla ukochanej osoby, to automatycznie definiuje mnie jako... no właśnie. Co takiego? Męskość nie polega na stawianiu na swoim. Mężczyzna od chłopca różni się tym, że ten pierwszy umie wziąć odpowiedzialność za siebie i innych. A nie na tym, że forsuje swoje zdanie przy każdej możliwej okazji, by podkreślić jaki to nie jest męski.
Samotna93 napisał/a:
Ja natomiast uważam,że takie zachowanie to zachowanie typowego pantoflarza,którym możnaby bardzo łatwo,zręcznie sterować
Uhuh. I fakt, że można to świadomie wykorzystać powinien być powodem do dumy? Ja bym raczej czuł obrzydzenie do samego siebie, bezgraniczne wprost, gdybym świadomie lub nie wykorzystał czyjeś uczucie do mnie, aby zyskać coś na tym kosztem bliskiej osoby.
Ponadto, po przecinkach są spacje, ale to akurat detal
Jam blask wulkanów — a w błotnych nizinach,
Idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra, Kłębi się rajów pożoga,
I słońce — mój wróg słońce!... Wschodzi, wielbiąc Boga.
Męskość nie polega na stawianiu na swoim. Mężczyzna od chłopca różni się tym, że ten pierwszy umie wziąć odpowiedzialność za siebie i innych. A nie na tym, że forsuje swoje zdanie przy każdej możliwej okazji, by podkreślić jaki to nie jest męski.
Chodziło mi raczej o to, że ma swoje zdanie, a nie, że zawsze stawia na swoim.
Chodziło mi raczej o to, że ma swoje zdanie, a nie, że zawsze stawia na swoim.
No facet w Twojej opowieści przecież ma swoje zdanie - jest zdania, że mercedes klasy c jest fajny. W czym problem?
Samotna93 napisał/a:
On twierdzi,że chciałby spełniać kompletnie wszystkie życzenia swojej kobiety,że jej marzenia byłyby jego marzeniami ( na przykład - on chce mercedesa klasy c,a ona fiata pandę to kupują pandę,bo ona o tym marzy ) i tym podobne kwestie.
A co to ma wspólnego z nadopiekuńczością? Nadopiekuńczość mamy wtedy, kiedy ona mu mówi, że poradzi sobie z sytuacją, a on na wszelki wypadek pojawia się i rozwiązuje sytuację za nią.