Wiesz, że szukasz dziury w całym? Nigdy ni będzie tak, że da się zapewnić wszystkie opcje. Jak będę chciała uprawiać skoki narciarskie, to najbliższą infrastrukturę mam chyba gdzieś z 800 km od domu i ciężko oczekiwać, żeby w każdym mieście budować skocznię.
Mówimy o tym, że każdy powinien móc wybrać cokolwiek mu się zamarzy, czy o tym, żeby móc wybrać i trenować jedną dyscyplinę spośród dostępnych bez rozmieniania się na drobne, robienia czegoś, czego się ewidentnie nie cierpi, a za to możliwości realizacji jakiegoś w miarę spójnego planu treningowego i poczynienia jakichkolwiek postępów?
Adriaen napisał/a:
Na stadionie jest murawa do gry w piłkę nożną
No i ABSOLUTNIE nie da się na tej murawie grać w badmintona, piłkę ręczną, unihokeja ani nawet porzucać sobie frisbee! No po prostu to niewykonalne ponieważ została ona zasiana z przeznaczeniem do piłki nożnej.
Adriaen napisał/a:
limitowanie dostępnych możliwości raczej nie jest dobrym pomysłem
Już zaczynasz zbierać podpisy pod petycją budowy w swojej szkole skoczni narciarskiej i 'klatki' do squasha?
Adriaen napisał/a:
szkoły rekrutować będą "ilością zajęć sportowych", a nie poziomem nauczania
Pisałam wyżej o rozwiązaniu tej kwestii - idziesz na sam WF na teren innej szkoły lub miejskiego/ prywatnego obiektu sportowego, z którym twoja szkołą współpracuje.
Cieszę się, że chcesz omówić mój pomysł z każdej strony i wychwycić jego minusy, ale sam ne proponujesz nic w zamian. Chociaż... właściwie to był nie mój, a twój pomysł, żeby każdy mógł trenować to co chce. Także nie bardzo rozumiem twoją postawę.
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5632 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-09, 15:16
Chochlik napisał/a:
Już zaczynasz zbierać podpisy pod petycją budowy w swojej szkole skoczni narciarskiej i 'klatki' do squasha?
Już zebrałem.
Ale poważnie, Chochliku, jeżeli ja tak nie będę myślał, to znajdzie się ktoś, kto zrobi to samo. I widać Twoje wzburzenie, ale to nie był mój pomysł, za którym "szaleję", ale jedna z możliwości. Moim zdaniem niezbyt dobra, ale jak kto chce.
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
Kiedy rusza budowa? Zdążysz choć raz skoczyć zanim szkołę skończysz?
Adriaen napisał/a:
widać Twoje wzburzenie
Ahaaa... A gdzie?
Adriaen napisał/a:
jedna z możliwości. Moim zdaniem niezbyt dobra
Wszystko zależy od tego jak się to zorganizuje. Jak będziesz chciał mieć skocznię w każdej wsi, to faktycznie nie ma sensu, ale jak będziesz miał w gminie X wiejskich szkół i przy każdej jakiś inny obiekt, to będzie zupełnie inaczej.
No i, jakie są inne możliwości, skoro to tylko jedna z nich.
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5632 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-09, 15:25
Chochlik napisał/a:
Kiedy rusza budowa? Zdążysz choć raz skoczyć zanim szkołę skończysz?
Niestety nie, zbieram fundusze.
Chochlik napisał/a:
Wszystko zależy od tego jak się to zorganizuje. Jak będziesz chciał mieć skocznię w każdej wsi, to faktycznie nie ma sensu, ale jak będziesz miał w gminie X wiejskich szkół i przy każdej jakiś inny obiekt, to będzie zupełnie inaczej.
Wtedy będzie potrzebny transport między tymi obiektami.
Chochlik napisał/a:
No i, jakie są inne możliwości, skoro to tylko jedna z nich.
Ja na chwilę obecną mam tylko tę - może ty masz jakąś?
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
Wtedy będzie potrzebny transport między tymi obiektami.
Zaskoczę cię, ale gimbusy istnieją już teraz. Tak samo jak zwykłe autobusy, rowery, a nawet buty. Jakoś nikt się specjalnie w szkole nie przejmował, czy mieszkam za jej płotem, czy dojeżdżam skądś, więc czemu miałoby to inaczej wyglądać, jeśli bym w środę dojeżdżała do tej szkoły, a w sobotę do tamtej?
Adriaen napisał/a:
może ty masz jakąś?
Ja uważam, że to dobre rozwiązanie, więc nie wiem co jeszcze mogłabym wymyślić.
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5632 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-09, 16:10
Chochlik napisał/a:
Zaskoczę cię, ale gimbusy istnieją już teraz. Tak samo jak zwykłe autobusy, rowery, a nawet buty. Jakoś nikt się specjalnie w szkole nie przejmował, czy mieszkam za jej płotem, czy dojeżdżam skądś, więc czemu miałoby to inaczej wyglądać, jeśli bym w środę dojeżdżała do tej szkoły, a w sobotę do tamtej?
Szkoła, mówię tu o podstawowej i gimnazjum, ma obowiązek zorganizować transport dla uczniów, którzy należą do jej "rejonu".
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
Adriaen, w Stargardzie jedna ze szkół miała spory rejon na przedmieściach i po prostu fundowała uczniom bilety na najzwyklejszy autobus. Pewnie nadal to robi.
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-09, 17:43
Mnie na wuefie bardzo męczyła rozgrzewka... Kilka kółek dookoła ogromnego boiska, później ćwiczenia, na które zawsze przybiegałam spóźniona, bo jako ostatnia kończyłam robić "kółka".
Taka rozgrzewka potrafiła zająć pół godziny. Pamiętam te wszystkie ćwiczenia w kuckach, skakanie jak żaby, ciągnięcie się po ziemi jak foka... Masakra.
Tymczasem na studiach w trakcie zajęć "Aktywności Ruchowe" nasza rozgrzewka polegała na zabawie integracyjno-porządkowej (oczywiście ruchowej). Każde zajęcia rozpoczynała inna osoba z grupy. I było super.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Wow, wf. Uwielbiałam wf w podstawówce, szczególnie z ostatnią nauczycielką - chyba przez cały wrzesień miałam zakwasy, ale opłacało się, bo kondycja mi poszła mocno w górę. Kobieta faktycznie pracowała - cały czas nas pilnowała, poprawiała błędy, sugerowała, co zrobić, żeby je poprawić. Aż za nią tęsknię. D:
W gimnazjum nasze lekcje wyglądały niezwykle różnorodnie - siatkówka, siatkówka, ewentualnie siatkówka. Kilka razy w roku coś innego - testy sprawnościowe, stadion, zimą lodowisko. Nauczyciel miał nas gdzieś - przychodził, sprawdzał obecność, jedna z dziewczyn prowadziła rozgrzewkę, a on nawet na nas nie patrzył, zazwyczaj pochłonięty rozmową z drugim wfistą. Prawie niczego się nie nauczyłam i nudziłam się jak cholera, bo umówmy się, można lubić siatkówkę, ale bez przesady.
W liceum prawie to samo, ale tu mieliśmy chociaż "siłownię", więc lekcje były bardziej urozmaicone. Gier zespołowych praktycznie zero - rzutów do kosza i rozbierania tychże gier na czynniki pierwsze było z kolei mnóstwo.
Nie podoba mi się to, jak lekcje były prowadzone w moim gimnazjum i liceum. Nauczyciel naprawdę powinien zwracać uwagę na to, co się dzieje na lekcjach, bo źle wykonywanymi ćwiczeniami naprawdę można sobie zrobić krzywdę.
I cóż, więcej teoretycznego przygotowania by się przydało.
Naprawdę szkoda, że tak to wyglądało, bo uważam, że wychowanie fizyczne to naprawdę ważny przedmiot - może nie tyle co element szkolnej edukacji, ale coś, co powinno mieć stałe miejsce w życiu każdego człowieka - w końcu chodzi o zdrowie.
Nienawidziłam wf i nadal nienawidzę. Zawsze należałam do 'tych słabszych', nie potrafiłam szybko biegać, wysoko skakać czy daleko rzucić jakąś tam piłeczką. Gry zespołowe były dla mnie męką i nadal unikam ich jak ognia (w szczególności znienawidzonej siatkówki).
Wuefiści nigdy mnie nie lubili, kiedy prosiłam o wytłumaczenie jak np. powinno się poprawie odpić piłkę czy wykonać dane ćwiczenie, to mnie zbywali. A klasa ciągle się wyśmiewała i wytykała palcami, bo nie byłam tak zwinna jak oni i nie miałam markowych butów na wf (tak, byłam w klasie typowych 'bananowych' dzieci). Nie wspominając już o szatniach, w których komentarzy i opinii na mój temat był ciąg dalszy. Teraz w technikum wf wygląda całkiem inaczej (po raz pierwszy chyba miałam 5 na świadectwie z tego przedmiotu), moja kondycja też jest już w dobrym stanie (co jest z resztą tylko i wyłącznie moją zasługą, a nie jakiś śmiesznych pseudosportowych lekcji w szkole) jednak niesmak z dawnych lat został.
Przez podstawówkę i gimnazjum nie lubiłam bardzo wf'u, ba, często się nim bardzo stresowałam. Ogólnie to byłam strasznie niezdarnym dzieckiem przy kości będącym wybieranym jako jedna z ostatnich do wszelkich składów, także... xD Bardzo lubiłam np. siatkówkę, ale niektóre rzeczy były dla mnie koszmarem, np. jakieś rzeczy z gimnastyki, których do dziś zrobić nie potrafię. Raz mieliśmy wgl zaliczyć układ taneczny, to było tragiczne.
W ogóle, jak chodziłam do gimnazjum to budowali u nas w mieście basen i jako że nie umiem, boję się pływać, a wizja pokazywania się w stroju kąpielowym przed klasą też mi się średni podobała, to ten basen był moim koszmarem. Ostatecznie wyszło tak, że załatwiłam sobie zwolnienie lekarskie, ale ile ja się stresu przez ten basen najadłam...
Teraz w liceum po raz pierwszy lekcje wf'u są mi obojętne, uff.
Ogólnie to hm, nie żałuję, że ćwiczyłam na wf'ie i myślę, że dopóki nie ma się jakichś problemów zdrowotnych to powinno się przełamywać i ćwiczyć, o ile na tym wf'ie nie ma się jakichś naprawdę niefajnych sytuacji. Najfajniej by było jakby samemu się wybierało co chce się robić na tym wf'ie, bo strasznie stresujące są te rzeczy, których się nie lubi/potrafi.
Teraz w liceum po raz pierwszy lekcje wf'u są mi obojętne, uff.
Ogólnie to hm, nie żałuję, że ćwiczyłam na wf'ie i myślę, że dopóki nie ma się jakichś problemów zdrowotnych to powinno się przełamywać i ćwiczyć
Dlaczego żałujesz?
Dlaczego powinno się przełamywać?
Dlaczego żałujesz?
Dlaczego powinno się przełamywać?
Właśnie nie żałuję, tak napisałam.
A powinno się przełamywać, bo hm. Na moim przykładzie - cieszę się, że chodziłam na ten wf, że ćwiczyłam, bo dzięki temu przełamywaniu się nauczyłam się, że jeśli się czegoś boisz to nie znaczy, że musisz tego czegoś unikać. Poza tym, gdyby nie wf to pewnie nie chciałoby mi się w jakiś inny sposób uprawiać jakichś sportów, a to zdrowo jednak się jakoś ruszać, coś robić. Poza tym jeśli chodzi o gry zespołowe, które mnie przerażały, to jednak te przełamywanie się i branie w nich udział nauczyły mnie trochę gry zespołowej, interakcji z innymi ludźmi, której normalnie unikałam.