Wiek: 21 Dołączyła: 16 Lip 2017 Posty: 12 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-07-25, 20:44
Lubię swoje blizny. Są częścią mnie. Pokazują to co przeżyłam. Jednak nie lubię się nimi chwalić. Są w miejscach, które łatwo ukryć, więc nie mam z tym problemów. Kiedyś moja, już była, pani psycholog zaczęła się śmiać z tego, że się tne i od tego czasu się zraziłam i robię tak żeby nikt ich nie zobaczył, chociaż sama bardzo lubię na nie patrzeć.
- A teraz czego pragniesz? Czego Ci brak? Może zacznijmy od tego.
- Po prostu mam już dość.
- Dość czego?
- Wszystkiego. Ludzi. Życia. Chcę, żeby się skończyło. -Jay Asher ♥
Lubię swoje blizny (...) Jednak nie lubię się nimi chwalić. Są w miejscach, które łatwo ukryć, więc nie mam z tym problemów.
Mam podobne uczucia. Ale ja lubię blizny tak generalnie. Tylko te delikatniejsze, bez nadmiaru tkanki. Swoje, czyjeś, pooperacyjne, powypadkowe. Ogólnie ciekawi mnie skaryfikacja, choć nigdy nie zdecyduje się na taki zabieg.
Blizny są piękne, raniłam się po to żeby patrzeć jak się goją i powstają, najpierw delikatnie a później co raz to mocniej. Później już robiłam je po to żeby odreagować, stres, kłótnie, smutek, samotność, kłamstwa innych... Patrząc na nie, widzę ile walk stoczyłam, ile kłótni. Lubię je, przypominają mi o tym co było.
Też tak mam, i zawsze jak czuje smutek spoglądam sobie na nie i podziwiam, w takiej chwili cieszę się, że je mam. Wiele razy zastanawiałem się czy taki "podziw" jest normalny.
Czasami leżę w trawie i wcale mnie nie widać – mruknął Osiołek – i świat jest taki ładny. A potem przychodzi ktoś i pyta: „jak się dziś czujesz?” I zaraz okazuje się, że okropnie...
Mam dokładnie tak samo, kiedy to robiłem po chwili uznawałem jednak, że to za mało powinno być więcej i "wyglądać ładniej" i tak o to codziennie przez cały tydzień "dodawałem" kolejne cięcia... Ma gdzieś zdjęcia moich ran, które w sumie powinny mnie odpychać, a jest wręcz przeciwnie, podoba mi się to, jednak obecnie nie sięgam po żyletki. Daję radę.
Ja też na razie daję radę choć już prawie rok tego nie robiłam i jest mi strasznie czasami, ale jak już pisałam w innym wątku zaczęłam nową szkołę, nowi ludzie, mam czystą kartę i nie chce tego zepsuć tym, że zobaczą świeże rany. Boję się, że kiedyś pęknę i na uczelni zobaczą mnie taką jaką jestem: słabą często bezradną, bojącą się życia i nowych wyzwań, dziewczynę która tak na prawdę jest zdana na łaskę chłopaka gdzie kiedy miłość wygaśnie to zostanę z 2 kotami i dużym psem w małym autku Fordzie Ka a nie chcę wrócić do domu a kraj w którym mieszkam takich jak ja ma w głębokim poważaniu a na wynajem nie będzie mnie stać.
Ostatnio zmieniony przez Żurawek 2017-12-05, 07:05, w całości zmieniany 1 raz
Jako zdrowa osoba, cięte rany powinny mnie odpychać, a że jestem, chorym człowiekiem, oprócz tego że dają ulgę, choć troszeczkę, to podobają mi się. Wszystkie są takie same a jakby wyjątkowe.
"Piękne te moje ciało pocięte" tak sobie patrze i mówię.
Obecnie nie podziwiam ich. Obecnie są one częścią życia, w którym cierpiałam. Obecnie przypominają o tym, że jestem cholernie silna i do tego już nie wrócę. Chce żeby kiedyś moje ciało ich nie miało i było idealne.
Wiek: 21 Dołączyła: 31 Sie 2017 Posty: 427 Skąd: śląskie
Wysłany: 2018-02-14, 17:48
Od samego momentu okaleczenia się wolę właśnie blizny, lubię się im przypatrywać, no i podziwiać. W telefonie mam ukryte zdjęcia i czasem się im przyglądam, porównuję, jak w kolejnych dniach coraz bardziej bledną. Podobają mi się własne blizny, choć bardziej cenię czyjeś, mogłabym się na nie patrzeć godzinami...
Nie podziwiam swoich blizn, ani też się ich nie brzydzę. One po prostu są. To trochę straszne, ale czasami pomagają mi one nawiązać relacje z inną osobą, która też korzysta z takiej formy reagowania na rzeczywistość. Ta identyfikacja to chyba jedyna korzyść jaką przynoszą mi moje blizny. Od lat planuję zrobić sobie tatuaż na mojej lewej ręce, nie do końca w celu blizn ukrycia, ale jako motywacje do pokrycia skóry czymś dla mnie ciekawym. Niestety, ciągle wracam do cięcia się w tym właśnie miejscu.
Wiek: 24 Dołączył: 05 Sty 2018 Posty: 310 Skąd: Miejsce na ziemi
Wysłany: 2018-03-14, 07:34
Tak, widząc je czuje satysfakcję. Nie wiem dlaczego, ale patrząc na nie czuje się jakoś spełniony, tak jakbym osiągną sukces. Najbardziej rozbawiła mnie reakcja doktora, "Zrobiłeś to dla szpanu by pokazać kolega jakie masz dziary?" żałosne. Wiek nie zawsze idzie ze zrozumieniem.
Przyłapałam się kilka razy na kaleczeniu się, z myślą o tym, że mam za mało blizn, chcę ich więcej. Nie chodziło o złe samopoczucie, problem, czy nerwy. Nie chciałam ani ran, ani bólu, tylko blizny. Nawet przed chwilą przyłapałam się na oglądaniu swojej ręki i myślach "jakie fajne, szkoda że tak mało".
Nie jestem dobrym biologiem, czy psychiatrą, ale dla mnie takie rzeczy brzmią jak uzależnienie psychiczne, ale i coś więcej...
to jakby coś na poziomie strachu np. przed wyleczeniem z depresji, bo gdy nie wychodzimy z niej wystarczająco wolno, jesteśmy jak gdyby przerażeni, że stracimy wraz z nią nasze "ja" i to jest coś, co wychodzi poza zdrową racjonalność, ale po prostu tak jest i właśnie z tym samookaleczaniem - nie każdy, ale wiele osób ma podobnie.
Lubię moje blizny, chociaż wstyd mi, kiedy je ktokolwiek widzi. Mam do nich dwojakie podejście. Są dowodem, że jestem słaba i kiedy już mam w sobie wszystkiego za dużo, odreagowuję. Jeśli się chce coś skrzywdzić, to chyba najłatwiej siebie. A szkoda, chciałabym potrafić fizycznie wyżyć się na innych. Bardzo lubię widok krwi, choć ostatecznie chyba wolałabym jednak móc krwawić bez blizn. Drugiego podejścia jeszcze nie zrozumiałam, a może je wymyśliłam.
Był moment, że wstydziłam się swoich blizn. Jak moje blizny były różowe w upalne dni starałam się nie wychodzić z domu, a kiedy już musiałam to zakładałam długi rękaw. Teraz się ich nie wstydzę, zrobiły się białe, a że jestem blada to trzeba się przyjrzeć, żeby je zobaczyć.
W komunikacj miejskiej zdarza się, że ktoś stojący obok przygląda się moim bliznom, nie lubię tego, więc zabieram rękę z zasięgu jego wzroku.
Chyba ten wątek się nada.
Są jakieś sposoby na ogarnięcie bólu ręki? ... Nie chodzi o blizny, raczej o całą rękę. Skóra przez nie jest naprężona i nie pracuje jak należy...
Wiecie.. Nawet nie można udawać, że ich nie ma.. Przez to się o nich myśli i powrót do... i tak w kółko.