Zwierciadło, widzę, że specjalizujesz się w kwestii nieradzenia sobie ze sobą . Nie lubię, gdy ktoś próbuje wmówić mi, że jestem naiwna, głupia czy wmawia, że nie szukałam "alternatywnych metod" i udaje do tego, że zna się na zdrowiu psychicznym lepiej niż rzesza terapeutów i psychiatrów, na których do tej pory trafiłam.
Niestety w tym temacie nie można przeklinać... Pozostaje mi tylko powiedzieć: Zwierciadło, walnij się w łeb patelnią i sprawdź czy Ci na mózg pomoże (bo ja się obawiam, że współczesna medycyna może mieć problem) .
[ Komentarz dodany przez: chiroptera: 2019-11-12, 14:40 ] Ago, my się już sytuacją zajmiemy. A Ciebie mimo wszystko proszę o nie obrażanie drugiego użytkownika.
Nie mówię że jesteś głupia. Tylko naiwna, że cięcie załatwią twój ból w sercu. Znaleźć hobby które sprawi Ci radość, choćby szukanie ładnych kamieni. Rysowanie, ale nie byle jakie tylko przykładanie się do tego, miej tej obraz w głowie i staraj się "dokładnie" go przerysować. Jest masa rzeczy które mogą to zastąpić. Ale to Twoje życie, rób co chcesz, wyrażam swoje zdanie
Przejdz się na spacer, a nie się tniecie. Jest dużo rzeczy które mogą to zastąpić, dużo lepszych. Przeszłość to przeszłość, teraźniejszość nie naprawi nóż i ręka czy inna część ciała. To naiwne.
No nie wiem czy to takie proste. Sama bym nie potrafiła a co dopiero ludzie z poważnymi problemami psychicznymi.
Piotr4s, nie wiem czy to odpowiedni temat na Twoje pytania. Może być też ciężko z uzyskaniem odpowiedzi. Sporo już zostało napisane. Wiele osób przyszło, przeszło i poszło... Do tego obawiam się, że zrozumienie może być konkretnej jednostki, a nie, jak wielu sądzi, grupy ludzi autoagresywnych jako takiej.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10450 Skąd: świat
Wysłany: 2020-03-23, 20:37
Spodziewam się, że ile użytkowników się wypowiedziałoby na ten temat, tyle byłoby różnych odpowiedzi. Nie ma jednej,"właściwej", która nadawałby się do podręcznika. Każdy ma swój powód, ba, nawet jedna osoba może mieć różne powody co budzi inne psychiczne odczucia. Fizyczne w sumie też, każdy ma inny próg bólu.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Adenium, szczerze? Czasem bym chciała, nawet teraz. Tylko, że choroba mi na to nie pozwala. Oczekiwałabym zrozumienia i przytulenia.
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Piotr4s, nie rozumiem dlaczego pytasz mnie o takie rzeczy
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Miałam dzisiaj pierwsze spotkanie z nową psycholożką i powiedziała mi, że w trakcie psychoterapii moje okazjonalne samookaleczanie mogłoby się pogorszyć. I jednym z warunków jej prowadzenia jest uświadomienie moich rodziców, że mam takie skłonności, czy coś. Raz widzieli ślady, ale kilka lat temu - zbagatelizowałam je i obiecałam, że się to nie powtórzy. Oczywiście. Przeraża mnie ponowienie tego, nie chcę aby o czymkolwiek wiedzieli, żeby się martwili. Na dodatek musiałabym tym bardziej trzymać rękę na pulsie i zachowywać się przy nich normalnie. Cholernie mnie to wszystko przeraża i bardzo kusi mnie, żeby po prostu zrezygnować. Z drugiej strony to byłoby jak splunięcie w twarz mojej mamie, która załatwiła mi tę specjalistkę. Nic już nie wiem...
Widzę, że sporo osób tutaj jakoś dawało radę poruszać tę kwestię i bardzo to podziwiam :'3
Miałam dzisiaj pierwsze spotkanie z nową psycholożką i powiedziała mi, że w trakcie psychoterapii moje okazjonalne samookaleczanie mogłoby się pogorszyć. I jednym z warunków jej prowadzenia jest uświadomienie moich rodziców, że mam takie skłonności, czy coś. Raz widzieli ślady, ale kilka lat temu - zbagatelizowałam je i obiecałam, że się to nie powtórzy. Oczywiście. Przeraża mnie ponowienie tego, nie chcę aby o czymkolwiek wiedzieli, żeby się martwili. Na dodatek musiałabym tym bardziej trzymać rękę na pulsie i zachowywać się przy nich normalnie. Cholernie mnie to wszystko przeraża i bardzo kusi mnie, żeby po prostu zrezygnować. Z drugiej strony to byłoby jak splunięcie w twarz mojej mamie, która załatwiła mi tę specjalistkę. Nic już nie wiem...
Widzę, że sporo osób tutaj jakoś dawało radę poruszać tę kwestię i bardzo to podziwiam :'3
Krycie się z samookaleczaniem jest moim zdaniem na pewnym etapie hmmm... zrozumiałe i normalne (człowiek się chyba wstydzi tego jaki jest, że sobie nie radzi itp.), ale powiem Ci, że jeśli ktoś chce wyzdrowieć, to jest to jedna z pierwszych rzeczy, jaką warto przełamać. Nie ładuj się w poczucie winy względem matki, rodziców bo to tylko dokłada do tego wozu, który ciągniesz. Myśli typu "żeby się nie martwili", "nie chcę dokładać" czy prowadzenie podwójnego życia (że przy rodzicach musisz się zachowywać "normalnie") są obarczające i nie warto ich słuchać i brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.
A decyzja do podjęcia jest taka: czy chcesz dać sobie pomóc i wyzdrowieć? I to nie dla mamy, taty, dziadka, przyjaciół - nikogo innego - tylko dla siebie?