Czy uważasz, że czas najwyższy na emigrację z tego kraju, bo tu będzie tylko gorzej?
Tak, mam już nawet plan wyjazdu
12%
[3]
Tak, ale jeszcze nie mam konkretnych planów
29%
[7]
Nie wiem, poczekam na rozwój wypadków
25%
[6]
Nie, trzeba się po prostu bardziej zaangażować w rozwój kraju
20%
[5]
Nie, to bardzo dobry kraj do życia z perspektywami na przyszłość
8%
[2]
Wisi mi to
4%
[1]
Głosowań: 24
Wszystkich Głosów: 24
Autor
Wiadomość
Scarlet Halo [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-09, 14:15 Czy z Polski trzeba uciekać?
Jestem bardzo ciekawa jak oceniacie perspektywy naszego kraju. Uważacie, że idzie ku lepszemu czy raczej będzie tylko gorzej? Mnie osobiście martwi kilka spraw:
1. Czy będziemy drugą Grecją?
Na rok 2016 zaplanowano rekordowy deficyt budżetowy w wysokości ponad 54 mld zł. Wpływy podatkowe od pewnego czasu rozczarowują (są niższe od przewidywanych), a sensownych reform mogących zmienić ten stan rzeczy nie widać na horyzoncie. Zamiast tego przodująca w sondażach partia obiecuje wzmożone rozdawnictwo środków z budżetu (500 zł na dziecko), co jest jako idea sama w sobie absurdem, bo dużo sensowniejsze efekty dałoby chociażby podniesienie kwoty wolnej od podatku w zależności od ilości posiadanych dzieci. Wtedy wsparlibyśmy rodziny pracujące i uniknęlibyśmy "produkowania dzieci" przez rodziny patologiczne w celu pozyskania zasiłków. Głupi socjalizm polegający na rozdawaniu kapitału nie był, nie jest i nigdy nie będzie dobrym pomysłem. Wzmaga postawę roszczeniową, a nie aktywność, produktywność i przedsiębiorczość. Państwo nie jest od tego żeby dawać pieniądze, ale od tego by zapewniać każdemu chętnemu obywatelowi możliwość ich zdobycia. Wydaje się, że brniemy w katastrofę finansów publicznych.
2. Zmarnowaliśmy dotacje z UE.
Podobnie jak Portugalia, która kwitła w okresie dofinansowań z UE, zainwestowaliśmy "w beton". Mamy fajne drogi, pendolino, wyremontowane dworce, stadiony i nowe porty lotnicze, jak ten w Radomiu. Jednocześnie nie mamy innowacji. Nie mamy zaawansowanego przemysłu wyższych technologii, który mógłby nam przez kolejne lata przynosić zyski. Zamiast inwestycji rozwojowy, procentujących na przyszłość, inwestowaliśmy w komfort, wygodę i estetykę. Ładnie to wygląda, ale Detroit też kiedyś było ładne i estetyczne:
Nie ruszyliśmy energetyki, co widać było chociażby przy okazji ostatnich upałów. Uparliśmy się na dobry 100 lat temu węgiel i nawet nie próbowaliśmy modernizować kopalń. Czesi weszli do kopalni Silesia, zainwestowali i jakoś zadziwiająco im się opłaca - Polakom nic się nie opłaca, a Kopania Węglowa przynosi horrendalne straty.
3. Mamy katastrofalny kryzys społeczny.
Według badań Polacy sobie nie ufają. Nie lubią się. Nie ma woli zrozumienia. Po upadku PRLu rzesza ludzi sobie nie poradziła, a podziały są coraz bardziej widoczne. Byłam w głębokim szoku kiedy się okazało, że dochody mojego jednoosobowego gospodarstwa domowego plasują mnie na pozycji "powyżej przeciętnej", czyli zarabiam lepiej niż 75% ludności tego kraju, a ja zarabiam niewiele ponad połowę średniej krajowej! Rządzą nami ludzie, których dochody plasują ich w 2% najlepiej zarabiających obywateli tego kraju. Ich zrozumienie dla problemów całości społeczeństwa jest siłą rzeczy zerowe, o czym może świadczyć chociażby wypowiedź pani Bieńkowskiej, że za 6 tysięcy to pracują tylko złodzieje albo idioci... według naszych "elit" 98% społeczeństwa to idioci albo złodzieje. Z takim nastawieniem trudno budować społeczeństwo i postawy obywatelskie. Oderwanie elit od rzeczywistości w historii zawsze zwiastowało krwawe rewolucje. Te 6 tysięcy brzmi bardzo podobnie do "jak nie maja chleba, to niech jedzą ciastka", a wiemy jak to się skończyło.
4. Przed nami kryzys demograficzny.
Nie rozmnażamy się i żadne 500 zł na dziecko tego nie zmieni. Żyjemy obiektywnie w dużo lepszych warunkach niż nasi przodkowie, ale jednocześnie jesteśmy bardziej zestresowani niż kiedykolwiek przedtem. Zaburzenia psychiczne dotykają 25% populacji, depresja staje się powoli wiodącą przyczyna niezdolności do pracy, a samobójstwo pnie się w górę w statystykach przyczyn zgonu. Gdzieś tam majaczy widmo eksperymentu Calhoum'a i jego wniosek "gdy całe dostępne miejsce jest zajęte i określone są wszystkie role społeczne, konkurencja i stres, doświadczane przez jednostki, doprowadzają do całkowitego załamania skomplikowanych zachowań społecznych, ostatecznie pociągając za sobą wymarcie populacji". Zapowiadane obniżenie wieku emerytalnego przyspieszy śmierć ZUS, który w obecnej formie i tak musi upaść jak każda piramida finansowa. Osobiście nie wierzę by moje pokolenie mogło liczyć na jakąkolwiek emeryturę, o sensownej emeryturze nie wspominając. Łatanie dziury demograficznej imigrantami jest także ryzykowne - USA to kraj imigrantów, rdzenni mieszkańcy żyją w rezerwatach.
A jak Wy to widzicie? Pakujecie walizki? Wyjeżdżacie? A może wcale nie jest tak źle i liczycie na świetlaną przyszłość w tym kraju?
Donikąd się nie wybieram i naprawdę musiałoby być ciężko, żebym się stąd wyniosła. Po prostu nie sądzę, że sobie poradzę w jakimś innym kraju na dłuższą metę. Tutejsze nieporządki znam i jakoś umiem się w nich odnaleźć, a gdzieś indziej wszystko będzie obce. A nie należę do osób, które po dwóch dniach już wszystko wiedzą o nowym miejscu, znają wszystkich sąsiadów itd. itp. To tyle jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie w temacie.
Tylko, że nie piszesz co ty zamierzasz lub co uważasz za słuszną drogę.
Tylko, że nie piszesz co ty zamierzasz lub co uważasz za słuszną drogę.
Jedyna słuszna droga wyjechać, ale jako, że nigdy się nie stosuję do własnych dobrych rad, to na razie nie planuję... aczkolwiek nie wykluczam. Zakładam, że jeżeli moja sytuacja by wymagała przeprowadzenia się do oddalonego miasta, to na to oddalone miasto bym wybrała jakieś poza granicami tego pięknego kraju.
Zakładam, że jeżeli moja sytuacja by wymagała przeprowadzenia się do oddalonego miasta, to na to oddalone miasto bym wybrała jakieś poza granicami tego pięknego kraju.
Czyli zamiast 500 km na wschód powinnam była pojechać ze 100km na zachód?
Spakowałam walizki i uciekłam. Pracuję ciężko, ale nie tak jak zdarzało mi się w Polsce. Mam 23 lata i jestem w pełni zadowolona ze swoich finansów, mieszkania, mebli i perspektyw na przyszłość.
Gdy jeżdżę na urlopy do Polski i słyszę, co się tam dzieje... Nie zamierzam wracać. I cieszę się, że odważyłam się wyjechać.
Ja natomiast nie pojadę. Tutaj czuję się dobrze, wiem że ludzie którzy mnie otaczają są to moi rodacy, dogadam się z nimi i też... To są moje realia. Mogę się bez problemu przeprowadzić z miasta do miasta, tak jak to zrobiłem na przykład wczoraj, ale z kraju nie chcę wyjechać. Mimo trudności, realiów tego kraju da się tutaj ustatkowac.
Nie chcę stąd wyjeżdżać. Odpowiednio przedsiębiorcze i aktywne osoby poradzą sobie w tym kraju bez konieczności wyjeżdżania za granicę... swoją przyszłość zawodową i ewentualne plany wiążę właśnie z Polską - mimo że ze swoją znajomością kilku języków obcych poradziłabym sobie spokojnie w różnych europejskich krajach.
Jedyna sprawa, która mnie irytuje, to... mentalność* wielu Polaków. Ale jest i na to sposób - chyba wystarczy otaczać się odpowiednimi ludźmi.
*Wszechobecniające narzekanie i czarnowidztwo. Widzę dużą różnicę po obejrzeniu wiadomości emitowanych na przykład na BBC i wiadomości z dowolnego polskiego kanału telewizyjnego.
Nie wiem. Jestem na etapie "chciałabym, ale się boję". Na razie dostałam się na pięcioletnie studia - oczywiście, mogę się w trakcie załapać na jakąś miłą wymianę, ale nie wiem, czy chciałabym zostać za granicą na stałe. Boję się, że bym sobie nie poradziła, że bym się rozczarowała - przede wszystkim sobą i umiejętnościami (czy też ich brakiem) radzenia sobie w nowych sytuacjach.
Z drugiej strony mam przykład mojej mamy, która pracuje osiem godzin dziennie i pięć w dwie soboty miesiąca i dostaje za to psie grosze, a alternatywy nie ma żadnej (a jak już się znajdzie, to okazuje się, że to taki sam raj), potem patrzę na system emerytalny (swojej chyba nie dożyję, co?), potem na to, co się aktualnie dzieje w kraju, z najbliższego środowiska przenosząc spojrzenie na większy obrazek i... zastnawiam się, czy na pewno chcę to sobie robić.
Mam dopiero dziewiętnaście lat (chlip, zestarzałam się), więc mam jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji, ale co najmniej długą wycieczkę do któregoś ładnego, anglojęzycznego kraju rozważam. Poważnie.
A ja zostanę . Od zawsze planowałam przyszłość w Polsce i myślę, że emocjonalnie nie dałabym sobie rady na emigracji... Czułabym, że coś mi w życiu nie wyszło, a tęsknota dobiłaby mnie.
Arya napisał/a:
Odpowiednio przedsiębiorcze i aktywne osoby poradzą sobie w tym kraju bez konieczności wyjeżdżania za granicę...
Przedsiębiorcze osoby związane z niektórymi branżami zdają sobie sprawę z tego, że ich możliwości rozwoju są tu ograniczone i wyjeżdżają, żeby nie hamować sobie postępów realiami kraju.
Zabrzmiało trochę, jakby wyjeżdżali Ci, którzy nie są wystarczająco przedsiębiorczy.
Nie odbieraj tego osobiście, bo nie chcę Cię urazić czy cokolwiek - ale tak, uważam że część osób wyjeżdżających to tacy, którzy i tak nie mieliby w Polsce lepszych, bardziej rozwojowych perspektyw.
Piszę oczywiście o części, są osoby które mogą pracować w swoim zawodzie w kraju lub za granicą - i wtedy w zależności od potrzeb wybierają jedno lub drugie.
uważam że część osób wyjeżdżających to tacy, którzy i tak nie mieliby w Polsce lepszych, bardziej rozwojowych perspektyw
I to jest "wina" tych osób czy tego kraju? Po co sobie żyły wypruwać w kraju, który niewiele oferuje, skoro można mniejszym kosztem osiągnąć więcej gdzie indziej?