Chara, masz czternaście lat. Nie sądzisz że w dorosłym życiu raczej te "ozdoby" mogą spowodować więcej problemów niż pożytku?
Będą ci tylko przypominać o bolesnych chwilach, potęgować potrzebę okaleczania się. Nic w tym pięknego, a i masochizm to coś troszeczkę innego.
Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
Wiek: 29 Dołączył: 24 Sie 2016 Posty: 46 Skąd: świat
Wysłany: 2016-09-21, 22:58
Ja swoich blizn, nienawidzę przez to pracy nie mogłem znaleźć, brzydzę się tego, że to robiłem jak zdawałem uprawnienia to przez cały kurs nosiłem długie rękawy a na dworze 30 C + do tego siedziałem w sali gdzie nie było klimatyzacji, więc wiecie jaką męczarnie przeżyłem, Nie polecam się podcinać
Kiedy zaczynałam się ciąć, uwielbiałam te blizny. Chciałam ich mieć jak najwięcej jestem w stanie. Gdy postanowiłam z tym skończyć, nie odczuwałam wstydu pokazując je światu.
Z biegiem czasu wszystko zaczęło się zmieniać. Wróciłam do nałogu. Zaczęłam czuć nienawiść i wstyd do moich blizn. Do teraz rzadko je pokazuję, tylko kiedy na dworze lub w pomieszczeniu jest zbyt gorąco, abym mogła przetrwać w długim rękawie.
W tym momencie uwielbiam widok ran, podoba mi się uczucie posiadania jakiejś rany, siniaka czy czegokolwiek innego. Jednak perspektywa tego, że zostanie mi po tym blizna, strasznie mnie odpycha.
Też mówili mi, że będę żałować. Ale ja, głupia dziewczyna, nie słuchałam i nadal się "upiększałam"
Z jednej strony okej, gusty nie podlegają dyskusji. Niektórym podobają się blizny. (Gdzieś kiedyś trafiłam na informację, że swego czasu w Harajuku, dzielnicy Tokyo, zapanowała moda na noszenie bandaży, jakby się było rannym. Też można.)
Ale jeśli to nakręca do dalszego samookaleczenia się i powiększania kolekcji, nie jest zdrowe, nie jest prawidłowe i przede wszystkim pogłębia problem. Możemy swoje blizny akceptować i nie mieć z nimi żadnego problemu, co nie zmienia faktu, że często w kontekście społecznym stają się problemem. Pracodawca ma z mini problem, klienci mają z tym problem, blizny podważają nasze kompetencje, dodają etykiety, które nie są potrzebne i często są nieprawdziwe i tak dalej.
Nie wspominając już o tym, jak destrukcyjne psychicznie może być takie nakręcanie się.
Podbijam wszystkie posty, w których pojawiła się sugestia, żeby zastanowić się nad przyczyną takiego podziwu i/albo porozmawiać o tym z terapeutą/psychologiem/psychiatrą, bo utwierdzanie się w potrzebie posiadania blizn i zwiększania ich ilości to trochę strzał w kolano.
Widok blizn i ran mnie uspokaja. Są piękne. Przypominają ci co przeszłeś. Może to mój masochizm to powoduje. Nie wiem.
Nie są piękne. I to nijak ima się gustu. Fakt robienia sobie krzywdy nie jest niczym wspaniałym i nie ma sensu, żeby mówić o tym w sposób pompatyczny. Też jestem osobą, która się okalecza i nawet teraz mam pociętą rękę od ramienia do nadgarstka. Nie mów, że to piękne, bo to podejście dzieci, które "tną się" dla jakiejś wspólnej podniety na korytarzu w gimnazjum. F e.