Wiek: 24 Dołączyła: 23 Cze 2019 Posty: 303 Skąd: Polska
Wysłany: 2020-03-08, 21:29
Krzysiu, od słodkiego znacznie trudniej się odzwyczaić niż od słonego, trwa to bodajże aż 3 miesiące, aby całkowicie obojętnie organizm patrzył na cukier w wersji prostej . Gratuluję tygodnia ^^
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Kiedyś udało mi się odstawić cukier całkowicie. Później znów zaczęłam słodzić. I tak parę razy. Teraz znów zaczynam używać zbyt dużo tego cukru i muszę się pohamować. Staram się jak mogę używać zamiennik - miodu. Do herbatki z cytryną jak znalazł.
Ja w zasadzie powinnam całkowicie odstawić cukier, nawet owoców za bardzo nie mogę . Jestem szczupła, ćwiczę, mam dość dobrą dietę... i stan przedcukrzycowy, wydało się przez przypadek. W życiu bym nie pomyślała.
Ja pochłaniałam ogromne, ale to ogromne ilości słodyczy, bo nie tyłam. Pamiętam, jak w nocy potrafiłam iść do sklepu, żeby jeść. I te reklamówki z masą pustych opakowań ukrywane w szafie. Masakra. W końcu uświadomiłam sobie, że przecież ciągle uczę się o chorobach człowieka, widziałam zdjęcia wnętrza osób otyłych, z cukrzycą, miażdżycą, chorobami wątroby. Coś okropnego. W dodatku jeśli się ćwiczy, a je dużo i niezdrowo, to te ćwiczenia i tak nic nie dają.
Od 4 miesięcy nie zjadłam nic słodkiego (i też żadnych fastfoodów, napojów słodzonych) oprócz kawałku tortu i kilku faworków. Owoce jem, ale w normalnych ilościach. Nadal jestem uzależniona od czekoladowych rzeczy, ale teraz mam na nie wywalone. W końcu nie muszę wydawać masy kasy i tracić czasu na sklepy/supermarkety/piekarnie/cukiernie. Organizm odpoczął. Polecam każdemu, ale w taki sposób aby eliminować wszystko po woli i nie od razu. Oczywiście zapomnieć o dietach cud typu 1000-1500 kalorii:)
Ponad pięć miesięcy stopniowego ograniczania słodyczy. Im mniej jem tym mniej się chce, a kubki smakowe się wyostrzają. Przesadą byłoby stwierdzenie, że już nie ma w mojej diecie słodkości, bo jednak tak traktuję owsianki/jaglanki jedzone czasem na śniadanie w pracy czy niesłodzone placki/lody z przejrzałych bananów. Ale obecnie to wszystko, a jeśli coś kręcę, to dla mojego mężczyzny i raczej w kategorii "fit" niż "rozpusta"... Wcześniej sama też podjadałam w rozsądnych ilościach, teraz tylko on konsumuje słodycze.
I jakoś lżej mi tak. Wcześniej dając sobie idealną wymówkę "pracuję fizycznie, spalę to przecież" doprowadziłam się do stanu emocjonalnej i fizycznej potrzeby ładowania w siebie słodkości po kilka razy dziennie. Paskudne uczucie to było.