Co myślicie o tym zjawisku? Uważacie, że faktycznie się nasila czy zawsze tak było, tylko teraz częściej się o tym pisze? Uważacie, że zgony faktycznie są powiązane z długim czasem pracy i brakiem odpoczynku? A może to tylko zbieg okoliczności? W czym dostrzegacie przyczynę tego, że ludzie potrafią się tak przemęczać? Może sami wykazujecie takie tendencje?
Ja z jednej strony uważam, że praca w takim trybie to skrajna głupota i wymyślanie nowych praw biologii (czego osobiście nie trawię), no chyba, że jest motywowana przefatalną sytuacją materialną i brakiem innych perspektyw (wtedy to mniejsze zło i świadome ryzykowanie zdrowia i życia). Z drugiej strony podziwiam samozaparcie i determinację osób, które potrafią się zaharować na śmierć... ja bym pewnie wymiękła i głupio się przyznać, ale wstyd mi z tego powodu, że bym zapewne nie dała rady... Jestę zje*ę - wiem.
Ostatnio zmieniony przez Axxie 2015-07-11, 01:51, w całości zmieniany 1 raz
Gdzieś wyczytałem, że bez uszczerbku na zdrowiu można pracować maksymalnie 8h dziennie. Ze swojego doświadczenia powiem, że najgorsze jest zmęczenie zwłaszcza w zawodach, które z samej definicji stwarzają zagrożenie dla życia. Zwykła nieuwaga, połączona często z rutyną prowadzić zwykle do nieszczęśliwych wypadków.
We are not your kind of people
...
We are extraordinary people
W czym dostrzegacie przyczynę tego, że ludzie potrafią się tak przemęczać? Może sami wykazujecie takie tendencje?
Nie wiem jak jest w przypadku innych, ale... u mnie to wygląda tak, że jeśli tylko mam możliwość zostania w pracy czy na uczelni dłużej, to robię to bez zastanowienia. Podoba mi się perspektywa tego, że będę na nogach od 8 rano do 22 bez chwili odpoczynku, nawet jeśli wiem, że potem będę zmęczona i będę musiała taki dzień długo odsypiać.
Zastanawiam się teraz, z czego to wynika.
Może jest to powiązane z tym, że tylko wtedy czuję się komukolwiek potrzebna i szukam w ten sposób dowartościowania. Kiedy wracam po tych 14 godzinach do domu i odczuwam to fizyczne zmęczenie, czuję, że wszystko jest na właściwym miejscu. I jakoś... dobrze mi z tym. I pewnie gdybym mogła zostawać w pracy czasem jeszcze trochę dłużej, to pewnie nie zwracałabym uwagi na zmęczenie i bez zastanowienia zostawałabym jeszcze kilka godzin dłużej.
Zjawisko pewnie było zawsze. Kraje takie, jak Chiny znane są z miejsc, gdzie ludzie traktowani są jak maszyny.
Zjawisko śmierci z przemęczenia, jak najbardziej jestem w stanie zrozumieć. Ciężko jest, jak człowiek pracuje nawet 10 dni z rzędu, po 12 godzin dziennie. Wiem, bo miałam ostatnio okazję - a zapowiada się więcej w przyszłym tygodniu.
Organizm nie dostaje odpowiedniej ilości energii. Je się tylko na biegu, byle co (w moim przypadku trzy razy dziennie po 2 kanapki). Śpi się mało.
Za wielkich problemów z tym jednak nie miałam. Przy ósmym dniu, byłam już przyzwyczajona do takiego trybu. Schudłam trochę, pojawiły się wory pod oczami, ale byłam zadowolona, bo w końcu coś robię, jestem pożyteczna i daję sobie radę. Słucham zachwytu rodziny, jak to odpowiedzialna jestem.
No i nie miałam czasu na myślenie, bo praca fizyczna.
Nie zmienia to jednak faktu, że praca z tych artykułów to wyzysk. Moi znajomi prosili o wolne, nie było takiej opcji - nawet w przypadku choroby.
A dlaczego ludzie się na to zgadzają? Dla pieniędzy, z lęku o przyszłość, z nadziei, że się im to opłaca, bo pokażą, że są solidni i można na nich liczyć...
Ja tak mam przez najbliższe 2 tygodnie i zastanawiam się jak to jest możliwe że tak mam ułożony grafik gdzie teoretycznie pół miesiąca mam wolne- praktycznie trochę mniej bo druga praca. I nie narzekałabym, ale nie śpię znów ostatnio po nocach a potem muszę funkcjonować. Ale przypuszczam, że za parę dni będzie mi już wszystko jedno aż do wolnego dnia który wybije mnie z rytmu.
Nie chciałam zakładać nowego tematu na temat pracoholizmu, a ten w jakimś stopniu porusza to samo zagadnienie - więc piszę tutaj.
Od jakiegoś czasu wracają u mnie tendencje do pracoholizmu, i zaczynają to dostrzegać nawet obce osoby. Wyznaczam sobie nierealną ilość rzeczy do zrobienia w danym dniu i robię wszystko, żeby ten plan zrealizować. Nie potrafię odpoczywać nawet w ten jeden dzień w tygodniu - zawsze znajdę coś, co koniecznie muszę zrobić. I to coś już nie trwa godzinę, dwóch, trzech - tylko sześć, siedem, osiem...
Z jednej strony czuję się wtedy lepiej, daje mi to jakieś poczucie spełnionego obowiązku - z drugiej - coraz więcej godzin zajmują mi sprawy związane z pracą i uczelnią. Właściwie tylko na tym się ostatnio skupiam, i w wolnych chwilach też nie potrafię myśleć o niczym innym. Chciałabym umieć nauczyć się odpoczywać i nie mieć przy tym wyrzutów sumienia.
Dla sporej rzeszy ludzi praca to tylko miejsce do zdobywania pieniędzy, z reguły lubią to co robią, ale po ósmej godzinie, po powrocie zostawiają ja tam gdzie jej miejsce, w pracy.
Ja często przenoszę pracę do domu, dla mnie powrót to przegląd e maili z dnia i dokumentów. Uzupełnianie tabelek i obliczanie parametrów jakości. Często łapie się na tym że na wolnym z chęcią poszedlbym do pracy, dobrze chyba że jest ona ponad godzinę drogi autobusem od mojego domu, dzięki temu lenistwo nie pozwala mi tam iść.
Nawet łapię się na tym że podczas rozmowy ze znajomymi spoza branży, najchętniej porozmawialbym o mojej pracy .
I co z tego że zarabiam niemało jak na swój wiek, mam oryginalne ciuchy i drogi sprzęt, skoro moje życie kręci się tylko wokół pracy?
Szczerze mówiąc, jako bezrobotny byłem osobiście bardziej spełniony, bo mimo że bez pieniędzy to zawsze miałem czas na znajomych, ba inaczej. Miałem znajomych.
Wiek: 26 Dołączyła: 15 Cze 2015 Posty: 63 Skąd: Europa
Wysłany: 2015-07-07, 18:58 Re: Pracoholizm.
Vitter napisał/a:
I co z tego że zarabiam niemało jak na swój wiek, mam oryginalne ciuchy i drogi sprzęt, skoro moje życie kręci się tylko wokół pracy?
Szczerze mówiąc, jako bezrobotny byłem osobiście bardziej spełniony, bo mimo że bez pieniędzy to zawsze miałem czas na znajomych, ba inaczej. Miałem znajomych.
Skąd znam to tak dobrze.
Z jednej strony mój jak i rodziców pracoholizm pozwala mi na wszystko czego nie mogłabym mieć "normalnie". Leczenia, drogich wyjazdów, ubrań, czy własnego apartamentu.
Przyłapuję się coraz częściej, że kiedy powinnam skupić się na sobie to jestem jak "praca, praca, praca" "a co jak umowa to umowa tamto". Czuję się trochę stracona, bo nie jestem nawet dorosła a wszystko kręci się wokół pracy i pieniędzy.
Z tym, że nie do końca rozumiem, gdzie kończy się zwyczajne lubienie pracy, a gdzie zaczyna się pracoholizm.
Bardzo cienka granica. Moim zdaniem pracoholizm zaczyna się wtedy kiedy sprawy zawodowe przekładamy nad prywatne, towarzyskie. Zaniedbujemy najbliższych, sprawy domowe, łatwiej przychodzi nam pójście do pracy niż odmalowanie pokoju, czy też wyjście na spacer z bliskim.
Moim zdaniem pracoholizm zaczyna się wtedy kiedy sprawy zawodowe przekładamy nad prywatne, towarzyskie. Zaniedbujemy najbliższych, sprawy domowe, łatwiej przychodzi nam pójście do pracy niż odmalowanie pokoju, czy też wyjście na spacer z bliskim.
Tak, chyba masz rację. Uwielbiam spędzać czas z ważnymi w moim życiu ludźmi, jednocześnie zdarza mi się wtedy zerkać na mejle, sprawy związane z pracą i złościć się, że jednak nie jestem teraz w pracy.
Skąd ja to znam. Ile razy zdarzało mi się nawet w pubie (!) ze znajomymi obok (!!) sprawdzać moją pocztę pracowniczą na telefonie. Osobiście uważam, że powinna być blokada służbowego mejla po końcu pracy .
I co z tego że zarabiam niemało jak na swój wiek, mam oryginalne ciuchy i drogi sprzęt, skoro moje życie kręci się tylko wokół pracy?
anieyo napisał/a:
Z jednej strony mój jak i rodziców pracoholizm pozwala mi na wszystko czego nie mogłabym mieć "normalnie". Leczenia, drogich wyjazdów, ubrań, czy własnego apartamentu.
Niektórym to się powodzi...
Pracoholizm zaczyna się chyba wtedy, gdy zaczynamy traktować pracę jako cel sam w sobie, a nie środek do zarabiania pieniędzy.