Wysłany: 2011-09-07, 23:56 Gdy ciągnie nas do niewłaściwych osób...
Jeszcze porządnie się nie rozstałam z moim ex... a już widzę, że mam potężne ciągoty w złą stronę... Dlaczego ja nie potrafię się zainteresować normalnym chłopakiem? Dlaczego czuję ten dziwny magnetyzm, fascynację, zauroczenie zawsze kiedy spotykam na swojej drodze poranioną, rozzłoszczoną, niespokojną duszę? Jestem całkowicie pochłonięta w ułamku chwili, kiedy tylko taki mężczyzna pozwoli mi się poznać... i oferuję z miejsca swoją przyjaźń, a pewnie teraz, gdy będę wolna też i więcej... i tylko pozostaje pytanie co ja jestem w stanie z takim człowiekiem zbudować? Jak śpiewała Kelly Clarkson "would it be beautiful or just a beautiful disaster?" I wiem, że zapewne będzie to jedynie piękna katastrofa... w końcu mój R. też mnie złapał na "pokrewieństwo dusz"... To niby naturalne, że monstrum we mnie szuka kontaktu ze swoim gatunkiem, ale zbliżenie takich dwóch potworów może się skończyć tylko źle. Powinnam już się nauczyć, ale uczucia wyraźnie nie zamierzają mnie słuchać - mijam jak bryła lodowa zdrowych, wesołych facetów by rozpalać się dzikim płomieniem, gdy na mojej drodze stanie ktoś z rodzaju tych, których powinnam unikać... I co zrobić? Przyłożyć sobie pangą w łeb? A może pogodzić się z tym i stworzyć kolejny toksyczny związek?
A Was ciągnie czasem do niewłaściwych osób? Macie tendencję do ładowania się w kolejne toksyczne relacje? Ciągle trafiacie na łotrów albo złe kobiety? Podobno zbiegi okoliczności nie istnieją i sami odpowiadamy za to jakich ludzi przyciągamy... Jak jest u Was? Znacie lek na takie niezdrowe fascynacje?
Ja nie mam problemu z takimi relacjami. Jest tak zapewne dlatego, że jak coś zrobi coś nie tak, albo nie podoba mi się jego zachowanie to walę prawdę prosto z mostu, nie owijam w bawełnę. To jest o tyle dobre, że takiego niepożądanego ktosia (i to nie tylko faceta ale też ewentualną kandydatkę na psiapsiółkę) odstraszam od siebie dość skutecznie. Mam dość specyficzne poczucie humoru i charakter
Wysłany: 2011-09-08, 04:31 Re: Gdy ciągnie nas do niewłaściwych osób...
Emaleth napisał/a:
I co zrobić? Przyłożyć sobie pangą w łeb?
Spokojnie, na rodzinnych podtatusiałych misiów przyjdzie czas jak się zechcesz rozmnażać. Na razie korzystaj z życia, a najlepszy partner do tego, to właśnie "zły" .
Jesteśmy różni od siebie i mamy wady, dlatego w jakim związku byśmy się nie znaleźli, coś nam będzie przeszkadzać. Grunt w tym, żeby chcieć tego samego, chcieć się zmieniać dla tej drugiej osoby i pragnąć jej szczęścia i dobra. Ten "wesoły chłopak" może być fajny tylko przez chwilę i może czasami dotkliwiej zranić, a ten "smutny" może bardziej doceniać to, że jesteś. To zależy od sytuacji.
Zaq napisał/a:
Spokojnie, na rodzinnych podtatusiałych misiów przyjdzie czas jak się zechcesz rozmnażać. Na razie korzystaj z życia, a najlepszy partner do tego, to właśnie "zły" .
Dla mnie to co napisałeś jest w ogóle sprzeczne samo w sobie. Życie nie opiera się tylko na seksie(wbrew rozgłaszanej przez media opinii). Chcąc znaleźć kogoś wyjątkowego, samemu trzeba dążyć do tej wyjątkowości. "Ja będę korzystać z życia, a on/ona ma być w tym "zły/a", bo tacy są najlepsi" - beznadziejne myślenie. Czy chciałbyś się związać na dłużej z kobietą, która "korzysta z życia" i "przerżnął" ją każdy w okolicy? No chyba nie, bo po pierwsze - ona nie umie zbudować długiego związku, bo z każdym szła do łóżka na pierwszej randce, a po drugie będzie Cię zdradzać, bo kiedy minie okres zauroczenia to jej się znudzisz. Ale to jest moje subiektywne zdanie.
Grunt w tym, żeby chcieć tego samego, chcieć się zmieniać dla tej drugiej osoby i pragnąć jej szczęścia i dobra. Ten "wesoły chłopak" może być fajny tylko przez chwilę i może czasami dotkliwiej zranić, a ten "smutny" może bardziej doceniać to, że jesteś. To zależy od sytuacji.
Tylko, że to jest właśnie ta pułapka... jestem pewna, że taki wewnętrznie podobny do mnie mężczyzna będzie mnie cenił i adorował, a ja będę próbowała go ocalić, wyprowadzić na prostą, co oczywiście mi się nie uda... a jak się uda to więź między nami pęknie, bo zabraknie nam znanej dynamiki, na której związek się opierał - skoro, go zbawię nie będzie już atrakcyjny, bo zniknie pokrewieństwo dusz... skoro on będzie na prostej i niezależny ja przestanę być potrzebna... już to przerobiłam... Taki związek to piękna katastrofa... uczucia zawsze na 5 biegu czy to wielka miłość i wielkie wyznania czy wściekłość i latająca zastawa... i kiedy trzeba trochę zwolnić okazuje się, że jest nudno, więc ktoś zawsze znajdzie sposób aby podgrzać atmosferę... albo przychodzi czas na rozstanie.
Cytat:
Spokojnie, na rodzinnych podtatusiałych misiów przyjdzie czas jak się zechcesz rozmnażać. Na razie korzystaj z życia, a najlepszy partner do tego, to właśnie "zły" .
No nie wiem czy mam aż tak dużo czasu - zegar biologiczny tyka, a ja się młodsza nie staje. Jasne, że następny związek wolałabym luźniejszy... krótszy... ale czy nie lepiej od razu próbować z takim gatunkiem mężczyzn, z którymi jestem w stanie coś poważniejszego zbudować - wiesz... tak dla treningu.
Emaleth, Tobie potrzebny facet który siedzi samotnie w pustej piwnicy i słucha po nocach Carpathian Forest i Burzuma, facet lekko inny, który nie nosi nic na innego niż czerń i który odprawia rytuały na cmentarzu, i taki który na "kocham cię" odpowiada "ARGHHHHHHHH! CTHULHU FTAGN !" HAHAHA
taki który na "kocham cię" odpowiada "ARGHHHHHHHH! CTHULHU FTAGN !" HAHAHA
I taki, który podczas orgazmu inkantuje In Nomine Dei Nostri Satani?
Nie mogę - padłam Masz o mnie interesujące zdanie... Ciekawe jak mnie sobie wyobrażasz? Z wypatroszonym kotem na ramieniu?
Edit: Jest jeszcze jeden problem... ja jestem z gatunku tych, u których lojalność jest dużo, dużo przed praworządnością... boję się, że kiedyś, ktoś to wykorzysta.
Ostatnio zmieniony przez Scarlet Halo 2011-09-08, 21:01, w całości zmieniany 3 razy
Emaleth, dobrym wyjściem byłby facet, który chciałby wyprowadzić na prostą tak bardzo jak Ty jego. Wtedy mielibyście wspólny cel i więź pewnie byłaby silniejsza. Ale to także może okazać się toksyczną pułapką. I tak źle i tak nie dobrze.
ha, ja mam dokładnie tak samo. jeśli chłopię jest radosne to dla mnie skreślone. smutne głębokie oczy, niedostępność, to jest to. mój pierwszy poważny związek trwał 6 lat, była to stała szarpanina. drugi, niedawno zakończony to ciągłe spadanie z nieba do piekła no i w końcu skok z okna. i tęsknię za tym. i tylko takich chcę.
Ostatnio zmieniony przez escoria 2011-12-11, 15:05, w całości zmieniany 1 raz
Mnie ogółem nie ciągnie do ludzi. Muszę mieć naprawdę wielką potrzebę pobycia z kimś. Jak mi ktoś przez chwilę nie ''podpasuje'' , nawet nie zaczynam bliższych relacji. Może jestem za wymagająca, ale jest to lepsze niżbym miała się kleić do kogoś kto mnie ostentacyjnie odrzuca A płeć przeciwna intryguje mnie tylko wtedy gdy jest bardzo nieśmiała, a w środku taki łobuz co się uaktywnia w odpowiednim momencie Niekiedy trafia się na złe osoby.. I ciągnie do nich bo zdają się dobrzy. Ale nigdy do końca nikogo nie poznamy a w każdym z nas czai się zło - mniejsze czy większe..
Po ziemi gonimy mare, którą każdy nosi we własnym sercu, i dopiero gdy stamtąd ucieknie, poznajemy, że to był obłęd...
Zauważyłam, że ciągnie mnie do ludzi, którzy źle na mnie wpływają. Zdarza mi się pod wpływem impulsu dostosować do kogoś w danej sytuacji, tak szybko, że moi stali znajomi często bywają zaskoczeni. Ostatnio jednak z tym walczę, każde moje działanie jest przemyślane.
Oj ja tez uwielbiam toksyczne związki Zawsze wybiorę sobie faceta, który jest nieosiągalny, potrafię wzdychać do takiego człowieka przez bardzo długi czas, a gdy on się mną zainteresuję to ja się wycofuję. ZAWSZE tak robię: jak ktoś chce, to ja nie chcę, a jak on chce to ja nie chcę i takie kółko. Chyba czekam na właściwą osobę, która mnie z tego wyciągnie.