Wiek: 26 Dołączyła: 22 Maj 2017 Posty: 271 Skąd: łódzkie
Wysłany: 2017-10-05, 20:02
Mustela Nivalis napisał/a:
Dwie puszki piwa, mrożone bułki, mrożone parówki, prażona cebulka, keczup, musztarda, dwa jogurty owocowe.
Tragedia.
17.12.2018 - przestałam uciekać od odpowiedzialności.
05.02.2019 - mówię prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.
30.06.2019 - jak zagłuszyć wyrzuty sumienia?
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad przejściem na weganizm. Przeglądam te wszystkie wegańskie strony, czytam przepisy, jestem raczej świadoma odrzucenia wszystkich produktów odzwierzęcych i chyba nawet wybiorę się do dietetyka jak zarobię... tylko jak to powiedzieć mamie?
Kiedy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale. ~ Kłapouchy.
Sadist, bo zaczęłam ostatnio inaczej postrzegac zwierzęta. Chyba od momentu kiedy pracowałam w wakacje na wsi. Spędziłam czas z krówkami, bawiłam się ze świnkami i teraz przykro mi się robi jak patrzę na te kotlety .
EverPaiin, dostaje kasę ze Szwecji wiec stać. Nie wypijam całego mleka naraz
To tylko takie kulinarne przemyślenia.
Kiedy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale. ~ Kłapouchy.
ithné, zależy kto jak je i ile je. Jakbym miała kupować codziennie mleko za 11zł. zamiast za 2,5zł., to zbankrutowałabym przez weganizm.
Można samemu zrobić niskim kosztem jeśli się potrzebuje w takich ilościach. Można jeść wegańsko i drogo, wydawać pieniądze na jakieś dziwne produkty i można jeść wegańsko i tanio. Kasze, warzywa i owoce, strączki itepe itede - to nie jest mega duży wydatek.
Rainbow napisał/a:
tylko jak to powiedzieć mamie?
"Mamo, planuję przejść na weganizm"?
Nie można przewidzieć, jak zareaguje rodzicielka, a my nie wiemy z jakich założeń żywieniowych wychodzi. I czy nie potraktuje tego, jako jako odnogi zaburzeń odżywiania (u mnie takie teksty się pojawiły jako pierwsze - natomiast w czasach any to wszystko było ok, dopóki na śniadanie była paróweczka... ), fanaberii... Jesteś w ogóle poukładana z kwestiami jedzenia? Żebyś przypadkiem nie wchodziła w to z wiarą, że jak zrezygnujesz z odzwierzęcych, to nie da się inaczej niż zdrowo i w ogóle nie przytyjesz bla bla bla.
Możesz w domu zapewnić, że sama sobie przygotujesz potrawy, znaleźć sobie poradnik dyskutanta (chyba fundacji viva!), poczytać o doświadczeniach w tym zakresie innych roślinożerców. Fajnie jest kupić urządzenia - blender kielichowy z jakimś lepszym silniczkiem i ręczny, one fajnie usprawniają życie na diecie roślinnej. Dietetyk też byłby na plus.
Ostatecznie przecież jesteś pełnoletnia i raczej nikt nie przykuje Ciebie do stołu i na siłę nie nakarmi szyneczką (ale podstępem mogą spróbować ). Ewentualnie w razie wielkiej paniki możesz "pójść na kompromis" i zacząć od wegetarianizmu (o ile to wchodzi w grę w Twoim przypadku).
Można samemu zrobić niskim kosztem jeśli się potrzebuje w takich ilościach. Można jeść wegańsko i drogo, wydawać pieniądze na jakieś dziwne produkty i można jeść wegańsko i tanio. Kasze, warzywa i owoce, strączki itepe itede - to nie jest mega duży wydatek.
To fakt, że cenowo można poszaleć zarówno wysoko jak i nisko.
Dla mnie dieta roślinna jest chyba zbyt... czasochłonna i wymaga ode mnie umiejętności, której wciąż nie nabyłam (dobrego przyprawiania).
Lubię sobie od czasu do czasu czegoś spróbować.
I tak, co wieczór zapominam o namoczeniu ciecierzycy, bo w końcu chciałam coś z niej zrobić i takiej jej spróbować, a jak już ją namoczę to nie będzie wyjścia by potem poświęcić te długie kilkadziesiąt minut na gotowanie (jak kiedyś przeczytałam ile czasu to trzeba gotować to troszkę w szoku byłam).
Edisni, gotowanie jest rzeczywiście upierdliwe... Dlatego wszelkie strączki wymagające moczenia zalewam rano i gotuję pod wieczór (inaczej zapominam). Wstawiam przed wieczorną toaletą, zanim się obrobię i ogarnę dom - wszystko jest gotowe. Najczęściej gotuję duże porcje lub różne rodzaje i mrożę, inaczej by mi się nie chciało...
Próbowałaś patentu z sodą? Ona rzeczywiście znacznie skraca czas gotowania. No i zawsze zostają puszkowane produkty lub te w zalewie w szklanych słoiczkach - droższe, ale ponoć lepsze (niż puchy).
Mustela Nivalis, patentu z sodą nie próbowałam, muszę o tym poczytać.
Puszkowaną ciecierzycę znam (w szklanym słoiczku to chyba nawet nigdy w sklepie tego nie widziałam), ale właśnie chciałam spróbować zwykłej, ale no, w pierwszej kolejności skleroza by to namoczyć. U mnie gotowanie pod wieczór nie przejdzie, więc sobie chyba przygotuję kartkę by jutro wieczorem ją namoczyć i odstawić. Dobrze, że wspomniałaś o mrożeniu, to jak już się za to wezmę to faktycznie za większą ilość.