Wiek: 30 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1083 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-02-23, 20:01 Chcę zbyt wiele robić
Mam nadzieję, że wybrałam dobry dział i że się nie powtarzam - podobnego tematu nie znalazłam.
Jestem osobą bardzo ambitną i chcę za dużo. Nie potrafię z niczego rezygnować, skupić się na kilku najważniejszych rzeczach. Chciałabym dobrze radzić sobie na studiach, wieść zdrowy tryb życia, biegać, jeździć konno, rysować, dużo czytać, prowadzić blogi, udzielać się tutaj, nauczyć się dobrze przynajmniej jednego języka obcego... Mogę tak wyliczać dalej.
Ale to jest nierealne. Nie da się tego wszystkiego połączyć, ale kiedy pomyślę, że miałabym zrezygnować z którejkolwiek rzeczy - nie wyobrażam sobie tego. I nie wiem co zrobić.
Może ktoś też tak miał lub jest w takiej sytuacji? Co zrobić - na siłę wybrać kilka priorytetów i starać się zapomnieć o reszcie, robić wszystko "po trochu", czy starać się robić jak najwięcej kosztem zdrowia i snu?
Nie musisz chyba z niczego rezygnować - myślę, że to po prostu kwestia ustalenia priorytetów i zabrania się za realizację każdego z tych planów po kolei. To, co jest dla Ciebie najważniejsze i jest teraz w zasięgu Twoich możliwości możesz wybrać jako to, czym zajmiesz się w pierwszej kolejności. A kiedy uda Ci się ten cel zrealizować, możesz po kolei wyznaczać sobie kolejne.
W ten sposób za jakiś czas (kilka tygodni, miesięcy, lat) jest spora szansa, że uda Ci się spełnić większość planów, a i Twoje zdrowie na tym nie ucierpi.
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1083 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-02-23, 20:15
Arya, a co z rzeczami, które trzeba robić nieustannie? Nie da się nauczyć języka i przestać się go uczyć, bo się osiągnęło cel - trzeba nieustannie się go uczyć.
Tak samo nie da się zacząć zdrowo żyć, osiągnąć cel i przestać - bo to nie ma sensu.
I to jest ten problem, że chcę robić zbyt wiele rzeczy, które "nigdy się nie kończą" ale zwyczajnie brakuje mi czasu. Albo energii.
Nie da się nauczyć języka i przestać się go uczyć, bo się osiągnęło cel - trzeba nieustannie się go uczyć.
Niektóre rzeczy można połączyć - na przykład utrwalanie nauki języka z oglądaniem filmów czy słuchaniem muzyki w tym języku.
Możesz też tak rozplanować sobie czas, żeby postarać się ze wszystkim zdążyć - na przykład określić, że przeznaczasz na sport dwie/trzy godziny tygodniowo i starać się tego planu trzymać. A jeśli nadal będą pojawiały się rzeczy, na które będzie Tobie brakować czasu, to może pora zrezygnować z tych mniej ważnych?
U mnie w pewnym momencie zaczęły się pokrywać godziny pracy i treningów. Musiałam ustalić, co jest dla mnie ważniejsze i z czegoś zrezygnować.
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1083 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-02-23, 20:30
Zawsze robię sobie plany, ale później zwykle robię 50-75% tego, co zaplanowałam . Zniechęca mnie to bardzo.
W semestrze zwykle dla studiów zawalam resztę celów, więc można powiedzieć, że jakis priorytet mam.
Ale to nie czyni mnie szczęśliwą. Czasami myślę, że tylko robienie WSZYSTKIEGO co zaplanowałam dałoby mi szczęście. Ale pewnie tak nie jest...
Póki co myślę, czy nie skasować blogów i zostawić sobie jeden. Ale szkoda mi pracy, którą w nie włożyłam...
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1083 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-02-23, 20:59
Zaspokajam swoje chore ambicje .
Zawsze musiałam być najlepszą uczennicą, teraz rodzice mnie już nie pilnują, ale ja dalej chcę być najlepsza...
Czuję, że coś tracę, mając świadomość, że nie rozwijam się w wielu dziedzinach. Nie umiem skupić się na jednej rzeczy i olać resztę...
Chyba wydaje mi się, że jeśli uda mi się prowadzić takie idealne życie to wreszcie siebie zaakceptuję. Będę się czuła kimś wartym.
Być może szukam też podziwu u innych... nie wiem...
kelpia, doskonale Cię rozumiem, bo jestem w podobnej sytuacji jeśli chodzi o chore ambicje. Masz kogoś w rodzinie, dla kogo byłaś "nie dość dobra"? Wydaje mi się, że taka ambicja rodzi się właśnie najczęściej przez chęć zaimponowania komuś, aby nas zaakceptował. W moim wypadku zaczęło się od ojca...
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Gru 2013 Posty: 1083 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-02-23, 21:29
cruella, jak szło mi źle, to wszyscy to widzieli, ale jak szło dobrze, to nikt mnie nie chwalił. Formą pochwały były zazwyczaj rzeczy materialne, ale nie widziałam nigdy, żeby byli ze mnie naprawdę dumni. Zresztą mama sama przyznała, że nie potrafi wyrażać zachwytu, zadowolenia, nie umie mówić pochwał. Sama widzę, że mam podobnie - brzmi to w moich ustach strasznie nienaturalnie.
Mama zawsze pytała co dostali inni itp. Niby to niewinne, ale ja teraz chorobliwie porównuję się z innymi i sprawdzam, co inni dostali z egzaminów. Boli, jeśli poszło im lepiej... I chcę być lepsza, NAJlepsza. Teraz na semestr mam średnią 4,56... I co z tego, skoro znam osobę z lepszymi ocenami?
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2014-03-10, 23:26
Niestety bardzo dobrze to znam i walczę z tym kolejny rok. To się nazywa chorobliwy perfekcjonizm. Oczywiście żadna z tych rzeczy nie uczyni Ciebie tak naprawdę szczęśliwą. Może Ci troszkę wzrosnąć samoocena, ale tak naprawdę później stwierdzisz, że to był Twój psi obowiązek, ponadto przy okazji tyle rzeczy "zawaliłaś".
Niech zgadnę, jak Ci się jedna cząsteczka planu zawali to przestajesz go kontynuować? Albo może zakładasz sobie, że np. zrobisz dwa tematy jednego dnia (choć pewnie jest ich ze dwanaście), nie zdążysz ich zrobić - przenosić jeden na następny dzień, znów to samo - nie nadążasz ale masz ambitny plan mimo wszystko...?
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
jak Ci się jedna cząsteczka planu zawali to przestajesz go kontynuować
meme napisał/a:
zakładasz sobie, że np. zrobisz dwa tematy jednego dnia (choć pewnie jest ich ze dwanaście), nie zdążysz ich zrobić - przenosić jeden na następny dzień, znów to samo - nie nadążasz ale masz ambitny plan mimo wszystko
O, zupełnie jakbym czytała o sobie... Trochę mi pomaga próba takiego realistycznego rozplanowania, co i ile mogę konkretnego dnia zrobić, ale i tak takie zachowania bywają strasznie uciążliwe i irytujące... meme, masz jakieś sprawdzone sposoby, jak z tym walczyć?
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2014-03-11, 12:57
Arya, szczerze mówiąc dalej z tym walczę. Po pierwsze to uznałam, że nawet na słomianym zapale sporo mogę osiągnąć i dlatego też przestałam się (prawie) zadręczać tym, że jakiś genialny pomysł porzuciłam bo przecież powinnam go kontynuować... Po prostu pogodziłam się z tym że jestem taką osobą i staram się korzystać ze "zrywów" jednocześnie nie karając siebie za to, że nie dam rady zrobić czegoś ponad swoje siły.
Na pewno sprawdzają się takie treningi albo "wyrabianie nawyków" w ilościach małych: np. piję szklankę wody codziennie, a nie 2 litry dziennie skoro mi to sprawia trudność; bądź: robię jedno ćwiczenie na dzień, skoro nie dam rady rozdziału.
Mi osobiście bardzo pomogła taka zmiana stylu mojego planowania (skoro za bardzo to kocham żeby porzucić ) : zaczęłam wpisywać nie poszczególne dni, daty, ale tygodnie. Z drugiej strony także: nie poszczególne cyferki które konkretnie ćwiczenia mam wykonać i które przykłady - zaczęłam np. wypisywać, że na ten i na ten rozdział mam tyle a tyle czasu, uwzględniając np. to, że w tych dniach mam więcej pracy, w tych dniach zajęcia i mogę nie dać rady.
Ale to też wymagało sporych kompromisów.
Generalnie każde chyba swoje zaburzenie staram się niszczyć jego własną bronią, w sensie najpierw się opierać trochę na chorobie i jednocześnie małymi kroczkami odbijać, a potem coraz to mocniej brnąć w stronę przeciwną do choroby jak już się znajdę od niej na jakikolwiek dystans. Udało mi się w ten sposób opanować napady jedzenia kompulsywnego, a zaczęłam właściwie od diet czyli od tego co w ED mi dokuczało.
Tylko to trwa, naprawdę długo trwa.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.