Wiek: 30 Dołączyła: 03 Sie 2012 Posty: 1733 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2012-08-06, 11:24
Wronged, musiałaś źle trafić... Niestety czasem tacy ludzie się zdarzają.
Ale nie wszyscy tacy są... Z moją przyjaciółką coś się działo, potem próba samobójcza, ostatecznie szpital. Kompletnie nie wiedziałam co robić, prosiłam o pomoc różne osoby, ale wszyscy mieli to gdzieś. Jak już była w szpitalu to niektórzy raz ją odwiedzili i koniec. Zdecydowałam się że pójdę do księdza, którego obie trochę znałyśmy, no i powiedziałam mu o wszystkim. Była w szpitalu w innym mieście, więc dojazd trochę czasu zajmował. Przynajmniej raz w tygodniu jeździłam do niej z tym księdzem. Jak już miała wychodzić zaczął rozglądać się za jakąś dobrą terapią dla niej.
Bardzo jej pomógł. Mi z resztą też, strasznie przygnębiał mnie ten szpital, ci wszyscy ludzie...
Jeżeli śmierć bliskich czegoś nas uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością.
Od księży wiele się oczekuje, wszyscy mają nadzieję, że jako spowiednik powinien wykazywać dużo empatii i zrozumienia. Dlatego zderzenie z rzeczywistością jest takie przytłaczające i nic dziwnego, że ludzie odchodzą od Kościoła.
Smutny jest fakt, że takich księży z powołaniem jest naprawdę mało.
Oj smutny... Ja jak do tej pory spotkałam na swojej drodze samych chciwców, którzy wyłudzają od ludzi pieniądze jak tylko się da. Któregoś razu na mszy powiedział na koniec "chyba muszę się wybrać do okulisty, bo coś pięciozłotówek nie widzę na tacy". Od tamtej pory już mu nic nie rzucam.
Niby księża, niby z powołania, niby dla ludzi i dla Boga. No właśnie, "niby". Już dawno straciłam w nich wiarę i przez nich odechciewa mi się chodzić do tego kościoła.
Wiek: 27 Dołączyła: 21 Sie 2012 Posty: 58 Skąd: Włochy
Wysłany: 2012-08-22, 17:44
Trudne pytanie... Teoretycznie jestem katoliczką, bo mam chrzest itd. ale... No właśnie ostatnio pojawiło się to "ale". Wierzę, że istnieje coś co jest wyżej ode mnie, ale ostatnio trochę mi się wszystko posypało jeśli chodzi o religię. Może to dlatego, że wielokrotnie zawiodłam się na KK, przez jakiś czas byłam obrażona nawet na Boga. Szukam odpowiedzi, jeszcze do końca nie ukształtowałam mojego poglądu na ten temat.
"Ucieczka nie jest przegraną. Jest niedoprowadzeniem do porażki, czyli zwycięstwem."
Wiek: 32 Dołączył: 31 Sie 2012 Posty: 269 Skąd: łódzkie
Wysłany: 2012-08-31, 01:57
Kolejny temat w którym się wypowiem.
Czy w coś wierzę? Nie.
Życie za bardzo dalo mi po plecach przez 21 lat mojego pobytu tutaj. Moja rodzina jest niby katolicka. Ale rzadko kto się modli. Zawsze jak mają tylko problemy to zwracają się do boga. Wiadomo jak trwoga to do boga. Ja już wolę w nib nie wierzyć niż być takim jak moja rodzina.
Gdy się ktoś mnie pyta o wyznanie. To zazwyczaj zmieniam temat. Wiadomo. Sporo ludzi w naszym społeczeństwie. Jest przewrażliwionych na tym punkcie.
Jedyne w co może kiedys uwierzę to ludzie. Ale jak na razie wokół mnie wszyscy tylko czegoś chcą ode mnie.
Chaos - Pustka, czerń, życie ludzkie.
Mój Telegram @Morricorne
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-08-31, 15:25
Ja nie wiem czy wierzę. Na pewno nie w Boga. Może jest coś, co nami kieruje. Ale nie nazwę tego Bogiem, bo Bóg ma być miłosierny, tak ? Więc dlaczego na świecie giną małe, bezbronne dzieci (Jego dzieci), niewinne kobiety, zwierzęta. Ludzie, którzy nie zasługują na to, co mają, nie doceniają np. swojego bogactwa, a tuż za rogiem, kobieta z 2 dzieci umiera z głodu. To nie jest świat, który Bóg kreował w Biblii. Nie ma sprawiedliwości, nie ma przebaczenia, nie ma miłosierdzia. I albo ludzie się obudzą, albo sami zniszczą nasz świat. Nienawiść teraz rządzi Ziemią.
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
Wiek: 34 Dołączyła: 20 Sie 2012 Posty: 401 Skąd: świat
Wysłany: 2012-08-31, 16:43
Na pewno nie można mnie nazwać katoliczką. Biblia przeczy, w niektórych momentach, sama sobie i jest zbyt nieprawdopodobna jak dla mnie. Moim zdaniem to człowiek stworzył Boga, a kościół to machina do prania mózgów. Wierzę, że to, co ludzie mają na myśli, mówiąc "Bóg", to wszechświat. W końcu, Bóg jest WSZĘDZIE, więc to racjonalne myślenie. Wówczas teoria Darwina itd., zdaje się mieć sens.
Ostatnio zmieniony przez Anyone 2012-08-31, 16:45, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-10-01, 13:15
Psychosis napisał/a:
Nie uważacie, że bycie agnostykiem to pójście na łatwiznę? Taki mi przyszło do głowy po tej wypowiedzi:
JestemSam napisał/a:
neguję to, że bóg nie może istnieć, jednocześnie negując jego istnienie, ot takie przeczenie samemu sobie, czekając na stuprocentowy pewnik
Ja tak nie uważam. Wolę powiedzieć - jestem agnostykiem, niż mówić, że wierzę, co jest nieprawdą, albo, że nie wierzę - co również jest nieprawdą. Zazwyczaj odpowiedzi to - tak, nie, nie wiem, przy czym w przypadku wiary, nie wiem równa się wg mnie z agnostycyzmem.
Równie dobrze, chrześcijaństwo, wpajane przez rodziców od małego i to nieświadomie już przy chrzcie, jest pójściem na łatwiznę. Bo tak powinno być, bo trzeba dziecko wychowywać w wierze i wpajać jemu ją od kiedy jest nieświadome. Łatwizną jest niepozostawienie wyboru i wolnej woli, którą podobno daje Bóg. Poza tym dla mnie wielkim błędem jest to, że Polska jest państwem nadal chrześcijańskim, narzucającym wiarę. Np. na inauguracji roku akademickiego parę dni temu, po złożonej przysiędze, dziekan mówi: Tak nam dopomóż Bóg. Właśnie coś jest z tym nie halo. Ja rozumiem, że ktoś wierzy i nic do tego nie mam, ale narzucanie wiary przez państwo jest zupełnie inną rzeczą.
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
Ostatnio zmieniony przez opcjonalna 2012-10-01, 13:16, w całości zmieniany 1 raz
Nie uważacie, że bycie agnostykiem to pójście na łatwiznę? Taki mi przyszło do głowy po tej wypowiedzi:
JestemSam napisał/a:
neguję to, że bóg nie może istnieć, jednocześnie negując jego istnienie, ot takie przeczenie samemu sobie, czekając na stuprocentowy pewnik
Tak to rozumiem, że ok, nie ma Boga, to nie ma, ale jeżeli będzie to ja w niego chyba/może/zobaczymy uwierzę.
Jak dla mnie, to wiara, czy też ateizm są pójściem na łatwiznę.
Pierwsza opcja - wierzysz w coś, co ktoś kiedyś powiedział, czy też napisał i tak musi być.
Druga opcja - nie wierzysz, że coś może istnieć i wyłącznie zaprzeczasz każdemu, kto twierdzi inaczej, zamykając się na opinie. I choćby samo bóstwo stanęło przed Tobą, to nie uwierzysz.
A agnostycyzm to dla mnie wieczna dyskusja i poszukiwanie prawdy. Takie wyznaczenie sobie zadania, by odkryć, która strona miała rację. Wieczne szukanie argumentów za i przeciw, rozstrzyganie każdej pojedynczej zagwozdki z pytaniem "Czy faktycznie mogło tak być?". A do tego jest to skazanie siebie na rodzaj wiecznej męczarni i gubienia się w stosie argumentów i powstających za nimi nowymi pytaniami.
Podsumowując, dla mnie agnostycyzm to cholernie ciężka praca, w porównaniu do tego, co oferuje wiara/ateizm/deizm/etc.
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-10-01, 15:05
JestemSam napisał/a:
Jak dla mnie, to wiara, czy też ateizm są pójściem na łatwiznę.
Pierwsza opcja - wierzysz w coś, co ktoś kiedyś powiedział, czy też napisał i tak musi być.
Druga opcja - nie wierzysz, że coś może istnieć i wyłącznie zaprzeczasz każdemu, kto twierdzi inaczej, zamykając się na opinie. I choćby samo bóstwo stanęło przed Tobą, to nie uwierzysz.
A agnostycyzm to dla mnie wieczna dyskusja i poszukiwanie prawdy.
doooookładnie, po prostu mogę stwierdzić, że wyjąłeś mi to spod palców
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
Podsumowując, dla mnie agnostycyzm to cholernie ciężka praca, w porównaniu do tego, co oferuje wiara/ateizm/deizm/etc.
Prawda jest taka, że wiara też jest ciężką pracą - wiecznym poszukiwaniem bóstwa w swoim życiu... oczywiście mówię tu o ludziach dla których wiara jest czymś więcej niż wyklepaniem regułki przed pójściem spać. Ateizm z kolei motywuje do poszukiwania znaczenia w świecie pozbawionym "wielkiego potem" co jeżeli ktoś podchodzi do tego poważnie także łatwe nie jest. Można być "leniwym" wierzącym, "leniwym" ateistą, a nawet "leniwym" agnostykiem i wtedy jest to pójście na łatwiznę.
Wydaje mi się, że wtedy to tylko znaczek przypisany do osoby, ponieważ dla mnie pójście na łatwiznę w ten sposób równa się z obojętnością i chęcią bycia przypisanym do jakiejkolwiek grupy.
"Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy."
Podsumowując, dla mnie agnostycyzm to cholernie ciężka praca, w porównaniu do tego, co oferuje wiara/ateizm/deizm/etc.
Prawda jest taka, że wiara też jest ciężką pracą - wiecznym poszukiwaniem bóstwa w swoim życiu... oczywiście mówię tu o ludziach dla których wiara jest czymś więcej niż wyklepaniem regułki przed pójściem spać. Ateizm z kolei motywuje do poszukiwania znaczenia w świecie pozbawionym "wielkiego potem" co jeżeli ktoś podchodzi do tego poważnie także łatwe nie jest. Można być "leniwym" wierzącym, "leniwym" ateistą, a nawet "leniwym" agnostykiem i wtedy jest to pójście na łatwiznę.
Wiara, jak sama nazwa mówi po sobie, polega na wierzeniu, więc nie wiem, dlaczego ktoś faktycznie wierzący miałby go szukać. Wiara nie polega na szukaniu, udowadnianiu, czy też wnioskowaniu, ale przede wszystkim wierze.
Znowuż ateizm wcale nie ma trudniejszej sytuacji od agnostycyzmu w sytuacji, którą przedstawiasz, bo dla agnostyka równie dobrze może nie istnieć żadne "potem". Tak też agnostyk nie tylko nie może liczyć na żadne "potem", dopóki nie znajdzie na nie dowodów, to dodatkowo jest zajęty szukaniem dowodów na istnienie, tudzież nieistnienie bóstw. Ma o przynajmniej jedno zadanie więcej, które również nie jest łatwe.