Wiek: 36 Dołączył: 08 Cze 2015 Posty: 74 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-24, 19:24
Nie potrafie okreslic czy sie ciesze. Na przyklad usmiecham sie, ale nie czuje radosci. Wszystko jest przytlamszone, jakbym sie przedzieral przez gesta pajeczyne. I smutek i radosc, wszystko. Kiedys czulem mocniej. Bylem bardziej czlowiekiem.
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad, Aż ją w olszynie zaskoczył gad. Skrętami dławił, ująwszy wpół, Od stóp do głowy pieścił i truł. Uczył ją wspólnym namdlewać snem, Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem, I od rozkoszy, trwalszej nad zgon, Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Wiek: 32 Dołączyła: 17 Mar 2015 Posty: 514 Skąd: pomorskie
Wysłany: 2015-07-24, 19:29
Pasterz Wilków, Też uśmiecham sie ale nie czuje radości... jednak jak sie smucę to to mnie wypełnia całą, smutek czuję bardzo wyraźnie... aż do szpiku kości. Siedzę wtedy nieruchomo w jednym miejscu i nie chce mi sie ruszać, jeść pić nic.... tylko czarne myśli
Tak strasznie się obwiniam Przyjacielu, że musiałeś umrzeć bym sobie o Tobie przypomniała!
Wiek: 36 Dołączył: 08 Cze 2015 Posty: 74 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-24, 19:35
Ech ja nie potrafie powiedziec co dokladnie czuje. Wiem tylko ze jestem uposledzony ood tym wzgledem. Ale wiem ze nie jestem socjopata. Potrafie wspolczuc, tylko raczej zwierzetom niz ludziom. Ech chyba nie jestem najlepszym kompanem do tej rozmowy;)
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad, Aż ją w olszynie zaskoczył gad. Skrętami dławił, ująwszy wpół, Od stóp do głowy pieścił i truł. Uczył ją wspólnym namdlewać snem, Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem, I od rozkoszy, trwalszej nad zgon, Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Wiek: 36 Dołączył: 08 Cze 2015 Posty: 74 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-24, 19:44
Cos sie stało i to był kulminacyjny. Ale to byl tylko wyzwalacz, czegos co narastalo od lat. A u Ciebie o sie stalo?
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad, Aż ją w olszynie zaskoczył gad. Skrętami dławił, ująwszy wpół, Od stóp do głowy pieścił i truł. Uczył ją wspólnym namdlewać snem, Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem, I od rozkoszy, trwalszej nad zgon, Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Wiek: 32 Dołączyła: 17 Mar 2015 Posty: 514 Skąd: pomorskie
Wysłany: 2015-07-24, 19:50
Pasterz Wilków, Tak jak u Ciebie. Kumulacja. Przez wiele lat ciągłe krzywdy, zawody, niespełnione miłości, świadomość co do tego jaki jest świat, jacy są ludzie, jakie to wszystko okrutne, agresywne, bezlitosne i niszczące morale. Dużo mnie spotkało złych rzeczy w krótkim czasie i nagle bum jeden atak paniki który zmienił moje zycie diametralnie. Tak jest po dziś dzień. Już nie wiem kim jestem kim chce być. Jednego dnia czuję w sobie człowieczeństwo, jestem wyrozumiała, współczująca i tkliwa a drugiego jestem bezlitosną suką egoistką i mogłabym być płatnym zabójcą tyle mam w sobie nienawiści.
Tak strasznie się obwiniam Przyjacielu, że musiałeś umrzeć bym sobie o Tobie przypomniała!
Ostatnio moja psychoterapeutka w opisie napisała "wyraźne objawy anhedonii".
W moim przypadku to to, że nic mnie nie cieszy, a w większości przypadków czuję totalną obojętność.
Ten stan jest mi dobrze znany i już nawet tak bardzo mi nie przeszkadza, przyzwyczaiłem się. Ale czasem sobie myślę, że chciałbym jeszcze kiedyś być szczęśliwy.
Jestem przekonany, że nigdy nie będę szczęśliwy.
Nie wiem co to znaczy "być szczęśliwym". Kiedy to się objawia, jak to się objawia.
Nawet jak coś potrafi mnie pozytywnie nastroić, jak to może trwać w moim przypadku długo, jak będę chciał obudzić się rano z chęcią do działania, jest to zawsze przyćmiewane przez myśli samobójcze.
Ja nie wiem. Nawet jak nie chcę umrzeć, to te myśli mnie nie opuszczają. "Gdyby nie myśl o samobójstwie już dawno bym się zabił".
Zauważyłem, że ludzie wokół mnie z czasem mają do mnie pretensje o to, że pomimo że mam wsparcie, chcę coś zmienić, r o b i ę coś, to te myśli samobójcze są - pomimo uśmiechu - prawdziwego, czy też udawanego. Nawet jak naprawdę odczuwam, że chcę i mam dla kogo żyć, że chcę coś zmienić, ułożyć sobie jakoś jutro, to te myśli są zawsze ze mną. Jakby już były częścią mnie i nigdy mnie nie opuszczą. Jakby były jakimś potworem, cieniem, który się za mną wlecze i co jakiś czas oplata mnie swymi mackami i nie daje oddychać.
Kiedyś ktoś mi powiedział, że nawet jeśli nie potrafię być szczęśliwy i odczuwać przyjemności, to mam postarać się być nie nieszczęśliwy.
I chyba na tym powinienem się skupić.
Własciwie zrobiło się wręcz tragicznie, bo muzyka dawała mi siłę, a teraz przy niej płaczę i wpadam w czarną rozpacz. Nie ma nikogo kto poprawiłby mi humor, bo w sumie praktycznie nikogo nie ma. Ostatnio w ogóle czuję, że jestem całkowicie zbędnym elementem, który zabiera ludziom czas i zmusza do swojego widoku. Rysowanie czy spacer nie dają żadnych pozytywnych emocji, a niejednokrotnie pogłębiają mój zły stan.
Z dnia na dzień silniejsza
Ostatnio zmieniony przez Evi 2015-12-21, 01:49, w całości zmieniany 1 raz