Wiek: 27 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5155 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-11-03, 19:15
Ryba, hm, to chodziłam do dziwnej szkoły, albo po prostu miałam dobre towarzystwo, bo jakoś nikt nie traktował mnie gorzej z powodu chodzenia do psychologa szkolnego etc. A z tą inicjacją i innymi takimi to też tak nie do końca było. Przynajmniej nie w moim otoczeniu, a czy w szkole ktoś, to już mnie to mało obchodziło, więc uogólnianie nie zawsze się sprawdza.
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.
Wiek: 25 Dołączyła: 13 Lip 2014 Posty: 1911 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-11-03, 19:19
U mnie chodzenie do pedagoga szkolnego to wręcz przywilej
Pani pedagog pełni głównie funkcję przygotowywania różych akcji, wydzielania roli i tym podobne. Bardzo miła kobietka, ale nie wiem, czy bym jej zaufała całkowicie. Raczej pani śmieszka, młoda nauczycielka lubiąca pracę z młodzieżą.
Za to w szpitalu miałam świetną panią psycholog. Ale mimo to wciąż wychodzę z założenia, że psycholodzy to też ludzie- nie rozumieją pewnych sytuacji.
Żurawek, gdzie tam do dziwnej.
To co napisałem nie opieram na żadnych statystykach, czy innych dokumentacjach. Kieruję się tym czego sam doświadczyłem, albo tym co usłyszałem od osób, które doświadczały czegoś podobnego.
Ja na ogół w ogóle nie ufałam pedagogom, nie chciałam mieć często nic z nimi wspólnego. W liceum zaoferowano mi pomoc od pedagoga ale zrezygnowałam bo czułam, że to co powiem nie zostanie to w jego pokoiku. Za to z Panią z gimnazjum miałam fajny kontakt i zawsze gdy miałam problem z nauczycielem mogłam z nią obgadać, lecz bardziej osobistych rzeczy jej nie mówiłam. Do dziś mam dobry z nią kontakt i miło się wspomina moje wybryki.
Jestem teraz w prywatnej szkole i zaufałam. Szczerze? Pół na pół. Ale porozmawiać można, nie na wszystkie tematy, ale czasem, np. po ataku paniki, przychodzę się do niej wypłakać.
Nie ufałam. Moja pedagog w gimnazjum wolała wezwać mnie na dywanik za wygląd, niż poświęcić choć trochę czasu mojej próbie samobójczej, o której wiedziała.
Pani w liceum była miła, trochę zawichrowana i nie zaufałabym jej na tyle, żeby coś powiedzieć.
Wydawało mi się zawsze, że pedagog/psycholog szkolny to taka bajka z amerykańskich filmów, a tu czytam Wasze posty i widzę, że jednak nie. I bardzo dobrze! Zazdro
czasem myślę że wszystko jest szaleństwem
bo świat wokół pachnie bzem i agrestem
Wiek: 24 Dołączyła: 23 Mar 2014 Posty: 547 Skąd: podkarpackie
Wysłany: 2016-11-17, 16:18
Nie. W gimnazjum pedagogiem szkolnym była mama mojej dobrej przyjaciółki(z którą akurat w gimnazjum przestałam się zadawać, głównie przez to, że ona była w klasie ogólnej a ja w sportowej, więc ja miałam więcej zajęć i mniej wolnego czasu, no i nowe koleżanki). No ale tak czy siak, jakoś nigdy nie sądziłam że skorzystam z pomocy tej pani, choćby ze względu na to, że bardzo dobrze znały się z moją mamą i nie wierzyłam, że jakikolwiek sekret który jej powierzę zostanie między nią a mną. Teraz jestem w liceum i kiedy poszłam do pani psycholog z prośbą o pomoc, ponieważ już niewiele mi brakuje do powrotu do aa, usłyszałam, że pewnie mam złamane serduszko, że pocięte nadgarstki są modne a ja na pewno mam bunt nastolatki. Zamiast otrzymać pomoc, o którą wołałam, zostałam zlinczowana i poczułam się zignorowana, zmieszana z błotem. Tak więc nie. Po prostu uważam, że psycholodzy szkolni to zwykły bullshit i są tam tylko dlatego, że taki jest wymóg, ale tak naprawdę siedzą na dupie przez 6 godzin dziennie i piją kawunię plotkując z nauczycielkami , przynajmniej u mnie, kiedy bym nie była u pani psycholog to siedziała tam pani od niemieckiego i popijała dumnie kawunię.
Czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie.
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2016-11-17, 16:24, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 31 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1085 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-11-17, 16:26
Ja też nie miałam szczęścia. W pierwszej gimnazjum zostałam zaprowadzona do pani pedagog przez nauczycielkę, której zwierzyłam się z aa. Powiedziała jej, że się tnę, a ta zrobiła wielkie oczy jakby w ogóle pierwszy raz słyszała o takim problemie i wykrzyknęła: "Ale jak to tak? Nożem?!". Nie mam pojęcia skąd jej ten nóż przyszedł do głowy.
Wiek: 24 Dołączyła: 23 Mar 2014 Posty: 547 Skąd: podkarpackie
Wysłany: 2016-11-17, 16:31
kelpia, cóż, moje aa zaczęło się w 4/5 klasie podstawówki. Moja wychowawczyni bardzo mnie nie lubiła więc kiedy to zobaczyła spytała mnie co to. Odpowiedziałam ''nie pani sprawa''...
Na wywiadówce powiedziała mojej mamie, że ''tnę się w szkolnej toalecie i nastawiam koleżanki, żeby robiły to samo, do tego jestem agresywna'' Oczywiście mama jej w to nie uwierzyła, i dobrze, bo to nie była prawda. Ale szkoda mi, że nie porozmawiała ze mną wtedy i nie sprawdziła czy na prawdę się tnę, tylko stwierdziła, że ta podła sucz znów na mnie nagaduje i nie zwróciła na to uwagi Może gdyby się wtedy tym zainteresowała i zrobiłybyśmy z tym coś na początku, to aa nie ciągnęłoby się za mną przez tyle lat, a jestem teraz w pierwszej klasie liceum...
Wiek: 31 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1085 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-11-17, 16:39
Cirnellé napisał/a:
Może gdyby się wtedy tym zainteresowała i zrobiłybyśmy z tym coś na początku, to aa nie ciągnęłoby się za mną przez tyle lat, a jestem teraz w pierwszej klasie liceum...
Ja też czasami się zastanawiam jak wyglądałoby moje życie teraz, gdybym kiedyś otrzymała profesjonalną pomoc .
Wiek: 24 Dołączyła: 23 Mar 2014 Posty: 547 Skąd: podkarpackie
Wysłany: 2016-11-17, 16:45
kelpia, czasem mi się wydaje, że to taki efekt motyla. Że może, gdyby ktoś to zauważył wtedy, to nie byłabym teraz taka, jaka jestem. Może wtedy poszłabym do psychologa, psychiatry, psychoterapeuty, whatever...Może wtedy nie miałabym tylu problemów gimnazjum, nie próbowałabym się zabić, teraz nie prześladowałyby mnie koszmary...Jest masa rzeczy które(wydaje mi się) byłyby zupełnie inne gdyby wtedy ktoś zauważył moje wołanie o uwagę i pomoc. Czasem mam żal do mamy, że wtedy tak spławiała te problemy. Mam żal do ojca, że zamiast spytać co się dzieje wolał mnie bić, wyzywać, odcinać od wszystkiego ''żebym się nauczyła nie marnować czasu na głupoty'', gdyby nie mówił że ''w dupie mi się poprzewracało''. Żałuję, że moi rodzice widzieli tylko moje dobre stopnie, widzieli tylko to, że dostałam się do dobrej szkoły ale w ogóle nie widzieli i nadal nie widzą w tym mnie. Spełniają na mnie swoje ambicje ale nie widzą jak bardzo czasem cierpię Cieszą się, chwalą się mną znajomym, jestem ich chlubą i oni wolą żyć w przekonaniu że jest tak kolorowo jak oni sobie to wymarzyli.
Dziwne i smutne, że tak wiele młodych osób ma takie negatywne opinie na temat pedagogów, przecież ponoć są oni by nam pomagać, a czasem jest nawet wręcz przeciwnie ;(
Zdecydowanie nie ufam, ufałam przez półtora roku pedagog szkolnej. Bardzo jej ufałam, po tym czasie dowiedziałam, że wiele informacji wędrowało dalej, do wychowawczyni, innych nauczycielek, do mamy i to za moimi plecami. Kiepskie to było, bo ufałam jej bezgranicznie. Później kiedy "awansowała" na wicedyrektorkę szkoły informacje rozeszły się jeszcze bardziej, a na początku września, zaproponowała mi opuszczenie szkoły, ze względu na moje problemy, bo stwierdziła, że "za długo załatwiam swoje sprawy osobiste kosztem szkoły"
Przez nią wszyscy pedagodzy są dla mnie skreśleni.
Również myślałam, by pójść poszukać pomocy u pedagoga szkolnego, bo przecież to ma być takie bezpieczne miejsce. Na szczęście poszłam po rozum do głowy i sobie odpuściłam. Bardzo dobrze, że tak zrobiłam. Moja znajoma zwierzyła jej się z problemów w domu i innych. Kilka dni później nauczyciele zaczęli przychodzić do niej i zagadywać jak się trzyma, jak sytuacja w domu. Rozgadała wszystkim. Nie wytrzymałabym jakby ktoś z nauczycieli dowiedział się co się dzieje w mojej głowie.