Po prostu jak mam "gorszy dzień" to tylko tak myślę Zresztą nawet w dobre dni mam takie nastawienie. Zresztą nie zawsze mnie nachodzi "o, chcę się pociąć". Trochę bełkoczę, ale co tam xD Tylko że jeśli już najdzie, to rzadko sama żyletka nie wystarcza. Ale wystarczy przeczekać.
Hole, nie martw się jestem zbyt wielkim tchórzem... Jeszcze oglądałam film o anoreksji i znów chcę schudnąć tym razem dieta i ćwiczenia. Ciekawe ile wytrwam. Pewnie znów żałośnie krótko.
Jesteście coraz bliżej.... Jeszcze chwila, a mnie pokonacie. Postarajcie się.
Tequila1.1, jak cię złapię to ci zrobię z duupp... jesień średniowiecza Smutno mi że się nakręcasz i prowadzisz do autodestrukcji. A nie pamiętasz o naszych zamiarach? Miałyśmy razem zamieszać, pi*do jedna ;<
Tequila1.1, te filmy niestety mają taki wpływ na nas. Haha, ja wytrzymałam 2 tygodnie.. I co dalej? A one mogą wytrzymać kilka lat..
Nie zadręczam się tym już tak. Są dni kiedy jem więcej, a kiedy mniej.
Mi się nic nie chce. Jestem w kropce. Jutro do szkoły. To na samą myśl, chcę jeb*** w ścianę. Nie myśląc o tym, że na drugiej godzinie mam wuef. Ach, ja.
And if you go,
I wanna go with you
And if you die,
I wanna die with you
Gdy było źle, nie zapowiadało sie zmieniać na lepsze, czułem pustkę. To był pierwszy raz. Za każym razem, kiedy skończe, czuję, że walcze, że zawsze moge to skończyć, odejść z tego świata. Ale tego nie robie. Czuję większa wartość siebie, bo wiem, że nikt mnie nie zmusza do walki z przeciwnościami, że sam czerpie siłę i nie poddaje się. Czasami robie to w strachu przed tym, co przyniesie kolejny dzień. Bo czuję, że moze być jeszcze gorzej.
Ostatnio zmieniony przez Sadist 2013-03-28, 16:52, w całości zmieniany 1 raz
Ja okaleczałam się zarówno w szale, jak i z pełną premedytacją. Wszystko zależało od uczuć, które mną targały. Albo nawet po prostu od nastroju. Jak byłam mocno zdenerwowana, wściekła, to nie panowałam nad sobą. Najczęściej wtedy udawało mi się jedynie przez chwilę opóźnić taki atak, na tyle bym mogła być sama. Czasem nawet nie zdawałam sobie sprawy co dokładnie robię. Dopiero jak emocje opadały to zdawałam sobie sprawę, że właśnie się wyobijałam o ścianę. W sumie dlatego to niewiele się cięłam. Bo w tej kryzysowej sytuacji nie było żyletki pod ręką.
A jeśli właśnie się cięłam, to było to już z pełną świadomością. W ten sposób chciałam dać ujście całej tej nienawiści jaką czułam do samej siebie. Moje blizny są prawie, że równoległe, ładnie zrobione, jedna obok drugiej... I jeszcze obrazki. Kto przy zdrowych zmysłach, dzierga sobie na ręce obrazki cyrklem?
Wiek: 31 Dołączyła: 16 Maj 2013 Posty: 104 Skąd: śląskie
Wysłany: 2013-06-19, 19:46
Początkowo działałam zawsze pod wpływem impulsu. Zaczynało się dziać coś złego i powoli narastało to we mnie. Raz była to wściekłość, innym razem bezsilność albo ogromny smutek. Ale tak, zdecydowanie był to amok. Coś złego siedziało we mnie i tłukło w ściany, bo pragnęło wyjść.
I w ten sposób wszystko ze mnie uchodziło. I ze stanu, którego nie potrafiłam opanować (a teraz nawet dobrze opisać) przechodziłam w całkowite wyciszenie i uspokojenie.
Aktualnie nie jest mi to potrzebne, by zrobić sobie krzywdę. Teraz bywa to rytuałem. Czymś, co dobrze znam i dzięki czemu czuję się bezpieczniej.
Nie boję się, jestem spokojna i rozluźniona. Powiedziałabym nawet, że czuję dziwną radość w trakcie. A potem jest tylko błogość. Piękny stan.
,,Gdybym mógł, gdybym tak mógł wydrzeć sobie serce i odrzucić serce, i być bez serca. ”
Aktualnie nie jest mi to potrzebne, by zrobić sobie krzywdę. Teraz bywa to rytuałem. Czymś, co dobrze znam i dzięki czemu czuję się bezpieczniej.
Nie boję się, jestem spokojna i rozluźniona. Powiedziałabym nawet, że czuję dziwną radość w trakcie. A potem jest tylko błogość. Piękny stan.
Też tak mam. Wstyd się przyznać, ale traktuję to nieraz jak rozwiązanie i kiedy mówię nie to jest to jakby wbrew mnie samej. Chociaż nigdy nie jest i nie było mi po tym błogo. Zawsze wzrasta moja frustracja i mówię sobie wtedy: "zasłużyłaś na to".
Skłania mnie do tego zwykle nagła sytuacja lub brak siły na duszenie w sobie emocji, ale już podczas tego przypominam sobie każdą chwilę z osobna, przeżywam wszystko drugi raz z tym że tym razem z wyładowaniem się, jest to z pełną premedytacją, z reguły nic nie jest popełniane w szale (tak można to nazwać pewnym rytuałem) chociaż w takich naprawdę nagłych sytuacjach używam tego co jest pod ręką - nie zawsze ma się to chwilę spokoju, a zapanować nad sobą trzeba szybko.
Zwykle po każdym cięciu patrze się w ścianę, jak w pustkę, czuję niesamowity spokój i opanowanie, lecz często gdy już kończę wydaje mi się że zasługuję na większe rany i pojawia się złość lecz jest ona całkiem znośna.
Ostatnio zmieniony przez LightingOwl 2013-06-19, 23:01, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 33 Dołączyła: 28 Cze 2013 Posty: 77 Skąd: Polska
Wysłany: 2013-06-28, 17:56
Dla mnie był rytuał. Jeśli byłam w domu to miałam ulubione miejsce, przygotowywałam wszystko potrzebne: świeczkę, żyletkę, opatrunki. Nie cięłam mocno, chodziło mi o to uczucie pojawiające się z pierwszą krwią. Kilka wolnych kresek. Patrzyłam jak spływa krew w blasku ognia. Czułam ulgę, spokój, rozluźnienie. Zawsze przed byłam spięta, zdenerwowana, zdołowana.
Jeśli byłam poza domem to starałam się też zachować rytuał, napawałam się widokiem żyletki i już z samego faktu co zaraz zrobię czułam się lepiej.
Raz zrobiłam to w szale, zbyt mocno, zbyt głęboko. Szok, przerażenie, strach, wstyd. Ja tych uczuć nie chciałam. Chciałam tylko ulgę.
Ja działam zwykle pod wpływem złości, ale czasem robię to po prostu, bo muszę. Zwykle płaczę i jestem wściekła, a uspokajam się dopiero po kilku 'głębszych' i widoku krwi, wtedy wiem że czas przestać.
„Na jawie świat jest dla wszystkich jeden i ten sam, ale we śnie każdy ucieka do własnego świata.”
Już dawno się nie tnę.
Ale nieraz, bardzo rzadko, podpalałem sobie ręce. Robiłem mały opatrunek nasączony spirytusem i podpalałem go. Miałem na to ochotę szczególnie wtedy gdy byłem nietrzeźwy. Chciałem po prostu spalić to paskudztwo... Siebie. Zostawały po tym tylko pęcherze. Później niewielkie białe plamy. Nie wygląda to podejrzanie.
A żeby efekt był większy i nie gasić ognia odruchowo, można było zawsze przywiązać do czegoś rękę.
Super, co? Dlatego tu jestem